O powołaniach i kandydatach do kapłaństwa z ks. Markiem Dziewieckim rozmawia Kajetan Rajski
- Księże Marku, zacznijmy naszą rozmowę od wyjaśnienia Czytelnikom, co oznacza słowo „powołanie”?
- Powołanie to Boży pomysł na życie dla każdego z nas! To Boże marzenie na temat naszego sposobu istnienia na Ziemi. Bóg jest tak niezwykły, troskliwy i czuły w swej miłości do człowieka, że nie tylko stworzył nas z miłości — i to na swoje podobieństwo! — ale też każdemu z nas chce pomagać w pójściu optymalną, czyli błogosławioną drogą życia. Nawet najwspanialsi rodzice nie znają nas aż tak dobrze i nie kochają nas aż tak bardzo, jak Bóg. Właśnie dlatego rodzice czasem mylą się wtedy, gdy próbują podpowiadać określoną drogę życia dorastającym synom czy córkom. Bóg nie myli się nigdy, gdyż zna nas „na wylot”. Ryzyko jest jedynie z naszej strony i polega na tym, że nie posłuchamy Boga, który podpowiada nam najlepszą z możliwych dróg życia.
- Czym w takim razie jest powołanie, z jakich się składa elementów?
- Od strony człowieka powołanie to przyjęcie niepowtarzalnej drogi życia, jaką każdemu z nas podpowiada Bóg jako najlepszy Przyjaciel i najlepszy trener tych, którzy pragną świetnie nauczyć się sztuki życia i wygrać życie. Wydaje mi się, że warto w powołaniu wyodrębnić trzy zadania, jakie stoją przed każdym człowiekiem. Zadanie pierwsze to przyjąć dar człowieczeństwa. Zwierzęta nie są obdarzone ani rozumnością, ani wolnością. Z tego właśnie względu nie są w stanie ani odrzucić, ani świadomie przyjąć otrzymanego sposobu istnienia. Tymczasem człowiek obdarzony zdolnością myślenia i wolnością, sam decyduje o tym, czy i na ile uszanuje dar człowieczeństwa, który Stwórca mu zawierzył. Pierwszym zadaniem człowieka jest przyjęcie i respektowanie skarbu człowieczeństwa, którym Bóg nas obdarzył. Łaska powołania bazuje na naturze. Im bardziej dany nastolatek dorasta do bogatego człowieczeństwa, tym większą ma szansę na to, by z wdzięcznością przyjąć i wiernie realizować propozycje, jakie Bóg do niego kieruje.
W miarę dorastania do bogatego człowieczeństwa, Bóg proponuje każdemu z nas, byśmy stawali się coraz bardziej podobni do Niego, czyli byśmy dorastali do świętości. Człowiek święty to nie tylko ktoś dobry i ofiarny, ale to także ktoś mądry i rozważny. To ktoś świadomy swej godności ukochanego dziecka Bożego. Święty — na wzór Jezusa — prawdziwy „spryciarz Boży”! To ktoś, kto całą swoją inteligencję, wiedzę i wykształcenie wykorzystuje wyłącznie w jednym celu: po to, by kochać!
- Wiem, że rozróżniane jest powołanie powszechne — do życia i do wiary, a także powołanie określone — świeckie i konsekrowane, duchowne.
- Oczywiście, można dokonać takich właśnie rozróżnień. Ich treść mieści się w tym, co powiedziałem przed chwilą. Otóż powołanie do życia to powołanie do bogatego człowieczeństwa, czyli do życia w sposób godny godności człowieka. Z kolei powołanie do wiary to powołanie do świętości. W ramach powołania do świętości, mamy trzy podstawowe formy powołań szczegółowych, które wyliczyłeś. Najpierw to są powołania świeckie. Zdecydowania najczęściej chodzi tu o powołanie do świętego małżeństwa i do szczęśliwej rodziny. Druga grupa powołań to powołania do życia konsekrowanego według rad ewangelicznych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Wreszcie grupa trzecia to powołania do kapłaństwa sakramentalnego.
- Chciałbym dalszą część naszej rozmowy poświęcić powołaniu kapłańskiemu. Wiemy, że powołuje Pan Bóg. Przykłady możemy znaleźć w Piśmie Świętym. W Starym Testamencie znajdujemy sceny powołania Abrahama (Rdz 12,1-9; 22,3-18), Mojżesza (Wj 2,23-3,15), Jozuego (Joz 1,1-9), Gedeona (Sdz 6,11-24), Samsona (Sdz 13,1-24), Samuela (1 Sm 3,1-20), Saula (1 Sm 9,11-10,10), Dawida (1 Sm 16,1-13), Eliasza (1 Krl 17,1-24), Elizeusza (1 Krl 19,9-21), Izajasza (Iz 6,1-13; 61,1-11), Jeremiasza (Jr 1,4-10; 20,7-18), Ezechiela (Ez 2,1-3; 11,1-4), Ozeasza (Oz 1,2-9), Amosa (Am 7,15), Jonasza (Jon 1,1-16; 3,1-3). Z kolei w Nowym Testamencie Bóg powołuje Jana Chrzciciela (Łk 1,8-25; Mt 11,7-15; Mk 1,1-8), Maryję (Łk 1,26-38; 2,33-35), Uczniów (J 1,37-51; Mk 1,16-20; Łk 5,1-11; Mt 4,18-22; J 1,43-49), czy wreszcie Pawła (Dz 9,1-19; 22,6-21; Ga 1,11-24; 1 Tm 1,12-17). Jakie jest dla nas znaczenie tych biblijnych powołań?
- Pismo Święte upewnia nas o tym, że genezą kapłaństwa jest miłość Boga do człowieka. Oto Jezus lituje się nad ludźmi, gdyż byli jak owce pozostawione bez opieki. „A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9, 36). Powołanie kapłańskie rodzi się z tej właśnie miłości i troski Boga o człowieka znękanego i porzuconego, o człowieka, który jest krzywdzony nie tylko przez innych ludzi, ale nawet — jak syn marnotrawny - przez samego siebie.
Kapłaństwo wynika jednak nie tylko z troski Boga o ludzi poranionych i bezradnych. Wynika ono z troski o każdego człowieka, a zatem także z troski o ludzi, którzy dojrzale kochają i są już szczęśliwi. Tacy ludzie także potrzebują pomocy i umocnienia w dobru. Mogą być przecież jeszcze bardziej dojrzali szczęśliwi. Nie ma granic w rozwoju człowieka! Przykładem jest bogaty, szlachetny i szczęśliwy młodzieniec z Ewangelii, który podchodzi do Jezusa i pyta Go o to, co dobrego, co jeszcze lepszego niż dotąd może czynić? Także ludzie szlachetni i szczęśliwi potrzebują wsparcia, umocnienia w dobru, w świętości, w wierności otrzymanemu powołaniu. Bóg posyła kapłanów dosłownie do wszystkich ludzi: do młodych i starych, do dobrych i złych, do świętych i grzeszników, do radosnych i smutnych, do zdrowych i chorych. Każdy z nas potrzebuje duchowego przyjaciela i „rezerwowego” rodzica, posłanego od Boga.
- Co oznacza powołanie kapłańskie?
- O ile powołanie do małżeństwa możemy uznać za powołanie, które nie zaskakuje, o tyle powołanie do kapłaństwa jest darem zaskakującym, na który nikt z powołanych sobie nie zasłużył. Nikt z ludzi nie może rościć sobie prawa do bycia kapłanem. Kapłaństwo nie jest jednym z praw obywatelskich, które przysługują człowiekowi. Jest ono zaskakującym darem Bożej miłości. Jest Bożym pomysłem. Jest wyrazem troski Boga o człowieka.
Wbrew powszechnemu przekonaniu, kapłan to nie specjalista od moralności, duchowości i religijności. Kapłan na wzór Jezusa to specjalista od całego człowieka. Jezus przecież rozumiał i uzdrawiał całego człowieka, a nie tylko sferę ducha. Kapłan to ktoś, kto troszczy się o nasz doczesny los tu i teraz, a zwłaszcza o los małżonków, ich dzieci i całych rodzin. Kapłan to ambasador Boga. To świadek miłości Boga do człowieka, a także świadek Bożej prawdy o człowieku. Kapłan to ktoś, kto rezygnuje z założenia własnej rodziny, gdyż jest powołany do tego, by wszystkich spotykanych ludzi kochać jak własnych krewnych.
- „Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15, 16a) — jak dobrze odczytać to powołanie skierowane do nas przez Pana Boga?
- To prawda... „Nie wyście mnie wybrali...”. Nikt z ludzi nie może przypisywać sobie prawa do bycia kapłanem. Kapłaństwo nie jest jednym z praw obywatelskich, które z natury przysługują człowiekowi. Jest ono niezwykłym darem Bożej miłości. Jest Bożym pomysłem. Jest wyrazem troski Boga o człowieka. Jest owocem Bożej łaski. Kapłaństwo jest też tajemnicą. Jest tajemnicą spotkania dwóch wolności: wolności Boga, który powołuje oraz wolności człowieka, który odpowiada na to powołanie. Często sam powołany nie jest w stanie do końca wytłumaczyć nawet samemu sobie, jak to się stało, ze odkrył on i zrealizował powołanie do kapłaństwa. Nie ma jednego schematu, jednego, wspólnego dla wszystkich sposobu odkrywania powołania do kapłaństwa. Jedni alumni mówią mi o tym, że już od dzieciństwa byli pewni, że Bóg ich powołuje do kapłaństwa. Inni z kolei nawet po kilku latach pobytu w seminarium duchownym ciągle jeszcze nie są pewni, czy to jest właściwe dla nich miejsce i czy kapłaństwo jest rzeczywiście ich powołaniem...
- W jaki sposób możemy poznać, że Pan Bóg d powołuje nas o bycia kapłanem?
Podstawowym znakiem powołania do kapłaństwa jest osobista przyjaźń z Chrystusem. Ten nastolatek, który nie jest zaprzyjaźniony z Chrystusem, nie jest w stanie usłyszeć głosu powołania i nie może zrealizować zamysłu, który Bóg ma wobec niego. Chrystus jest Tym, który powołuje, a Jego głos można usłyszeć tylko w bezpośrednim spotkaniu ze Zbawicielem. Nikt poza Chrystusem nie może nam objawić naszego powołania. Drugim - obok przyjaźni z Chrystusem - warunkiem odkrycia powołania kapłańskiego jest stanowcza troska o dorastanie do świętości.
Warunek trzeci to dojrzałe rozumienie kapłaństwa. Ten, kto w dojrzały sposób rozumie to powołanie, nie odczuwa poczucia wyższości. Wie, że nie zasłużył on sobie na to powołanie i że wszyscy inni ochrzczeni, którzy nie otrzymali powołania do kapłaństwa, są także powołani do świętości, czyli do życia w Bożej miłości i prawdzie jako małżonkowie i rodzice, jako siostry czy bracia zakonni, jako misjonarze, jako członkowie świeckich instytutów życia konsekrowanego, czy jako osoby w inny jeszcze sposób służące Królestwu Bożemu na tej ziemi.
Kapłaństwo nie jest sposobem na ucieczkę od życia czy na szukanie życia łatwego i wygodnego. Przeciwnie, kapłan to ktoś, kto opuścił wszystko i wszystkich, aby pójść za Jezusem. To ktoś, dla kogo wierność Chrystusowi i otrzymanemu powołaniu jest najwyższa wartością. Kapłan to ktoś, kto za świętym Pawłem może szczerze powiedzieć: dla mnie żyć to Chrystus, a moim najważniejszym zadaniem jest być świadkiem Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.
- Co powinien czynić młody człowiek, uczeń czy to szkoły podstawowej, gimnazjum, czy liceum, który czuje, że chciałby zostać kapłanem? Co ma robić, aby dorastać do powołania, które Bóg mu proponuje?
- Przede wszystkim powinien stawać się coraz bardziej serdecznym przyjacielem Jezusa. Powinien na co dzień rozwijać się w szkole Chrystusa, czyli od Niego uczyć się myśleć, decydować, kochać i pracować. Dorastanie do kapłaństwa jest łatwiejsze wtedy, gdy dany chłopiec o wszystkim rozmawia z Jezusem, czyli gdy znajduje czas na modlitwę, gdy z radością uczestniczy w codziennej Eucharystii i komunii świętej, gdy owocnie korzysta z sakramentu pokuty i pojednania, gdy włącza się w młodzieżowe grupy formacyjne, a także wtedy, gdy jest solidnym synem i uczniem.
Bóg nie powołuje do kapłaństwa jedynie tych, którzy maja najlepsze stopnie w szkole, którzy pochodzą z najszczęśliwszych rodzin czy którzy codziennie przystępują do komunii świętej. Często — jak to podkreśla w. Paweł — Bóg powołuje właśnie tych, którzy w oczach tego świata są słabi i mało znaczący. Jednak zadaniem każdego z powołanych jest stanowcza i cierpliwa praca nad sobą, bo to niezawodny znak współpracy z Bogiem, który powołuje.
Ważnym sprawdzianem powołania do kapłaństwa jest szczególna miłość wobec ludzi ubogich, chorych, zagubionych i odrzuconych. Kandydat do kapłaństwa to ktoś, kto - na wzór Chrystusa - ma szeroko otwarte serce i oczy. To ktoś, kto potrafi zrezygnować z założenia własnej rodziny po to, by kochać miłością Chrystusowa każdego spotkanego człowieka. Kandydat na kapłana to ktoś, kto w szczególny sposób zdolny jest kochać tych, których nikt nie kocha. To ktoś, kto kocha w sposób całkowicie bezinteresowny. To ktoś, kto kocha tych, którzy nie mogą się odpłacić za okazaną miłość. Troska o los ubogich materialnie, duchowo i moralnie to jeden z najpewniejszych znaków powołania do kapłaństwa.
- Znane są nam słowa „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” (Mt 9,37-38). Co jeszcze oprócz modlitwy mogą zrobić wierni, aby tych robotników nie było mało?
- Najważniejsze dla sprawy powołań jest — obok modlitwy — solidne wychowanie dzieci i młodzieży. Tylko ten, kto jest solidnie wychowany do miłości, prawdy, czystości, uczciwości, sprawiedliwości, odpowiedzialności, solidarności, tylko ktoś taki może odkryć i zrealizować swoje powołanie. Współpracownikami Boga w dziele troski o powołania duchowne są więc wszyscy szlachetni wychowawcy. Chodzi tu o takich wychowawców, którzy potrafią cierpliwie kochać i stanowczo wymagać. I którzy — na wzór Jezusa — mają odwagę proponować nastolatkom wyłącznie optymalny sposób postępowania w wolności i świętości dzieci Bożych.
Właśnie — „chodzi tu o takich wychowawców, którzy potrafią cierpliwie kochać i stanowczo wymagać”. Ale przecież Ksiądz wie, że o takich wychowawców obecnie jest trudno. I to nie tylko wśród nauczycieli, ale także wśród rodziców...
- Tak, niestety dorośli też często okazują się dziećmi naszych czasów, zwłaszcza dziećmi niskiej „kultury”, która dominuje i która coraz bardziej krzykliwie zachęca do prymitywnego życia. Wielu małżonków przeżywa kryzys aż do rozwodów włącznie. Wielu nauczycieli skarży się na wypalenie zawodowe. Jedni i drudzy często ulegają mitom w odniesieniu do wychowania, zwłaszcza mitom o „partnerstwie” wobec wychowanków czy o tolerancji jako najwyższej normie w relacji wychowawca - wychowanek. Być dobrym wychowawcą to najpierw odnosić wielkie sukcesy w wychowywaniu... samego siebie. Tymczasem coraz częściej jest tak, że to dorastające dzieci muszą pomagać swoim rodzicom w wychodzeniu z kryzysu.
- W swoich książkach i artykułach porusza Ksiądz często temat szkoły i szkolnych programów wychowania. Są szkoły — niestety nieliczne — w których zwraca się uwagę na prawidłowe wychowanie uczniów, jednak w wielu innych szkołach proces wychowawczy został już dawno zaniedbany...
To smutna prawda. Wchodząc do wielu szkół, widzę zwykle w głównym korytarzu dużą tablicę, na której wypisane są prawa ucznia. W żadnej z odwiedzanych szkół nie spotkałem tablicy, która przypominałaby o obowiązkach ucznia! Groźny dla wychowania jest mit o tym, że szkoła powinna być „neutralna” światopoglądowo. W praktyce oznacza to, że taka szkoła ulega najgorszym światopoglądom, typu: żyj na „luzie” i rób, co chcesz! Równie groźny jest mit o wychowaniu „bezstresowym”. W konsekwencji w wielu szkołach jedynymi niezestresowanymi uczniami są ci, którzy stresują innych. Nauczyciele często dają tak zwaną kolejną „szansę” tym uczniom, którzy drastycznie naruszają regulamin szkoły. Tacy nauczyciele nie mają litości dla pozostałych uczniów w danej klasie czy szkole, a więc dla tych, którzy respektują regulamin i którzy przychodzą do szkoły po to, by się solidnie uczyć i harmonijnie rozwijać. To tylko niektóre przejawy kryzysu szkoły.
W obliczu agresywnego rozszerzania się niskiej, prymitywnej wręcz „kultury”, potrzebne są szkoły z odpowiedzialnymi nauczycielami i z mądrymi rodzicami, którzy współpracują z pedagogami w zakresie wychowania dzieci i młodzieży. Potrzebne są szkoły, w których poważnie traktowany jest regulamin i przyjęty program wychowawczy. Potrzebne są szkoły normalne, czyli takie, które nie próbują resocjalizować zaburzonych uczniów czy podejmować terapii wobec tych, którzy są uzależnieni, gdyż resocjalizacja i terapia to zadania zupełnie innych instytucji. Uczniów z powyższymi trudnościami należy kierować do tychże innych instytucji, gdyż tylko tam mogą oni otrzymać profesjonalną pomoc i nie zakłócać funkcjonowania szkoły.
Każda normalnie funkcjonująca szkoła to prawdziwy D.A.R., czyli prawdziwy Dom Arystokratycznego Wychowania. Marzy mi się to, by nad wejściem do każdej szkoły w Polsce widniał napis: zaszczyt wypełniania obowiązku szkolnego w naszej szkole mogą mieć tylko ci uczniowie, którzy respektują obowiązujący tutaj regulamin! Wtedy każdy uczeń wchodzący do szkoły, łatwiej by sobie uświadamiał, do jakiej instytucji wchodzi i w jakim celu spędza tu wiele godzin każdego dnia.
- Jak w takiej szkole, w której dominuje zło, ma podtrzymać pragnienie zostania kapłanem młody człowiek? Jeden z moich znajomych, który chce pójść do seminarium, mówi, że w jego szkole praktycznie wszyscy używają wulgarnych słów, a na niego patrzą jak na dziwoląga.
- Zadaniem nastolatków jest nie tyle myślenie o tym, jak „podtrzymać pragnienie zostania kapłanem”, gdyż ostateczne decyzje powołaniowe podejmuje się i tak dopiero po maturze. Zadaniem szlachetnych nastolatków tu i teraz jest ich rozwój poprzez solidną pracę nad sobą. Tylko wtedy mogą zrealizować w dorosłym życiu powołanie, które Bóg im podpowiada. A w jaki sposób troszczyć się o własny rozwój w trudnym środowisku szkolnym i rówieśniczym? Najpierw warto zachować zdrową dumę z Boga, który obdarzył nas niezwykłym człowieczeństwem i z rodziców, którzy zadbali i nadal dbają o nasze solidne wychowanie. Warto też uświadamiać sobie fakt, że ci, którzy piją, palą, przeklinają, są agresywni czy wulgarni, to ludzie nieszczęśliwi. Oni wręcz wykrzykują to, że cierpią, że nie czują się kochani i że sami nie uczą się kochać. Warto pamiętać o tym, że każdy z nas ma prawdziwą wolność i dlatego nikt z nas nie ma obowiązku, by być mądrym i szczęśliwym.
Dojrzały nastolatek nie gardzi nikim, ale też nie próbuje „poświęcać” się dla rówieśników w kryzysie po to, by zyskiwać ich uznanie, akceptację czy sympatię. To byłoby samobójcze zachowanie. Dany nastolatek nie powinien też próbować w pojedynkę „ratować” swoich kolegów i koleżanki, gdyż od ratowania młodzieży w kryzysie są głównie dorośli. Ktoś szlachetny nie powinien się też gorszyć prymitywnym postępowaniem rówieśników, gdyż prawo do gorszenia się mają jedynie maluczcy. Mądry chłopak czy mądra dziewczyna to ktoś, kto tym bardziej mobilizuje się do rozwoju, im więcej widzi rówieśników w kryzysie. Warto trwać przy Chrystusie. On daje siłę, mądrość, wytrwałość w dobru. Warto pamiętać, że Dekalog to nie ograniczenie naszej wolności, ale to droga błogosławieństwa, radości i życia...
- Księże Marku, pełni Ksiądz w Polsce posługę Krajowego Duszpasterza Powołań. Co należy do Księdza obowiązków?
Wraz z ks. biskupem Wojciechem Polakiem z Gniezna jestem współodpowiedzialny za pracę Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań. Dwa razy w roku przygotowujemy szkolenia dla diecezjalnych i zakonnych duszpasterzy powołań. Przygotowujemy także Biuletyn na Tydzień Modlitw o Powołania oraz inne publikacje i materiały z zakresu towarzyszenia młodzieży w dorastaniu do powołania. Jestem też odpowiedzialny za kontakt z mediami w tej dziedzinie. Kilka tygodni temu ukazała się moja najnowsza książka właśnie z tej tematyki: „Pójść drogą błogosławieństwa. Zarys duszpasterstwa powołań” (Wydawnictwo Salwator, Kraków 2009). Często spotykam się w szkołach z młodzieżą, nauczycielami i rodzicami W wielu miejscach Polski prowadzę rekolekcje dla studentów, alumnów, księży, katechetów, nauczycieli. Co roku uczestniczę w europejskim sympozjum duszpasterstwa powołań. W tym roku będzie to spotkanie w Rzymie (2-5 lipca), a jego tematem będą sposoby głoszenia Ewangelii powołań.
- Zanim przejdziemy do sytuacji powołań kapłańskich w Polsce, czy mógłby Ksiądz scharakteryzować sytuację powołaniową w Kościołach Europy?
- W Europie od kilkudziesięciu lat obserwujemy wyraźny spadek liczby kandydatów do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Wystarczy powiedzieć, że w całej Europie jest ledwie trzy razy tyle alumnów, co w Polsce. U nas mamy około sześciu tysięcy alumnów w seminariach diecezjalnych i zakonnych, a w pozostałych krajach jest ich w sumie około osiemnastu tysięcy. Nawet w krajach tradycyjnie cieszących się dużą liczbą powołań kapłańskich, obecnie jest niewielu alumnów. Przykładem mogą być nie tylko Włochy, ale także - od kilku lat - Irlandia. W tym na wskroś katolickim kraju działa już tylko jedno seminarium duchowne. Pocieszające jest to, że ci, którzy się zgłaszają do seminariów czy nowicjatów, z reguły okazują się ludźmi dojrzałymi, którzy mają już za sobą solidne zaangażowanie w życie swojej parafii. Są też świadomi trudów, których się podejmą, gdy przyjmą święcenia kapłańskie.
- A jakby określił Ksiądz obecną sytuację w Polsce?
- Zauważam coraz większe zróżnicowanie wśród kandydatów do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Sporo jest takich młodych ludzi, których nazywam Bożymi perełkami. Niektórzy z nich są już po studiach świeckich, mają wiele pasji i pomysłów duszpasterskich, są pracowici, zaangażowani, serdecznie zaprzyjaźnieni z Bogiem, z ludźmi i z samymi sobą. Niestety coraz więcej jest też takich kandydatów, którym rozwój przychodzi z trudem. Mają słabe stopnie w kolejnych szkołach, cierpią z powodu różnych zranień psychicznych, moralnych, rodzinnych. Trudno im o pogodny kontakt z Bogiem i ludźmi. Mamy zatem obecnie nie tylko do czynienia ze spadającą liczbą alumnów i nowicjuszy, ale też z coraz większym trudnościami ludzi młodych w dorastaniu do daru kapłaństwa.
- Przygotowując się do rozmowy z Księdzem przeanalizowałem w różnych świeckich czasopismach artykuły na temat liczby powołań. Dominuje pewnego rodzaju satysfakcja, ukryta za zatroskaniem o to, że spada liczba decydujących się wstąpić do seminarium. Jedna z gazet napisała: „Księża spadek ten tłumaczyli m.in. niżem demograficznym i wyjazdami młodzieży zagranicę do pracy. Uspokajali, że nie ma mowy o kryzysie powołań. Jednak najnowsze dane nie pozostawiają wątpliwości: liczba chętnych gwałtownie spada”. Ale ta inne gazety „zapominają” o tym, że w swoich artykułach atakują duchowieństwo i wyśmiewają religijność Polaków, nazywając niejednokrotnie katolików - ciemnogrodem. Jak w takiej nagonce na Kościół nie zatracić swojego pragnienia, swojej wiary?
- Najpierw trzeba rozumieć, skąd bierze się ta nagonka. Otóż jest to przejaw walki cywilizacji śmierci z cywilizacją życia. Cywilizacja śmierci to zawsze cywilizacja bezmyślności i rozpaczy, w której największą „aspiracją” staje się doznanie choćby przez chwilę przyjemności za każdą cenę. Nawet za cenę sumienia, zdrowia i życia. Taka cywilizacja boi się chrześcijaństwa, a zwłaszcza boi się Chrystusa. W konsekwencji promuje przewrotnie rozumianą „tolerancję”. Dla cywilizacji śmierci tolerancyjny jest każdy, kto toleruje wszystko.. oprócz Kościoła katolickiego.
Cywilizacja śmierci będzie zawsze i na różne sposoby — także za pomocą kpiny i szyderstwa — walczyć z Kościołem katolickim, gdyż boi się wszystkich, którzy kierują się mądrością Ewangelii. Dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto na wzór Chrystusa mądrze myśli, mądrze decyduje, buduje radosne więzi, ma mądrą hierarchię wartości. To ktoś, kto nie pozwala sobą manipulować, kto nie zniekształca ani nie zawęża swoich pragnień, ideałów i aspiracji. Kto staje po stronie prawdy, miłości i cywilizacji życia, ten zawsze będzie przedmiotem ataków tych, którzy wybierają drogę przekleństwa i śmierci.
- Jednak spadek powołań w Polsce nastąpił. Najdobitniej utwierdził mnie w tym przekonaniu przypadek diecezji łowickiej, w której we wrześniu 2008 roku przyjęty został jeden kandydat. W porównaniu z dwunastoma klerykami drugiego roku robi to ogromne wrażenie...
- Ten fakt i dane z innych polskich seminariów duchownych warto przyjąć do wiadomości po to, by wyciągać wnioski. Chrześcijanin nie boi się prawdy, gdyż wie, że prawda wyzwala z iluzji i mobilizuje do działania, do podjęcia kroków naprawczych. Największym problemem nie jest spadek liczby kandydatów do kapłaństwa! Jeszcze większym problemem jest spadek liczby tych, którzy decydują się na zawarcie małżeństwa i na przekazanie życia dzieciom. W Warszawie już tylko mniejszość narzeczonych decyduje się na zawarcie małżeństwa sakramentalnego, a zatem na zobowiązanie się do miłości nieodwołalnej, wiernej i płodnej. Ponad połowa z nich zadawala się kontraktem cywilnym, czyli taką umową, która nie zobowiązuje do wiernej miłości i z której nie płyną żadne sankcje dla tych, którzy opuszczą małżonka i złamią podpisany przez siebie kontrakt.
Z powyższych faktów widać, że współcześni młodzi ludzie boją się nie tylko powołania do kapłaństwa czy życia konsekrowanego. Boją się tego, co w nich i w ich marzeniach jest Boże, największe, najpiękniejsze, przynoszące największą radość. Boją się także wtedy, gdy odkrywają powołanie do małżeństwa i rodziny. Boją się podjąć decyzję o miłości na zawsze, gdyż brakuje im fundamentu, jakim jest przyjaźń z Bogiem i solidne wychowanie. Wkraczając w dorosłe życie, młodzi ludzie zdają sobie sprawę z kruchości ich osobowości, z powierzchowności ich więzi i wartości, z braku panowania nad sobą, nad popędami, nad uczuciami, nad naciskami ze strony niskiej „kultury”, ze strony prymitywnych mediów, a także ze strony rówieśników, którzy przeżywają kryzys. Młodzi ludzie są obecnie pełni lęków o siebie i o przyszłość niezależnie od formy powołania, jakie Bóg im podpowiada. Dwa tysiące lat temu Jezus zapytał swoich uczniów: czy i wy chcecie odejść? Dzisiaj chyba musiałby postawić pytanie: czy i wy nie macie odwagi przyjść? Czy i wy nie macie odwagi, by pójść drogą błogosławieństwa, radości i życia? Czy i was rodzice, szkoła i społeczeństwo pozbawili największego daru, jakim jest solidne wychowanie?
- Księże Marku, może trochę danych statystycznych. Jak liczba powołań wygląda na mapie Polski? Gdzie jest ich najwięcej, a gdzie najmniej, w których diecezjach?
- Tradycyjnie już od wielu lat najliczniejsze jest seminarium duchowne w Tarnowie, gdzie obecnie studiuje 233 alumnów. Na drugim miejscu w Polsce pod względem liczebności jest seminarium w Katowicach, w którym do kapłaństwa przygotowuje się 174 kandydatów. Inne liczne seminaria duchowne to Przemyśl (158), Kraków (148), Lublin (138), Warszawa (128), Poznań (126), Radom (125) i Wrocław (116). Najmniej liczne seminaria duchowne w Polsce to Elbląg — 48 alumnów oraz Drohiczyn — 38 i Łowicz — 32 studentów.
Liczby bezwzględne nie oddają jednak pełnej rzeczywistości. Otóż ważna jest też proporcja między liczbą alumnów a liczbą wiernych w danej diecezji. W tej klasyfikacji najlepiej sytuacja przedstawia się w diecezji Białostockiej, gdzie na jednego alumna przypada 4632 świeckich. W Przemyślu na jednego kandydata do kapłaństwa przypada 4794 świeckich, w Tanowie - 4897 a w Rzeszowie — 5291. Najgorzej pod tym względem jest w diecezji Łowickiej, w której na jednego alumna przypada aż 18876 świeckich. Trudna jest też sytuacja w Łodzi, gdzie jest jeden alumn na 18718 wiernych świeckich.
- Warto tutaj powiedzieć, że powołanie kapłańskie może być realizowane w diecezjalnych lub zakonnych seminariach duchownych. Jak w takim razie wygląda sytuacja w zakonach i zgromadzeniach zakonnych?
- W zakonnych seminariach duchownych mamy obecnie w Polsce ogółem nieco ponad 1550 kandydatów przygotowujących się do przyjęcia święceń kapłańskich. To są dane, które nie uwzględniają tych, którzy są jeszcze w nowicjatach czy w postulatach, gdyż oni nie zaczęli jeszcze studiów seminaryjnych. Zdecydowanie najwięcej alumnów mają Franciszkanie, gdyż łącznie z konwentualnymi we wszystkich prowincjach w Polsce jest ich razem aż 256. Na drugim miejscu są Salezjanie — 132 alumnów. Kolejne miejsca zajmują: Pallotyni — 116, Kapucyni — 92, Jezuici — 83, Dominikanie — 82, Paulini — 67, Oblaci — 59, Michaelici — 51, Chrystusowcy — 50 i Salwatorianie, u których przygotowuje się obecnie 46 kandydatów do kapłaństwa.
- W seminariach diecezjalnych lata formacji, lata studiów, trwają sześć lat. Z kolei w seminariach zakonnych trwa to kilka lat dłużej — siedem, osiem, dziewięć, a nawet więcej. Niektóre zgromadzenia zakonne wydłużyły o rok proces formacji przyszłego kapłana. Wiem, że stało się tak u karmelitów bosych i u redemptorystów. Jak Ksiądz sądzi, czy w takim razie sześć lat w seminariach diecezjalnych jest odpowiednim okresem?
- Wydaje mi się, że także w seminariach duchownych byłoby czymś korzystnym wydłużenie o rok procesu formacji kandydatów do kapłaństwa. Po pierwsze dlatego, że współcześni młodzi ludzie zwykle osiągają dojrzałość nieco wolniej niż ich rówieśnicy z poprzednich pokoleń. Po drugie, wydłużenie czasu na formację byłoby korzystne ze względu na wspomniane już wcześniej coraz większe zróżnicowanie kandydatów, którzy zgłaszają się do seminariów duchownych. Niektórym z nich brakuje doświadczenia wspólnoty, a także doświadczenia osobistej modlitwy. Słaba jest czasem znajomość Pisma Świętego, liturgii, medytacji. Stąd od kilku lat poważnie rozważany jest w Polsce postulat wprowadzenia roku propedeutycznego, czyli roku wstępnego przed rozpoczęciem studiów seminaryjnych. Wreszcie po trzecie, przydałyby się dłuższe niż obecnie praktyki w parafii po to, by alumn — na przykład po ukończeniu piątego roku seminarium - miał nie tylko doświadczenie pobytu w seminarium, ale by przed napisaniem podania o święcenia kapłańskie mógł sam się przekonać o tym, jak wyglądają realia i codzienne obowiązki we współczesnej parafii oraz czy i na ile potrafi w tych realiach być świadkiem Chrystusa, a zwłaszcza świadkiem Jego prawdy o człowieku i Jego miłości do człowieka.
Równie ważną sprawą — jak ewentualne wydłużenie formacji seminaryjnej — jest też solidna formacja stała, czyli dalszy rozwój tych, którzy już przyjęli święcenia kapłańskie. To przecież my, księża, przypominamy współczesnym ludziom, że człowiek nie ma granic rozwoju, gdyż każdy z nas został stworzony na podobieństwo Boga. Na tej Ziemi nigdy nie będziemy aż tak podobni do Boga w naszym myśleniu i postępowaniu, byśmy nie mogli być jeszcze bardziej podobni do Chrystusa i jeszcze bardziej wierni otrzymanej łasce powołania. Im bardziej dojrzały jest człowiek, tym bardziej wie, że potrzebuje dalszego rozwoju i nieustannego nawrócenia. My, księża, powinniśmy własnym życiem świadczyć o tym, że jest to prawda.
- Na koniec ostatnie pytanie: co Ksiądz podpowiedziałby młodym ludziom, którzy myślą o kapłaństwie?
- Jeśli ktoś ma taką myśl, odczucie, pragnienie, to niemal pewny znak, że jest rzeczywiście powołany do kapłaństwa. Powołanie do małżeństwa jest tak powszechne, że nie potrzeba specjalnych znaków, aby się upewnić, że ktoś otrzymał od Boga takie właśnie powołanie. Tymczasem powołanie kapłańskie jest czymś wyjątkowym. Pragnę więc upewnić tych, którzy myślą o kapłaństwie, że to znak, iż dobrze odczytują wolę Boga wobec ich osoby. Ale pragnę też jasno powiedzieć: żeby stać się księdzem, nie wystarczy sam dar powołania. Każdy dar jest jednocześnie zadaniem. Warunkiem przyjęcia święceń kapłańskich jest solidna praca nad sobą, bo tylko wtedy można naprawdę dorastać do łaski kapłaństwa. Kapłan to ktoś, kto pomaga ludziom poranionym i kto potrafi umacniać mocnych. Musi więc sam być mocny intelektualnie, moralnie, duchowo. Musi być na śmierć i życie zaprzyjaźniony z Tym, który nas kocha, uczy kochać i posyła, abyśmy kochali i uczyli kochać każdego spotkanego człowieka. Tylko tak rozwijający się młody człowiek może w przyszłości stać się kapłanem, który będzie radością Boga i ludzi.
opr. mg/mg