O wychowaniu do umiejętności rozeznania i przyjęcia powołania
Podstawową troską Kościoła jest pomaganie młodym, by żyli zgodnie z Bożym powołaniem. Różnica między ludźmi a zwierzętami polega na tym, że rozwój i los człowieka jest zależny od jego świadomych decyzji. Życie zwierząt jest określane poprzez instynkty i popędy oraz poprzez warunki środowiskowe. Tymczasem życie człowieka tylko w pewnym zakresie zależy od wrodzonych predyspozycji czy od sytuacji zewnętrznej. Im bardziej dojrzały jest człowiek, tym bardziej on sam decyduje o kierunkach swojego rozwoju oraz o kształcie swojego życia. Człowiek dysponuje bowiem zdolnością podejmowania świadomych decyzji. Ma możliwość wybierania określonej hierarchii wartości i wyznaczania sobie głównych celów życia.
Życie zwierząt, należących do tego samego gatunku, jest bardzo podobne a ich zachowanie w określonej sytuacji można łatwo przewidzieć. Tymczasem życie poszczególnych ludzi przybiera zróżnicowaną formę a ich zachowania bywają trudne do przewidzenia. Czasem potrafią oni zaskakiwać nawet samych siebie. Życie i zachowanie człowieka nie jest z góry określone - jak w przypadku zwierząt - poprzez instynkty, popędy, wrodzone predyspozycje czy naciski zewnętrzne. Człowiek może wybierać życie i szczęście lub śmierć i nieszczęście. Może nadawać pogłębiony sens swemu życiu ale może też podążać za celami, które są szkodliwe lub nierealne. Może w ogóle żyć bez celu a nawet uciekać przed życiem.
W tej sytuacji jednym z podstawowych wymiarów wychowania jest pomaganie wychowankowi, by odkrył on własne powołanie, oraz by zaangażował się w jego realizację. Żyjemy bowiem w czasach, w których wielu młodych to ludzie nie wiedzący, ani kim są ani po co żyją. To ludzie, którzy nie stawiają sobie nawet takiego pytania. W konsekwencji nie wiedzą po co się uczą, pracują, zdobywają pieniądze, po co stawiają sobie wymagania, nawiązują kontakty, zaspakajają poszczególne potrzeby. Dopiero bowiem znajomość ostatecznego celu nadaje sens poszczególnym zachowaniom i środkom, którymi się posługujemy. Niektórzy młodzi stawiają sobie w prawdzie pytanie o sens życia, ale zadawalają się cząstkowymi lub błędnymi odpowiedziami. Dla przykładu sądzą, że sensem ich życia jest być młodym, zdrowym i bogatym. Ale przecież także ludzie młodzi, zdrowi i bogaci popadają w alkoholizm czy narkomanię, wchodzą na drogę przestępczą, ulegają stanom depresyjnym i samobójczym. Fakt ten dowodzi, że bycie młodym, zdrowym i bogatym nie jest sensem ludzkiego życia. Może być co najwyżej środkiem do osiągnięcia znacznie ważniejszych celów.
Kierować się błędnym celem w życiu lub traktować siebie jako człowieka bez powołania to największe zagrożenie dla rozwoju dzieci i młodzieży. Człowiek, który nie odkrywa Bożego powołania, zaczyna kierować się logiką, która blokuje rozwój i budowanie wartościowej przyszłości. Jest to bowiem logika, która redukuje przyszłość do wyboru zawodu, do zdobywania pieniędzy i posiadania określonych rzeczy, do zaspokojenia potrzeb cielesnych oraz szukania dobrego nastroju emocjonalnego za wszelką cenę. Taki człowiek może coraz więcej mieć ale coraz mniej jest. Coraz mniej jest sobą. Coraz mniej jest człowiekiem. Coraz mniej jest uczciwym, wolnym, kochającym. Natomiast coraz bardziej okazuje się zniewolony, zagubiony, bezradny wobec nacisku mody, popędów, rówieśników, wobec iluzji o łatwym szczęściu.
Dokument końcowy Kongresu Powołań, który odbył się w Rzymie w maju 97 r., stwierdza, że „wielu młodych nie ma nawet «podstawowej gramatyki» egzystencji. Są nomadami, krążą bez zatrzymania się na poziomie geograficznym, afektywnym, kulturowym, religijnym, «usiłują» żyć. Wśród wielkiej ilości i zróżnicowania informacji, lecz ze zubożałą formacją, jawią się zagubieni, z niewielką ilością punktów odniesienia. Z tego powodu obawiają się swojej przyszłości, czują niepokój wobec ostatecznych zobowiązań i dopytują się o swoją istotę. Jeżeli, z jednej strony szukają za wszelką cenę autonomii i niezależności, to z drugiej, jako forma ucieczki, zdążają do bycia zależnym od środowiska społeczno-kulturowego oraz do poszukiwania bezpośredniego zaspokojenia zmysłów; tego, co «mi odpowiada», tego, «co pozwala mi czuć się dobrze» w świecie afektywnym, zbudowanym według własnego wymiaru.
Przeogromny smutek budzi spotkanie młodych, nawet inteligentnych i uzdolnionych, w których dostrzega się zgaszoną wolę życia, brak wiary w cokolwiek, niechęć do dążenia do wielkich celów, brak nadziei w świat, który może stać się lepszy, także dzięki ich wysiłkom. Wydaje się, że właśnie młodzi czują się zbyteczni w grze i dramacie życia, zgoła ustępujący wobec niego, zagubieni na przerwanych drogach i spłaszczeni na minimalnych poziomach aspiracji życiowych. Bez powołania, lecz także bez przyszłości lub z przyszłością, która nie będzie niczym więcej niż fotokopią teraźniejszości” (s. 16-17).
Podstawowym zadaniem wychowawców jest pomaganie wychowankom, by odkryli oni, że każdy z nich został wybrany i pokochany przez Boga zanim jeszcze się urodził, zanim pomyśleli o nim rodzice, zanim go zobaczyli i pokochali. Trzeba pomagać młodym, by odkryli, że kochający Bóg przygotował dla nich konkretny plan życia. Ten Boży zamysł jest dostosowany do historii, możliwości, najgłębszych aspiracji i uzdolnień danego chłopca czy dziewczyny i stanowi dla każdego szansę optymalnego rozwoju oraz osiągnięcia pełni radości. Nikt z nas nie potrafi własną mocą i mądrością wyznaczyć sobie równie głębokiego i fascynującego projektu życia, gdyż nikt z nas nie zna siebie ani nie potrafi pokochać samego siebie aż do tego stopnia, co Bóg. Tylko On rozumie do końca tajemnicę naszych serc, myśli i aspiracji i tylko On potrafi kochać nas miłością zbawiającą i przeobrażającą nas w nowych ludzi: świętych, silnych i szczęśliwych. W wyznaczaniu sensu życia oraz w wytyczaniu sposobów jego realizacji naprawdę warto słuchać bardziej Boga niż ludzi. Warto też słuchać bardziej Boga niż samego siebie: niż własnych popędów, przekonań, emocji czy marzeń. Nie tylko bowiem w niebie ale już na tej ziemi Bóg przygotował dla każdego z nas taki sposób życia, który przekracza wszystkie nasze ludzkie oczekiwania, aspiracje i młodzieńcze fantazje.
Osobiście doświadczyłem tej prawdy, gdy w klasie maturalnej przyszło mi decydować, jaki sens nadać ostatecznie memu życiu i jaką drogą życiową podążyć. Miałem wtedy mnóstwo wspaniałych planów i aspiracji, związanych zwłaszcza z założeniem własnej rodziny. Ale okazało się, że Bóg przygotował mi drogę życia kapłańskiego, która przewyższyła moje najpiękniejsze aspiracje i pragnienia. Dlatego odtąd codziennie dziękuję Bogu za Jego zaskakujący zamysł miłości wobec mnie. Dziękuję także samemu sobie, że przy podejmowaniu najważniejszych decyzji życiowych bardziej zawierzyłem Bogu niż samemu sobie i że każdego dnia od nowa wymagam od siebie, aby wypełniać Bożą wolę.
Odkrywanie Bożego zamysłu wobec nas, ludzi, jest zatem tym bardziej możliwe, im bardziej odkrywamy, że Bóg nas kocha, że ma wobec każdego z nas wspaniały plan życia i że to właśnie Bogu warto ufać najbardziej w wyborze naszej drogi życiowej. Pójście za powołaniem wymaga jednak jeszcze czegoś więcej. Wymaga życia w przyjaźni z Bogiem, aby móc usłyszeć Jego głos i Jego propozycje. Odkryć i zaakceptować Boże powołanie może zatem ktoś, kto nie tylko wierzy, że Bóg go kocha, ale kto Boga kocha nade wszystko.
Bóg, który jest miłością i prawdą, wszystkim nam wyznaczył podobne w swej istocie powołanie życiowe. Otóż wszyscy jesteśmy powołani do życia w miłości i prawdzie. To jest najbardziej podstawowe powołanie, które wierzący otrzymują wraz z łaską sakramentu chrztu świętego. Nikogo Bóg nie powołuje do życia w samotności, nienawiści, krzywdzie, egoizmie, kłamstwie czy iluzjach. Tego typu doświadczenia i sytuacje życiowe są dramatem człowieka. Są następstwem buntu pierwszych ludzi a także konsekwencją odchodzenia od Boga i lekceważenia Jego woli ze strony poszczególnych osób, rodzin, środowisk i całych społeczeństw.
„Jak świętość jest dla wszystkich ochrzczonych w Chrystusie, tak też istnieje specyficzne powołanie każdego żyjącego; jak ta pierwsza jest zaszczepiona we Chrzcie świętym, tak to drugie jest związane z samym faktem istnienia. Powołanie jest myślą opatrznościową Stwórcy względem każdego stworzenia, jest Jego ideą-projektem, jakby pewnym marzeniem, które jest w sercu Boga, ponieważ los stworzenia leży Mu na sercu. Bóg-Ojciec pragnie, by było ono różne i specyficzne dla każdego żyjącego. Istota ludzka jest w rzeczywistości «powołana» do życia i, gdy zaczyna żyć, niesie i odnajduje w sobie obraz Tego, który ją powołał. Powołanie jest boską propozycją do zrealizowania się według tego obrazu i jest jedyne, jednostkowe, niepowtarzalne, i dlatego też taki obraz jest niewyczerpalny. Każde stworzenie mówi i jest powołane do wyrażenia jakiegoś szczególnego aspektu myśli Boga. Tam odnajduje swoje imię i tożsamość; potwierdza i czyni bezpieczną swoją wolność i oryginalność” (Dokument Końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 21-22).
Żyjemy w czasach, w których wiele środowisk i poszczególnych ludzi zatraciło świadomość, że Bóg ich kocha i że nosi w swym sercu marzenie, aby żyli oni w świętości i wolności, w miłości i prawdzie. Zadaniem chrześcijańskich wychowawców jest zatem troska o właściwą kulturę powołaniową, która może uratować nas przed kulturą doraźnej jedynie przyjemności, prowadzącej do kultury śmierci. Troska o kulturę powołaniową wśród młodych, o rosnącą świadomość, że Bóg ma wobec każdego z nich zamysł - marzenie, które nadaje sens ludzkiemu życiu ale także ludzkiemu umieraniu, jest podstawowym elementem i wymogiem nowej ewangelizacji.
„Częścią tej kultury powołaniowej jest: zdolność snucia marzeń i wielkich pragnień; zdumienie, które pozwala docenić piękno i wybrać je dla samej jego wewnętrznej wartości, ponieważ czyni życie pięknym i prawdziwym; altruizm, który jest nie tylko solidarnością w potrzebie, lecz rodzi się z odkrycia godności kogokolwiek z sióstr i braci. Kulturze przyjemności, która ryzykuje straceniem z pola widzenia i unicestwieniem poważnych pytań, przeciwstawia się kultura zdolna do znalezienia odwagi i upodobania w wielkich pytaniach człowieka, odnoszących się do jego przyszłości. W rzeczywistości są wielkimi te pytania, które czynią wielkimi również małe odpowiedzi. Nic i nikt nie może zdławić w człowieku pytania o sens i pragnienia prawdy” (Dokument końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 23).
Powołanie wszystkich ludzi do życia w miłości i prawdzie, w świętości i wolności, jest bezpośrednio zakorzenione w tajemnicy Boga: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Istnienie każdego z nas jest owocem miłości Boga Ojca, który kocha człowieka, zanim jeszcze uformuje go w łonie matki i zanim człowiek ten się narodzi (por. Jer 1, 5; Iz 49, 1). Bóg Ojciec stwarza nas na swój obraz i podobieństwo (por. Rdz 1,26). W ten sposób tajemnica ludzkiego życia nierozerwalnie związana jest z tajemnicą życia w Bogu, który jest miłością. Zadaniem wychowawców jest pomaganie dzieciom i młodzieży, by zdumiewali się swoim życiem, by odkrywali, że jest ono darem, efektem Bożej bezinteresownej miłości a jednocześnie jest darem miłości, otrzymanym od rodziców.
„Ten prosty fakt zaistnienia powinien nade wszystko przepełnić wszystkich zachwytem i niezmierną wdzięcznością dla Tego, który w całkowicie darmowy sposób powołał nas z niczego, wymawiając nasze imię. Zrozumienie zatem, że życie jest darem, nie powinno jedynie wzbudzić postawy uznania, lecz powoli powinno sugerować pierwszą wielką odpowiedź na zasadnicze pytanie o jego sens: życie człowieka jest arcydziełem stwórczej miłości Boga i jest samo w sobie wezwaniem do miłości. Otrzymany dar ze swojej natury dąży do stania się dobrem dawanym. Miłość jest pełnym sensem życia. Bóg tak umiłował człowieka, że oddał za niego Swoje życie i uczynił go zdolnym do życia i miłowania na sposób boski” (Dokument końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 34-5). W encyklice Familiaris consortio, Ojciec Święty Jan Paweł II stwierdza, że „stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo oraz nieustannie podtrzymując go w istnieniu, Bóg wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety powołanie, a więc zdolność i odpowiedzialność za miłość i wspólnotę. Miłość jest zatem podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej” (FC, 11).
Miłość Boga Ojca, która stworzyła każdego człowieka, sprawia, że nikt nie powinien czuć się niepotrzebny, samotny czy zapomniany, gdyż jest powołany do życia w miłości według planu Bożego, ułożonego właśnie dla niego, czyli zgodnie z jego niepowtarzalną historią, aspiracjami oraz możliwościami. Poszczególny człowiek ma szansę czuć się kochany, bezpieczny, zrealizowany i w pełni usatysfakcjonowany tylko wtedy, gdy odkryje i przyjmie Boży zamysł, Boże marzenie na temat jego życia i przyszłości. Z tego powodu to właśnie Bóg Ojciec jest najlepszym wychowawcą człowieka, gdyż tylko On może w pełni wydobyć z serca człowieka to, co On sam tam umieścił. Tylko Bóg może skutecznie pomóc człowiekowi, by stał się on najpiękniejszą wersją samego siebie.
„W sakramencie Chrztu świętego Bóg Ojciec „pochyla się z serdeczną czułością nad dzieckiem, synem lub córką, owocem miłości mężczyzny i kobiety, by go pobłogosławić i uczynić w pełni Swoim dzieckiem. Od tej chwili dziecko jest powołane do świętości dzieci Bożych. Nikt i nic nie będzie mógł wymazać tego powołania. Poprzez łaskę Chrztu świętego Bóg Ojciec ukazuje, że On i tylko On jest autorem planu zbawienia, w którym każdy byt ludzki ma do spełnienia odpowiednie zadanie. Jego akt jest zawsze poprzedzający, uprzedni, nie oczekuje inicjatywy człowieka, jest niezależny od jego zasług ani nie kształtuje się w zależności od jego zdolności lub dyspozycji. Ojciec jest tym, który zna, wyznacza, wyciska impuls, kładzie pieczęć, wybiera jeszcze przed «założeniem świata» (Ef 1,4). Następnie daje siłę, idzie blisko, podtrzymuje w trudach, jest Ojcem i Matką na zawsze.
Życie chrześcijańskie staje się odpowiedzialną odpowiedzią w umacnianiu relacji dziecięcej z Ojcem i relacji braterskiej z wielką rodziną dzieci Bożych. Wierność sakramentowi Chrztu pobudza do stawiania życiu i samym sobie coraz to bardziej precyzyjnych pytań, przede wszystkim odnośnie dyspozycji, aby żyć nie według perspektyw ziemskich, często o niewielkim znaczeniu, lecz przede wszystkim według Jego woli. Wierność sakramentowi Chrztu oznacza, że będąc dziećmi powinniśmy spoglądać w górę, w celu rozpoznania Jego woli we własnym życiu i we własnej przyszłości” (Dokument końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 3-6).
Najważniejsze znaczenie dla życia i przyszłości każdego z nas ma zatem spotkanie z Bogiem Ojcem, z Tym, który nas wspiera i rozumie jak odpowiedzialny „abba” - tatuś i jak kochająca mama. Ważniejsze zatem niż spotkanie z samym sobą i z drugim człowiekiem, jest codzienne spotykanie się z Tym, który marzy, abyśmy byli święci i szczęśliwi i który ma moc, aby Jego marzenia wobec naszego życia stały się rzeczywistością. Tam natomiast, gdzie człowiek żyje w oddaleniu od Boga, gdzie próbuje zrozumieć samego siebie i zbudować swoją przyszłość bez Boga lub wbrew Bogu, wszędzie tam czuje się on zagubiony i niepewny swego losu. Zaczyna krzywdzić samych siebie i innych ludzi. Gdy nasze życie nie toczy się w obecności Boga Ojca, wtedy stajemy się podobni do dzieci, które są osamotnione, pozbawione miłości i wychowawczego wsparcia ze strony rodziców i które okazują się bezradne wobec tajemnicy własnego życia i własnej przyszłości.
Warunkiem realizacji naszego powołania do życia na obraz i podobieństwo Boga jest poznanie Bożej tajemnicy, poznanie Bożego sposobu istnienia i działania, który mamy naśladować. Bóg jest dla człowieka tajemnicą. Tę tajemnicę On sam zechciał jednak stopniowo nam objawić, przemawiając do nas w całej historii zbawienia. Najpełniej zaś objawił się nam w Swoi Synu, Jezusie Chrystusie, „który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty” (Hbr 1,3). Odtąd to właśnie Chrystus jest najdoskonalszym wzorem życia na tej ziemi. On jest drogą, życiem i prawdą człowieka. On jest najpiękniejszą i ostateczną wersją nowego człowieka, który w pełni odkrywa i realizuje w sobie podobieństwo do Boga Ojca.
„Jeżeli człowiek jest powołany do bycia dzieckiem Bożym, to nikt lepiej od Słowa Wcielonego nie może «mówić» człowiekowi o Bogu i przedstawiać udany obraz dziecka Bożego. Dlatego Syn Boży, przychodząc na ten świat, wezwał do naśladowania Go i bycia takim, jak On, do dzielenia z Nim życia, Jego słowa, Jego śmierci i zmartwychwstania, a nawet Jego uczuć. Syn posłany przez Boga stał się człowiekiem, by powołać człowieka: posłany przez Ojca jest Tym, który wzywa człowieka. Dlatego też nie istnieje fragment Ewangelii, spotkanie czy dialog, który by nie miał znaczenia powołaniowego, który nie wyrażałby pośrednio lub bezpośrednio wezwania ze strony Jezusa. Jest tak, jakby Jego spotkania ludzkie, sprowokowane przez różne okoliczności, były dla Niego okazją do postawienia jakiejkolwiek osoby wobec strategicznego pytania: co zrobić z moim życiem? Jaka jest moja droga?” (Dokument końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 36-7).
Odpowiedź Jezusa w tym względzie jest bardzo jasna: wypełnić Boże powołanie to naśladować Jego słowa i czyny. To w taki sposób odnosić się do Boga Ojca oraz do ludzi na tej ziemi, jak czynił to Chrystus. To najpierw kochać. Kochać Boga nade wszystko a ludzi ze względu na Boga. Kochać bliźniego już nie tylko jak siebie samego ale bardziej: aż tak, jak Jezus nas pierwszy ukochał. Zrealizować we własnym życiu Boże powołanie to stać się wiernym uczniem Chrystusa, to stać się przedłużeniem Jego słów i Jego czynów, to stać się przedłużeniem Jego obecności na tej ziemi. To doprowadzić do sytuacji, w której za św. Pawłem możemy powiedzieć, że już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. To oddać Jezusowi do całkowitej dyspozycji samego siebie, aby poprzez nas Jego serce i Jego ręce mogły nadal obejmować małych i zagubionych, chorych i odrzuconych przez ludzi, słabych i grzeszników.
Aby wierne naśladowanie Chrystusa było możliwe, musimy na co dzień pielęgnować naszą osobistą przyjaźń z Synem Bożym
. Życie w obecności Jezusa dokonuje się poprzez słuchanie Jego słowa, poprzez modlitwę, poprzez kształtowanie sumienia, poprzez wypełnianie Bożych przykazań, poprzez sakrament pokuty i trud nawrócenia, poprzez uczestnictwo w ruchach formacyjnych, poprzez zaangażowanie się na rzecz wspólnoty wierzących. Miejscem szczególnie ważnym dla odkrycia i realizacji naszego powołania jest Eucharystia. W czasie Mszy św. nie tylko wsłuchujemy się w Słowo Boże i umacniamy się Ciałem Pańskim. Tutaj Chrystus przemienia nas samych, abyśmy stawali się darem miłym Bogu i ludziom, abyśmy stawali się - jak On - połamanym chlebem miłości, złożonym Bogu Ojcu na ofiarę za życie świata.Ten, kto świadomie i z głęboką wiarą uczestniczy w Eucharystii, „przyjmuje zaproszenie-wezwanie Jezusa, by «sprawować Jego pamiątkę» w sakramencie i w życiu, «wspominając» w prawdzie i wolności codziennych wyborów pamięć krzyża, by napełnić egzystencję wdzięcznością i darmowością, by połamać własne ciało i przelać własną krew. Jak to uczynił Syn Boży. Eucharystia przygotowuje do misji: „Idźcie w pokoju”. Przechodzi się od spotkania z Chrystusem w znaku chleba, do spotkania z Chrystusem w znaku każdego człowieka. Zadanie wierzącego nie wyczerpuje się w wejściu, lecz w wyjściu ze świątyni. Wierność własnemu powołaniu czerpie się ze źródeł Eucharystii i mierzy się w Eucharystii życia” (Dokument końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 39).
Dawcą powołania każdego człowieka jest Bóg Ojciec a najdoskonalszym wzorem wypełnienia tego powołania jest Syn Boży. Chrystus okazał się wierny miłości i prawdzie aż do końca, aż do śmierci na krzyżu. My ludzie, nosimy Boże powołanie w kruchych naczyniach. Mamy wiele słabości, obaw, rozterek, niepokojów. Codziennie na nowo lękamy się o to, czy potrafimy w naszym życiu odkryć i wiernie wypełniać wolę Bożą. Te same obawy stały się udziałem apostołów, a więc tych, którzy przez kilka lat nieustannie towarzyszyli Jezusowi, aby słuchać Jego słów i aby przyglądać się Jego czynom. Dlatego Jezus dodaje im odwagi pełną nadziei obietnicą: „Nie zostawię was sierotami” (j 14, 18). Po wniebowstąpieniu Jezusa pierwsi powołani nie pozostają więc sami. Jezus zapewnia im obecność i wsparcie Swojego Ducha.
Duch Święty jest Pocieszycielem, którego Ojciec posyła, aby pozostał z nami na zawsze (por. J 14, 16). On jest przyjacielem i uświęcicielem wszystkich uczniów Jezusa. Do końca historii tego świata pozostanie On niezawodnym przewodnikiem każdego mężczyzny i każdej kobiety na drodze wierności powołaniu. Duch Święty przypomina nam prawdę, która wyzwala. On oczyszcza nas ogniem swojej miłości, aby odsłonić i ocalić w nas prawdziwy obraz i podobieństwo Boże.
Ze zdumieniem, zachwytem i wdzięcznością stajemy w obliczu tajemnicy powołania do życia na podobieństwo Boga. Stajemy także z niepokojem i z pytaniem o to, co czynić, aby odkryć i zrealizować we własnym życiu wolę Bożą? Co zrobić, aby pomóc innym w podążeniu za Bożym planem miłości? To ostatnie pytanie stawiają sobie w sposób szczególny rodzice, kapłani, katecheci i inni wychowawcy, którzy rozumieją, że człowiek bez powołania to człowiek bez przyszłości. Młodemu pokoleniu trudno jest odczytywać własne powołanie i podejmować decyzje na całe życie. Źródeł takich trudności jest wiele a najważniejszą z nich jest dominujący typ kultury, którą wszyscy oddychamy. To właśnie kultura w znacznym a czasem wręcz w decydującym stopniu kształtuje w człowieku sposoby postrzegania i przeżywania siebie oraz świata. Kulturę można określić jako całokształt środków i zjawisk związanych z działalnością człowieka, poprzez które wyraża on swoje człowieczeństwo i które ze swej strony kształtują jego życie: rodzinne, społeczne, moralne, obyczajowe, artystyczne, ekonomiczne, polityczne.
Otóż w cywilizacji Zachodniej dominują obecnie dwa trendy kulturowe, które negatywnie wpływają na kształtowanie się postawy człowieka wobec życia i powołania. Pierwszym z niekorzystnych trendów jest modernizm. W dziedzinie poznania modernizm kieruje się racjonalizmem, zasadą obiektywnego myślenia i obserwacji rzeczywistości, rozwojem nauk szczegółowych, gromadzeniem danych statystycznych. Modernizm chce, by człowiek kierował się precyzyjną logiką faktów. Natomiast w dziedzinie działania modernizm wyznaje zasadę skuteczności i pragmatyzmu dla osiągnięcia szybkiego zysku. W takim kontekście młodym ludziom trudno jest o kierowanie się logiką daru i ofiarności, logiką miłości. Ich mentalność jest bowiem zdominowana myśleniem w kategoriach zysku i w doczesnej jedynie perspektywie. W kulturze modernistycznej odkrywanie powołania i pójście za nim wydaje się czymś nieracjonalnym, gdyż nie przynosi widzialnych, wymiernych materialnie rezultatów.
Drugim - obok modernizmu - dominującym obecnie trendem kulturowym jest postmodernizm. Jego logika jest zupełnie inna. Modernizm lekceważy pojedynczego człowieka, jego sytuację życiową, jego podmiotowość i niepowtarzalność. Podporządkowuje życie ludzkie prawom ekonomii, techniki i skuteczności działania. Tymczasem postmodernizm jest wyrazem uprzywilejowania subiektywności pojedynczej osoby. Postmodernizm promuje logikę konsumizmu i zasadę szukania doraźnej przyjemności. Emfatyzuje znaczenie emocji, odczuć, przekonań i subiektywnych pragnień pojedynczego człowieka. W modernizmie wszystko jest zorganizowane według obiektywnych praw ekonomii i techniki. W postmodernizmie wszystko jest subiektywne, dowolne, relatywne, indywidualne a najważniejszą wartością staje się tolerowanie postaw i zachowań poszczególnych ludzi.
Wydawałoby się, że w obliczu tak sprzecznych trendów kulturowych, współczesny człowiek musi dokonać radykalnego wyboru. Tymczasem obserwujemy zaskakujący fakt, iż w naszej cywilizacji postmodernizm nie zastąpił modernizmu lecz oba te teoretycznie wykluczające się systemy znalazły sposób na współistnienie: podzieliły się sferami wpływów. Modernizm nadal zachowuje decydujący wpływ na życie w wymiarze ekonomicznym, politycznym i społecznym. Natomiast postmodernizm zdominował życie osobiste, rodzinne i obyczajowe współczesnego człowieka.
Okazuje się, że tego typu splot modernizmu i postmodernizmu ma negatywny wpływ na sposób przeżywania ludzkiej wolności i utrudnia młodym odkrycie ich powołania. Modernizm respektuje jedynie prawa ekonomii i politycznej siły kosztem człowieka i jego potrzeb. Z kolei postmodernizm respektuje jedynie ludzką subiektywność kosztem obiektywnej prawdy o człowieku, o jego możliwościach i realiach jego życia. W tak zredukowanym spojrzeniu na człowieka nie ma miejsca na dobrobyt duchowy, na sferę moralną, na szukanie sensu życia, na spotkanie z Bogiem, na pytania, które decydują o losie człowieka.
Wielu młodych bezkrytycznie przyjmuje subiektywistyczne zasady postmodernizmu ale - zgodnie z nakazem modernizmu - ogranicza je wyłącznie do życia osobistego, rodzinnego i obyczajowego. Młodzi są przekonani, że w świecie ich prywatnego życia nie musi istnieć żadna prawda obiektywna, żadne obiektywne normy moralne czy prawne, że mogą robić to wszystko, czego pragną i co oni sami uważają za słuszne. Jednocześnie ci sami młodzi w sposób zadziwiająco pokorny i bierny podporządkowują się nakazom modernizmu w życiu ekonomicznym, politycznym i społecznym. W tych sferach młodzi rezygnują z prawa do wolności oraz do samostanowienia o swoim życiu.
Dominująca kultura promuje wszystko, co zawęża człowieka, co ogranicza jego wolność i horyzonty rozwoju. A z drugiej strony kultura ta zwalcza wszystko to, co w człowieku duchowe, moralne, religijne. Jest to zatem antykultura, która odrywa człowieka nie tylko od Boga lecz także od samego siebie, zamykając go w więzieniu dyktatury pieniądza oraz dyktatury doraźnej przyjemności. Sytuację pogarsza jeszcze fakt, że tysiące dzieci i młodzieży wzrasta w rodzinach, które przeżywają kryzys więzi i wartości, w rodzinach niepełnych, rozbitych, borykających się z alkoholizmem i różnego rodzaju patologiami.
W konsekwencji negatywnych uwarunkowań kulturowych i środowiskowych trudno jest młodym stawiać sobie pytanie o ostateczny sens życia. Trudno im też poszukiwać szczęścia w perspektywie nadprzyrodzonej. Wielu młodym trudno jest zdobyć się na decyzje długofalowe i na wierność podjętym zobowiązaniom. Trudności te nie dotyczą jedynie powołania do kapłaństwa czy życia zakonnego ale także powołania do małżeństwa i życia rodzinnego. Jeszcze trudniej przychodzi młodym odkrycie, że życie jest darem i że pełny rozwój człowieka nie polega na egoistycznej trosce o samego siebie ale na stawaniu się bezinteresownym darem miłości dla innych.
Pomimo negatywnych uwarunkowań i niepokojących zjawisk , nie ma podstaw do patrzenia katastroficznego na współczesną młodzież. Relatywizm i subiektywizm utrudnia młodym zaangażowanie ich wolności po stronie Jezusa Chrystusa, gdy odkrywają, że może On zaspokoić ich wewnętrzne pragnienia i nadać sens ich życiu. Negatywny wpływ kultury nie jest jednak nowością naszych czasów. W każdej epoce odpowiedź na Boże powołanie wymagała ochrony i wychowania ludzkiej wolności. Pogłębione i zrównoważone spojrzenie na obecną epokę pozwala dostrzec fakt, że młodzi są nadal wyrazicielami tęsknoty za podstawowymi wartościami ludzkimi. Tęsknią za miłością, sprawiedliwością, wolnością i pokojem. Są uwrażliwieni na cierpienie człowieka. Pragną pomagać potrzebującym. Chcą chronić otaczający ich świat i środowisko zagrożone nieodpowiedzialną działalnością człowieka.
Ponadto wielu młodych jest już rozczarowanych pogonią za materialnym jedynie dobrobytem. Mają świadomość, że ich potrzeby i oczekiwania są znacznie głębsze i nie tylko materialne. Stąd wiele przejawów ponownego otwarcia się młodych na Boga i na tych ludzi, którzy są Jego świadkami. To otwarcie się młodych na wymiar religijny możemy traktować jako znak naszych czasów, który niesie nadzieję. Potwierdzeniem takiego otwarcia na Boga była obecność ponad miliona młodych ludzi na spotkaniu z Ojcem Świętym w Paryżu w sierpniu 1997 r. Podobną otwartość młodych na Boga i na Jego słowo widzieliśmy w czasie spotkania polskiej młodzieży z Janem Pawłem II w Poznaniu, w czerwcu 1997 r.
Także ci młodzi, którzy ochronili w sobie wymiar duchowy i religijny, oddychają okaleczoną kulturą naszych czasów i potrzebują kompetentnej, stałej pomocy, aby odkryć i zrealizować własne powołanie. Pomoc tego typu wiąże się z rożnymi formami oddziaływania wychowawczego w ramach duszpasterstwa powołań. Powinno mieć ono charakter integralny, całościowy. Oznacza to, że duszpasterstwo powołań nie może ograniczać się do wyznaczonych w tym celu osób ani do określonych akcji o charakterze jednorazowym czy nawet cyklicznym. Wspólnotowość duszpasterstwa powołań opiera się na wierze w absolutny prymat Ducha, który jest źródłem wszelkich charyzmatów i posług w Kościele i dla Kościoła. Oznacza to, że należy ponownie ożywić całe duszpasterstwo powołań duchem modlitwy - w parafiach, we wspólnotach zakonnych, w grupach formacyjnych, w rodzinach - gdyż każde powołanie jest Bożym darem i tylko modlitwa formuje zdolność do przyjęcia tego daru i do otwarcia serca.
Zintegrowane duszpasterstwo powołań to zatem sytuacja, w której całe wspólnoty wierzących są w nim aktywne poprzez modlitwę i właściwe sobie działanie a jednocześnie cała formacja religijna przesiąknięta jest wymiarem powołaniowym. W troskę o powołania należy więc włączyć rodziny, szkoły, katolickie ruchy formacyjne, katechetów, osoby sprawujące liturgię, wszystkich księży i wychowawców, którzy przygotowują dzieci i młodzież do przyjęcia sakramentów świętych. W sposób szczególny należy pomóc katolickim rodzicom, gdyż okazuje się, że czasami rodzice utrudniają dzieciom odkrycie i zrealizowanie ich powołania do życia kapłańskiego czy zakonnego.
Warunkiem skutecznego duszpasterstwa powołań jest aktywna współpraca wierzących, którzy reprezentują różne powołania: małżonków, sióstr zakonnych, zakonników i braci zakonnych, przedstawicieli świeckich instytutów życia konsekrowanego, misjonarzy, diakonów, kapłanów i biskupów. Chodzi tu o coś więcej niż tylko o wzajemną współpracę i życzliwość. Chodzi o bezinteresowne wspieranie się w działaniu według logiki daru: nie staram się wciągnąć młodych na drogę mojego powołania lecz chcę pomóc im, by poszli za Chrystusem niezależnie od rodzaju otrzymanego powołania. Tylko takie bezinteresowne nastawienie w duszpasterstwie powołań jest zgodne z duchem Ewangelii i dostosowane do obecnej sytuacji, w której młodzi nie ufają interesownym działaniom określonych grup czy środowisk kościelnych, przypominających aktywność typową dla sekt.
Popatrzmy teraz na szczegółowe zadania, jakie stoją przed wychowawcami w dziedzinie troski o powołania. Otóż pierwszym z takich zadań jest pomaganie młodym, by odkryli, że życie jest darem. Kultura, którą oddychają młodzi, jest kulturą materialnego jedynie dobrobytu, kulturą doraźnej przyjemności i egoistycznej koncentracji człowieka na samym sobie. W tej sytuacji młodzi potrzebują wychowawczej pomocy, aby w pełni uświadomić sobie, że ich życie jest konsekwencją stwórczej miłości Boga oraz rodzicielskiej miłości ludzi. Zostali obdarowani życiem i miłością, aby stawać się z kolei darem miłości dla innych.
Trzeba pomóc młodym, aby odkryli i upewnili się, że miłość wobec Boga nade wszystko i pokochanie bliźniego aż tak, jak Chrystus nas pierwszy pokochał, nie jest przejawem naiwności, zbytecznej ascezy czy rezygnacji z własnej wolności lecz stanowi najpełniejszą formę rozwoju i prowadzi do pełnej radości. Trzeba pomagać młodym, by obserwując ludzi dorosłych: małżonków, kapłanów, zakonników czy siostry zakonne, upewniali się, że pójście za powołaniem nie oznacza życia w samotności ani rezygnacji z silnych więzi międzyludzkich ale jest wprowadzeniem w pogłębiony wymiar tych więzi na fundamencie wiernej i nieodwołalnej miłości Boga.
Kolejnym istotnym zadaniem duszpasterstwa powołań jest pomaganie młodym, by potrafili zaangażować się w długofalowe zadania oraz by stawali się zdolni do podejmowania decyzji na całe życie. Młodzi podejmują z reguły chętnie jedynie zadania krótkoterminowe, oparte na spontaniczności i zaangażowaniu emocjonalnym. W tych kategoriach przeżywają często nawet więzi z Bogiem i z ludźmi. Także ich zaangażowanie w życiu parafialnym i w ruchach formacyjnych nosi te same cechy. Trudności w podejmowaniu istotnych decyzji i w wiernym zaangażowaniu się na całe życie okazuje się prawdziwą epidemią młodego pokolenia Europejczyków. Według socjologów czas osiągania względnej dojrzałości w tym względzie przez ludzi młodych w ostatnich trzydziestu latach wydłużył się z około 18-tu do około 30-35 lat.
Duszpasterstwo powołań musi uwzględniać ten fakt i znajdować skuteczne formy pomagania młodym w podejmowaniu ważnych, długofalowych decyzji oraz w towarzyszeniu im na drodze wierności wobec podjętych zobowiązań. W czasie I Europejskiego Kongresu w Rzymie kardynał Carlo Maria Martini z Mediolanu przedstawił własną inicjatywę w tym względzie. Chodzi tu o tak zwaną grupę „Samuel”. Udział w grupie „Samuel” trwa rok a ruchem tym objęto dotąd około tysiąca młodych dziewcząt i chłopców z diecezji Mediolan. Nazwa grupy pochodzi od starotestamentalnej postaci chłopca, który uczył się odróżniać głos Bożego powołania od głosów ludzkich. Do grupy „Samuel” mogą wstępować chętni w wieku między 17 a 25 lat. Warunkiem przyjęcia jest fakt, że młodzi ci nie podjęli jeszcze żadnej decyzji życiowej ale deklarują, że są skłonni kierować się wolą Chrystusa, niezależnie od tego, jakie powołanie odkryją. Inne warunki wstępne to co miesięczne spotkania z Kardynałem, znalezienie sobie stałego kierownika duchowego, zrezygnowanie całkowite lub prawie zupełne z oglądania telewizji na okres tego roku, przezwyciężanie niepokoju o przyszłość powołaniową, zawierzając się z ufnością Bogu.
Gdy w 1989 r. Kardynał Martini ogłosił w katedrze, że chce prowadzić taką grupę, od razu zgłosiło się 200 młodych, z których po wstępnej selekcji zostało 160 i wytrwało wiernie przez cały rok pracy formacyjnej. Najtrudniej było im się wyzbyć niepokoju o przyszłość, o to, co odkryją w ramach grupy „Samuel”. Spotkania odbywają się w jedną z niedziel każdego miesiąca i trwają od godz. 16-tej do 21. Podstawą spotkań jest czytanie Pisma świętego (1,5 godziny) i modlitwa. Ponadto są wykłady, adoracja eucharystyczna, spotkania w grupach, medytacja osobista. Owocem poszczególnych spotkań są pytania kierowane na piśmie przez młodych do Kardynała. Na zakończenie spotkania Kardynał odpowiada na pytania w klimacie dialogu. Możliwe są też rozmowy indywidualne. Kardynał pomaga młodym, aby oczyścili serce z wszelkich grzechów, z niedojrzałości emocjonalnych i uprzedzeń intelektualnych. Następnie pomaga im odkryć Boży plan zbawienia i stopniowo odczytywać własne życie i powołanie w świetle Słowa Bożego. Na końcu pomaga młodym wsłuchiwać się we własne wnętrze, aby odczytać własne powołanie.
Na początku i na końcu roku pracy młodzi piszą list do Kardynała. W pierwszym liście opisują swoje oczekiwania i zamiary a w drugim piszą o tym, co się w nich dokonało w ramach spotkań w grupie „Samuel”. Uczestnicy spotkań piszą najczęściej, że nauczyli się korzystać z Pisma św., uporządkowali własne wnętrze, lepiej rozumieją samych siebie, odkryli rolę kierownictwa duchowego, rozwinęli własną duchowość, nauczyli się pokonywać słabości, łatwiej im o podejmowanie decyzji i wytrwałość wbrew trudnościom. Co roku część uczestników podejmuje decyzje o wstąpieniu do seminarium ( np. w 1989 r. - 10 osób) czy nowicjatu zakonnego (w 1989 r. - 24 chłopców i dziewcząt). Spora część decyduje się na małżeństwo sakramentalne. Część niezdecydowanych składa ślub czystości na czas poszukiwania własnego powołania. Pozytywne doświadczenia związane z grupą „Samuel” świadczą o tym, że duszpasterstwo powołań to przede wszystkim przyprowadzanie młodych do Chrystusa, to towarzyszenie im w rozwoju duchowym, moralnym i religijnym. To znajdowanie czasu przez rodziców, kapłanów i innych wychowawców, aby osobiście z młodymi rozmawiać i trwać na modlitwie.
Przyjrzyjmy się teraz bliżej trosce o powołania specjalne, czyli powołania do kapłaństwa oraz życia konsekrowanego. Troska ta wymaga najpierw uznania, że także Kościół w Polsce potrzebuje jakościowego skoku w duszpasterstwie powołań. Nie dla wszystkich jest to oczywiste, gdyż w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej, które od kilku dziesięcioleci dotknięte są kryzysem powołań, w Polsce liczba powołań kapłańskich i zakonnych utrzymuje się na dobrym poziomie. Obecnie mamy jedną czwartą alumnów całej Europy. Nieco gorzej przedstawia się sytuacja z powołaniami żeńskimi, ale też jest względnie dobra na tle innych krajów. Same liczby nie są jednak wystarczającym kryterium dla oceny sytuacji powołaniowej. Ponadto niektóre dane liczbowe nie są zbyt korzystne dla Polski. Wystarczy tu choćby jedna obserwacja. Otóż w proporcji powołań kapłańskich do ilości katolików w danym kraju jesteśmy dopiero na trzynastym miejscu w Europie.
Nie wolno oczywiście poprzestawać na pytaniu o ilość powołań. Trzeba też pytać o jakość powołanych: o ich osobowość, stopień dojrzałości emocjonalnej, społecznej, duchowej i religijnej. W tej dziedzinie dostrzegamy zjawiska, które niepokoją i wymagają wytrwałej pracy wychowawczej. Wymagają też pogłębionej refleksji teologicznej na temat fundamentów duszpasterstwa powołań, a więc na temat tajemnicy powołującego Boga, tajemnicy powołanego człowieka oraz tajemnicy towarzyszenia nowym powołanym. Od strony Boga powołanie to Boża propozycja wobec danego człowieka, aby podjął on określoną formę życia w oparciu o Bożą miłość: wierną i nieodwołalną. Od strony człowieka powołanie to odkrycie tej Bożej propozycji i pójście za nią z zaufaniem, że jest ona wyrazem Bożej miłości oraz drogą do osiągnięcia pełnej radości. Cóż zatem jest istotą duszpasterstwa powołań? Jest nią przyprowadzanie dzieci i młodzieży do Chrystusa, aby młodzi mogli odkryć, że Chrystus ma wobec każdego z nich konkretny plan miłości. To nie człowiek, to nie księża czy rodzice budzą powołania. Jedynym powołującym jest Chrystus. Zadaniem chrześcijańskich wychowawców jest przyprowadzanie młodych do Mistrza z Nazaretu. W sensie ścisłym nie można zatem mówić o duszpasterstwie powołań lecz o duszpasterstwie powołanych.
Wzorem do naśladowania jest tu postawa św. Andrzeja Apostoła. Gdy odkrywa on Mesjasza, to przyprowadza do Niego swojego brata. Andrzej nie jest w stanie nawet domyślać się tego, jak niezwykłe powołanie wyznaczył Jezus Piotrowi. Dokładnie takie samo jest zadanie wszystkich zaangażowanych w troskę o powołanych. Powinni oni wskazywać na Chrystusa, powinni z pokorą i cierpliwością przyprowadzać do Niego dzieci i młodzież. A wtedy ze zdumieniem i wdzięcznością przekonają się, że przynajmniej część z tych, których przyprowadzili do Chrystusa, odkryje powołanie zaskakujące i przewyższające najśmielsze oczekiwania swoich wychowawców.
Skoro podstawowym obowiązkiem wychowawców jest przyprowadzanie młodego pokolenia do Chrystusa, to jak realizować to zadanie? Najpierw i przede wszystkim poprzez wierność własnemu powołaniu. To jest pierwsza rzecz, której oczekuje Chrystus od osób świeckich i duchownych: od rodziców, kapłanów, osób konsekrowanych. Podstawą wierności własnemu powołaniu jest pełne i radosne zgodzenie się w głębi serca na powołanie, którym obdarował mnie Bóg: jako małżonka i rodzica, jako kapłana, jako siostrę zakonną, zakonnika czy misjonarza. Niezależnie od tego, jak wiele już lat trwamy w naszym powołaniu, codziennie od nowa potrzebujemy zaakceptowania naszej drogi życiowej. Potrzebujemy wyzbycia się iluzji, że na innej drodze życiowej byłoby nam łatwiej osiągnąć szczęście. Potrzebujemy chwil i godzin, w których wyśpiewamy Bogu nasze Magnificat, nasz hymn wdzięczności za to, że nas powołał do miłości wiernej i nieodwołalnej. Coraz dojrzalsze i radosne zaakceptowanie własnego powołania jest koniecznym warunkiem owocnego zaangażowania się w duszpasterstwo powołań. Szkolenia techniczne i kompetencje psycho-pedagogiczne tutaj bowiem nie wystarczą.
Być nowej jakości wychowawcą to nie tylko ponownie i z wdzięcznością zaakceptować własne powołanie. To także nieustannie nawracać się. A nawrócenia potrzebują wszyscy: małżonkowie, kapłani, katecheci, osoby konsekrowane i inni wychowawcy. Nawrócenia potrzebują także ci, którzy nie mają grzechów ciężkich. Bo nawrócić się to nie tylko odrzucić grzech i przezwyciężać własne słabości. Nawrócić się to coś znacznie bardziej wymagającego. To nauczyć się zwyciężać zło dobrem. To nauczyć się kochać miłością ofiarną, bezinteresowną i wierną, której uczy nas Chrystus. W duszpasterstwie powołań potrzebujemy takich właśnie nieustannie nawracających się wychowawców. Potrzebujemy tych, których stać na miłość bez słów, którzy w każdej sytuacji bardziej słuchają Boga niż ludzi. I niż samych siebie.
Nowa jakość w duszpasterstwie powołań wymaga nie tylko nawrócenia poszczególnych wychowawców lecz także całych wspólnot ludzi wierzących. Nawrócenie w tym wymiarze oznacza budowanie Kościoła, który jest chrystocentryczny, służebny i misyjny. Tylko w tego typu wspólnotach powstaje urodzajna gleba powołań kapłańskich i zakonnych. Troska o powołanych wymaga najpierw troski o to, by Chrystus był w centrum życia wspólnotowego: w rodzinie, w parafii, w liturgii, w sakramentach, w ruchach formacyjnych, w szkołach katolickich. Tylko wtedy mamy szansę przyprowadzać młodych do Chrystusa a nie wprowadzać ich jedynie w określone doktryny czy praktyki. Istnieje w tej dziedzinie wiele zagrożeń. Jednym z nich jest tendencja niektórych wspólnot chrześcijańskich, by na pierwszym planie stawiać działalność społeczną i charytatywną, kosztem troski o więź z Chrystusem. W tym właśnie kierunku zmierzają naciski wobec Kościoła ze strony niektórych środowisk laickich i środków przekazu. Poddanie się takim naciskom oznacza rezygnację z istoty chrześcijaństwa, jaką jest więź z Chrystusem. Kościół stałby się wtedy jedną z wielu organizacji społecznych, niosących pomoc humanitarną.
W takim Kościele ludziom młodym trudno byłoby zrozumieć, że wierna i bezinteresowna troska o drugiego człowieka nie jest możliwa bez więzi z Chrystusem. Potwierdzają to humanizmy laickie, które „kochają” tylko określone grupy „bliźnich”. Nie troszczą się o tych, którzy są najsłabsi i najbardziej potrzebują pomocy lecz raczej o tych, którzy mają dostęp do środków przekazu, którzy potrafią zwrócić na siebie uwagę i budować w świadomości społecznej korzystny dla siebie klimat. Przykładem są środowiska chorych na AIDS, z których wielu wywodzi się ze świata kultury, sportu czy polityki. Nie mając więzi z Chrystusem młodzi będą w stanie zaangażować się jedynie w modne formy troski o niektórych ludzi. I tylko na krótką metę. Dopóki przynosi im to satysfakcję emocjonalną czy korzyści materialne. Przyjąć na zawsze styl życia oparty na miłości stanowczej, wiernej i nieodwołalnej można jedynie ze względu na miłość do Chrystusa i mocą więzi z Chrystusem. Nie można postępować tak szlachetnie i ofiarnie, jak Matka Teresa z Kalkuty czy jak Jan Paweł II, jeśli nie żyje się w obecności Boga i nie kieruje się logiką Ewangelii.
Nawrócenie chrześcijan w wymiarze wspólnotowym oznacza zatem ponowne odkrycie i pogłębienie więzi ze zmartwychwstałym Chrystusem. Dopiero wtedy staje się możliwe urzeczywistnianie Kościoła służebnego, który bezinteresownie troszczy się o najsłabszych: o poczęte dzieci, o chorych i kalekich, o bezrobotnych i załamanych, o uzależnionych i grzeszników. A także o tych, którzy jeszcze nie poznali Chrystusa i żyją w krajach misyjnych. W Kościele w Polsce mamy jeszcze wiele do zrobienia w wymiarze służebnym i misyjnym. Wszystko, co w tej dziedzinie uczynimy dobrego, będzie ogromnym wkładem na rzecz troski o nowych powołanych.
Troska o powołania oznacza przyprowadzanie młodych do Chrystusa i wymaga od przyprowadzających wierności własnemu powołaniu oraz ich ciągłego nawracania się w życiu osobistym i wspólnotowym. Dopiero wtedy możliwe i owocne okazują się pozostałe formy troski o powołanych. Na pierwszym miejscu trzeba tu wyliczyć duszpasterstwo zwyczajne, czyli troskę o wychowanie chrześcijańskie w rodzinie, w parafii, w ruchach młodzieżowych, w szkole, w grupach rówieśniczych, w katolickich środkach przekazu. Duszpasterstwo zwyczajne jest przecież przyprowadzaniem człowieka do Chrystusa. W odniesieniu do młodych ma zatem najściślejszy wymiar powołaniowy. Ojciec Święty zachęca, by duszpasterstwo zwyczajne przybierało coraz wyraźniej formę nowej ewangelizacji. Odnosi się to także do duszpasterstwa powołań. Pójście w głąb oznacza tu stosowanie zasady: więcej ewangelizacji a mniej agitacji do konkretnych form powołań.
Włączenie się w nową ewangelizację wymaga najpierw od samych ewangelizujących, by ponownie skonfrontowali z Ewangelią własne życie. A także własne metody ewangelizacji. Chodzi o to, aby ewangelizować metodą Ewangelii, czyli metodą Chrystusa, który szedł przez ziemię dobrze czyniąc wszystkim. Wtedy ludzie podążali za Nim nawet na pustynię, aby Go słuchać. Nie można przyprowadzać młodych do Chrystusa innymi metodami jak tylko dojrzałą i cierpliwą miłością, której uczy nas Ewangelia. Troska o powołania oznacza, że dorośli chrześcijanie, świeccy i duchowni, potrafią kochać młodych. Kochać miłością mądrą, wymagającą i wychowującą. Czasem kochać i milczeć. Wtedy sami młodzi będą ich szukać i wsłuchiwać się w ich świadectwo. Troska o powołania oznacza także, że dorośli chrześcijanie potrafią kochać się nawzajem i cieszyć się sobą: w życiu małżeńskim, we wspólnotach kapłańskich czy zakonnych. Inaczej młodym trudno będzie uwierzyć, że pójście za Bożym powołaniem także w naszych czasach okazuje się drogą do szczęścia i radości, jakiej ten świat dać nie może.
Pierwszym i najważniejszym miejscem troski o powołanych jest rodzina. To właśnie od rodziny w największym stopniu zależy postawa dzieci i młodzieży wobec Boga i ludzi, wobec życia i samego siebie. Podstawowym zadaniem rodziny jest wprowadzanie dzieci i młodzieży w więzi tej miłości, której uczy nas Bóg. Nie jest to miłość jedynie emocjonalna czy szukająca dobrego nastroju. Jest to miłość realistyczna, oparta na jasnej prawdzie o człowieku, o jego naturze, ograniczeniach, aspiracjach i powołaniu. W swym realizmie jest to miłość ofiarna i wymagająca, dzięki której młodzi mają szansę, by przezwyciężyć egoizm oraz nauczyć się kochać Boga nade wszystko a człowieka aż tak bardzo, jak Chrystus nas pierwszy ukochał. Zadaniem rodziny jest więc wprowadzanie młodych w świat prawdy i miłości, czyli w świat prawdziwej miłości.
Poprzez wprowadzanie w świat miłości rodzice umożliwiają młodym odkrycie, że miłość do Boga i do człowieka jest nierozerwalna oraz że uczciwe, dojrzałe pokochanie innych jest najpewniejszym potwierdzeniem pokochania samego siebie. To właśnie w rodzinie młodzi powinni odkryć, że każdy z nich jest powołany do miłości wiernej i nieodwołalnej, niezależnie od tego czy będzie to powołanie do jakiejś formy życia świeckiego czy też duchownego. Rodziny, w których młodzi doświadczają, że są kochani Bożą miłością i w których uczą się takiej miłości, stają się urodzajną glebą powołań do miłości wiernej i nieodwołalnej, niezależnie od tego, czy będą ją wypełniać w małżeństwie, kapłaństwie czy życiu zakonnym. Jakże znaczące są w tym względzie słowa, które Ojciec Święty Jan XXIII wypowiedział do ludzi świeckich w czasie jednej z audiencji: „dajcie mi święte rodziny a ja wam dam świętych kapłanów.”
Pozytywną rolę w odkrywaniu i realizacji powołania wychowanków do życia w miłości i prawdzie może odegrać także szkoła. Nie chodzi tu wyłącznie o szkoły katolickie lecz o wszystkie szkoły, w których wychowawcy w odpowiedzialny sposób podejmują swoje zadania. Szkoła wywiera silne piętno na każdym wychowanku. Uczy go patrzenia na świat oraz wprowadza w określony typ relacji międzyludzkich i więzi społecznych. Głównym zadaniem szkoły jest pomaganie wychowankom, by zrozumieli rzeczywistość, która ich otacza a także by zrozumieli samych siebie.
Współczesna szkoła coraz ciekawiej i wszechstronniej wprowadza uczniów w tajniki rzeczywistości zewnętrznej. Napotyka jednak na coraz poważniejsze trudności w tym, co jest najważniejsze: w udzielaniu wychowankom skutecznej pomocy, aby nauczyli się obserwować własne życie i postępowanie oraz by zrozumieli samych siebie. Co więcej, ulegając modnym także w pedagogice prądom laickiego humanizmu, który zakłada, że nie ma obiektywnych prawd o człowieku, że wszystko jest subiektywne i że samorealizacja polega na spontanicznym kierowaniu się ciałem i emocjami, coraz częściej szkoła staje się miejscem pomieszania pojęć i promowania iluzji o istnieniu łatwego szczęścia, opartego na subiektywizmie i doraźnej przyjemności.
W konsekwencji w wielu polskich szkołach mamy obecnie do czynienia ze schizofrenicznym podejściem do rzeczywistości. Z jednej strony szkoły nadal wymagają od uczniów logicznego i precyzyjnego myślenia o świecie zewnętrznym a z drugiej strony sugerują młodym, że w ich własnym życiu nie obowiązują żadne obiektywne prawdy, zasady moralne czy normy społeczne, że w odniesieniu do ludzkiego życia - ale nie na przykład w odniesieniu do matematyki czy chemii! - zasadnym jest argument typu „a ja uważam, że...”. Niektórzy wychowawcy sugerują młodym, iż za najwyższą wartość należy uznać tolerowanie wszelkich form postępowania oraz kierowanie się tym, co robi większość. Wychowankowi tego typu szkoły trudno będzie nie tylko odkryć i zrealizować własne powołanie lecz także obserwować życie, wyciągać logiczne wnioski z błędów własnych i innych ludzi a także stawiać najważniejsze pytania o tajemnicę człowieka oraz o sens jego życia.
Zadaniem odpowiedzialnej szkoły jest wprowadzanie wychowanków w świat kultury, w której jest miejsce na pogłębione rozumienie wszystkich wymiarów tajemnicy człowieka: nie tylko jego cielesności, emocjonalności czy zdolności do myślenia lecz także jego zdolności do wartościowania moralnego, do świadomego podejmowania decyzji, do rozwoju duchowego i religijnego. Wypełniając uczciwie i obiektywnie te zadania, szkoła staje się miejscem promowania życia opartego na prawdzie i odpowiedzialności a przez to spełnia ważne zadanie w trosce o powołanych.
Warto przyjrzeć się bliżej pedagogice powołań, czyli szczegółowym zadaniom, jakie powinni podjąć wychowawcy, by ułatwiać młodym odkrycie i realizację ich powołania. Najdoskonalszym wzorem pedagogiki powołaniowej jest oczywiście sam Chrystus. Ten, który w jedności z Ojcem rzuca ziarno Słowa i wychowuje swoich uczniów i który z Duchem Świętym towarzyszy powołanym na drodze do świętości. Podobnie każdy, kto pracuje w duszpasterstwie powołań, powinien być najpierw siewcą Słowa Bożego a następnie osobą towarzyszącą młodym w ich poszukiwaniu prawdy o samych sobie. Powinien być też wychowawcą, który uczy wsłuchiwania się w głos powołującego Boga i który kształtuje u młodych postawy i sposoby myślenia zgodne z Ewangelią.
Punktem wyjścia w duszpasterstwie powołań jest sianie Słowa Bożego w sercach dzieci i młodzieży. W ten sposób wychowawcy stają się pośrednikami między powołującym Bogiem a człowiekiem powołanym. Przypowieść o siewcy (por. Mt 13, 3-8) ukazuje fakt, że powołanie jest rezultatem dialogu między Bogiem a osobą ludzką. Inicjatorem dialogu jest Bóg, który powołuje człowieka „stosownie do własnego postanowienia i łaski” (2 Tym 1,9). W dokumencie Końcowym Kongresu Powołań (Rzym, 5-10 maja 1997) czytamy: „Wolność Boga spotyka się z wolnością człowieka w tajemniczym i fascynującym dialogu, składającym się ze słów, z milczenia, z przesłań i działań, ze spojrzeń i gestów. Wolność, która jest doskonała w Bogu i niedoskonała w człowieku. Powołanie zatem jest całkowicie działaniem Boga, lecz także prawdziwym działaniem człowieka. Jest pracą i penetracją Boga w sercu wolności ludzkiej, ale także trudem i walką człowieka, by być wolnym na przyjęcie daru. Kto staje obok brata na drodze rozeznania powołaniowego, wchodzi w tajemnicę wolności i wie, że może udzielić swojej pomocy jedynie wówczas, gdy uszanuje taką tajemnicę, nawet jeśli musiałoby to oznaczać przynajmniej pozornie słabszy rezultat, podobnie jak w przypadku siewcy z Ewangelii” (s. 85-6). Podstawowym zadaniem wychowawców jest zatem cierpliwe i odważne sianie dobrego nasienia Ewangelii w sercu każdego z młodych a jednocześnie szanowanie ich wolności oraz ich osobistego sposobu odkrywania obecności Boga i Jego planów.
Głoszenie Słowa Bożego i przyprowadzanie młodych do Chrystusa jest pierwszym krokiem, dzięki któremu rodzice, osoby duchowne i inni wychowawcy ułatwiają młodym wejście w dialog powołaniowy z Bogiem. Następnym zadaniem wychowawców jest towarzyszenie młodym w ich osobistym spotkaniu z Bogiem i Jego planami wobec poszczególnych dziewcząt i chłopców. Nie jest to zdanie łatwe, gdyż wielu młodych sprawia wrażenie, że są smutni, zniechęceni i niepewni samych siebie, że zagubili ochotę na szukanie własnego powołania, Niektórzy wydają się nawet być zupełnie obojętnymi na swój własny los i na przyszłość. Rolą wychowawców jest stanąć obok tych młodych, stać się przyjacielem, który towarzyszy im w drodze, który przyłącza się do nich i tłumaczy im tajemnicę Boga i człowieka. Trzeba naśladować Chrystusa, który przyłączył się do rozczarowanych i zalęknionych uczniów z Emaus, przywracając im nadzieję i pomagając im zrozumieć sens wydarzeń paschalnych. Towarzyszenie powołaniowe to pełnienie roli starszego brata czy siostry w wierze, to towarzyszenie młodym jako ktoś, kto zna drogę, głos i kroki Boga, pomagając dziewczętom i chłopcom rozpoznać Chrystusa, który powołuje a także rozpoznać drogę, którą należy iść, by dojść do Niego i Jemu odpowiedzieć.
„Tak, jak dwóch uczniów z Emaus, lub jak Samuel podczas nocy, nasi młodzi często nie mają oczu, by widzieć i uszu, by słyszeć Tego, który kroczy obok każdego i z wytrwałością oraz delikatnością wymawia ich imię. Zadaniem osób towarzyszących jest pomóc w rozpoznaniu pochodzenia tajemniczego głosu na podobieństwo Jana Chrzciciela, który nie mówi o sobie, lecz głosi Innego, już obecnego. Posługa towarzyszenia powołaniom jest posługą pokorną, tą pokorą pogodną i inteligentną, która rodzi się z wolności w Duchu i wyraża się w odwadze słuchania, kochania i dialogu” (Dokument Końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 89-90). Osoba towarzysząca nie musi narzucać swoich pytań lecz potrafi wyjść od pytań i trudności młodego człowieka, od jego pozornej samowystarczalności, od jego głębokiego choć czasem nieuświadomionego pragnienia autentyzmu i szlachetnej przyszłości. Warto jest spędzać czas z młodymi. Warto towarzyszyć im wszędzie tam, gdzie się znajdują, pracują, bawią. Warto wsłuchiwać się w ich przeżycia, przekonania i aspiracje. Warto odpowiadać słowem Bożym i własną postawą ewangeliczną na pytania i wątpliwości, które przeżywają młodzi.
„Po siewie, na drodze towarzyszenia chodzi o wychowanie młodego człowieka. Wychowywać w znaczeniu etymologicznym tego słowa, to jakby wydobywać na zewnątrz (e-ducere) z niego jego prawdę, to, co ma w sercu, także to, czego nie wie i nie zna o sobie: słabości i aspiracje, by wspomóc jego wolność odpowiedzi powołaniowej. Ilu młodych nie przyjęło wezwania powołaniowego nie dlatego, że byli nieszlachetni i obojętni lecz po prostu dlatego, że nie udzielono im pomocy w poznaniu samych siebie, w odkryciu ambiwalentnych i pogańskich korzeni niektórych schematów myślowych i uczuciowych, w wyzwoleniu się ze swoich lęków i działań obronnych, świadomych i nieświadomych wobec samego powołania.”(tamże, s. 93). Wychowywać w aspekcie powołaniowym to pomagać, by młodzi poznali i zrozumieli samych siebie takimi, jakimi są obecnie i by stawali się takimi, jakimi pragnie ich widzieć Bóg. Wychowywać to pomagać, by młodzi odkryli i zrozumieli, że podstawa ich egzystencji oraz ich przyszłości jest poza nimi: w Bogu, który troszczy się o wszystkich jak najlepszy ojciec i jak kochająca matka. Wychowywać to pomagać, by młodzi potrafili odczytywać sens ich życia oraz rozpoznawać znaki czasu, poprzez które Bóg przemawia do nich oraz objawia swoje plany wobec każdego z nich.
Wychowywać to także uczyć młodych modlitwy, modlitwy błagalnej i modlitwy wdzięczności, bo to właśnie modlitwa jest najważniejszym miejscem rozpoznania powołania. Uczniowie z Emaus wypowiadają jedną z najpiękniejszych próśb ludzkiego serca: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (Łk 24, 29). Jest to błaganie kogoś, kto ma świadomość, że bez Chrystusa w życiu zapada noc, że bez Jego słowa pojawia się ciemność niezrozumienia, że bez Jezusa człowiek nie rozumie własnej tajemnicy, może skrzywdzić samego siebie i zagubić się na drogach tego świata. Bez Chrystusa życie ludzkie wydaje się nie posiadać żadnego sensu i a młodzi mogą stać się ludźmi bez powołania. Prośba uczniów z Emaus wyraża błaganie kogoś, kto być może nie odkrył jeszcze własnej drogi, lecz kto już czuje, że trwając przy Chrystusie, zrozumie samego siebie i odkryje własne powołanie. Modlitwa jest naturalną drogą i miejscem poszukiwania powołania. Potrzebni są zatem wychowawcy powołaniowi, którzy się modlą, którzy uczą młodych modlitwy i którzy wychowują do modlitwy, zwłaszcza do modlitwy uwielbienia, błagania i wdzięczności.
Gdy wychowawca pomoże swoim wychowankom spotkać się z Chrystusem, gdy pomoże im modlić się i wejść z Nim w dialog powołaniowy, wtedy staje przed jeszcze jednym, najważniejszym i chyba najtrudniejszym zadaniem. Tym zadaniem jest pomaganie młodym, by pozwolili się formować na wzór Chrystusa, by podstawową formą ich życia stało się naśladowanie Jego słów i czynów. Innymi słowy chodzi o to, by wychowawcy powołaniowi pomagali młodym w rozpoznaniu i zrozumieniu tajemnicy Chrystusa. A to rozpoznanie i zrozumienie dokonuje się najpełniej „przy łamaniu chleba” i dlatego towarzyszenie powołaniowe osiąga swą największą skuteczność wtedy, gdy wychowawcy wprowadzają młodych w życie eucharystią. Rozpoznając w eucharystii Chrystusa oraz Jego drogę ofiarnej miłości, młodzi mają szansę odkryć, że także oni zostali obdarowani życiem po to, aby w Chrystusie stawać się bezinteresownym darem dla innych. Konsekwencje powołaniowe takiego odkrycia są oczywiste. Skoro na początku egzystencji każdego człowieka jest dar - dar miłości ze strony Boga i dar miłości ze strony ludzi, począwszy od miłości rodziców - to życie ludzkie ma określoną logikę: jeżeli jest darem otrzymanym, to stanie się w pełni sobą tylko wtedy, gdy zrealizuje się w perspektywie daru, w perspektywie bezinteresownego bycia dla innych.
Człowiek może być szczęśliwy pod warunkiem uszanowania swojej natury, czyli dokonania wyboru drogi życia według logiki daru. „Całe duszpasterstwo powołaniowe jest zbudowane na tej podstawowej katechezie sensu życia. Jeżeli zaistnieje ta prawda antropologiczna, wtedy można przedstawić jakąkolwiek propozycję powołaniową. Także powołanie do kapłaństwa służebnego lub konsekracji zakonnej czy świeckiej, z całym jej bagażem tajemnicy i umartwienia, staje się pełną realizacją człowieczeństwa i darem. Odkrycie otrzymanego daru życia i miłości powinno wyzwolić w młodym człowieku ideę ofiary z samego siebie jako nieuniknionej konsekwencji, jako aktu wolnego, ponieważ zdeterminowanego przez miłość. Staje się wtedy możliwe także wymaganie wyborów równie silnych i radykalnych, jak powołanie do specjalnej konsekracji, kapłaństwa czy życia konsekrowanego. Dlatego propozycja Boga, jakkolwiek może wydawać się trudna i szczególna (i jest nią rzeczywiście), staje się także nieoczekiwaną promocją prawdziwych aspiracji ludzkich i gwarancją największego szczęścia. Szczęścia pełnego wdzięczności, opiewanego przez Maryję w Magnificat” (Dokument Końcowy Kongresu Powołań w Rzymie, s. 98-99).
Kończąc cykl refleksji na temat tajemnicy chrześcijańskiego powołania, pragnę przytoczyć modlitwę o powołania, zawartą w cytowanym już Dokumencie Końcowym Kongresu Powołań w Rzymie. Mam nadzieję, że modlitwa ta będzie odmawiana w naszych rodzinach, w czasie katechez i spotkań formacyjnych różnych grup i stowarzyszeń katolickich, w czasie czuwań i adoracji w intencji powołań. Wypełnimy w ten sposób pragnienie Ojca Świętego, który wzywa nas do wielkiego ruchu modlitewnego na rzecz powołań dla Europy trzeciego tysiąclecia.
„Boże Ojcze, źródle miłości, który od wieków powołujesz do życia i dajesz pełnię życia, skieruj Twój wzrok na Europę. Powołaj ją raz jeszcze, tak jak to kiedyś uczyniłeś, ale przede wszystkim uczyń ją świadomą Twojego wołania, jej korzeni chrześcijańskich i wypływającej z nich odpowiedzialności.
Słowo Wieczne, które od wieczności przyjmujesz miłość Ojca i odpowiadasz na Jego wołanie, otwórz serca i umysły młodych tej ziemi, aby nauczyli się pozwolić kochać Temu, który ich pomyślał na podobieństwo Swojego Syna i aby, pozwalając się kochać, mieli odwagę realizować to podobieństwo, które jest Twoim. Uczyń ich mocnymi i hojnymi, zdolnymi do podjęcia ryzyka dla Twojego słowa, wolnymi, by unieść się wysoko, zafascynowani pięknem Twojej drogi. Pobudź wśród nich głosicieli Twojej Ewangelii: duchownych i świeckich, misjonarzy i misjonarki, zakonników i zakonnice, którzy swoim życiem potrafią proponować drogę Chrystusa Zbawiciela.
Duchu Święty, zawsze młoda Boża miłości, głosie Ojca Przedwiecznego, który nie przestaje brzmieć i wołać, wyzwól Europę od wszelkiego ducha samowystarczalności, od kultury człowieka bez powołania, od tego strachu, który uniemożliwia podjęcie ryzyka i czyni życie płaskim i bez smaku. Pozwól odkryć ludziom młodym pełny sens życia.
Święta Dziewico, młoda córko Izraela, wybrana przez Ojca na oblubienicę w Duchu dla zrodzenia Syna na ziemi; zrodź w młodych Europy tę samą Twoją wielką odwagę, która kiedyś uczyniła Cię wolną uwierzyć w projekt przerastający Ciebie, wolną w nadziei, że Bóg go zrealizuje. Tobie, która poczęłaś i opiekowałaś się z matczyną miłością rodzącym się Kościołem, polecamy wszystkie powołania tego Kościoła, aby głosiły dzisiaj, tak jak kiedyś, wszystkim ludom, że Jezus Chrystus jest Panem w Duchu Świętym i w chwale Boga Ojca! Amen.”
Ks. dr Marek Dziewiecki od kwietnia 1999 jest krajowym duszpasterzem powołań
Nota bibliograficzna:
Dokument końcowy Kongresu Powołań: "Nowe powołania dla nowej Europy". Dokument końcowy Kongresu poświęconego powołaniom do Kapłaństwa i Życia Konsekrowanego w Europie, Papieskie Dzieło Powołań Kościelnych, Libreria Editrice Vaticana 1998.
Tekst ukazał się w: Marek Dziewiecki, Odpowiedzialna pomoc wychowawcza, Wydawnictwo Diecezji Radomskiej "Ave", Radom 1999, s. 109-140