O "sercu" w Biblii.
Młody król Salomon na początku swego panowania składa Jahwe wspaniałą ofiarę w Gibeonie (świątyni w Jerozolimie jeszcze wówczas nie było), a Pan we śnie obiecuje mu, że spełni każdą jego prośbę. Jest to obietnica istotnie zawrotna! Salomon tymczasem odpowiada na nią w sposób niezmiernie prosty, choć nieco dla nas zaskakujący. Prosi mianowicie Boga tylko o jedno: o "serce słuchające" (1 Krl 3,9).
Modlitwa ta przysparza wielu trudności wszystkim niemal tłumaczom Pisma Świętego. W Biblii Tysiąclecia znajdujemy "serce pełne rozsądku", w Biblii Poznańskiej "serce pojętne", w najnowszej Biblii Warszawsko-Praskiej "serce pełne mądrości", we francuskiej Biblii Jerozolimskiej "serce pełne umiejętności właściwego rozstrzygania" (dosłownie "sądzenia", "plein de jugement"), w TOB (francuskiej Biblii ekumenicznej) "serce, które by miało właściwe zrozumienie" ("qui ait de lentendement"). Ze znanych mi tłumaczeń jedynie niemiecki przekład ekumeniczny pozostawia "serce słuchające" ("ein hörendes Herz"). Kiedy natknęłam się po raz pierwszy na to ostatnie tłumaczenie, sięgnęłam do oryginalnego tekstu hebrajskiego, który zawiera właśnie te dwa słowa leb szomea, po polsku "serce słuchające" (uwaga: leb czytamy raczej lev). Było to dla mnie wielkie odkrycie, a doceniłam je jeszcze pełniej, gdy w zeszłym roku udało mi się kupić w Belgii piękną książeczkę znanej francuskiej biblistyki, siostry Jeanne dArc OP, Un coeur qui écoute (Serce, które słucha), wydaną w Paryżu w 1993 roku. Jej też to rozważanie wiele zawdzięcza.
S. Jeanne dArc zwraca uwagę, że już Wulgata tłumaczy cor docile, co oznacza zarówno serce uległe, posłuszne, jak i takie, które pozwala się uczyć. Pomija jednak Septuagintę (najstarszy przekład Biblii hebrajskiej, grecki, sporządzony w Aleksandrii w III i II w. przed Chr.). Otóż tam Salomon prosi, podobnie jak i po hebrajsku, o "serce słuchające", a bardziej dosłownie o "serce, które by słuchało".
Czytelnik ma tu pełne prawo zapytać, po co mu te wszystkie rozważania filologiczne, niech się nad tym głowią tłumacze. I ostatecznie, czy jest jakaś znacząca różnica między "sercem pełnym rozsądku" lub "pełnym mądrości" a "sercem słuchającym"? Ponadto warto by się jeszcze zastanowić, jak serce może słuchać?
Otóż wbrew pozorom różnica jest istotna, a odczytana prawidłowa modlitwa Salomona jest i dziś dla nas bardzo aktualna. Po pierwsze trzeba wiedzieć, że "serce" w języku biblijnym to bynajmniej nie tylko siedlisko uczucia, ale także woli, rozumu, mądrości. A jak mówi nowy Katechizm Kościoła Katolickiego, jest ono "naszym ukrytym centrum", "miejscem decyzji", "miejscem prawdy, w którym wybieramy życie lub śmierć. Jest miejscem spotkania (...) miejscem przymierza" (KKK 2562). Poza tym według analizy s. Jeanne dArc użyty tu imiesłów hebrajski szomea to zawsze "słuchający". Należałoby się zatem z kolei zastanowić, co znaczy naprawdę "słuchać".
Sceptykowi, który miałby wątpliwości, czy serce może słuchać, większość z nas odpowie zapewne spontanicznie: oczywiście tak! Nie trzeba tu wcale sięgać do Biblii ani do odległych czasów jej powstania. Wie o tym dobrze każdy kochany i każdy kochający. W takim ludzkim "słuchaniu" znaczną rolę odgrywa zazwyczaj uczucie, lecz nie ono powinno być najważniejsze, bo łatwo może zwieść nas na manowce. Jest to przede wszystkim jak najpełniejsze otwarcie na tego, kogo kochamy, na jego potrzeby, jego dobro, niekiedy nawet aż do zapomnienia o sobie. "Słuchać" bowiem to coś nieporównanie więcej niż tylko słyszeć.
W Biblii hebrajskiej słowo "słuchaj" (lub "słuchajcie") pojawia się wiele razy. Każdy Żyd dziś jeszcze powtarza w swojej codziennej modlitwie wielkie wezwanie z Księgi Powtórzonego Prawa: "Słuchaj, Izraelu! Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił" (Pwt 6,4-5). A przytacza te słowa także Jezus, w Ewangelii św. Marka, w odpowiedzi na pytanie uczonego w Piśmie, jakie jest przykazanie "pierwsze ze wszystkich" (Mk 12, 28-31; por. Mt 22, 34-40; Łk 10, 25-28). Zazwyczaj jednak, kiedy ten tekst czytamy, cała nasza uwaga skupiona jest na wezwaniu do miłości. Słusznie zresztą, bo właśnie w niej zawarte jest wszystko, w niej znajdują swe wypełnienie wszelkie nakazy Prawa i napomnienia proroków (por. Mt 22,40). By to jednak właściwie zrozumieć, trzeba zacząć od słuchania tego, co mówi do nas Pan. I dlatego nie jest dobrze, iż tak często o tych pierwszych słowach: "Słuchaj, Izraelu!" po prostu zapominamy, niemal tak, jakby się one nie do nas odnosiły nawet i wtedy, gdy padają z ust Jezusa.
Tymczasem Jezus nieustannie nawołuje swych uczniów właśnie do słuchania. W Ewangeliach św. Marka, Mateusza i Łukasza powtarza się wielokrotnie jednakowo brzmiące wezwanie: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!" (Mt 11,5; 13,9,43; Mk 4,9,23; Łk 8,8; 14,35). W Apokalipsie św. Jana, w każdym z listów "do siedmiu Kościołów, które są w Azji", odnajdujemy to samo wezwanie, trochę tylko rozbudowane: "Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów" (Ap 2,7,11,17,29; 3,6,13,22). W Ewangelii św. Jana Jezus stwierdza kategorycznie: "Kto jest z Boga, słów Bożych słucha" (J 8,47). Głosu Dobrego Pasterza słuchają Jego owce. A będą go słuchać w przyszłości i te także, które dziś jeszcze "nie są z tej zagrody" (J 10,3,16; por. 10,27).
Bóg najwyraźniej oczekuje od nas przede wszystkim tego, żebyśmy chcieli Go słuchać. Bardzo pouczająca jest tu historia młodego Samuela z czasów, gdy "nie znał on jeszcze Pana". Pewnego dnia, gdy chłopiec spał w przybytku tuż przy Arce Przymierza, Pan zawołał Samuela po imieniu. Ten natychmiast się zerwał i pobiegł do kapłana Helego, przekonany, że to on go wzywa. Heli powiedział mu, że się pomylił, i kazał iść spać. Kiedy jednak wszystko powtórzyło się jeszcze dwa razy, Heli zaczął się domyślać, kto woła jego młodego sługę. Powiedział mu zatem: "Idź spać! Gdyby jednak ktoś cię wołał, odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha." I tak oto Samuel po raz pierwszy spotkał się ze swoim Bogiem (1 Sm 3,1-18).
My też, podobnie jak Samuel, przeważnie nie wiemy, że to Pan przychodzi. Woła nas, a my najczęściej w ogóle Go nie słyszymy, tak bardzo zajęci jesteśmy własnymi sprawami. On zaś szanuje naszą wolność i dlatego potrzebna Mu nasza uwaga. Nie chce tej wolności gwałcić, toteż czeka cierpliwie, aż sami umilkniemy i wreszcie zaczniemy słuchać. Ale nawet i to nie zawsze wystarczy. Nie darmo Jezus ostrzega według św. Marka: "Uważajcie, czego słuchacie", a według św. Łukasza: "Uważajcie, jak słuchacie" (Mk 4,24; Łk 8,18). Może się bowiem łatwo zdarzyć, że słuchamy swoich własnych myśli albo - co gorzej - kogoś, kto wcale nie jest podobny do Boga. A często słuchamy po prostu nieuważnie, bo coś innego wydaje się nam znacznie ważniejsze.
Dwie siostry, Maria i Marta, goszczące Jezusa w swoim domu, to doskonały obraz dwóch odmiennych sposobów słuchania. Dawniej widziano w nich symbol życia kontemplacyjnego (Maria) i czynnego (Marta). Dzisiaj wiemy już dobrze, iż każdy z nas jest po trochu i Marią, i Martą. Obie siostry kochają Jezusa i obie chcą Mu służyć. Marta jednak jest ciągle zaprzątnięta tysiącem drobiazgów i zwyczajnie nie ma czasu, żeby Go słuchać. Maria natomiast świadomie wybiera to, co najważniejsze. Ucisza swe niespokojne serce i uczy je słuchać.
Jest to właśnie ta postawa wewnętrznego otwarcia, której Bóg od nas oczekuje. Podkreśla ją zwłaszcza św. Łukasz, ewangelista mówiący najwięcej o modlitwie i o działaniu Ducha Świętego. "Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i go przestrzegają." Albo jeszcze mocniej: "Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je" (Łk 11,28; 8,21). Oba te powiedzenia Jezusowe odnoszą się w pewien sposób do Jego własnej Matki i wskazują na to, co stanowi o Jej świętości. Oba też podkreślają konieczność słuchania czynnego: w pojęciu słuchania zawarte jest bowiem również posłuszeństwo.
Dzisiaj nierzadko posłuszeństwo wydaje się nam postawą niegodną wolnego człowieka, a słuchać po prostu nie umiemy. I trudno się temu dziwić. Ogłuszani bez przerwy nieustannym hałasem, zaczynamy w końcu lękać się ciszy, która jest przecież warunkiem nieodzownym, żebyśmy mogli usłyszeć choćby samych siebie. Z dawnych czasów, gdy pojawiło się pierwsze polskie radio tranzystorowe zwane Kolibrem, pamiętam takie rysunki w prasie: Młody człowiek z owym Kolibrem wyrusza na jakąś wycieczkę. A pod spodem napis: "Nigdy sam!" Obecnie to straszliwe hasło realizowane jest w sposób znacznie bardziej dyskretny, a o ucieczce w ciągły hałas świadczą tylko niekiedy ledwo dostrzegalne słuchawki w uszach. Oczywiście, nie znaczy to wcale, że powinniśmy przestać słuchać dobrej muzyki. Ta może być także głosem Boga albo - jak napisano to kiedyś - przynajmniej echem z Jego sfery. Owa wszechobecność słuchawek zdaje mi się jednak jakąś niepokojącą wskazówką, że za żadną cenę nie chcemy być sami i - paradoksalnie - że nie potrafimy już naprawdę słuchać.
Ludzie świata biblijnego takich utrudnień nie mieli. Ale i oni - w tym całkiem podobni do nas - przywykli słuchać przede wszystkim siebie. Trzeba było, by psalmista przypomniał im, po co Bóg otworzył człowiekowi ucho. Jest to wspaniały Psalm 40, będący dziękczynieniem za ocalenie. Dziękczynienie owo nie znajduje tu jednak tradycyjnego wyrazu w złożeniu ofiary z jakiegoś zwierzęcia, gdyż, jak mówi psalmista, Bóg nie znalazłby w niej upodobania: "Ofiary ani daru nie chciałeś, lecz otworzyłeś mi uszy, całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę - w zwoju księgi napisano o mnie. Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę" (Ps 40,7-9). "Znaczy to, że Bóg pragnie jedynie ucha człowieka: oczekuje, by Go słuchał, by był Mu posłuszny i żeby przez tę pełną dyspozycyjność oddał się Mu bez reszty. Dziękować Bogu w sposób adekwatny wobec tego, Kim Bóg jest, to nic innego niż wchodzić w Jego wolę. Takie słuchanie i taka odpowiedź stanowi właśnie ofiarę miłą Bogu" (kard. J. Ratzinger).
Dla autora Listu do Hebrajczyków te słowa psalmu to niejako rozmowa między Ojcem i Synem, która jest sercem tajemnicy Wcielenia. W tekście greckim Listu jedynie "uszy" oryginału hebrajskiego zostały zastąpione słowem "ciało", przy czym "ciało" znaczy tutaj tyle co "człowieczeństwo". "Posłuszeństwo się wciela. Sięgając pełni, jest już nie tylko słuchaniem, ale staje się ciałem. Teologia słowa staje się teologią Wcielenia" (kard. J. Ratzinger).
Nasz udział w tej zawrotnej tajemnicy, tajemnicy zbawienia nie tylko nas samych, lecz i całego kosmosu, zależy przede wszystkim od tego, czy potrafimy wyciszyć wszelkie hałasy, umilknąć, przestać słuchać samego siebie i otworzyć się całkowicie na Boga. Nowy Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina o ważności modlitwy osobistej, wewnętrznej, która "jest słuchaniem słowa Bożego. Słuchanie to, dalekie od bierności, jest posłuszeństwem wiary (...). Uczestniczy ono w «tak» Syna, który stał się Sługą, i w «Fiat» Jego pokornej Służebnicy" (KKK 2716).
Ciągle zajęci, zaganiani, zadyszani, pochłonięci bez reszty naszymi codziennymi sprawami, zamknięci w naszych kłopotach, możemy łatwo nie zauważyć, że Ktoś chce się z nami spotkać. Skarżymy się nieraz, że to On nas nie dostrzega, a tymczasem Syn Człowieczy woła do nas z Apokalipsy Janowej: "Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną" (Ap 3,20).
Panie, racz dać nam serce słuchające!
Cytaty pochodzą z książki kard. Józefa Ratzingera Le Ressuscité, Paris 1986, s. 75.
ANNA ŚWIDERKÓWNA, ur. 1925, prof. dr hab., historyk, papirolog, popularyzatorka wiedzy o kulturze starożytnej, tłumaczka poezji greckiej i łacińskiej. Ostatnio wydała: Rozmowy o Biblii (wyd. III - 1996), Rozmów o Biblii ciąg dalszy (1996).