Wcielenie Słowa Bożego dotyczy zarówno "ciała" w sensie dosłownym, jak i wszystkiego, co z człowieczeństwem jest związane, a zwłaszcza - ludzkiego języka
Podobnie jak Słowo stało się ciałem (por. J 1,14), tak również Słowo Boże stało się ludzką mową. Mamy do czynienia z analogiczną tajemnicą.
Powołując się na św. Jana Chryzostoma sławiącego „nachylenie” się Boga ku człowiekowi, papież Pius XII w encyklice Divino Afflante Spiritu proponował następującą analogię: „Bo jak współistotne Słowo Boże stało się podobne ludziom we wszystkim »prócz grzechu«, tak i słowa Boże wyrażone ludzkim językiem upodobniły się do słów ludzkich we wszystkim, z wyjątkiem błędu”. Jednak współczesne badania Biblii wykazały, że na pewno nie wolno mówić o bezbłędności Biblii w naukach przyrodniczych czy historycznych, a co za tym idzie — należało podjąć refleksję nad tym, co tak naprawdę wynika z natchnienia Pisma.
Czy w takim razie wolno mówić o bezbłędności każdej prawdy teologicznej zapisanej w Biblii? Obecny papież, jeszcze jako kardynał, zwracał uwagę, że Pismo nie jest gotowym systemem wiary czy traktatem teologicznym, ale raczej stanowi pełne napięcia świadectwo relacji Boga i człowieka. „Już z tego wynika, że nie mogę się mechanicznie posługiwać kryterium inspiracji, a także kryterium bezbłędności. Nie można wyciągnąć pojedynczego zdania i powiedzieć: tak, to zdanie znajduje się w wielkim podręczniku Boga, zatem musi być prawdziwe po prostu samo w sobie”.
Kościół katolicki z właściwą sobie równowagą między wiarą a rozumem potrafił wyciągnąć wnioski z nowożytnych badań i tak przeformułował rozumienie natchnienia, by z jednej strony nie utracić zaufania do Pisma (fides), a z drugiej nie dystansować się od najnowszych odkryć (ratio). Dlatego Ojcowie Soboru Watykańskiego II odwołując się do tej samej analogii, stwierdzają: „Boże bowiem słowa wyrażone ludzkimi językami upodobniły się do ludzkiej mowy, podobnie jak niegdyś Słowo Wiekuistego Ojca, przyjąwszy słabe ludzkie ciało, upodobniło się do ludzi”. Tylko tyle i aż tyle.
W tej samej konstytucji Dei Verbum mówi się więc o absolutnej bezbłędności tej prawdy, jaką Bóg dla naszego zbawienia zamierzał powiedzieć: „Skoro więc wszystko to, co autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, twierdzą, należy uważać za stwierdzone przez Ducha Świętego, to z całą mocą należy też wyznać, że księgi Pisma w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Boga została zapisana w księgach świętych dla naszego zbawienia”.
Bóg lubi konsekwencję i sam postępuje według wcześniej przyjętego najlepszego planu. Do historii zbawienia przynależą zarówno słowa, jak i czyny wewnętrznie ze sobą połączone. Jeśli wcielenie Logosu w ciało polega na połączeniu dwu natur — ludzkiej i Boskiej — w jednej Osobie Syna Bożego, w taki sposób, że natury te nie zlewają się ze sobą (jedna nie pochłania drugiej), podobnie jest w przypadku Bożej mowy wyrażonej ludzkim językiem: trzeba mówić o podwójnej, Boskiej i ludzkiej, naturze biblijnego tekstu.
Tajemnica Bosko-ludzkiego autorstwa Pisma Świętego rozpatrywana z punktu widzenia misterium wcielenia pozwala na sformułowania bardziej szczegółowych analogii. Spróbuję wymienić kilka z nich.
Po pierwsze, Biblię napisali ludzie, tak jak Syna Bożego urodziła kobieta. A więc ta księga ksiąg nie „spadła z nieba”, bo nawet Syn Boży w taki sposób nie przyszedł na świat, ale wziął przecież ciało ludzkie z człowieka. Oczywiście, Biblia jako że spisana pod natchnieniem Ducha, Boga ma za Autora, z drugiej jednak strony powstała we wspólnocie wierzących, spisana przez ludzi właściwym im językiem — tak że trzeba mówić również o ludzkim autorstwie.
Po drugie, jak Syn Boży stał się żydem w konkretnym czasie, tak Biblia musi być uwarunkowana czasem i kulturą. Dlatego właśnie w egzegezie koniecznie trzeba stosować naukowe badania, które zmierzają do uchwycenia tego uwarunkowania. Świadectwo biblijne to nie opis symboli prawd ponadhistorycznych (jak w mitologii), ale reakcja na rzeczywiste wydarzenia historyczne: „Słowo stało się ciałem” (J 1,14) oznacza, że mamy do czynienia z factum historicum, wkroczeniem Boga w ludzką historię.
Po trzecie, jeśli według Jezusa nie „ciało i krew” objawiają Syna Bożego, konsekwentnie trzeba przyjąć, że litera Pisma nie wystarcza, by słyszeć mowę Bożą. Tak więc w interpretacji Pisma oprócz zasad naukowych koniecznie trzeba stosować kryteria teologiczne oraz trwać w łonie wspólnoty wierzących, w której Pismo się zrodziło i której wiara jest niezbędnym kluczem hermeneutycznym od rozumienia Słowa Bożego. Dzięki tej wspólnocie od litery można wznieść się do ducha.
Wniosek czwarty: Pismo nie tyle zawiera słowo Boże, co jest słowem Boga. Tak jak Jezus jest Bogiem ze względu na to, że natury Boska i ludzka łączą się ze sobą w jednej Osobie Syna Bożego, tak również Pismo jest słowem Bożym. Nie wolno więc traktować tej księgi nad księgami, jakby prawda Boża „uległa bardzo prostej materializacji: jest teraz dostępna bezpośrednio w szacie słownej Pisma Świętego” (ks. Michał Bednarz). Trzeba odrzucić pokusę myślenia, że „ponieważ Bóg jest bytem absolutnym, każde z Jego słów ma wartość absolutną, niezależnie od wszelkich uwarunkowań ludzkiego języka” (Jan Paweł II).
Kolejny, piąty już wniosek: jak Ojciec jest większy od wcielonego Syna (por. J 14,28), tak słowa Boże są większe od Pisma Świętego. Według obecnego papieża Objawienie to nie zbiór twierdzeń — informacji czy prawd wiary — ale to sam Chrystus: „On jest Logosem, Słowem, które obejmuje wszystko, w którym Bóg wypowiada samego siebie i które z tego powodu nazywamy Synem Bożym (...) Słowo jest zawsze większe niż słowa, które nigdy nie mogą Go wyczerpać”. Zresztą, Boże działanie poprzedza zinterpretowaną ludzkim językiem proklamację tego wydarzenia. Objawienie się Boga jest czymś większym niż świadectwo tego Objawienia, którym jest Pismo Święte.
I w końcu konkluzja ostatnia: Jezus nie jest zrozumiały „sam przez się”, podobnie Biblia nie jest zrozumiała „sama przez się”. Dopiero wspólnota, która zgromadziła się wokół Niego, potrafiła w Duchu Świętym odkryć Jego tożsamość i przekazać swoją wiarę następcom. Dlatego nie wolno myśleć, że pojedynczy człowiek może sam zrozumieć Pismo, jakby nie miało być „potrzebne światło w postaci Tradycji Kościoła i Magisterium papieży i biskupów” (bp Andrzej Siemieniewski). Notabene taka prywatna lektura jest niebiblijna (por. 2P 3,16).
Ten inkarnacyjny krajobraz warto dopełnić o jeszcze jedno mignięcie tajemnicy wcielenia. Otóż również sam Kościół stanowi przecież rzeczywistość Bosko-ludzką, a więc posiada „ciało”, a nie jest li tylko wspólnotą duchową. Nie dziwi, że tylko zakotwiczenie w Kościele chroni powagę Bosko-ludzkiego wymiaru Biblii i pozwala na właściwe rozumienie Słowa Bożego, a nawet na coś więcej: Kościół umożliwia spotkanie Chrystusa, o którym Pismo daje świadectwo (por. J 5,39-40).
Tekst ukazał się w Nowym Życiu nr 12 (460)/2012
opr. mg/mg