Czy Jezus wiedział, że umrze?

Dla dogmatyka kwestia samoświadomości Jezusa jest prosta. Dla biblisty - niekoniecznie. Co więc ze świadomością przyszłej śmierci krzyżowej, wyrażaną na kartach Ewangelii?

Czy Jezus wiedział, że umrze? Oczywiście dla wierzącego odpowiedź będzie prosta — miał taką świadomość! Trudności zaczęłyby się, gdybyśmy chcieli odpowiedzieć, od którego momentu? Pamiętajmy bowiem, że w Jego przypadku mamy do czynienia z dwoma naturami — Boską i ludzką — złączonymi w jednej Osobie Syna Bożego, tak więc Jezus w swojej ludzkiej naturze potrzebował wzrostu, jak każdy człowiek: „Dusza ludzka, którą przyjął Syn Boży, jest wyposażona w prawdziwe ludzkie poznanie. Jako takie nie mogło być ono nieograniczone; realizowało się w warunkach historycznych Jego istnienia w czasie i przestrzeni. Dlatego Syn Boży, stając się człowiekiem, mógł wzrastać »w mądrości, w latach i w łasce« (Łk 2, 52)” (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 472).

Prawdziwy problem powstaje jednak wtedy, gdy to współcześni „uczeni w Piśmie” posługujący się metodą historyczno-krytyczną jako jedyną zasadą interpretacji Biblii (z pominięciem zasad teologicznych) próbują szukać odpowiedzi na powyższe pytanie. „Odkąd Jezusem zajęli się eksperci — powie Peter Seewald z właściwą sobie dziennikarską ikrą — po ówczesnym ciele i życiu Chrystusa pozostało niewiele (...) Gdy na końcu całej procedury na stole operacyjnym pozostała jedynie głowa, pojawiło się uzasadnione pytanie, czy ten człowiek mógł w ogóle tak żyć” (P. Seewald, Jezus Chrystus. Biografia, Kraków 2011, s. 13).

Oczywiście granice Jezusowej „wiedzy i wiedzy uprzedniej są właśnie częścią Jego człowieczeństwa, a nie groźną niedoskonałością, przed którą należy Go ze wszystkich sił chronić” (G. O'Collins, Chrystologia. Jezus Chrystus w ujęciu biblijnym, historycznym i systematycznym, Kraków 2008, s. 77; dalej: Chr). Niemniej jednak warto dowieść przynajmniej tego, że w którymś momencie Jezus był już całkiem świadomy swojej śmierci krzyżowej i tego, co po niej miało nastąpić. Teologia fundamentalna bazując zarówno na przesłankach współczesnej egzegezy naukowej, jak i na pozaegzegetycznych podstawach, formułuje szereg argumentów za świadomością staurologiczną (pojęcie „staurologiczna” wywodzi się od greckiego słówka — stauros — oznaczającego krzyż) Jezusa.

Ciągłość pomiędzy przekonaniami Jezusa a wiarą pierwotnego Kościoła

Sytuacja powielkanocna nie może nie zachowywać ciągłości z tą przedwielkanocną. Nawet jeśli wydarzenie Zmartwychwstania stanowi przełom o niemalże nie do wyobrażenia skutkach, dlaczego miałby on pociągać za sobą wkładanie w usta Jezusa tych przekonań, których za swojego ziemskiego życia On nie podzielał? Jakkolwiek rozumieć samo Zmartwychwstanie (jako fakt czy też symbol egzystencjalnego przebudzenia uczniów, jak chcieliby niektórzy), sama zmiana jest niewątpliwa i na tyle dalekie mająca skutki w postaci głoszenia i radykalizmu, że nic by się nie stało, gdyby nawet okazało się, że Jezus nie miał wcześniej świadomości swojej śmierci. Bardziej prawdopodobne jest jednak przyjęcie „ciągłości między (1) Jezusową świadomością swojej tożsamości oraz tego, co miało zrealizować Jego posłannictwo (łącznie z Jego śmiercią i zmartwychwstaniem), a (2) tym, co Jego wyznawcy mieli głosić o Nim jako Synu Bożym i Zbawcy świata” (Chr, s. 76). W przeciwnym razie trzeba by bez skrupułów oskarżyć uczniów o świadome fałszerstwa.

Związek niebezpieczeństwa grożącego innym i zagrożenia życia Jezusa

Jeżeli Jezus przyrównał się do proroków, musiał przewidywać również swoją śmierć męczeńską. W gruncie rzeczy nie trzeba nawet udowadniać, że uważał się za kogoś większego od proroków, wystarczy że Jego posługa mogła być rozumiana jako kontynuacja misji prorockiej. Tym bardziej, że Jana Chrzciciela spotkała okrutna śmierć, co pewnie miało niebagatelny wpływ na świadomość Jezusa. „Tylko będąc wyjątkowo naiwnym, Jezus mógłby nie zauważyć tego niebezpieczeństwa” (Chr, s. 65). Zauważmy również, że Jezus niejednokrotnie przestrzegał swoich uczniów przed tym, że trwanie przy Nim jest niebezpieczne (por. Mt 10,37nn). Więcej: „łączył z tym pouczeniem parenezę — wezwanie do męczeństwa. Specyfiką tego wezwania jest to, że Jezus Chrystus domaga się męczeństwa ze względu na siebie” (H. Seweryniak, Teologia fundamentalna, t. 1, Warszawa 2010, s. 387; dalej: TF). Jak można więc twierdzić, że niebezpieczeństwa, przed którym ostrzegał innych, nie widział jako groźby skierowanej również (a nawet przede wszystkim) pod własnym adresem?

Ryzyko związane z wyzwaniem rzuconym elitom religijnym

Egzegeci zakładają, że uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy miał miejsce raczej pod koniec Jego działalności, tak jak podają to synoptycy (por. Mk 11,1-9), a nie na początku, jak sugeruje autor Ewangelii Jana (J 2,13-25). Wjazd i wypędzenie przekupniów ze świątyni stanowiły niejako prowokację, i trudno byłoby się nie spodziewać w świetle wcześniejszych reakcji, że tym razem odpowiedź ze strony religijnych autorytetów nie będzie proporcjonalnie większa. W pewnym sensie sam na siebie sprowadzał zgubę, „pragnął jednak swojej śmierci raczej w tym znaczeniu, że ją akceptował, niż że celowo i bezpośrednio planował ją czy zabiegał o nią” (Chr, s. 66-67). Wydaje się też, że symboliczne czynności dokonane wtedy przez Jezusa miały wskazywać na to, że nadchodzi nowy czas królestwa Bożego, pomimo a może w związku z niebezpieczeństwem, które proklamacja królestwa i nowej świątyni (Jego Ciała) pociągać za sobą musiała.

Umiejętność odczytywania ewidentnych znaków czasu

Trudno sobie wyobrazić, żeby ten, za którym poszły tłumy, pozostał mniej rozgarnięty od swoich wyznawców. Jeśli innych strofował, że nie umieją rozpoznawać znaków czasu (por. Mt 16,1-4), czy sam miałby pozostać na nie ślepy? Stopniowo rosnące napięcie pomiędzy tym, co proponował, a odbiorem społecznym, a przede wszystkim sprzeciw i próby przyłapania Go na kłamstwie przez elity religijne, musiały przecież dać Mu do myślenia na tyle, że śmierć z pewnością była brana przez Niego pod uwagę. „Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli nie powrócimy do niesłabnącego, aczkolwiek nieuzasadnionego sceptycyzmu odnośnie do naszych źródeł, powinniśmy się zgodzić, że śmierć ta była czymś o wiele więcej niż tylko wydarzeniem, które zaskoczyło Jezusa pod niebem Judei” (Chr, s. 66). Ponieważ konflikt towarzyszył niemal ciągle Jego publicznej działalności, dlatego „sądzić, że jeszcze na kilka godzin przed swoją śmiercią, Jezus niczego nie przeczuwał i nie przewidywał, to tyle, co odmawiać Mu poczucia rzeczywistości” (A. A. Napiórkowski., Jezus Chrystus objawiony i objawiający. Chrystologia fundamentalna, Kraków 2008, s. 125-126; dalej: JChrOiO).

Śmierć sprawiedliwego może mieć wartość ekspiacyjną

Jezus jako żyd powinien odnosić do siebie przekonanie żydowskie, że sprawiedliwi cierpią, ale Bóg wynagrodzi im cierpienie. Zapamiętano, a potem zanotowano w Ewangeliach, że Jezus modlił się słowami Psalmu 22 (por. Mk 15,34), który stanowić może przykład motywu cierpiącego sprawiedliwego, który notabene w tym akurat Psalmie nie umiera, ale zostaje wybawiony i zrehabilitowany przez Boga.

Można na podstawie ówczesnych wyobrażeń wniknąć również w świadomość Jezusa co do intencji towarzyszącej Jego śmierci. Od czasu męczenników machabejskich znana jest u żydów idea, że cierpienie i śmierć sprawiedliwego może pełnić rolę ekspiacyjną za grzechy innych ludzi (por. 2Mch 7,37-38). Słychać to znaczenie śmierci Jezusa dla wszystkich ludzi również w słowach, które wypowiadał w czasie swojego ziemskiego życia (por.: Mt 8,11; Mk 12,9).

Jezusowe zapowiedzi męki, śmierci i zmartwychwstania

Wszyscy synoptycy przekazują zapowiedzi męki, śmierci i zmartwychwstania „Syna Człowieczego”, co stanowi dowód, że „ziemski Jezus odnosił do siebie motyw sprawiedliwego cierpiącego: po okrutnej śmierci miał On być zrehabilitowany przez zmartwychwstanie” (Chr, s. 67). Oczywiście współcześni egzegeci odrzucają te spośród zapowiedzi, które zawierają według nich zbyt dużą ilość szczegółów dotyczących męki, co miałoby jakoby sugerować, że przepowiednie spisane zostały przez ewangelistów już po wydarzeniach (tzw. vaticinia ex eventu). Ale nawet jeśli „forma może w niektórych fragmentach być odbiciem niezwykle mocnej »memorii« Krzyża”, to przecież — jak zauważa ks. Henryk Seweryniak — „podstawowe jądro »zapowiedzi« pochodzi od Jezusa” (H. Seweryniak, Tajemnica Jezusa, Warszawa 2001, s. 329; dalej: TJ). Pomimo ewentualnych późniejszych dodatków jądro odzwierciedla rzeczywisty przebieg wydarzeń historycznych. Nawet gdybyśmy, jak chcą badacze Pisma, uznawali tylko tę zapowiedź najkrótszą i najmniej precyzyjną (Mk 9,31) za autentyczną wypowiedź Jezusa, wniosek co do jego świadomości staurocentrycznej pozostaje taki sam. Na korzyść tego, że w zapowiedziach tych musi istnieć rdzeń autentycznych słów Jezusa można podać argument, że gdyby stanowiły one jedynie interpretację dokonaną po Wielkanocy, powinny by zawierać istotne dla pierwotnego Kościoła (uwzględnione już przez apostoła Pawła) treści: że Syn Człowieczy zostanie zabity za nas i za nasze grzechy.

Jezus nie może być bezwolną marionetką w ręku Ojca

Paulista Andrzej Napiórkowski stwierdza, że „na podstawie badań krytycznych ostatniej doby egzegeci katoliccy dochodzą do przekonania, iż gwałtowna śmierć na krzyżu nie spotkała Jezusa nieoczekiwanie czy w sposób przypadkowy, lecz podjął On ją dobrowolnie i w posłuszeństwie wobec woli Ojca Niebieskiego. Jezus swoją mękę i śmierć przeżywał jako najgłębsze wydarzenie zbawcze” (JChrOiO, s. 125). Nawet jeśli w tym optymistycznym stwierdzeniu można by doszukać się jakich teologicznych założeń, na których został oparty wniosek, trzeba by zgodzić się z wersją nieco ostrożniejszą sformułowaną przez jezuitę Geralda O'Collinsa: „Na płaszczyźnie tego, co się wydarzyło i co zostało poczynione, śmierć Jezusa przyniosła światu zbawienie. On tymczasem by ani tego nie wiedział, ani nie zamierzał niczego z góry! (...) Wydaje się poprawne zarówno z historycznego, jak i teologicznego punktu widzenia, aby uznać, że Jezus dobrowolnie i w pewnym stopniu rozmyślnie szedł ku swojej śmierci” (Chr, s. 66). Bo nawet jeśli uznać, iż wartość ukrzyżowania nie musi wynikać ze świadomej intencji Jezusa, nie do przyjęcia jest potraktowanie Go jako pasywnej czy mimowolnej ofiary wybranej przez Boga, aby przyniosła zbawienie.

Nieodłączność nadejścia Królestwa Bożego od cierpienia

Przesłanie o Królestwie głoszone przez Jezusa według Jego słów wiązało się z tajemnicą męki, w niej osiągając kulminację. „Dlatego też aresztowanie, sąd nad Jezusem i Jego ukrzyżowanie stanowiły ucieleśnienie tego, w co był On całkowicie zaangażowany, czyli panowania Bożego, które miało nadejść przez czas próby” (Chr, s. 69). Nawet podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wskazywał na powiązanie własnej śmierci z Królestwem Bożym (por. Mk 14,25), przy czym wydaje się, że z tych słów, co do których istnieje zgoda, że są logionem (autentycznym słowem Jezusa), można wyciągnąć wniosek, że musiał swoją śmierć postrzegać w kategoriach zbawczych. Zwykle zestawiał on Królestwo z ludzkim zbawieniem, a także utożsamiał Królestwo z własną Osobą, a teraz widzi swoją śmierć w kategoriach nadchodzącego królestwa. „Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ściągnął na siebie gniew władz, że musi liczyć się z gwałtownym końcem. Mimo to wyraża przekonanie, że Królestwo Boże, które zwiastował swoimi przypowieściami, cudami i ucztami w gronie grzeszników, będzie się rozwijać i znajdzie swoje wypełnienie” (TJ, s. 328).

Nawet jednak gdyby zapomnieć o tej wewnętrznej konsekwencji między zapowiedziami królestwa związanego z czasem próby a słowami z Ostatniej Wieczerzy, i tak trzeba by zauważyć przynajmniej to, że Jego śmierć nie miała w Jego rozumieniu przeszkodzić w realizacji tego Królestwa. Podobnie jest z odpowiedziami Jezusa dawanymi podczas przesłuchania (por. Mk 14,63) — wszyscy synoptycy „stwierdzają, że w wyraźnej już perspektywie krzyża, odwołując się do proroctw z Dn 7,13 i Ps 110,1 o Synu Człowieczym i intronizacji mesjasza-króla, Jezus zwiastował swoje bliskie zwycięstwo nad śmiercią i triumf mesjański” (TJ, s. 328).

Ostatnia Wieczerza jako wyraz świadomego przyjęcia śmierci

Nieprawdopodobne jest, żeby Jezus nie liczył się ze swoją śmiercią. Mimo tego pozostał posłuszny Ojcu do końca, czego dowodem jest przebieg i słowa wypowiedziane w czasie Ostatniej Wieczerzy. Uczeni są zgodni, że Markowy zapis słów Jezusa pochodzi rzeczywiście od Niego, a nie jest ukształtowany przez późniejszą liturgię współczesnego Kościoła. Z kolei wszystkie opisy synoptyków i apostoła Pawła wskazują na „przymierze”, które Jezus zawiera w czasie ostatniej wieczerzy. To „nowe przymierze” będzie ustanowione przez Jego „krew”, co przywołuje na myśl fragmenty Starego Testamentu (np. Wj 24,3-8), z kolei „słowom Chrystusa towarzyszą pełne wymowy gesty (dzielenia się, obdarzania i oddania siebie), które wiążą się z historią zbawienia” (JChrOiO, s. 125). Nawet z tego jednego oszczędnego opisu wypływa wniosek, „że Jezus widział w tej szczególnej chwili swoją śmierć jako śmierć zbawczą i przekazał pamiątkę wskazującą na ofiarę swojego życia” (TF, s. 391).

Śmierć jako ostatni wyraz konsekwentnej służby całym życiem

Jezus nie utożsamiał się otwarcie ze „Sługą Pańskim” zapowiedzianym przez proroka Izajasza, ale też całe Jego życie we wszystkim poddane Ojcu oraz poświęcone służbie innym odpowiada postawie sługi. I jeżeli w czasie swojej działalności oddawał się miłowaniu innych, w tym szczególnie grzeszników, byłoby „czymś dziwnym wyobrazić sobie, że groźba męki raptownie zniweczyła Jezusowe postanowienie, aby przedstawiać siebie jako sługę innych. Przeciwnie, od Jego publicznej działalności wiedzie prosta droga do Jego bolesnej śmierci” (Chr, s. 72). Męka stanowi integralną część służby, jej ostatni akord. W tym kontekście ks. Henryk Seweryniak mówi o „zasadniczej intencji życia i dzieła” — tak jak „całe życie Jezusa było pro-egzystencją” (TF, s. 386-387), czyli życiem dla Ojca i ludzi, tak również krzyż jest umieraniem „dla” czy „za”.

Ukrzyżowanie Mesjasza nie mogło zostać wymyślone przez żydowskich uczniów

Przekonanie pierwotnego Kościoła, że Jezus oddał swoje życie „za nas i za nasze grzechy” stało w sprzeczności z powszechnymi mesjańskimi nadziejami, które wcale nie wiązały się z cierpiącym Mesjaszem. „Mówienie o ukrzyżowanym Mesjaszu było prawdziwym bluźnierstwem” (Chr, s. 76). Dlaczego więc chrześcijanie zamiast odczytania śmierci i zmartwychwstania w perspektywie wywyższenia Jezusa jako niewinnie cierpiącego (co byłoby zgodne z tradycją żydowską) mieliby jeszcze uzasadniać odkupieńczy charakter Jego śmierci? „Nie mieliby powodu tak się zachować, gdyby już ziemski Jezus nie zaznaczył w jakiś sposób, że jest Mesjaszem i że Jego nieuchronna śmierć będzie mieć taką właśnie odkupieńczą wartość” (Chr, s. 76).

***

Na koniec zauważmy, że wszystkie wyżej przywołane argumenty to próba obrony staurocentrycznej świadomości Jezusa bez odwołania się do zasad teologicznych w egzegezie Pisma, przez co stanowią one dobry punkt wyjścia do polemiki z tymi, którzy posługują się jedynie kryteriami naukowymi (metodą historyczno-krytyczną) w egzegezie Pisma Świętego. (Oczywiście pozostawiamy tu na boku dyskusję na temat zasadności posługiwania się samymi naukowymi metodami w interpretacji Biblii). Nawet te wydarzenia czy wypowiedzi Jezusa zapisane w Ewangelii, których autentyczności nie podważa współczesna egzegeza, wydają się dowodzić, że Jezus miał świadomość, iż Jego życie zmierza ku śmierci. Oczywiście ktoś za wszelką cenę próbujący w Ewangeliach węszyć fałszerstwa dokonane przez pierwotny Kościół mógłby próbować podważyć i te perykopy, na których się oparliśmy w niniejszym wywodzie, ale w gruncie rzeczy byłoby to równoznaczne z uznaniem Ewangelii za „genialne fałszerstwo”, bowiem treści spisane przez czterech ewangelistów tak ściśle się ze sobą łączą, że trzeba by odrzucić Ewangelie jako całość, by nie zauważyć w nich wyrazu staurocentrycznej świadomości Jezusa.

Tekst ukazał się w Bibliotece Kaznodziejskiej nr 5(156)/2012

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama