Aby zrozumieć przypowieść o zagubionej drachmie, warto dobrze wyobrazić sobie realia kulturowe stanowiące jej tło. Dopiero wtedy dostrzegamy ostrość kontrastu, zamierzonego przez Jezusa
Ta przypowieść, wyłącznie Łukaszowa, stanowi bliźniaczą parę z poprzednią, w wersji oczywiście też Łukaszowej. Obie są identycznie zbudowane, i to na zasadzie znanego już nam kontrastu bliźniaczych przypowieści. W poprzedniej na pierwszym planie jest bogaty mężczyzna, w tej zaś — uboga kobieta. Podobnie znaczna wartość zagubionego zwierzęcia kontrastuje z małą stosunkowo wartością pieniążka. Ale jedno jest wspólne — tu i tam subiektywna troska o odnalezienie zguby i taka sama wielka radość z odnalezienia jej.
Łk 15,8—10
8 Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? 9 A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. 10 Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca.
Kilka objaśnień uczyni tekst przypowieści, jako mały obrazek rodzajowy, bardziej plastycznym. Scena rozgrywa się w ubogim domku palestyńskim, bez okien, którego jedynym źródłem światła z zewnątrz są niskie drzwi. Podłogę stanowi po prostu skała. Bohaterką jest kobieta bardzo niezamożna, skoro cały jej majątek w gotówce — to dziesięć srebrnych pieniążków. Drachma grecka, kursująca jeszcze wówczas, jako relikt okupacji Seleucydów, odpowiednik rzymskiego srebrnego denara, była to wówczas dniówka niewykwalifikowanego robotnika. Skarbu swego owa kobieta nie chowała do skrzyni, bo jej zapewne nie miała. A nadto skrzynie tamtejsze jeszcze do niedawna były bez zamków. Nosiła ona swoje pieniądze stale przy sobie w sposób, który nam się wydaje niepraktyczny — zapewne w fałdach swojego zawoju na głowie, a może nawet w postaci ozdoby na nim, jak to stwierdza Talmud o złotych denarach. W tych warunkach nietrudno o zgubienie pieniążka. Przejęta zgubą 10% swego gotówkowego dobytku, kobieta zabiera się bardzo starannie do poszukiwań. Wobec kiepskiego światła dziennego zapala świecę (przysłowiowy zwrot Talmudu: świeca w dzień!) i zabiera się do wymiatania domu. Trzeba to sobie wyobrazić na podstawie źródeł żydowskich jako przesuwanie gałęzi palmowej pod sprzętami w oczekiwaniu metalicznego brzęku potrąconej monety na skalistej podłodze. Może radość owej ubogiej kobiety wydać nam się przesadna — spraszanie przyjaciółek i sąsiadek z takiego powodu. Pamiętajmy jednak, że ludzie Bliskiego Wschodu żywiej i hałaśliwiej się cieszą niż my. A nadto w przypowieści ta właśnie radość stanowi punctum saliens. Ją właśnie podejmuje Jezusowa konkluzja: Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca (w. 10). Aniołów Bożych — podobnie jak niebo w poprzedniej przypowieści — należy uznać za typowe dla ówczesnych Żydów opisowe określenie samego Boga, któremu nie godzi się wprost przypisywać uczuć ludzkich.
Sitz im Leben tej przypowieści wypadnie określić jako identyczny z sytuacją, w jakiej została wypowiedziana poprzednia. W obu podłoże aramejskie przebija poprzez formę grecką: chadwa (radość), chad (jeden), chateja (grzesznik), te wyraźne aliteracje (M. Black) naprowadzają nas na ipsissima verba lesu. Natomiast wiersz o spraszaniu z sąsiedztwa do wspólnej radości w obu przypowieściach uchodzi za dzieło Łukasza ze względu na specyficzne jego słowa: synkalein, filos, synchairein. Nadto tego wiersza nie ma w pierwszej przypowieści u Mateusza.
Główne pouczenie jest więc niemal identyczne z zastosowaniem poprzedniej przypowieści. Nie ma tu tylko jednego szczegółu — porównania ze sprawiedliwymi. Natomiast więcej zabiegów w poszukiwaniu wraz z późniejszą radością, którą można nazwać „soteriologiczną” (E.G. Gulin), ukazuje nam nowy rys Boga: szuka On grzesznika, jak gdyby jedynego. Ten rys był dla słuchaczy Jezusa szokujący. Rabini wprawdzie na podstawie Starego Testamentu sławili miłosierdzie Boże, ale w ich doktrynie Bóg czekał na grzesznika, aż ten wieloma uczynkami pokutnymi zmaże wreszcie swoją winę (H. Kahlenfeld). W wysiłku odnajdywania i w radości ukazuje się nie nazwana jeszcze po imieniu miłość Ojca. Tę jednak pokaże nam w całej pełni dopiero następna przypowieść.
Jako gatunek literacki trzeba tu przyjąć czystą przypowieść. Stąd nie ma tu podstaw do alegoryzacji samej drachmy czy owej kobiety, jakkolwiek można uznać duszpasterskie zastosowanie tego obrazu u św. Ambrożego do duszy chrześcijanina: „Niemałej to wartości drachma, na której jest wizerunek władcy”, wyciśnięty przez sakrament chrztu, i trafna jest jego zachęta: „drachmami jesteśmy, miejmyż wartość” (Expositio Evang. sec. Lc, 211; PL 15, 1756; CSEL 32, 4, 377). Istotnie, pieniążek zagubiony, przed odnalezieniem, nie ma praktycznej wartości dla właściciela.
Augustyn Jankowski OSB
Królestwo Boże w przypowieściach
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
ISBN: 978-83-7354-272-3
opr. mg/mg