Jego siłą Ewangelia

O stylu pontyfikatu Jana Pawła II

Przez jednych jest uwielbiany, przez innych krytykowany, ale nikt nie zaprzecza, że Jan Paweł II to postać wyjątkowa, wybitna. Na czym polega siła pontyfikatu Jana Pawia II?

Na tym, że papież dobrze głosi Ewangelię współczesnemu światu. Chrześcijaństwo nie głosi sensacyjnych nowości. Najnowsza wiadomość, jaką chrześcijanin ma dla innych jest taka, że Chrystus zmartwychwstał, co przecież nastąpiło blisko dwa tysiące lat temu. Myślę, że Kościół jest w dobrym stanie wtedy, gdy głosi to, co powinien głosić. Wybitnym papieżem jest ten, który śmiało i skutecznie głosi światu Ewangelię; Przypomina, co jest zawarte w Piśmie Świętym, w tradycji Kościoła jako interpretacji Ewangelii i stosuje to do obecnych czasów.

Czy to znaczy, że jego poprzednicy tego nie czynili?

Czynili, ale w różnym stopniu, gdyż byli lepsi i gorsi papieże, bo ludzie są w mniejszym lub większym stopniu grzesznikami. Nikt co do tego nie ma złudzeń, bo gdyby było inaczej, to znaczyłoby, że jesteśmy już w niebie.

W takim razie, jak pan ocenia ten pontyfikat?

Jak już powiedziałem: papież dobrze przypomina światu Ewangelię. Przytoczę wspomnienie z początków tego pontyfikatu. Miesięcznik „Więź” poprosił młodych ludzi o odpowiedź na słowa papieża z samego początku jego nauczania skierowane do młodych: Wy jesteście nadzieją świata, nadzieją Kościoła, wy jesteście moją nadzieją. Dałem wtedy taką odpowiedź: nadzieją świata nie jest siła młodych, ale Dobra Nowina głoszona przez apostołów, to właśnie młodzi mogą patrzeć na papieża z nadzieją, bo tę Dobrą Nowinę ogłasza.

Ale chociaż głosi to samo, to chyba jednak w inny sposób. A może jest to inaczej słuchane?

Myślę, że życie wiarą oświetla do wewnątrz. Gdy bywali w historii papieże zeświecczali, ich nauczanie nie było przekonujące. W czasach zeświecczenia papiestwa powstawały groźne ruchy rozłamowe, natomiast obecnie chyba tego niebezpieczeństwa nie ma. Mimo zagrożeń, które Kościół przeżywa od zewnątrz, nie przeżywa istotnego zagrożenia od wewnątrz. I to jest bardzo ważne.

Czyli w tej chwili groźniejsze dla Kościoła jest zeświecczenie świata zewnętrznego, dechrystianizacja obserwowana na Zachodzie?

To się oczywiście w jakimś stopniu przenosi na Kościół. Wielu chrześcijan ulega zeświecczeniu i twierdząc, że są chrześcijanami, już nimi nie są. Media natomiast nadają im rozgłos, bo jest bardziej interesujące, gdy zasady wiary podważa ktoś podający się za teologa, chociaż w istocie rzeczy przestał nim być, niż ktoś niewierzący. Jest dość zabawna zmiana w porównaniu z wiekiem XIX czy nawet pierwszą połową naszego wieku. Wtedy, jeżeli ktoś był przeciw wierze chrześcijańskiej, to ostentacyjnie podkreślał, że jest niewierzącym i antyklerykałem. Dzisiaj jest przeciwnie. Krytycy chrześcijaństwa podają się za chrześcijan. Jednakże taki Drewermann nie jest teologiem, lecz niewierzącym psychoanalitykiem. Być może krytyka chrześcijaństwa przez niewierzących się zbanalizowała, a sensację można wzbudzić tylko wtedy, kiedy się krytykę ogłasza z pozycji wewnętrznej.

A ruch „My jesteśmy Kościołem”, pod którego postulatami - zniesienie celibatu, wyświęcanie kobiet, wpływ świeckich na wybór proboszczów i biskupów — podpisało się w Austrii setki tysięcy osób, członków Kościoła? Czy z tego powodu uważa ich pan za niewierzących?

Oczywiście, że nie. Natomiast uważam, że są w błędzie przenosząc do Kościoła świeckie widzenie roli kobiet i kapłanów. Wiemy z historii, iż celibat nie zawsze obowiązywał, choć zawsze byli tacyˇ, którzyˇ, jak św. Paweł, dla Ewangelii rezygnowali z rodziny. Czasami było też tak, że niby obowiązywał, a nie był przestrzegany. W związku z tym, można sobie wyobrazić, że w jakiejś przyszłej epoce w Kościele rzymskokatolickim będą kapłani żonaci, jak są w Kościołach wschodnich. Niemniej jednak widać wyraźnie, że jeżeli chce się być dobrym księdzem, to trzeba się tej pracy całkowicie poświęcić, a to wchodzi w konflikt z posiadaniem rodziny. Dlatego celibat jest lepszym rozwiązaniem. Natomiast kapłaństwo kobiet nie ma żadnego oparcia w Piśmie Świętym i w tradycji Kościoła, w związku z tym nie można go wprowadzać bez podważania źródeł. W gruncie rzeczy za tym postulatem stoi bardzo świeckie widzenie kapłaństwa jako władzy. Jeśli rozumieć kapłaństwo jako ciężki trud, to właściwie można się cieszyć, że nie jest się do tego jarzma zaprzęganym. Trzeci postulat: wybory w Kościele. W starożytności biskupów często wybierał lud, w średniowieczu kapituła, „senat” diecezji. Twierdzę jednak, że w greckich miastach, po wiekach szkoły demokracji lokalnej, miało to sens. Dziś nie ma, gdyż dzisiejsza demokracja - przepraszam za słowo — jest sprostytuowana. Wybiera się tych, co więcej obiecują, często kłamców i złodziei, albo też miernoty.

Jest pan bardzo krytyczny. Natomiast, wracając do krytyki papieża i Kościoła, zewnętrzna krytyka dotyczy głównie nauczania w sprawach moralnych?

To żadna nowość. Normy moralne zawsze zawadzały ludziom i zawadzają nadal. Ludzie zawsze grzeszyli, chyba jednak wiedzieli, że grzeszą, co pozostawiało pewną nadzieję na powrót do dobra. Dzisiaj następuje pewna zmiana na gorsze. Bardziej zaczęto chyba usprawiedliwiać zło. Występuje publiczne uzasadnianie niemoralności jako rzeczy słusznej i właściwej. Jeśli na przykład kobieta dokonuje zabójstwa dziecka nie narodzonego z poczuciem wielkiej winy, wie, iż ze strachu przed gorszymi warunkami materialnymi czyni zło, wtedy pozostaje świadomość grzechu i możliwość żalu i nawrócenia. Natomiast uważam za zupełne zboczenie umysłu i skrzywienie etyki, jeżeli ktoś zabójstwo usprawiedliwia, twierdzi, że zło jest dobrem.

I pana zdaniem ta druga tendencja obecnie przeważa?

W świecie zachodnim ta druga, w Polsce jeszcze ta tradycyjna — jeżeli ludzie źle postępują, to wiedzą o tym.

Czy można określić, jakie są priorytety pontyfikatu Jana Pawła II?

Patrząc na świat współczesny papież wybiera to, co w świetle wiary uważa za szczególnie ważne. Buduje mosty między starą prawdą a potrzebami świata. Myślę, że można by to ująć w trzech punktach: życie, sprawiedliwość i wolność osoby ludzkiej. Papież widzi, że w świecie współczesnym, jak i przedtem, jest wielkie zagrożenie podstawowej dla nas wartości — życia ludzkiego. Dlatego stałym i koniecznym składnikiem jego nauczania jest sprzeciw wobec tych, którzy człowieka zabijają: czy to poprzez aborcję, czy przemoc w krajach, w których ona panuje. Sprawiedliwość natomiast dotyczy sytuacji człowieka i dóbr, którymi człowiek dysponuje. Do wymogów sprawiedliwości należy, by nie zabierać człowiekowi tego, co prawowicie posiada, co zdobył swoją pracą, pomysłowością, co odziedziczył, jak również to, by ci, którzy posiadają, nie zapominali o ubogich. Z życiem i sprawiedliwością związana jest wolność człowieka. Jeżeli człowiek jest zniewolony, to nie może bronić ani swojego, ani cudzego życia, nie może żyć godnie, nie może chronić dóbr, dzięki którym żyje i dzięki którym jego życie jest lepsze czy godniejsze. Papież krytykował więc socjalizm i przerost roli państwa, za właściwszy ustrój uznając sprawiedliwy kapitalizm czyli wolną gospodarkę.

Dużą wagę przywiązuje papież do pojednania z innymi religiami chrześcijańskimi i z judaizmem. Czy postępy ekumeniczne można uznać za jedno z najważniejszych osiągnięć pontyfikatu Jana Pawła II?

Jeśli chodzi o dialog z judaizmem, nasz papież zrobił więcej niż wszyscy jego poprzednicy od starożytności. Zrobił to w imię wspólnej Żydami wiary w Boga. Trudno to zrozumieć postępowcom, którzy widzą w papieżu konserwatystę, a dialog z judaizmem uważają za postęp. Konserwatyści o umyśle zeświecczałym też tego nie rozumieją. Następnie, papież zrobił wiele dla zbliżenia z prawosławiem, bliższym przecież katolicyzmowi niż protestantyzm.

Czy uważa pan za słuszną opinię, że konserwatyzm Jana Pawła II, trwanie przy określonych zasadach wynika między innymi z przekonania, że spełnienie chociażby jednego postulatu krytyków pociągnęłoby za sobą lawinę, a w konsekwencji mogłoby zachwiać Kościołem.

Myślę, że o tożsamości Kościoła decyduje trwałość prawdy, którą głosi. A poza tym zarzut konserwatyzmu jest dla papieża pochwałą. Bo co to znaczy konserwatyzm? To jest zachowywanie tego, co wartościowe, co się już sprawdziło. Myślę, że nikt rozsądny nie powinien papieżowi w ogóle tego zarzucać. To, że taki zarzut pada, znaczy, że ludzie nie chcą trwałych wartości, tylko jakiejś zmiany na coś nowego, wymyślonego przez ideologów (w praktyce lewicowych).

Do głoszenia starych prawd współczesnemu człowiekowi papież, jak żaden inny, wykorzystuje nowe metody — podróże, media.

Podróże papieskie zaczęły się trochę wcześniej, ale niewątpliwie Jan Paweł II jest w dużym stopniu pionierem. Znaczna część jego działalności polega na podróżach. Na pewno ich celem jest zbliżenie między papieżem a każdym katolikiem, który może stanąć blisko niego, bezpośrednio go usłyszeć. Papież z kolei może w większym stopniu spotkać się z przedstawicielami katolików z całego świata. To jest podejście praktyczne, pastoralne, żeby lepiej odpowiedzieć na potrzeby świata, żeby lepiej je znać.

Natomiast w stosunkach z mediami istnieje ciągle napięcie. Media można rozumieć dwojako: jako pewien zespół środków technicznych, czy pewien typ usług polegający na dostarczaniu informacji, za które konsument płaci. To są stałe właściwości mediów. Na tych właściwościach pojawia się też pewna narośl, która wynika z tego, że media wywierają duży wpływ na umysły. Reakcja dziennikarzy może być różna. Część z nich może zachować szczególną ostrożność i odpowiedzialność, ale też jest ogromna pokusa — i myślę, że znaczna większość mediów temu ulega — żeby manipulować odbiorcą. Wtedy dziennikarz staje się rodzajem kapłana, kaznodziei, a może szamana, który swoimi słowami zaklina słuchacza i kształtuje jego umysł. Wtedy świat widziany przez wielkie media może ulec zniekształceniu: zamiast tego, co jest, podaje się do wierzenia to, co zdaniem dziennikarzy powinno być. Powstaje świat ze słów, papierowy jako pewna konkurencja dla świata rzeczywistego. Media, które uległy tej pokusie, będą zawsze w konflikcie z Kościołem, bo będą postrzegać Kościół jako rywala, który ma wpływ na umysły ludzkie i który może zablokować ich wpływy.

Czy papieża mogą zrozumieć niewierzący?

Myślę, że w wielu punktach tak. Niewierzący uznający zasady moralne na pewno go rozumie. Niewierzący konserwatysta także — dlatego że ktoś, kto ceni w życiu wartości stałe, rozumie i docenia rolę Kościoła w obronie tego, czego ludzkość się już dorobiła. I docenia sprzeciw Kościoła wobec szkodliwych nowych pomysłów, które są dziś związane z ideologią socjalistyczną i publiczną demoralizacją w świecie zachodnim.

Na Zachodzie, niezależnie od tego, w jaki sposób, o papieżu, jego pontyfikacie pisze się dużo. W Polsce brakuje głębokich analiz jego nauczania, pontyfikatu. Wydaje się, że pisze się albo na kolanach, albo wcale. Z czego to wynika? Czy fakt, że Jan Paweł II jest Polakiem w tym wypadku ogranicza?

Nie sądzę, żeby się pisało na kolanach, natomiast na pewno z wielkim szacunkiem i miłością, a to jest naturalna postawa wobec kogoś, kto na tę miłość i szacunek zasługuje. Poza tym nie jest łatwo streszczać po swojemu tego, co papież mówi. To jest możliwe, ale wymaga wielkiego wysiłku, by podać to w zwięzłej publicystycznej formie. Lepiej jest cytować najważniejsze zdania papieża, bo wtedy jemu samemu oddaje się głos. Pośrednik w tym wypadku nie jest potrzebny. (1996)

Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001

opr. mg/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama