Azja: wyzwolenie dla teologii

Największym zagrożeniem dla integralności wiary katolickiej jest dziś "pluralistyczna teologia religii"

Watykańscy teologowie uważają, że największym zagrożeniem dla integralności wiary katolickiej jest dziś „pluralistyczna teologia religii", która rozwija się w zetknięciu chrześcijaństwa z religiami azjatyckimi. Jako przykład może posłużyć pisarstwo hinduskiego jezuity ojca de Mello.

W 1998 roku Watykańska Kongregacja Nauki Wiary opublikowała dokument określający jako niezgodne z nauczaniem katolickim poglądy zmarłego 11 lat wcześniej słynnego jezuity hinduskiego o. Anthony'ego de Mello. Przeciwko decyzji tej zaprotestowali nie tylko współbracia zmarłego z jego prowincji, lecz również część publicystów katolickich na świecie. Podkreślano, że o. de Mello, autor wielu bestsellerów, stał się dla wielu ludzi prawdziwym autorytetem, a jego książki są niezwykłą pomocą w zgłębianiu życia duchowego.

Argumenty te okazują się jednak chybione. Najwybitniejszym pisarzem chrześcijańskim w starożytności był z pewnością Orygenes, a jednak Kościół nie zawahał się z potępieniem jego poglądu o preegzystencji dusz. Autorytet największego choćby teologa nie zda się bowiem na nic, jeżeli jego poglądy przeczą ortodoksji katolickiej.

W czasach konsumpcjonizmu i sekularyzacji może budzić życzliwość ktoś, kto potrafi zachęcić do życia duchowego. Kościół również postrzega to jako zjawisko do pewnego stopnia pozytywne, choć niezadowalające. Jak mówi bowiem Biblia: „nie wszyscy jednego są ducha". Zadanie rozeznawania duchów spoczywa na Magisterium Kościoła. Nie każda bowiem duchowość jest zgodna z objawieniem chrześcijańskim.

Kardynał Joseph Ratzinger, który podpisał notyfikację odnośnie pism o. de Mello (a zatwierdził ją Jan Paweł II), sam przyznał, że dzieła te „zawierają niektóre doniosłe elementy mądrości wschodniej, które mogą pomóc w osiągnięciu panowania nad sobą, zburzyć owe więzi i uczucia, które przeszkadzają w byciu wolnymi, zmierzeniu się w pokoju z różnymi wydarzeniami pozytywnymi i negatywnymi w życiu człowieka".

Kardynał zauważył jednak, że w późniejszych swoich publikacjach o. de Mello zaczął coraz bardziej ulegać fascynacji duchowością buddyzmu i taoizmu, co spowodowało jego odejście od podstawowych treści wiary chrześcijańskiej: „Objawienie dokonane w Chrystusie zastępuje on intuicją Boga bez żadnej formy i możliwości wyobrażenia sobie, dochodząc do określenia Boga jako czystej pustki". De Mello neguje też prawdę, że „w Biblii znajdują się doniosłe potwierdzenia istnienia Boga". Uważa, że „religie, łącznie z chrześcijaństwem, są jedną z podstawowych przeszkód w odkryciu prawdy". Zaprzecza też osobowemu charakterowi Boga, którego widzi jako rzeczywistość kosmiczną, wszechobecną i nieokreśloną, w której człowiek po śmierci „rozpłynie się" na podobieństwo soli w wodzie. Jezusa zaś nie uważa za Syna Bożego, lecz jedynie jednego z „oświeconych" mistrzów. Wszystkie owe teorie wystarczyły, by uznać, że „nie są one do pogodzenia z wiarą katolicką i mogą prowadzić do poważnych szkód".

„Poligon": Indie

Sprawa o. de Mello, choć sama w sobie głośna, wydaje się być fragmentem szerszego zagadnienia, w centrum którego stoi pytanie o granice inkulturacji. Dzisiaj bowiem jednym z najpoważniejszych wyzwań, jakie stoją przed teologią katolicką, jest rezultat jej spotkania z prądami religijnymi Azji. W 1996 roku w Guadalajarze kardynał Ratzinger stwierdził, że tak jak w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych największym niebezpieczeństwem dla Kościoła była teologia wyzwolenia, która rozwijała się głównie w Ameryce Południowej, tak po upadku komunizmu jej miejsce zajęła „pluralistyczna teologia religii", której głównym „poligonem" pozostaje Azja, a zwłaszcza Indie. Co charakterystyczne, w kraju tym skupia się największa aktywność jezuitów.

Zwolennicy owej pluralistycznej teologii religii często chwalą się swoimi sukcesami misyjnymi, twierdząc, że wielu Hindusów bez większych oporów jest w stanie zaakceptować boskość Jezusa. Nie przeszkadza im jednak, że tak naprawdę jest to akceptacja nie jedynego Boga, lecz jednego z drugorzędnych bóstw w zatłoczonym panteonie bożków.

Poza tym religie wschodnie posiadają charakter kosmiczny i nie są w stanie zaakceptować historycznego wymiaru religii. Z tego powodu - jak zauważa kardynał Ratzinger - „Jezus zostaje poddany celowej relatywizacji jako jeden z wielu geniuszy religijnych. Rzeczywistość absolutna albo Osoba absolutna nie może być dostępna w historii".

Takiej relatywizacji poddał osobę Chrystusa m.in. teolog ze Sri Lanki, oblat o. Tissa Balasuriya, według którego Jezus nie był ani Bogiem, ani Zbawicielem , Maryja nie była dziewicą, zaś z sakramentem chrztu i nauką o grzechu pierworodnym należy się pożegnać. Za publiczne głoszenie tych poglądów lankijski teolog został w 1997 roku ekskomunikowany, później jednak uznał swoje błędy i powrócił na łono Kościoła.

Innym niebezpieczeństwem związanym ze spotkaniem z myślą azjatycką jest „herezja kenotyczna". Słowo „kenoza" oznacza w języku greckim ogołocenie, całkowite wyzbycie się wszystkiego. W terminologii chrześcijańskiej używane było w odniesieniu do Jezusa na krzyżu. We współczesnej herezji nabrało dodatkowego znaczenia: otóż Jezus na krzyżu ogołocił się ze wszystkiego, nawet ze swojego bóstwa i stał się kompletną pustką, absolutną nicością. Zwolennicy tej teorii są przekonani, że w ten sposób łatwiej przekonają do chrześcijaństwa Azjatów, dla których pojęcie pustki ma istotniejsze znaczenie niż dla Europejczyków.

Jedną z odpowiedzi Stolicy Apostolskiej na „pluralistyczną teologię religii" była ogłoszona w 2001 roku przez Kongregację Nauki Wiary deklaracja „Dominus Iesus". Sprzeciwiła się ona relatywizowaniu osoby Chrystusa, podkreślając, że jest On jedynym Zbawicielem ludzkości.

Granice inkulturacji

Wymienione wyżej zagrożenia dla integralności wiary wiążą się z problemem inkulturacji, czyli przeszczepieniem religii chrześcijańskiej na lokalny (w tym wypadku azjatycki) grunt z poszanowaniem miejscowych obyczajów. Obradujący w 1998 roku w Rzymie Synod Biskupów Azji stwierdził, że ewangelizacja tego kontynentu nie będzie możliwa bez właściwie rozumianej inkulturacji.

Z tym problemem już w XVIII wieku spotkały się misje w Chinach. Kwestią sporną były chińskie ceremonie związane z kultem zasłużonych przodków, które jezuici z Europy uważali za niekolidujące z zasadami chrześcijaństwa, a których odprawiania pod groźbą ekskomuniki zabronił papież Klemens XI. Przez Chińczyków zostało to odebrane jako cios wymierzony w ich narodowe tradycje i na długo wyhamowało misje w tym kraju.

Nie mniejsze problemy z inkulturacją występują i dziś. Na przykład w języku chińskim nie istnieje słowo „jest" - ktoś może co najwyżej „bywać" taki a nie inny w danym momencie; coś może „jawić się" tak a nie inaczej w danej chwili, jak wobec tego wyrazić w owej tradycji podstawowe dla chrześcijaństwa określenie Boga: „Jam Jest Który Jest"? Albo jak mówić o osobach Trójcy Świętej, skoro w większości tradycji azjatyckich rozpowszechnione u nas pojęcie osoby jest zupełnie nieznane?

Te pytania wymagają odpowiedzi. Zawsze na przestrzeni dziejów znajdowali się w Kościele wybitni mędrcy i myśliciele, którzy potrafili na tego typu problemy twórczo odpowiedzieć. To m.in. dzięki nim udało się schrystianizować Europę, Amerykę Północną i Południową, Afrykę i Australię. Kontynentem najbardziej opornym wobec chrześcijańskiego przesłania okazała się jedynie Azja, w której zaledwie cztery procent mieszkańców stanowią wyznawcy Chrystusa. I właśnie Azja stanowi dla współczesnej teologii katolickiej największe wyzwanie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama