O Duchu Świętym

Z cyklu "Rozmowy ze świętym Augustynem"

Święty Ojcze, w swoim nauczaniu wskazujesz na liczne teksty biblijne, głoszące boskość Ducha Świętego. Ale niektóre teksty są Ci szczególnie drogie, często do nich powracasz.

Że Duch Święty jest Bogiem, woła Pismo słowami Apostoła: „Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży w was mieszka?” (1 Kor 3,16) Bóg bowiem mieszka w swojej świątyni. Nie jako sługa mieszka Duch Boży w świątyni Bożej. Jeszcze wyraźniej mówi się o tym w innym miejscu: „Czyż nie wiecie, że ciała wasze są świątynią Ducha Świętego w was, którego macie od Boga, i że już nie należycie do siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w ciele waszym” (1 Kor 6,19n).

Nauczasz, Ojcze, że Duch Święty jest osobową Miłością, którą złączeni są Przedwieczny Ojciec i Jednorodzony Syn.

Powiada Pismo Święte: „Bóg jest miłością” (1 J 4,8) oraz że jest ona „z Boga” (w. 7) i że w nas sprawia to, iż „trwamy w Bogu”, a „On w nas” (w. 12n), a ponadto, że „udzielił nam ze swego Ducha” (w. 13). Sam Duch jest Bogiem Miłością. Jeśli wśród darów Bożych nie ma nic większego ponad miłość i jeśli nie ma większego daru Bożego niż Duch Święty, wynika stąd, że On sam jest miłością — On, który jest zarówno Bogiem, jak z Boga. I jeśli miłość, jaką Ojciec kocha Syna, a Syn Ojca, objawia niewysłowioną wspólnotę Ich Obu, to godzi się przyjąć, że właściwą nazwą Tego, który jest wspólnym Duchem Ich Obu, jest Miłość. Wprawdzie zdrowa wiara i rozum każą pamiętać o tym, że w Trójcy nie tylko sam Duch Święty jest miłością, jednakże — idąc za powyższymi argumentami — nie jest pomyłką nazywać Go w sposób właściwy Miłością. Podobnie nie On jeden jest w Trójcy duchem świętym, gdyż zarówno Ojciec jest duchem, jak Syn, a również świętym jest Ojciec i Syn, a jednak nie jest pomyłką nazywać Go w sposób właściwy Duchem Świętym.

Spróbuję własnymi słowami przedstawić tę prawdę, że Duch Święty jest Miłością Ojca i Syna. Znaczy to, iż za mało byśmy powiedzieli, stwierdzając, że Ojciec i Syn doskonale się kochają. Ich miłość wzajemna nie jest tylko jakością, choćby nieskończoną. Jest Osobą, Bogiem prawdziwym, równym Im w Bóstwie Duchem Świętym. Toteż Ojciec i Syn są tak niewyobrażalnie zjednoczeni Duchem Świętym, że trzy Osoby Boskie — Ojciec, Syn i Duch Święty — choć realnie odrębne, są jednym jedynym, niepodzielnym Bogiem. Mam pytanie następujące: Co z tej Tajemnicy Boskiej wynika dla nas ludzi?

W niewidzialnej i niezniszczalnej Trójcy, którą wyznaje i głosi wiara nasza i Kościół katolicki, Bóg Ojciec jest Ojcem nie Ducha Świętego, lecz Syna; zaś Bóg Syn jest Synem nie Ducha Świętego, lecz Ojca; natomiast Bóg Duch Święty nie jest Duchem samego tylko Ojca ani samego tylko Syna, lecz Ojca i Syna. Toteż przez Tego, który jest wspólny Ojcu i Synowi, mamy budować wspólnotę wzajemną oraz wspólnotę z Bogiem. Przez ten Dar, który jest jeden od Nich Obu, mamy łączyć się w jedno, a jest nim Duch Święty — Bóg i Dar Boży. W Nim bowiem dokonuje się nasze pojednanie z Bogiem i nasze radowanie się Bogiem.

To niesamowite! Duch Święty, Boska Osobowa Miłość łącząca Ojca i Syna, jest składany w darze ludziom, abyśmy w Nim się zjednoczyli! Abyśmy naśladowali tę jedność, jaką złączeni są Ojciec i Syn! Przecież to aż woła o miłość z naszej strony!

Cóż bowiem pomogłaby nam znajomość dobra, gdybyśmy go nie miłowali? Otóż „miłość rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Ponieważ zaś od posiadania prawdziwych dóbr oddalają nas grzechy, „miłość zakrywa mnóstwo grzechów” (1 P 4,8).

Mówi się, że podobnie jak prawem Bożym, jakie otrzymali Żydzi, jest Dekalog, tak Prawem Nowego Testamentu jest sam Duch Święty. Czy idea ta ma jakieś podstawy biblijne?

Prawo, jakie na górze Synaj otrzymał sługa Boży, Mojżesz, było napisane palcem Bożym (Wj 31,18). Otóż w Księgach Ewangelii z całą otwartością wyjaśniono, że palec Boży oznacza Ducha Świętego. Jeden Ewangelista powiada bowiem: „palcem Bożym wyrzucam złe duchy” (Łk 11,20). Drugi to samo przedstawia tak: „Duchem Bożym wyrzucam złe duchy” (Mt 12,28).

Ale ten argument mnie jeszcze nie przekonuje.

W wymiarze cieni zapowiadających rzeczy przyszłe, prawo, zapisane palcem Bożym, zostało nadane w pięćdziesiąt dni po ofiarowaniu baranka bez skazy. Tak samo, w samej rzeczywistości wskazanej w Nowym Testamencie, Duch Święty został udzielony z niebios w pięćdziesiąt dni po zwycięstwie Niepokalanego Baranka Chrystusa.

A co sądzić o idei, że Duch Święty jest duszą Kościoła?

Spójrzcie, co czyni dusza w ciele. Ożywia wszystkie członki: oczyma widzi, uszami słyszy, nosem odbiera zapachy, językiem mówi, rękoma pracuje, nogami chodzi. Jest jednocześnie we wszystkich członkach, aby je ożywiać. Życie daje wszystkim członkom, zadania poszczególnym. Oko nie słyszy, ucho nie widzi, nie widzi język; ucho ani oko nie przemawia, a jednak żyje. Żyje ucho, żyje język; różne są zadania, ale życie wspólne. Tak samo jest z Kościołem Bożym: w jednych świętych czyni cuda, w innych naucza prawdy, w innych strzeże dziewictwa, w jeszcze innych — małżeńskiej skromności. W jednych czyni to, w drugich tamto, każdy ma swoje zadania, ale życie jest wszystkim wspólne. Otóż czym dusza dla ciała, tym Duch Święty dla Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół. Duch Święty sprawia w całym Kościele to, co dusza we wszystkich członkach jednego ciała. Ale chciałbym was ostrzec, zwrócić waszą uwagę, wskazać, czego macie się bać. Jeżeli od ciała ludzkiego odciąć jakiś członek, np. rękę, palec, stopę — czyż dusza biegnie za tym, co odcięte? Kiedy członek ten należał do ciała, ona go ożywiała; odcięty traci życie. Podobnie chrześcijanin jest katolikiem, dopóki żyje w ciele; odcięty staje się heretykiem. Duch nie podąża za odciętym członkiem. Jeśli zatem chcecie mieć życie od Ducha Świętego, zachowujcie miłość, kochajcie prawdę, tęsknijcie za jednością, a osiągniecie życie wieczne.

Tak, prawda o Duchu Świętym zawsze jest głoszona w perspektywie Bożego dzieła łączenia ludzi w jedno. Przecież już Zesłanie Ducha Świętego zostało w Dziejach Apostolskich opisane jako wydarzenie przeciwstawne do budowy wieży Babel.

Zobaczył Bóg pychę budowniczych wieży Babel i wprowadził pomiędzy nich zamieszanie, aby nie mogli porozumieć się mową. Tak więc pycha sprawiła powstanie różnych języków. Otóż podobnie jak pycha spowodowała różnorodność języków, tak samo pokora Chrystusa różne języki połączyła w jedno. Kościół łączy to, co wieża Babel podzieliła. Z jednego języka powstały liczne — nie dziw się, pycha to sprawiła. Z wielu języków powstaje jeden — nie dziw się, miłość to sprawia. Nawet jeśli dźwięki należą do różnych języków, jednego Boga wzywa się w sercu, do jednego pokoju się dąży.

Jednakże dar języków nie jest dziś w Kościele darem powszednim.

Czy obecnie Duch Święty nie jest udzielany? Zatem dlaczego nikt nie przemawia językami wszystkich narodów, tak jak to było z tymi, których Duch Święty napełnił wówczas? Bo wypełniło się już to, co tamto wydarzenie oznaczało. Kościół mieścił się wówczas w jednym domu, kiedy przyjął Ducha Świętego. Niewielu ludzi w nim było, ale były w nim języki całego świata. Jakże obecnie się rozszerzył! Tamten mały Kościół, mówiący językami wszystkich narodów, jest tym samym wielkim Kościołem, który od wschodu słońca aż do zachodu posługuje się językami wszystkich narodów. Obecnie wypełnia się to, co w tamtym wydarzeniu było zapowiedziane.

Zdarza się przecież i dziś, że Duch Święty odnawia dla wierzących charyzmaty pierwotnego Kościoła. Zwykle ludzie przyjmują je w dziękczynieniu, dla budowania wiary i miłości. Ale jak wiadomo, nawet takich darów Bożych człowiek potrafi nadużyć. Przestrzegał przed tym już Apostoł Paweł.

Apostoł powiada: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał; gdybym miał dar prorokowania, a miłości bym nie miał, niczym jestem, nic mi nie pomoże” (1 Kor 13). Wynika stąd, że może się zdarzyć, iż ludzie niegodni życia wiecznego i Królestwa Niebios zostaną pokropieni jakimiś darami Ducha Świętego. Nie mają miłości, a bez niej dary te nie są wprawdzie niczym, ale nic im nie pomogą. Dar proroctwa nie prowadzi przecież do Królestwa Bożego, jeśli zabraknie miłości, miłość zaś bez daru proroctwa z pewnością tam prowadzi.

Tak długo zatrzymaliśmy się nad darem języków. Może byś jeszcze, Ojcze, skomentował ten szczegół, że w dniu Zesłania Ducha Świętego spoczęły na Apostołach języki ogniste.

Zstąpił Duch Święty pod postacią ognia, aby spalić siano naszej cielesności, złoto zaś, aby rozżarzyć i oczyścić.

I jeszcze takie pytanie: Co oznacza Zesłanie Ducha Świętego, skoro już prorocy działali Jego mocą?

Nie bez pomocy Ducha Świętego zapowiadali prorocy przyszłe wydarzenia. Tak samo dzięki Duchowi Świętemu rozpoznali Pana w Dziecięciu starzec Symeon i wdowa Anna (Łk 2,26n). Również Zachariasz i Elżbieta przez Ducha Świętego wygłosili tak wiele rzeczy o Panu już poczętym, ale jeszcze nie narodzonym (Łk 1,41n 67n). Jednakże „Duch jeszcze nie był dany” (J 7,39), tzn. nie została jeszcze udzielona ta pełnia łaski duchowej, dzięki której zgromadzeni Apostołowie mówili wszystkimi językami i stali się w ten sposób zapowiedzią przyszłego Kościoła. Dzięki tej łasce duchowej ludy się łączą w jedno, grzechy są odpuszczane wzdłuż i wszerz całej ziemi i tysiące tysięcy ludzi jedna się z Bogiem.

Zresztą samo wcielenie Syna Bożego dokonało się mocą Ducha Świętego. „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię osłoni” — powiedział anioł Maryi (Łk 1,35). Ojcze, pytałem Cię o to już w poprzedniej rozmowie, ale ciągle bardzo intrygują mnie słowa Pana Jezusa, że Jego odejście od nas jest warunkiem przyjścia Ducha Świętego: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7).

Dlaczego Pan postanowił dać Ducha dopiero po swoim zmartwychwstaniu? Przecież od Niego otrzymaliśmy największe dary, gdyż dzięki Niemu miłość Boża rozlana jest w sercach naszych (Rz 5,5). Jaki sens się za tym kryje? Otóż Pan postanowił tak dlatego, aby nasza miłość rozgrzała się w zmartwychwstaniu i oddzieliła się od miłości świata, tak, aby cała dążyła do Boga. Tutaj bowiem rodzimy się i umieramy, i to, co jest tutaj, nie jest warte naszej miłości. Zatem wznieśmy się miłością, zamieszkajmy naszą miłością na wysokości, tą miłością, którą kochamy Boga. W naszej ziemskiej pielgrzymce zważajmy tylko na to, że tutaj nie będziemy przebywać wiecznie, dobrym zaś życiem przygotujemy sobie mieszkanie tam, skąd nigdy nie odejdziemy. Albowiem Pan nasz Jezus Chrystus po swoim zmartwychwstaniu „już nie umiera, śmierć nie ma już nad Nim władzy” (Rz 6,9). Oto co mamy kochać. Oto dlaczego Pan nie chciał udzielić Ducha, dopóki nie został uwielbiony: chciał bowiem w swoim ciele objawić życie, którego jeszcze nie mamy, ale którego spodziewamy się w zmartwychwstaniu.

I zaraz po swoim zmartwychwstaniu Chrystus „tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego: którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22n).

„Tchnął na nich”. Uczynił to Ten, który tchnieniem ożywił pierwszego człowieka; podniósł go z błota, kiedy tchnieniem udzielił członkom duszy. Teraz również tchnął na nich, aby powstali z błota i wyrzekli się brudnych czynów.

Ojcze Czcigodny, a na koniec powiedz nam jeszcze parę słów na temat tyle dającej do myślenia wypowiedzi z Listu do Rzymian: „Gdy nie umiemy modlić się jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w jękach, których nie da się wyrazić słowami” (8,26).

Nie jęczy Duch Święty w sobie i u siebie, w Najświętszej Trójcy, w wiekuistej boskiej substancji. Jęczy w nas, tzn. sprawia, że my jęczymy. Wielka to sprawa, że sam Duch Święty uczy nas jęków. Przypomina nam, żeśmy pielgrzymami i uczy nas tęsknić do ojczyzny, tak że samą tęsknotą jęczymy. Komu na tym świecie dobrze, a raczej kto sądzi, że mu dobrze, ten skrzeczy jak kruk: rozpiera go cielesna radość i obfitość rzeczy doczesnych i puste szczęście. Kto zaś czuje się przygnieciony śmiertelnością i daleki od Pana, kto wie o tym, że nie osiągnął jeszcze obiecanej mu chwały wiecznej, ale ma ją dopiero w nadziei — kto o tym wie, ten jęczy. I dopóki z tego powodu jęczy, dobrze czyni: Duch nauczył go jęków, od gołębicy nauczył się jęczeć. Wielu bowiem jęczy w ziemskim nieszczęściu: złamani utrapieniem, dotknięci chorobą, uwięzieni lub skuci w kajdany, podczas morskiej burzy lub w środku zasadzek nieprzyjacielskich. Ale jęczą wówczas nie jękiem gołębicy, nie miłością Bożą, nie duchowo jęczą. Kiedy zostaną uwolnieni z tych ucisków, wykrzykują głośno: bo są to kruki, nie gołębice. Gdy Noe wypuścił z arki kruka, ten nie powrócił; wypuszczona gołębica powróciła. Miał Noe kruka, miał również gołębicę, oba rodzaje ptaków przebywały w arce. Arka zapowiadała Kościół. Wynika stąd, że w tym potopie światowym oba rodzaje muszą przebywać w Kościele: i kruk, i gołębica. Kruki to ci, którzy swojego szukają. Gołębice — ci, którzy szukają tego, co Chrystusowe.

Obyśmy tylko byli gołębicami!

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama