Z cyklu "Rozmowy ze świętym Augustynem"
Ojcze, zacznę od pytania: Co to jest Pismo Święte?
Z tego Miasta, do którego dążymy, list przyszedł do nas. Jest nim Pismo Święte, które nas wzywa do dobrego życia. Co ja zresztą mówię, że list przyszedł? Sam Król zstąpił, aby stać się nam Drogą w tej pielgrzymce: jeśli tej Drogi będziemy się trzymać, nie zbłądzimy ani nie osłabniemy, nie wpadniemy też w ręce zbójców, ani nie damy się złapać w zasadzki.
A więc całym sensem Pisma Świętego jest Jezus Chrystus, Syn Boży i Zbawiciel ludzi. Jest ono uwiarygodnionym przez samego Boga świadectwem o Jezusie Chrystusie. Świadectwo to zawiera autentyczną, przez Ducha Świętego natchnioną, naukę Chrystusa o Ojcu Przedwiecznym i Jego miłości do ludzi, o dokonanym przez siebie Odkupieniu, o naszym wezwaniu do miłości i do życia wiecznego. Zatem, gdyby człowiek nie popadł w grzech, nie mielibyśmy Pisma Świętego?
Bóg obdarza pola zielenią, zsyłając deszcz na ziemię, tzn. obdarza dusze bujnym życiem przez swoje słowo, które spuszcza z chmur, czyli z pism proroków i apostołów. Słusznie Pismo jest porównywane do chmur, bo jego słowa grzmią i przebijają się przez powietrze. Dodajmy do tego ciemność alegorii, które zwisają niby chmury, a kiedy je wyłożyć, spadają na tych, co je dobrze zrozumieli, jako deszcz prawdy. Nie tak jednak było przed grzechem. „Bóg jeszcze nie zsyłał deszczu na ziemię i nie było człowieka, który by na niej pracował” (Rdz 2,5). Deszcz z chmur potrzebny jest człowiekowi, który się trudzi na ziemi. Dopiero po grzechu człowiek zaczął się trudzić na ziemi i potrzebować chmur. Przed grzechem Bóg nawadniał człowieka z źródła wewnętrznego, przemawiając do jego umysłu.
Jeśli przyjąć, że Pismo Święte jest to natchnione przez Ducha Świętego świadectwo o Jezusie Chrystusie, to jak zmieścić w tej definicji Stary Testament, który cały powstał przed Chrystusem?
Mądrość Chrystusa zawsze obecna była w Piśmie Świętym. Ale było ono zamknięte, nikt go nie rozumiał. Kiedy Pan został ukrzyżowany, stopniało ono niby wosk, tak że mogą je rozumieć wszyscy chorzy i słabi. Również zasłona świątyni rozdarła się i odsłoniło się to, co było zakryte.
Słowa Twoje, Czcigodny Ojcze, przypomniały mi piękne porównanie Orygenesa. Stary Testament — powiada Orygenes — to jakby woda z Kany Galilejskiej. Przyszedł Chrystus i przemienił ją w wino. Stary Testament czytany w świetle naszej wiary w Syna Bożego, nabiera zupełnie nowego sensu. Ale mam pytanie: Zawiera się w nim przecież mnóstwo Bożej mądrości, która jest jakby niezależna od naszej wiary w Chrystusa.
Kto studiuje Pismo Święte, niech wie, że choćby wychodził z Egiptu jako bogacz, nie może być jednak zbawiony, jeśli nie dopełni Paschy. „Otóż na Paschę naszą został ofiarowany Chrystus” (1 Kor 5,7).
Przejdźmy do innego tematu. Wszyscy wiedzą, jak trudno było Tobie, wykształconemu na klasycznej literaturze, przekonać się do prostego tekstu Biblii. Zadam niedyskretne pytanie: Czy w końcu tylko się z tym pogodziłeś, czy też w prostocie świętego tekstu zauważyłeś głębszą myśl Bożą?
Pismo Święte nie mogłoby nas podnosić, gdyby się do nas nie zniżyło. Tak jak Słowo, stawszy się ciałem, zniżyło się do nas, aby nas podnieść.
Nie uwierzę, że tylko tyle masz, Ojcze, do powiedzenia na ten temat!
Pismo Święte w ten sposób przemawia, że wszystkim jest dostępne, chociaż nieliczni mogą je zgłębić. Kiedy poucza otwarcie, jest jak bliski przyjaciel, który w prostych słowach rozmawia z prostaczkami i uczonymi. Tajemnic zaś, jakie w sobie ukrywa, nie podnosi w wyniosłych słowach, gdyż wówczas umysł nieporadny i niewykształcony nie odważyłby się do nich przystąpić, tak jak biedak nie śmie przystąpić do bogacza. Lecz wszystkich pokornie zaprasza, aby karmili się zarówno jawną prawdą, jak wprowadzali w czyn prawdę ukrytą. Prawda bowiem zawiera się zarówno w tym, co w Piśmie Świętym jawne, jak w tym, co ukryte. Żeby nie znudziły się prawdy jawne, tęsknimy za ukrytymi, aby nas odnowiły i słodko przeniknęły. Przez nie dokonuje się zbawienna naprawa tego, co wypaczone, one są pokarmem maluczkich i radością uczonych. Toteż ten tylko jest nieprzyjacielem Pisma Świętego, kto w swoich błędach nie poznał jego zbawczej mocy albo w chorobie znienawidził lekarstwa.
Właśnie, temat tych tekstów świętych, które są trudne do zrozumienia, ciągle powraca w Twoim nauczaniu.
Nie trzeba się niepokoić tym, czego w Piśmie Świętym jeszcze nie rozumiecie. To zaś, co rozumiecie, niech was nie nadyma pychą. Lecz to, czego nie rozumiecie, ze czcią przechowujcie, to zaś, co rozumiecie, wypełniajcie z miłością.
Jednakże musi być jakaś myśl Boża w tym, że liczne zdania w Piśmie Świętym są dla mojej wiary jakby martwe, bo nie umiem ich zrozumieć, nie słyszę zawartego w nich Bożego wezwania. Owszem, pamiętam o tym, że jest to słowo Boże dla wszystkich ludzi — i to, czego ja nie rozumiem, dla kogo innego może się stać żywym źródłem nauki Bożej. Ale uświadomić to sobie, to chyba za mało. Chyba coś więcej wynika stąd, że czytając Pismo Święte, tak często natrafiam na miejsca dla siebie niezrozumiałe. Chodzi mi oczywiście nie tylko o teksty literalnie niezrozumiałe, ale również o takie, w których nie umiem zauważyć wymiaru Bożego.
Uszanuj Pismo Święte, uszanuj słowo Boże, nawet jeśli go nie rozumiesz. Niech pobożność wyprzedza rozumienie. Nie oskarżaj pochopnie Pisma o zawiłość ani o przewrotność. Nie ma w nim nic przewrotnego. Jeśli zaś jest w nim coś ciemnego, to nie tobie na złość, lecz żebyś się ćwiczył w umiejętności jego przyjmowania. Zatem jeśli jest w nim coś ciemnego, Lekarz to sprawił, abyś stukał; chciał, abyś się ćwiczył w stukaniu, chciał, aby stukającemu zostało otworzone (Mt 7,7). Przez stukanie nabierzesz doświadczenia, rozszerzysz się, staniesz się zdolny do przyjęcia daru. Nie złość się więc, że Pismo jest przed tobą zamknięte, bądź cichy, łagodny. Nie denerwuj się na to, co ciemne. Nie mów: Lepiej by było, gdyby to tak było napisane. Od kiedy masz prawo mówić i sądzić, jak powinno być napisane? Tak zostało napisane, jak powinno być napisane.
Istnieją zapewne jakieś zasady rozświetlania ciemnych tekstów w Piśmie Świętym?
Z miejsc jaśniejszych należy się uczyć, jak rozumieć miejsca niejasne. Kiedy na przykład mówi się o Bogu: „Pochwyć pancerz i tarczę i powstań mi na pomoc” (Ps 34,2), to słów tych nie da się zrozumieć lepiej niż w świetle tej oto modlitwy: „Otoczysz nas tarczą swego upodobania” (Ps 5,13). Nie chodzi jednak o to, żebyśmy w każdym tekście, w którym czytamy o tarczy, dopatrywali się w niej Bożego upodobania. Przecież czytamy również o „tarczy wiary, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego” (Ef 5,16). Zresztą w uzbrojeniu duchowym, wiarę oznacza nie tylko tarcza, bo w innym miejscu mówi się o „pancerzu wiary” (1 Tes 5,8).
To oczywiste, że tekst święty należy odczytywać w świetle innych tekstów biblijnych na ten temat. Wierzymy przecież, że jest to słowo Boże. A słowo Boże nie może być wewnętrznie sprzeczne. Jak jednak wytłumaczyć to, że Pismo Święte jest tak często nadużywane? Jak Pan Bóg może do tego dopuścić, żeby ludzie czynili z Jego słowem, co im się podoba?
Czytamy w Psalmie 7, że Pan przygotuje do swego łuku nie tylko strzały ogniste, ale również śmiertelne pociski. Albowiem heretycy, zamiast kierować ku ludziom ogniste strzały zapalające miłością, atakują ludzi wyciągniętymi z tego samego Pisma zatrutymi, zgubnymi pociskami. Zresztą nawet to należy przypisać Bożej Opatrzności: nie czyni ona ludzi grzesznikami, ale wprowadza porządek, kiedy ludzie grzeszą. Kto bowiem w złej woli i w grzechu czyta Pismo, musi je źle rozumieć i na tym tu polega kara za grzech.
Wobec tego jak mamy się zachować, kiedy natrafiamy na interpretacje sprzeczne z naszą wiarą?
Jeśli ktoś wyciągnie z tych naszych Ksiąg rzeczy przeciwne wierze katolickiej, to albo wykażemy cały ich fałsz, albo będziemy niewzruszenie wierzyć, że jest to fałsz. Trzymajmy się mocno naszego Pośrednika, w którym ukryte są wszystkie skarby mądrości i wiedzy, abyśmy nie dali się zwieść wymownością fałszywej filozofii ani zastraszyć przesądowi fałszywej religii. Kiedy zatem znajdujemy w boskich Księgach wielość prawdziwych sensów, które zawierają się w nielicznych słowach, a zdrowa wiara katolicka je potwierdza, ten sens wybierzmy przede wszystkim, który wynika w sposób pewny z przeczytanego tekstu. Jeśli jest on ukryty, wybierzmy ten, który nie sprzeciwia się kontekstowi Pisma i zgadza się ze zdrową wiarą. Jeśli zaś nawet z kontekstu nie da się go wydobyć, idźmy przynajmniej za tym sensem, jakiego domaga się zdrowa wiara. Czym innym bowiem jest nie rozpoznać tego, o co przede wszystkim chodziło natchnionemu autorowi, czym innym zaś odejść od zasad pobożności.
Mówisz, Ojcze, o wielu prawdziwych sensach, jakie się zawierają w jednym tekście?
Kiedy ktoś mówi: Autor natchniony to samo miał na myśli, co ja; zaś inny: Właśnie to miał na myśli, co ja — sądzę, że bardziej zgodnie z pobożnością będzie powiedzieć: Dlaczego nie przyjąć obu wykładów, jeśli oba są prawdziwe? Albo i trzeciego, i czwartego, i jeszcze innego, jaki ktoś prawdziwie w tych słowach zobaczy? Dlaczego nie przyjąć, że autor natchniony widział je wszystkie w ich prawdzie i różnorodności, skoro przez niego jeden Bóg wystawił Pismo Święte na rozumienie wielu? Otóż ja wyznam szczerze, że gdyby udało mi się w pisaniu osiągnąć czasem wyżyny nauczycielskie, to tak wolałbym pisać, aby słowa moje harmonizowały z prawdą, jaką w tych sprawach mógł uchwycić ktoś inny, niż żebym miał przez dokładniejsze przedstawienie jednego prawdziwego wykładu wykluczać inne, które nie obrażają mnie fałszem.
Oczywiście! Przecież słowo Boże nie kończy się na wyrazach tekstu natchnionego. Poprzez wyrazy tekstu, jeśli czytamy je w wierze, wchodzimy w Bożą Rzeczywistość, przystępujemy do samego Jezusa Chrystusa. W swoim ostatecznym wymiarze święty tekst ma nas przecież zwracać ku życiu wiecznemu.
Bóg chciał, abyśmy mieli Jego Pismo. Czasem powiadasz komuś, komu coś obiecujesz: daję ci to na piśmie. Pokolenia przychodzą i odchodzą, a Pismo Boże powinno trwać. Jest ono pisemnym zobowiązaniem Bożym, aby wszyscy, którzy przechodzą przez to życie, przeczytali je i weszli na drogę Jego obietnicy. A jak wiele już wypełnił Bóg z tego pisemnego zobowiązania! Wahają się ludzie, czy wierzyć w Boga co do zmartwychwstania umarłych oraz przyszłego życia, bo tylko to jedno pozostało do wypełnienia. Mógłby ci Bóg powiedzieć: Masz w ręku moje zobowiązanie, w którym obiecałem Sąd, rozdzielenie dobrych od złych, wieczne królowanie wierzącym, a ty nie chcesz wierzyć? Przeczytaj wszystkie moje obietnice zawarte w tym zobowiązaniu i wejdź w spór ze Mną. Na podstawie tego, co wypełniłem, uwierz, że wypełnię to, co jeszcze pozostało. Znajdziesz w tym pisemnym zobowiązaniu obietnicę, że dam wam Syna Jedynego i że Go nie oszczędzę, ale Go za was wszystkich oddam — zapisz to wśród tego, co wypełnione. Czytaj pisemne zobowiązanie: obiecałem, że przez mojego Syna dam wam zadatek Ducha Świętego — zapisz to wśród tego, co wypełnione.
A kiedy się już wszystko wypełni, kiedy dostąpimy zmartwychwstania i życia wiecznego, czy Pismo Święte będzie nam jeszcze potrzebne?
Kiedy przyjdzie Pan nasz Jezus Chrystus, rozświetli — jak powiada Apostoł Paweł — to co ukryte w ciemnościach i ujawni zamiary serc, aby każdy otrzymał pochwałę od Boga (1 Kor 4,5). W tym Dniu nie będą potrzebne pochodnie: nie będziemy słuchać proroków, otwierać pism apostolskich, niepotrzebne nam będzie świadectwo Jana, nawet Ewangelii nie będziemy już potrzebować. Całe Pismo zostanie spośród nas wzięte. W nocy obecnego świata zapalono je nam jako pochodnię, abyśmy nie pozostawali w ciemnościach. Gdyby obecnie nam je wzięto, pod pozorem, że nie potrzebujemy jego światła, gdyby wzięto nam mężów Bożych, przez których dokonuje się posługa Pisma, którzy wraz z nami to światło prawdziwe i jasne oglądają — co byśmy wówczas mogli widzieć? Czym karmiłaby się nasza dusza? Gdzie znaleźlibyśmy radość dla naszych oczu?
I ostatnie pytanie. Pismo Święte to olbrzymia księga. Są ludzie, którzy tysiące godzin poświęcili na jej zgłębia nie, a im więcej nad słowem Bożym medytują, tym wyraźniej widzą, jak im daleko do jego zupełnego poznania. Zresztą Ty sam, Ojcze, lubisz powtarzać, że więcej w Piśmie Świętym jest rzeczy, których nie znasz, niż tych, które znasz. Moje pytanie dotyczy ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić na długie studiowanie Biblii, ludzi zapracowanych, czasem analfabetów. Jakie oni mają szanse u Boga?
Cała wielkość i szerokość słów Bożych mieści się w miłowaniu Boga i bliźniego. Poucza nas o tym jedyny niebieski Nauczyciel: „Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich myśli, a bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach polega całe Prawo i prorocy” (Mt 22,37—40). Zatem, jeśli brak ci czasu na studiowanie wszystkich świętych stronic, na wyjaśnianie wszystkich zawiłości w zawartych tam naukach, na zgłębianie wszystkich tajemnic biblijnych — zachowuj miłość, na której wszystko polega. W ten sposób zachowasz to, czego się tam nauczyłeś, a również to, czego się jeszcze nie nauczyłeś. Jeśli bowiem znasz miłość, wiesz trochę, na czym i to polega, czego jeszcze nie znasz. To, co w Piśmie rozumiesz, jaśnieje miłością; w tym, czego nie rozumiesz, miłość jest ukryta. Tak więc, kto zachowuje miłość w obyczajach, zachowuje i to, co w Piśmie Świętym jest jasne, i to, co w nim ukryte.
Tak, Ojcze, ale to ogólne wezwanie do miłości ciągle wymaga przekładów na język praktyczny.
Apostoł Jakub wzywa nas, abyśmy byli wytrwałymi słuchaczami słowa Bożego: „Bądźcie wykonawcami słowa, a nie słuchaczami tylko, oszukującymi samych siebie” (Jk 1,22). Bo nie oszukujecie Tego, który dał wam słowo, ani tego, przez którego posługę ono do was przychodzi, ale samych siebie oszukujecie.
opr. aw/aw