Słowo, które stało się ciałem, pozostaje z wierzącymi pod postacią chleba
Dzięki łasce sakramentu Eucharystii przechodzimy ze śmierci do życia wiecznego, już w doczesności otrzymując zadatek przyszłej w chwały.
Św. Paweł stwierdza, że to, co przydarzyło się Izraelitom w czasie wędrówki przez pustynię ku Ziemi Obiecanej, było zapowiedzią „rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów” (1Kor 10,11). Wyjście z Egiptu można przyrównać do przyszłego Chrztu św., który uwalnia od niewoli diabła i grzechu. Od tego momentu rozpoczyna się duchowa wędrówka przez pustynię, i wielu na niej polegnie (por. 1Kor 10,5), nie doszedłszy do celu, jakim jest przejście „w Chrystusie” przez śmierć ku zmartwychwstaniu. Niezbędnym pokarmem w tej wędrówce staje się „manna” Eucharystii, „której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie”, bo Pan „chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana” (Pwt 8,3).
Znamienne, że Bóg nie wiódł Izraelitów drogą najkrótszą, „powiedział bowiem Bóg: »Żeby lud na widok czekających go walk nie żałował i nie wrócił do Egiptu«. Bóg więc prowadził lud okrężną drogą pustynną ku Morzu Czerwonemu” (Wj 13,17-18). Podobnie postępuje Pan w życiu chrześcijan — prowadzi drogą wydawałoby się przesadnie długą. Ale „w tym szaleństwie jest metoda”: karmieni Ciałem Pana mają na tyle upodobnić się do Niego — ba! nawet przemienić w Niego — aby to właśnie On w nich dokonał ostatecznej Paschy. Owa przemiana dokonuje się stopniowo, dlatego Bóg również nie od razu wprowadza w największe tajemnice, żeby serce ludzkie nie przelękło się tego wezwania, które przekracza ludzkie siły — i w rzeczy samej może być podjęte jedynie w mocy nieludzkiej.
Fizyczne wędrowanie żydów za Mojżeszem jest jedynie niedoskonałą zapowiedzią duchowej pielgrzymki chrześcijan idących za Nowym Mojżeszem. Na każdym podobieństwie wydarzeń Nowego Przymierza do tego, co zapowiadały epizody Starego Przymierza, wyciśnięte jest jeszcze większe niepodobieństwo. W rzeczywistości nie tyle idziemy za Chrystusem, co „w Nim”; przejście członków Kościoła przez Morze Czerwone jest misteryjnym włączeniem nas w to jedno jedyne przejście, którego dokonał Pan; obrazowo mówiąc: to Pasterz niesie na ramionach owce ku niebieskim pastwiskom. Exodus z ziemi do nieba nie dokonuje się przecież mocą ludzką, ale Boską, a właściwie: Bogoczłowieczą. Jeśli jest możliwa Pascha Kościoła, to tylko dlatego, że zostaje On uzdolniony do tego wydarzenia właśnie przez samego Pana, który po to ustanowił sakrament Ciała i Krwi swojej:
„Celebrując Ostatnią Wieczerzę z Apostołami podczas uczty paschalnej, Jezus wypełnił w sposób ostateczny Paschę żydowską. Istotnie, przejście Jezusa do Ojca przez śmierć i zmartwychwstanie jest uprzedzane podczas Ostatniej Wieczerzy i celebrowane w Eucharystii, która wypełnia Paschę żydowską i uprzedza ostateczną Paschę Kościoła w chwale Królestwa” (KKK 1340).
„Niepodobne podobieństwo” daje się zauważyć również między starotestamentową i nowotestamentową „pamiątką”. Izraelici nie tyle wspominali wydarzenia z przeszłości, ile raczej celebrowali cuda, jakich Bóg dokonał dla ich praojców, by dzięki temu one w jakiś (jaki?) sposób stawały się aktualne („moje”) dla obecnego pokolenia. W pamiątkę Paschy „będziesz opowiadał synowi swemu: Dzieje się tak ze względu na to, co uczynił Pan dla mnie w czasie wyjścia z Egiptu” (Wj 13,8). Z kolei w Nowym Testamencie „pamiątka” otrzymuje nowe znaczenie. Ofiara zawsze żyjącego Chrystusa złożona na krzyżu pozostaje na wieki aktualna (por. Hbr 7,25-27), dlatego gdy Kościół celebruje Eucharystię, Pascha Chrystusa jest nie tyle wspominana, ile uobecniana (uczyniona obecną). Chrystus daje to samo ciało, które wydał na krzyżu, i tę samą krew, którą wylał dla zbawienia ludzi.
A zatem — wierni spożywają eucharystyczne owoce z drzewa Krzyża: „Ilekroć na ołtarzu sprawowana jest ofiara krzyżowa, w której »na Paschę naszą ofiarowany został Chrystus«, dokonuje się dzieło naszego odkupienia” (Lumen gentium). To cud, że my, którzy razem z apostołami rozpierzchliśmy się wtedy, gdy Ukrzyżowany umierał, teraz, gdy umiera, możemy być przy Nim, u stóp krzyża razem z Jego Matką. Drugi cud jest taki: wszystko dokonuje się teraz w sposób bezkrwawy, a przecież jest to ta sama krwawa ofiara, którą w sposób rekordowo krwisty przedstawił Mel Gibson w filmie Pasja. Sto procent Krwi Chrystusa bije w kielichu po tym, jak dokonało się przeistocznie i przemiana substancji wina w substancję Jego Krwi! „Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój”; kamery: stop.
„Bezsprzecznie mamy nową religię — religię zdrowia”, pisał w swojej książce Szczęście w pigułce. Kiedy troska o zdrowie staje się chorobą Manfred Lütz. Troska o zdrowie ducha ustąpiła miejsca nadtrosce o ciało, a w tej herezji przejawia się współczesna choroba duszy. „Jeśli dzisiaj w ogóle coś jest otoczone kultem — dodawał niemiecki psychiatra, teolog i publicysta w jednej osobie — wypraszane w modlitwach i wypełnione ofiarami pokutnymi wyciskającymi pot, to tym czymś jest zdrowie. Nasi przodkowie budowali katedry, my budujemy kliniki. Nasi przodkowie padali na kolana, my robimy skłony tułowia. Nasi przodkowie ratowali dusze, my nasze figury”. Wyznawcy religii zdrowia katują się ascetycznymi ćwiczeniami i postami oraz zachowują czujność w doborze zdrowego pożywienia (religia zdrowia) lub niezdrowego lecz poprawiającego wygląd (kult ciała), a wszystko to w pogoni za szczęściem doczesnym, którego i tak nie osiągną. Bo wadliwe jest samo założenie leżące u podstaw nowego-starego bałwochwalstwa: że zdrowie lub zdrowy wygląd są czymś, co samemu sobie można stworzyć.
Tym bardziej nie jesteśmy panami zdrowia duchowego. Otrzymaliśmy „szczęście w pigułce”, czy raczej „szczęście w opłatku”, od Tego, który jako jedyny ma w sobie życie i może go udzielać, i rzeczywiście czyni to w klinikach-katedrach i szpitalach-kościołach, karmiąc nas chlebem, który jest, według znanych słów św. Ignacego Antiocheńskiego „pokarmem nieśmiertelności, lekarstwem pozwalającym nam nie umierać, lecz żyć wiecznie w Jezusie Chrystusie”. Warto podkreślić, że chleb życia i zdrowia otrzymuje się od Kościoła, a nie sięga po niego samemu. Trzeba skorzystać z zaproszenia na ucztę eucharystyczną, w czasie której Kościół „bierze ciągle chleb życia ze stołu Bożego słowa i Ciała Chrystusowego i podaje wierzącym” (Dei Verbum, 21) to, co sam otrzymał od swojego Pana.
W czasie Mszy św. koniecznie trzeba brać wszystko, co darowane — skoro „zastawiony dla nas stół eucharystyczny jest równocześnie stołem Słowa Bożego i Ciała Pana” (KKK 1346). To nie „szwedzki stół”, z którego bierze się to, na co ma się ochotę; liturgia słowa i liturgia eucharystyczna stanowią jeden akt kultu, jedno bez drugiego „nie działa”: „Poprzez słuchanie słowa Bożego rodzi się i wzmacnia wiara (por. Rz 10, 17); w Eucharystii Słowo, które stało się Ciałem, daje się nam jako pokarm duchowy — pisał Benedykt XVI w Sacramentum caritatis — Dlatego należy stale mieć na uwadze, że słowo Boże, czytane w Kościele i głoszone w liturgii, prowadzi do Eucharystii jako do swego właściwego celu”. Bez wiary Słowo Boże traktowane jest jak „zaklęcie magiczne”, a uprawiana przez niektórych sakramentalna „biała magia” nie przynosi dobroczynnych skutków, za to niesie skutki uboczne.
Stół eucharystyczny, gdy podejść bliżej, okazuje się suto zastawiony dla tych, którzy mają uszy do słuchania. Tam, gdzie Słowo Boże znajduje wiarę u słuchaczy, tam to, co pochodzi z ust Bożych, staje się chlebem-Ciałem. Wierzący otrzymuje antidotum na śmierć, przed którą lęk powoduje praktykami wyznawców religii ciała. Zamiast zdrowej żywności — pokarm żywego Boga; w miejsce ciała — Boże Ciało; zamiast kultu ciała — religia ducha; miast religii ucieczki od choroby — religia zdrowia. Bałwochwalcy troszczą się o to, by zachować życie doczesne w jak najlepszej formie przez jak najdłuższy czas. Jednak eliksiru młodości nie ma; jest za to eliksir nieśmiertelności.
Zgodnie z obietnicą — nie obiecanką-cacanką — „kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6,51). Owo „»życie wieczne« rozpoczyna się w nas już teraz poprzez zmianę, jaką dar eucharystyczny w nas rodzi: »ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie« (J 6, 57)” — pisał papież-senior w adhortacji poświęconej Eucharystii. Podobnie jak ciało potrzebuje pokarmu, tak istnieje pokarm duchowy, bez którego człowiek umiera, nawet jeśli zewnętrznie (w ciele) wydaje się tryskać zdrowiem. Pokarm życia wiecznego dokonuje zmiany w przyjmującym go; albo, lepiej jeszcze: tajemniczo przemienia przyjmującego w to, czym jest ów pokarm duszy, czyli w Chrystusa. Święty Augustyn wyobrażał sobie, że słyszy słowa: „Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał i nie wchłoniesz mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we mnie przemienisz”.
„Nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana” (Pwt 8,3 ), przy czym pokarm duchowy Bóg wypowiada wielokrotnie i na różne sposoby, a w ostateczny sposób w Synu (por. Hbr 1,1-2). W adhortacji poświęconej Słowu Bożemu papież Benedykt XVI wskazywał na różne postaci, w których przejawia się jedyne Słowo Boże: wyraża się ono w stworzeniu, w dziejach zbawienia, a ostatecznie w Słowie Wcielonym, zwłaszcza w tajemnicy wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Syna Bożego. Pismo Święte jest natchnionym przez Boga słowem Bożym, słowo Boże jest również przekazywane przez żywą Tradycję Kościoła (por. Verbum Domini). I w końcu Słowo, które stało się ciałem, pozostaje z wierzącymi pod postacią chleba, które „jest chwalebnym Ciałem Zmartwychwstałego”, więc w Eucharystii „otrzymujemy także gwarancję zmartwychwstania ciał, które nastąpi na końcu świata” (Ecclesia de Eucharistia).
Według autora Listu do Hebrajczyków z nieba zrzucona ziemianom zostaje nadzieja, a gdy ci się jej uchwycą, staje się ona dla ludzkiej duszy kotwicą przenikającą poza zasłonę sanktuarium (por. Hbr 6,18-19). Taką kotwicą staje się dla nas Eucharystia. Wydaje nam się, że „łapiemy” Zbawiciela w czasie Komunii św., a to On sam wyrywa nas z tego świata ku tamtemu przez to, że daje kosztować „wspaniałości słowa Bożego i mocy przyszłego wieku” (Hbr 6,5). Raz jeszcze Jan Paweł II: „kto się karmi Chrystusem w Eucharystii, nie potrzebuje wyczekiwać zaświatów, żeby otrzymać życie wieczne”. Dlaczego? Bo „posiada je już na ziemi, jako przedsmak przyszłej pełni, która obejmie człowieka do końca” (Ecclesia de Eucharystia). Komunia Święta to żywa kotwica rzucona w ciało, krew i duszę człowieka, dzięki której ma On udział w Ciele i Krwi, Duszy i Bóstwie Zmartwychwstałego, a przez Niego, „jednego z Trójcy” — również w pozostałych „dwóch z Trójcy”.
Sławomir Zatwardnicki
Tekst ukazał się w czasopiśmie „Civitas Christiana” (2015) nr 4