Z cyklu "Szukającym drogi"
Czy władza zaborców również pochodziła od Boga? Czy ustroje niesprawiedliwości społecznej, w których ludzi traktowano jak robocze zwierzęta, również pochodziły od Boga? Czy władza ojca sadysty, który tyranizuje swoje dzieci, również pochodzi od Boga? Przecież Pismo Święte uczy, że wszelka władza pochodzi od Boga!
Owszem, źródłem władzy jest sam Bóg. Kościół wierzył tak zawsze i prawda ta — jeśli w nią naprawdę uwierzymy — może nas bardzo wzbogacić. Fakt zaś, że budzi ona nieporozumienia albo że jest nadużywana, wydaje się wobec jej wewnętrznego sensu czymś drugorzędnym, a w każdym razie bylibyśmy małoduszni, gdybyśmy z powodu nadużycia prawdy chcieli odrzucać albo przemilczać samą prawdę.
Choć jest to prawda niezmienna, zawarte w niej wezwania mogą być bardzo różne, zależnie od konkretnej sytuacji. Przypomnijmy sobie na przykład, jak różnie objawiała się ta prawda dla Kochanowskiego i dla Mickiewicza. Obaj poeci przyjmowali ją równie dosłownie, żyli jednak w krańcowo odmiennych okresach naszej ojczystej historii, praktyczne znaczenie tej prawdy wiary siłą rzeczy było więc dla nich inne.
Kochanowski w Odprawie posłów greckich pisał:
Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie,
a ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie,
Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,
Żeście miejsce zasiedli Boże na ziemi.
Kochanowski pisze tak, żeby uzasadnić swoje postulaty pod adresem rządzących. Celem władzy jest służba dobru wspólnemu. Taki cel wyznaczył jej Bóg, m.in. przez posługę sprawujących władzę chce obdarzać nas dobrem i czynić nas uczestnikami swojego Boskiego porządku, który jest zawsze po stronie dobra, a przeciwko złu. Otóż poeta nie żywi nawet cienia wątpliwości co do tego, że władza w ówczesnej Rzeczypospolitej jest prawowita, nie zarzuca jej również istotnego sprzeniewierzenia się swoim obowiązkom. Poeta lęka się tylko, że rządzący nie dostrzegają pewnych określonych zagrożeń dobra wspólnego i zwraca im na to uwagę. A czyni tak w imię tego, że ich władza pochodzi od Boga, a więc winni się starać spełniać swoje obowiązki jak najlepiej.
Zupełnie inaczej Mickiewicz. Dla niego zasada, że wszelka władza pochodzi od Boga, jest oskarżeniem przeciwko zaborcom: „Bo Chrystus zmartwychwstał i wypędziwszy imperatorów zatknął krzyż swój na stolicy ich; a wtenczas panowie uwolnili niewolników swoich i poznali w nich braci, a królowie, pomazani w imię Boga, uznali nad sobą prawo Boże, i wróciła na ziemię sprawiedliwość...
Ale królowie zepsuli wszystko. Bo królowie stali się źli i szatan wstąpił w nich...
Na koniec w Europie bałwochwalskiej nastało trzech królów: imię pierwszego Fryderyk drugi pruski, imię drugiego Katarzyna druga rosyjska, imię trzeciego Maria Teresa austriacka.
I była to trójca szatańska, przeciwna Trójcy Bożej, i była niejako pośmiewiskiem i podrzyźnianiem wszystkiego, co jest święte. Fryderyk, którego imię znaczy przyjaciel pokoju, wynajdywał wojny i rozboje przez całe życie, i był jako szatan wiecznie dyszący wojną, który by przez pośmiewisko nazwał się Chrystusem, Bogiem pokoju”.
Myśl, zawarta w Księgach narodu polskiego, jest więc prosta: Wszelka władza pochodzi od Boga. Otóż zaborcy swoim postępowaniem jawnie depczą prawo Boże. Nie są więc władcami naszego narodu, tylko bezczelnymi rozbójnikami. Swoimi czynami naigrawają się jeszcze z rządów Bożych nad światem i je bluźnierczo przedrzeźniają. Bóg przecież jest Władcą Najsprawiedliwszym i szanującym każdego człowieka.
Sięgnijmy teraz do Pisma Świętego. W czasach apostolskich nawoływanie do lojalności wobec władzy świeckiej miało sens bardzo szczególny. Mianowicie pierwsi chrześcijanie byli ścigani za wyznawanie swojej wiary. Doznawana niesprawiedliwość łatwo mogła ich popchnąć do buntu przeciw państwu. Chrześcijaństwo utraciłoby oczywiście w ten sposób swoją tożsamość, bo społeczność religijna przemieniłaby się w ruch polityczny. Toteż apostołowie z największą troską bronią religijnej natury chrześcijaństwa. Ciągle powtarzają swoim gminom: Bądźcie lojalnymi obywatelami! Nawet gdy was prześladują, nie sięgajcie po polityczne środki obrony!
Proszę zauważyć, że słynny tekst z Listu do Rzymian o posłuszeństwie władzy świeckiej następuje bezpośrednio po wezwaniu do cierpliwości w prześladowaniach: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie... Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,14—21).
Jedynym powodem, dla którego chrześcijaninowi wolno sprzeciwić się władzy, jest sprawiedliwość, jedynym zaś środkiem sprzeciwu — trwanie przy tym, co się uważa za sprawiedliwe, nawet jeśli ściągam w ten sposób na siebie prześladowania, a nawet męczeństwo. Wytyczne apostołów są tu wyjątkowo jasne: „Ale jeżelibyście nawet coś wycierpieli dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście... Nikt z was niech nie cierpi jako morderca albo złodziej, albo złoczyńca, albo jako nieuczciwy nadzorca obcych dóbr. Jeśli zaś cierpi jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym imieniu” (1 P 3,14; 4,16n).
W ogóle całą Biblię cechuje głęboki szacunek dla władzy, która służy dobru wspólnemu i chroni ludzką godność. Zarazem Pismo Święte wielokrotnie przypomina, że król nie jest bynajmniej uosobieniem Boga na ziemi, jest Jego sługą, swoją władzę powinien więc sprawować w oparciu o prawo Boże: „Będzie miał przy sobie odpis Prawa i będzie go czytał po wszystkie dni swego życia, aby się nauczył czcić Boga swego, Pana, strzegąc wszystkich słów tego Prawa i stosując jego nakazy, by uniknąć wynoszenia się nad swych braci i zbaczania od przykazań na prawo czy też na lewo, aby długo królował on i synowie jego w Izraelu” (Pwt 17,19—20; por. 1 Sm 13, 8—15; 2 Sm 12,1—12).
Zresztą ideał nieskrępowanego niczym absolutyzmu władzy jest zwodniczą fikcją. Królowie izraelscy, którzy ulegli jego urokowi i próbowali rządzić, nie licząc się z prawem Bożym, nieuchronnie osiągali przeciwieństwo tego, do czego zmierzali: zamiast umocnić panowanie, tracili swój tron.
Pan Jezus pouczał swoich uczniów, że „kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą, a kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym” (Mt 20,26n). Jednak już Stary Testament bardzo wyraźnie uczy, że władza powinna służyć narodowi i nie może ograniczać jego wolności. Proszę sobie przeczytać choćby przepiękną mowę Jotama (Sdz 9). Jotam przeciwstawia prawego władcę Gedeona, który „walczył za was i życie swoje narażał, aby was wybawić z rąk Madianitów” (9,17), jego niegodziwemu synowi Abimelekowi, dążącemu do zapanowania nad narodem. Obawa, że władza królewska pociągnie za sobą, na wzór państw pogańskich, ograniczenie wolności, była najważniejszym argumentem Samuela przeciwko proklamowaniu Izraela monarchią: przecież sam Bóg obdarza naród wolnością i jest Królem Izraela (1 Sm 8,6—22).
Pismo Święte lubi przypominać władcom, że ich władza pochodzi od Boga, a więc powinni ją spełniać sprawiedliwie. Zresztą zdadzą kiedyś sprawę ze swoich czynów. Żeby się nie bić w cudze piersi, warto sobie uświadomić, że w jakimś sensie słowa te odnoszą się do wszelkiej władzy, również do tej mojej mikroskopijnej władzy w zakładzie pracy czy do władzy rodziców nad dziećmi:
Słuchajcie więc, królowie, i zrozumiejcie (...)
bo od Pana otrzymaliście władzę,
od Najwyższego panowanie:
On zbada uczynki wasze i zamysły wasze rozsądzi.
Będąc bowiem sługami Jego królestwa, nie sądziliście uczciwie
aniście prawa nie przestrzegali,
aniście poszli za zamysłem Boga,
przeto groźnie i rychło natrze On na was,
będzie bowiem sąd straszny nad panującymi.
Najmniejszy znajdzie litościwe przebaczenie,
ale mocnych czeka sroga kara.
Nie ulęknie się osoby Władca wszechrzeczy
ani się nie będzie oglądał na wielkość.
On bowiem stworzył małego i wielkiego
i jednakowo o wszystkich się troszczy,
ale możnym grozi sąd surowy.
Do was więc zwracam się, władcy,
byście się nauczyli mądrości i nie upadli (Mdr 6,1—9).
Istnieje jeden jedyny wypadek, kiedy dopuszczalne jest opowiedzenie się przeciwko władzy, mianowicie jeśli wymaga tego wierność Bogu. Powszechnie znana jest zasada apostolska, że „Boga należy więcej słuchać niż ludzi” (Dz 4,19). Mniej pamiętamy o analogicznym tekście z opisu męczeństwa braci Machabejczyków: „Następnie przyprowadzono piątego i poddano katuszom. On zaś, wpatrując się w króla, powiedział: Śmiertelny jesteś, choć masz władzę nad ludźmi i czynisz to, co zechcesz. Nie myśl jednak, że nasz naród jest opuszczony przez Boga. Ty zaś zaczekaj, a zobaczysz wielką Jego moc, jak ciebie i twoje potomstwo podda katuszom.
Po nim przyprowadzono szóstego, ten zaś konając powiedział: Nie oszukuj sam siebie! My bowiem z własnej winy cierpimy, gdyż zgrzeszyliśmy przeciwko naszemu Bogu. Dlatego też przyszły na nas tak potworne nieszczęścia. Ty jednak nie przypuszczaj, że pozostaniesz bez kary, skoro odważyłeś się prowadzić wojnę z Bogiem” (2 Mch 7,15—19).
Myślę, że doprawdy wystarczy już tych świadectw, aby się przekonać, ile głębi i prawdy zawiera w sobie zasada, że władza pochodzi od Boga. Streszczając: Wiara chrześcijańska uczy szacunku wobec władzy, ale zarazem każe nam szanować sprawiedliwość i ludzką godność; bardzo przestrzega przed buntem przeciw władzy,1 ale zarazem przed oddawaniem władzy czci należnej Bogu.
Europa — pomimo wszystkich nadużyć — jakoś jednak zawsze pamiętała o tych zasadach. Jeśli zechce się Pan dokładniej zainteresować tym problemem, proszę na przykład przeczytać piękny artykuł prof. W. Sawickiego „Rytuał sakry—koronacji królewskiej jako źródło prawa i ustroju państw średniowiecznej Europy.”2 Okazuje się, że liturgia koronacyjna niezmiernie wyraźnie przypominała monarchom ich obowiązki względem poddanych (szczególnie zaś obowiązek obrony ubogich, wdów i sierot), uświadamiała im, że są tylko śmiertelnymi ludźmi i że władza ich powinna być służbą. Zasady te, nawet jeśli bywały łamane, stanowiły podstawę europejskiego myślenia o władzy. Otóż trudno byłoby zaprzeczyć, że jednym z głównych źródeł takiego myślenia jest słowo Boże, pouczające nas, iż władza pochodzi od Boga.
1 Nasze powstania narodowe z całą pewnością nie były buntem przeciwko władzy. Bunt bowiem z definicji jest wystąpieniem przeciwko dobru wspólnemu w imię jakiegoś dobra partykularnego. Tymczasem powstania były właśnie wystąpieniem w imię dobra wspólnego całego narodu. Z tego punktu widzenia interesująca wydaje się następująca uwaga św. Tomasza z Akwinu: „Władza tyrańska nie jest sprawiedliwa, gdyż nie kieruje się ku dobru wspólnemu, ale ku prywatnemu dobru rządzących. Dlatego sprzeciw wobec tej władzy nie jest buntem — chyba że byłby to sprzeciw tak nieuporządkowany, iż społeczność więcej utraciłaby na skutek samego sprzeciwu niż na skutek rządów tyrana. Raczej bowiem tyran jest buntownikiem, gdyż podtrzymuje niezgody i bunty, aby bezpieczniej mógł rządzić. Na tym właśnie polega tyrania, że celem jej jest własne dobro rządzących ze szkodą dla społeczności (Suma teologiczna 2—2, q.42, a.2 ad 3).
2 Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne 1972, t. 24, ss. 279—293.
opr. ab/ab