W sensie ścisłym ekumenizm odnosi się do wyznań chrześcijańskich. Nie możemy jednak zapominać o wspólnym korzeniu łączącym nas z Żydami i o Bożych planach dotyczących Narodu Wybranego przy końcu czasów
Stawia Ksiądz tezę, że istnieje ścisłe powiązanie między dialogiem Kościoła z Żydami i jednością chrześcijan. Wydaje się, że to są dwie odrębne sprawy.
Korzenie chrześcijaństwa są w Izraelu. To podkreślał już Jan Paweł II. Chrześcijaństwo zaczęło się pośród Żydów. Trzeba też pamiętać, że pierwszy sobór Kościoła, tzw. sobór Jerozolimski, dotyczył przyjęcia do wspólnoty chrześcijan tych, którzy nie byli Żydami. Czytamy o tym w Dziejach Apostolskich w rozdziale piętnastym. Apostołowie podjęli bardzo odważną decyzję, aby chrześcijanie pogańskiego pochodzenia nie musieli podlegać obrzezaniu. Na nie-Żydów nałożono więc minimalne wymagania. Nie musieli stawać się Żydami, żeby być uczniami Chrystusa. Stąd pierwotny Kościół składał się z jednej strony z Ecclesia ex iudeis, czyli Kościoła z Żydów, a z drugiej z Ecclesia ex gentibus, czyli Kościoła z narodów.
Kościół miał przecież stać się wspólnotą, do której będą należeć wszystkie narody. Dlaczego Żydzi mieliby stanowić nację szczególną?
Dla Żydów słowo „narody” (gr. etnoi) wskazywało na pochodzenie pogańskie, a nie tylko inne narodowości. Dlatego chrześcijanie pochodzenia pogańskiego i żydowskiego stanowili dwie grupy, które stały się jednym ciałem w pierwotnym Kościele. I to jest bardzo ważne w kontekście tego, co papież Franciszek dzisiaj nazywa pojednaniem w różnorodności. Pierwotna jedność Kościoła polegała przecież na złożeniu tych dwóch części, które były od siebie bardzo różne. Żydzi nie musieli jednak dostosowywać się do zwyczajów pogańskich, a nie-Żydzi, czyli poganie, nie musieli stawać się Żydami, aby być w Kościele. Obie te części stały się czymś jednym przez krzyż.
Żydowski sposób wyznawania wiary w Chrystusa miał więc istotne znaczenie dla pierwotnego Kościoła...
Bardzo wyraźnie naucza o tym św. Paweł w drugim rozdziale Listu do Efezjan. Już od początku tego listu autor zawraca się do adresatów w sposób niejednoznaczny, czasami mówi do nich „my”, a czasami „wy”. W pierwszych trzech rozdziałach zwrot „my” odnosi się do chrześcijan pochodzenia żydowskiego, a „wy” do nawróconych pogan. W rozdziale drugim przedstawia status wspólnoty pochodzącej z pogan. Nie przedstawia jej w sposób pozytywny. Pisze: „Dlatego pamiętajcie, że niegdyś wy — poganie co do ciała, zwani «nieobrzezaniem» przez tych, którzy zowią się «obrzezaniem» od znaku dokonanego ręką na ciele — w owym czasie byliście poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie” (Ef 2, 11—12). Dalej jednak, od wersetu trzynastego, czytamy o włączeniu ich do dziedzictwa żydowskiego. Św. Paweł stwierdza, że wrogość między tymi społecznościami została zażegnana: „Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa” (Ef 2, 13). W wersecie dziewiętnastym św. Paweł zwraca się do chrześcijan pochodzenia pogańskiego i wyjaśnia im, jaki jest ich status po nawróceniu. Pisze do nich: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga”. Pierwotny Kościół został więc uformowany z tych dwóch części jako wspólnota pojednania.
To oznacza, że dla Żydów, którzy przyjmowali wiarę w Chrystusa trudne było nie tylko to, że poganie, którzy się nawracali na chrześcijaństwo nie musieli poddawać się obrzezaniu, ale także fakt, że stawali się współdziedzicami obietnic Boga na równi z Żydami.
W wersecie piątym Listu do Efezjan św. Paweł pisze, że tajemnica Jezusa Chrystusa „nie była oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom” (Ef 3, 4). Dopiero jednak w wersecie szóstym wyjaśnia, że tajemnica ta polega na tym, że „poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię” (Ef 3, 5). Tak ukształtowała się pierwotna wspólnota Kościoła. W taki sam sposób powinno też nastąpić pojednanie między chrześcijanami.
Tyle że z tego jeszcze nie wynika, że dzisiaj musimy tak ściśle łączyć ekumenizm z dialogiem z Żydami.
Mamy wiele dowodów na to, że podziały chrześcijan, które nastąpiły w łonie Kościoła, są wynikiem utraty tej pierwotnej jedności Kościoła chrześcijan, Żydów i pogan. W szczególności dlatego, że w historii zmieniał się sam model jedności. Ten pierwotny, ukazany w Nowym Testamencie, zawarty jest w cytowanych fragmentach z Listu do Efezjan. Podobnie pisze o nim św. Paweł w Liście do Rzymian w rozdziałach od dziewiątego do jedenastego, chociaż używa tam innych obrazów. Także w rozdziale siódmym Księgi Apokalipsy jest mowa o stu czterdziestu czterech tysiącach, po dwanaście tysięcy z każdego pokolenia Izraela, a chwilę później wspomina się obraz nieprzeliczonego tłumu, który nie pochodzi z Izraela. Ten nowotestamentalny wzór jedności zmieniał się jednak w ciągu długiej historii Kościoła. Stopniowo odchodził on od idei pojednania wspomnianych dwóch części. Zasadnicza zmiana dokonała się w V w., kiedy chrześcijanie pochodzenia żydowskiego zaczęli zanikać w Kościele. Modelem jedności stało się Imperium Rzymskie. Zgodnie z zawołaniem: „Jedno imperium, jeden Kościół”.
W jaki sposób zmiana tego modelu wpłynęła na podział chrześcijan?
Główną przyczynę podziału między katolikami i prawosławnymi widzę właśnie w zaniku judeochrześcijaństwa w Kościele i przemodelowaniu podstawy jedności. Kiedy papież Leon III konsekrował Karola Wielkiego na cesarza imperium zachodniego w okolicach roku 800, chrześcijanie greccy uznali to za akt schizmatycki. Byli bowiem przekonani, że w Konstantynopolu już był cesarz, który stał się wyznacznikiem jednego imperium. W spojrzeniu chrześcijan wschodnich papież stwarzał nowy Kościół, ponieważ ustanowił nowe imperium.
Przyczyn było zapewne więcej...
Oczywiście, że podziały między chrześcijanami miały również wiele innych przyczyn. To jednak, co wydarzyło się w ostatnim stuleciu, ma ogromne znaczenie dla ekumenizmu. Jeśli oczywiście chcemy to naprawdę dostrzec. Początek ruchu ekumenicznego zwykle datuje się na rok 1910. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się, że daleko nam jeszcze do jedności między chrześcijanami, to jednak relacje między nami są całkowicie inne. Sto lat temu nie było prawie w ogóle między nami kontaktu. Nie było też zbyt wiele przyjaźni między osobami pochodzącymi z różnych Kościołów. Miały one miejsce, ale było ich naprawdę niewiele. Obecnie dokonuje się coś wyjątkowego. Wielki wpływ na te zmiany ma ruch charyzmatyczny (w Polsce znany głównie pod nazwą Odnowa w Duchu Świętym). Początki tego ruchu zbiegają się z początkami ekumenizmu. Przez długi czas oba te nurty nie miały ze sobą wiele wspólnego. Papież Franciszek niedawno wypowiedział się jednak bardzo wyraźnie, że ruch charyzmatyczny ma głęboki charakter ekumeniczny. Wspominam o charyzmatykach, ponieważ to właśnie ten ruch wywarł duży wpływ na relacje Kościoła z Żydami. W ostatnich dziesięcioleciach wśród Żydów wyłonił się bowiem nowy nurt religijny, tzw. Żydów mesjanistycznych. Tworzą go Żydzi, którzy wierzą w Chrystusa, ale chcą pozostać Żydami. Powstanie tego ruchu było w znacznym stopniu spowodowane działalnością charyzmatyków. Dla mnie osobiście zaangażowanie w katolicki ruch charyzmatyczny sprawiło, że zainteresowałem się także dialogiem chrześcijańsko-żydowskim. W 1971 r. rozpocząłem naukowe badania nad historią ruchu charyzmatycznego w różnych odłamach chrześcijaństwa i dzięki temu natrafiłem na Żydów mesjanistycznych.
Dlaczego więc Watykan mówi dzisiaj, że Kościół nie chce prowadzić żadnej instytucjonalnej misji ewangelizacyjnej wobec Żydów. Czy to nie przeczy tej tendencji wśród samych Żydów, którzy są gotowi w Chrystusa uwierzyć?
Ma Ksiądz na myśli najnowszy dokument watykański dotyczący relacji z Żydami, który ukazał się na początku grudnia ubiegłego roku. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że jest on tylko refleksją teologiczną. Nie jest dokumentem oficjalnym Kościoła. Wyraża on przemyślenia osób zaangażowanych w dialog katolicko-żydowski. Ukazał się w rocznicę publikacji dokumentu Nostra aetate Soboru Watykańskiego II o stosunku Kościoła katolickiego do innych religii. Przedostatnia część soborowego dokumentu dotyczy powszechnego obowiązku głoszenia Ewangelii. Pytamy więc, jak połączyć sprawę głoszenia Ewangelii z faktem, że Izrael trwa nadal w niedowołanym przez Boga przymierzu? Żydzi przecież nadal stanowią naród wybrany i Bóg tego nigdy nie odwołał. Dokument, o którym Ksiądz wspomina, dotyczy jednak nie tyle misji ewangelizacyjnej jako takiej, ile tzw. misji instytucjonalnej Kościoła wobec Żydów. Kościół faktycznie tej ostatniej nie popiera. Media niestety powtarzały jedynie, że Watykan nie chce już głosić Żydom Ewangelii, i takie najczęściej powielano nagłówki w gazetach. To zupełne niezrozumienie tematu.
Dlaczego Kościół nie chce prowadzić misji instytucjonalnej wobec Żydów? Nie chce ich ewangelizować?
Jak to się zwykle dzieje w medialnych doniesieniach, istotne niuanse zostały zagubione. Kiedy więc watykański dokument mówi o nieprowadzeniu misji instytucjonalnej, to zaraz w następnym zdaniu dodaje, że wszyscy katolicy mają obowiązek głoszenia Ewangelii wobec wszystkich. Stwierdza wyraźnie, że katolicy mają dzielić się Ewangelią także z Żydami. Tyle że powinno ono dokonywać się z wielką wrażliwością, tzn. pamiętając, że to Żydzi byli pierwszymi, do których Bóg skierował swoje słowo. Z powodu zaniku w historii wspomnianego już żydowskiego wyrazu wiary w Chrystusa, instytucjonalna struktura Kościoła została ukształtowana przez tę część pierwotnego Kościoła, który pochodził z pogan. Gdyby więc miała rozwijać się instytucjonalna misja Kościoła wobec Żydów, oznaczałoby to, że Kościół ukształtowany jednostronnie, tzn. zasadniczo w tradycji chrześcijan pochodzących z pogan, chce dostosować do siebie chrześcijan pochodzenia żydowskiego. W Katechizmie Kościoła katolickiego jest natomiast napisane, że „przyjście Mesjasza w chwale jest zatrzymane w każdej chwili historii do momentu uznania Go przez całego Izraela” (Rz 11, 26; Mt 23, 39) (KKK, 647).
Czekamy więc na nawrócenie Żydów na wiarę chrześcijan?
Przyjście Chrystusa jest istotnie wstrzymywane aż do momentu wejścia całego Izraela do Kościoła. Musimy sobie przypomnieć, że prawda ta stanowi istotną częścią wiary Kościoła. W Chrystusa uwierzą kiedyś także Żydzi, mimo że w pełni dokona się to dopiero w czasach ostatecznych. Mówiąc trochę z humorem, powtórzyłbym niektórych biblistów, że ewangelizacja Żydów wprost, tak jak robimy to wobec wszystkich innych, byłaby przymuszaniem Jezusa do przyjścia. Byłaby to próba własnymi siłami dokonania tego, co w swoich planach ma dokonać Bóg. Ponadto pamiętajmy, że naród żydowski nie może być przez chrześcijan traktowany jak każda inna religia, z którą prowadzi się dialog. Przypomnę, że Kościół ma swoje korzenie wśród Żydów. Z powodu jednak wielu przymusowych chrztów Żydów w przeszłości i zmuszania ich do słuchania kazań, które miały ich nawrócić na chrześcijaństwo, naród żydowski postrzega działania ewangelizacyjne Kościoła jako opresyjne. Żydzi opierają się więc wobec instytucjonalnej misji ewangelizacyjnej Kościoła.
Co więc powinniśmy robić?
Jeśli Kościół wyraźnie nie uzna, że przymusowe chrzty nie były czymś moralnie złym, i jeżeli nie wyzna win w tym obszarze swojej misji, wiarygodności nie odzyska głoszona przez niego Ewangelia. Nie powinniśmy teraz myśleć przede wszystkim o przekonywaniu Żydów do wiary w Chrystusa, nie to jest pierwszym naszym zadaniem. Najpierw powinniśmy wyznać nasze winy z pokorą. Dla Żydów ta przykra historia jest nadal czymś bardzo rzeczywistym. My natomiast mamy tego niewielką świadomość. Żydzi mieli wielki szacunek wobec Jana Pawła II właśnie dlatego, że on miał świadomość ran, które nosi w sobie naród żydowski.
Mógłby Ksiądz powiedzieć więcej o roli, jaką w pojednaniu między katolikami i Żydami odegrał Jan Paweł II?
Wywarł wielki wpływ na ten dialog, ponieważ, jak mówiłem, był bardzo świadomy cierpień narodu żydowskiego. Był też pierwszym papieżem, który w sposób wyraźny powiedział, że przymierze Boga z narodem wybranym nie zostało odwołane. Wykształceni Żydzi są tego świadomi. Poza tym św. Jan Paweł II wezwał katolików do wyznania win z przeszłości. Zrobił to w kontekście Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa w roku 2000. Pisał już o tym w 1994 r., w liście apostolskim Tertio Millennio Adveniente. Odniósł się przede wszystkim do tych grzechów, które skutkowały podziałem chrześcijaństwa. Drugą kategorią były grzechy przemocy dokonywane w imię prawdy. Ta druga sprawa dotyczy także relacji z Żydami. W czasie przygotowań do wielkiego jubileuszu, w Rzymie miały miejsce dwa sympozja naukowe, w których wzięli udział naukowcy różnych odłamów chrześcijaństwa, a nawet niewierzący. Dwa tematy, które wyznaczył Jan Paweł II to antysemityzm i inkwizycja. Kiedy więc Jan Paweł II dokonał takiego wyboru, było już wiadomo, że w odpowiednim stopniu w każdym z nich odnosi się do Żydów. To jeden z wielu przykładów pokazujących świadomość Jana Pawła II, dotyczącą konieczności poprawy relacji z Żydami i uznania przewinień, które stoją na przeszkodzie, aby dialog z judaizmem stawał się bardziej owocny. Później okazało się, że ta inicjatywa miała ogromny wpływ także na relacje między chrześcijanami.
Czy podobnie postrzegali Jana Pawła II chrześcijanie innych wyznań?
Dla samej sprawy jedności chrześcijan, wielkie znaczenie miała encyklika Ut unum sint. Zawiera ona elementy, które są całkowicie nowe w stosunku do poprzednich dokumentów kościelnych na temat ekumenizmu. W punkcie 28, co podjął również papież Franciszek, Jan Paweł II pisze, że dialog ekumeniczny nie jest debatą osób o różnych poglądach, ale jest w istocie wymianą darów. Inaczej mówiąc, w nauczaniu katolickim pojawiło się wyraźne stwierdzenie, że my katolicy możemy otrzymywać dary duchowe od chrześcijan innych wyznań. Do tego sposobu myślenia nie byliśmy w żaden sposób przyzwyczajeni. W tej samej encyklice papież pisze również, że dialog ekumeniczny musi być poprzedzony gruntownym rachunkiem własnego sumienia. Tam należy dopatrywać się pierwszych przejawów pragnienia, jakie żywił Jan Paweł II, aby Kościół wyznał swoje historyczne winy.
Są też zapewne inne elementy papieskiego nauczania, które na drodze ekumenizmu okazały się odważne i nowatorskie...
To prawda. Polski papież przypomniał wagę męczeństwa wyznawców różnych denominacji chrześcijańskich. Miał swoje doświadczenie z przeszłości, oglądał na własne oczy męczeństwo wyznawców różnych wyznań i religii w czasie II wojny światowej. Ten wymiar nie był obecny dotychczas w dialogu ekumenicznym. Jan Paweł II nazywał go ekumenizmem krwi. Papież Franciszek już wielokrotnie do tego wyrażenia nawiązywał. Mówił na przykład, że państwo islamskie nie morduje chrześcijan dlatego, że są katolikami, prawosławnymi czy protestantami, ale dlatego, że są chrześcijanami. Warto też wspomnieć, że Jan Paweł II zaprosił teologów innych wyznań chrześcijańskich do wspólnej refleksji nad posługą biskupa Rzymu. Chciał, aby pomogli mu przemyśleć, w jaki sposób następca św. Piotra może bardziej służyć jedności. Wtedy posypały się listy do Watykanu. Nie zostały one nigdy opublikowane, ale dzisiaj widać wyraźnie, że papież Franciszek idzie w wyznaczonym przez Jana Pawła II kierunku. Wielu chrześcijan z innych Kościołów uznaje przecież, że służba biskupa Rzymu jest potrzebna w odbudowie jedności całego chrześcijaństwa.
opr. mg/mg