Według ateistów religia na początku służyła człowiekowi do "wyjaśniania świata" - jednak to przekonanie nie znajduje żadnego potwierdzenia w faktach
Istnieje pewne ateistyczne przekonanie, zgodnie z którym religia na początku służyła człowiekowi do „wyjaśniania świata” i „tłumaczenia zjawisk przyrodniczych”. Tezę taką rozpowszechniali zwłaszcza religioznawcy marksistowscy i jest ona podtrzymywana do dzisiaj przez neoateistów zafascynowanych scjentyzmem
Istnieje pewne ateistyczne przekonanie, zgodnie z którym religia na początku służyła człowiekowi do „wyjaśniania świata” i „tłumaczenia zjawisk przyrodniczych”. Tezę taką rozpowszechniali zwłaszcza religioznawcy marksistowscy i jest ona podtrzymywana do dzisiaj przez neoateistów zafascynowanych scjentyzmem.
Najczęściej przytaczanym przez ateistów przykładem jest oczywiście znany wszystkim piorun. Człowiek pierwotny, widząc piorun i nie rozumiejąc istoty tego zjawiska, miał sobie tłumaczyć to w ten sposób, że piorun jest siłą nadprzyrodzoną. Nie znano metodologii naukowej na tym wczesnym etapie i dlatego tłumaczono zjawiska przyrodnicze przy pomocy „zabobonu religii”. Zdaniem ateistów, religia pełniła więc niejako rolę prymitywnego substytutu nauki służącej do tłumaczenia otaczającego nas świata. Gdy więc pojawiła się prawdziwa nauka w czasach Oświecenia, to obie te dziedziny zaczęły ze sobą rywalizować w tym, która z nich lepiej objaśnia świat. Zdaniem scjentycznych ateistów religia i nauka rywalizują w tym zakresie do dziś a nauka oczywiście „wygrała” bezdyskusyjnie w tej walce, ponieważ może poszczycić się wieloma sukcesami na gruncie praktycznym, czego nie można powiedzieć o religii.
Stanowisko ateistów jest jednak w tym miejscu jedynie kolejnym strawmanem. Po pierwsze, nigdy nie widziałem aby powyższa teza o uznawaniu zjawisk przyrodniczych za siły nadprzyrodzone przez ludzi pierwotnych została w jakikolwiek sposób potwierdzona przez ateistów jakimś historycznym tekstem sakralnym. Ta bardzo chętnie powielana teza wydaje się być więc jedynie tylko pewnym potocznym memem, równie chętnie kopiowanym co bezzasadnym. Problem w tym, że hipotezy tej wręcz nie da się potwierdzić jakimkolwiek tekstem sakralnym gdyż nie dysponujemy tekstami pisanymi starszymi niż teksty sumeryjskie z IV tysiąclecia przed naszą erą. Zgodnie z przekonaniem darwinowskich ateistów, człowiek pierwotny istniał jednak długo wcześniej, jakieś kilka milionów lat temu (szacunki co do dokładnego czasu pojawienia się człowieka są tu bardzo sporne ale przyjmuje się zgodnie wśród darwinistów, że chodzi o skalę mierzoną w milionach lat wcześniej). Ten pierwszy poważny problem ukazuje nam, że powyższa teza ateistyczna, jakoby ludzie pierwotni czcili zjawiska przyrodnicze jako siły nadprzyrodzone, jest jedynie hipotezą.
Pewnym wyjściem dla ateistów w tej sytuacji wydaje się być istnienie bogów gromowładnych, takich jak Perun czy Zeus. Używanie tych bogów jako argumentu w tym miejscu nie wyjaśnia już jednak pochodzenia zjawisk przyrodniczych z punktu widzenia religijnego gdyż w tym wypadku zjawiska te pozostają tym czym są w swej istocie, a bogowie ci jedynie je wykorzystują. Mówiąc inaczej, zjawiska przyrodnicze są tu już tylko wtórne względem istnienia tych bogów. Bogowie gromowładni nie mogą więc posłużyć jako dowód dla ateistycznej tezy, że religia służyła kiedyś ludziom do wyjaśniania świata i zjawisk przyrodniczych. W Biblii nawet Bóg Jahwe wykorzystuje od czasu do czasu pewne zjawiska przyrodnicze, na przykład plagi egipskie w Księdze Wyjścia, co nie ma jednak nic wspólnego z „religijnym wyjaśnianiem zjawisk przyrodniczych”.
Kompletnie druzgocącym faktem dla ateistycznej tezy, że religia służy ludziom do „wyjaśniania świata”, jest religia chrześcijańska. Nigdzie w całej Biblii nie znajdziemy bowiem ani jednego przypadku gdy świat przyrody jest „wyjaśniany” przy pomocy religii. Biblia opisuje co prawda pewne boskie interwencje w świat przyrody i cuda ale są one najgorszym z możliwych przykładów dla ateisty podtrzymującego rzeczoną tezę w tym miejscu, ponieważ cud sam w sobie zakłada właśnie odstępstwo od tak zwanych praw natury. W zasadzie jedynym miejscem w Biblii, które mogłoby od biedy posłużyć za przykład wyjaśniania świata przy pomocy religii, jest opis stworzenia świata. Jednak i ten przypadek nie jest dokładnie tym o co chodzi ateiście podtrzymującemu rzeczoną tezę. Dla teisty Bóg mógł bowiem stworzyć jedynie warunki początkowe a dalej wszystko potoczyło się samo i w ten sposób Bóg i tak jest Stwórcą, choć nie ingerującym bezpośrednio w świat. Nawet jeśli przyjmiemy, że Bóg bezpośrednio brał udział w stwarzaniu świata to i tak nie jest to dokładną ilustracją tezy, że świat przyrody jest wyjaśniany przy pomocy religii. Jest tak po pierwsze dlatego, że Biblia nie mówi jak ale Kto stworzył świat. Nauka zaś mówi jedynie jak powstał świat. Nie ma substancjalnej sprzeczności pomiędzy jak i Kto. Dlatego właśnie wielu teistów chrześcijańskich bez problemu godzi w swoim światopoglądzie swój teizm z genezą powstania Wszechświata i życia na Ziemi. Religia chrześcijańska nie służy więc do wyjaśnienia tego jak powstał świat.
Wreszcie, na sam koniec warto przyjrzeć się pewnej statystyce. Przyjmijmy na chwilę hipotetycznie, że biblijny opis stworzenia świata i życia mógłby posłużyć za przykład ilustracji tezy, że religia wyjaśnia w jakiś sposób otaczający nas świat. Jednak przyjęcie tego właśnie przykładu za słuszny obala z miejsca tę samą tezę. Jest tak z powodu pewnej statystyki. Okazuje się bowiem, że Biblia poświęca opisowi stworzenia świata zaledwie dwa pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju, czyli z grubsza 56 wersetów (pomijając pewne późniejsze wtórne względem tego zagadnienia fragmenty, jedynie zdawkowo nawiązujące do tego i nie wnoszące nic nowego). W całej Biblii jest jednak aż 31 102 wersetów. Oznacza to, że procentowo Biblia zajmuje się „wyjaśnianiem świata” w zaledwie 0,18 procenta. Nie są to nawet pełne dwie dziesiętne procenta. Jak zatem widać, dla religii chrześcijańskiej kwestia „wyjaśniania świata” jest pomijalnie nieistotnym zagadnieniem marginalnym i to co tę religię głównie interesuje to więź człowieka z Bogiem oraz budowanie relacji mającej poskutkować zbawieniem i szczęściem wiecznym. Oto jest główny cel religii.
A zatem teza, zgodnie z którą religia miała służyć ludziom przede wszystkim do „wyjaśniania świata”, wydaje się być niczym innym jak kolejnym ateistycznym strawmanem i jest pozbawiona uzasadnienia w tekstach sakralnych. Z kolei tezy naukowe o świecie, próbujące tłumaczyć jak powstał Wszechświat, są jedynie niepewnymi hipotezami i nauka wcale nie jest w stanie wygrać z religią ani z czymkolwiek innym na płaszczyźnie wyjaśniania świata, gdyż przypuszczenia nie są w niczym lepsze od dowolnych innych przypuszczeń, w tym religijnych. Natomiast pewne sukcesy praktyczne nauki, na które powołują się scjentyczni ateiści aby wykazać wyższość wyjaśnień naukowych nad religijnymi, to w rzeczywistości w większości przypadków jedynie sukcesy technologii, nie mającej z nauką zbyt wiele wspólnego. Do sukcesów na płaszczyźnie praktycznej można zresztą dochodzić nawet na drodze czystego przypadku i zbiegu okoliczności. Bywało też, że i błędne koncepcje naukowe były skuteczne w praktyce. Praxis nie musi więc równać się episteme. Wreszcie, wielu godzi hipotezy naukowe ze swymi przekonaniami teistycznymi, co jest kolejnym potwierdzeniem, że nie ma tu konfliktu.
Pierwotna publikacja: sierpień 2016. Wykorzystano w Opoce za zgodą Autora
opr. mg/mg