Trudno jest uwierzyć, jeszcze trudniej nie wierzyć: zmartwychwstanie Jezusa jest doskonałym potwierdzeniem prawdziwości tego teologicznego adagium
Słusznie zauważył znany apologeta chrześcijański, że „trudności z uwierzeniem mogą być duże, lecz problemy związane z trwaniem w niewierze są jeszcze większe”. W przypadku zmartwychwstania widać to tym wyraźniej, że przecież stanowi ono fundament chrześcijańskiej wiary. Zdaje się, że „mają nosa” niewierzący, kiedy za wszelką cenę chcieliby podważyć kościelną interpretację pustego grobu, jakby przeczuwali, że od przyjęcia lub zaprzeczenia wydarzenia zmartwychwstania tak wiele zależy. Tym bardziej ważne jest, żeby głosiciele Słowa Bożego umieli odpierać hipotezy próbujące wytłumaczyć fakt pustego grobu.
Oczywiście nie są takie hipotezy zjawiskiem nowym. Owszem zostawiły nawet ślad w Ewangeliach, z czego zresztą można wyciągnąć wniosek, że chcąc nie chcąc przeciwnicy teorii chrześcijańskiej, a zwolennicy teorii spiskowych, wpisują się w kontekst zmagań między wiarą a niewiarą i tu należałoby szukać źródła ich za wszelką cenę (nawet za cenę śmieszności) podejmowanych prób obalenia głoszonej przez Kościół wiary w powstanie Jezusa z grobu. To zresztą pośrednio potwierdza doniosłość wiary chrześcijańskiej opierającej się na zmartwychwstaniu, które jest „kulminacyjną prawdą naszej wiary w Chrystusa”.
Według przekazu Ewangelii już żydowscy przywódcy religijni, sami wykradłszy ciało Jezusa, oskarżyli o ten czyn zwolenników Chrystusa (por. Mt 28,11-15). Oskarżenia o oszustwo chrześcijan powtarzają się do dziś, jednak warto zwrócić uwagę na tamto pierwsze oszustwo, bowiem rozpuszczanie fałszywych pogłosek przez żydów jest do dziś „kijem o dwóch końcach” — zbija argumenty dzisiejszych zwolenników takich teorii: skoro dla obalenia rozwijającego się chrześcijaństwa nie wskazano grobu ze zwłokami Jezusa (zmartwychwstanie nie było możliwe do przyjęcia przez ówczesnych, jeśli ciało spoczywało w grobie), to znaczy, że rzeczywiście ciało zniknęło!
Po linii oskarżeń o oszustwo poszedł Hermann Samuel Reimarus. Chciał on koniecznie wykazać, że celem uczniów było stworzenie nowej religii, w której mieliby odgrywać główną rolę i z której czerpać mieli jakoby korzyści (zapomniał uczony wyjaśnić, czy za tę korzyść uznaje również męczeństwo?). Arnold Meyer i Alfred Loisy dokonali modyfikacji powyższej tezy: ciało Jezusa spocząć miało we wspólnym grobie lub rozpadlinie skalnej, dlatego trudno je było znaleźć czy zidentyfikować, co dało możliwość głoszenia zmartwychwstania przez uczniów. No cóż, raczej chyba dało powyższym uczonym okazję do podejmowanego za cenę prymitywizmu sprzeciwu względem chrześcijańskiej wiary. Znamienne, że żydowski historyk Józef Flawiusz, który ok. 95 r. opowiadając o uczniach głoszących, że ich Mistrz żyje, nic nie wspominał o rzekomej kradzieży ciała...
Jeśli nie chrześcijanie oszukali, można oskarżyć o to Jezusa! Oto racjonalista Heinrich Eberhard Gottlob Paulus wytłumaczy wszystko letargiem skazanego — uwaga, będzie śmiesznie! — który „odzyskał świadomość pod wpływem chłodu panującego w grobowcu, aromatu olejków, rany po włóczni żołnierza i trzęsienia ziemi”. Blado wypada niesamowitość zmartwychwstania w świetle tak fantastycznych teorii... Nic dziwnego, że nawet przeciwnik orędzia o zmartwychwstaniu, David Friedrich Strauss, zadrwi sobie z takich torii i wysunie argument contra: taki na pół żywy człowiek nie wzbudziłby w uczniach wiary, że jest zwycięzcą śmierci! Trudno też sobie wyobrazić — dodajmy — jak umknąłby rzymskiej straży grobu. Można też przytoczyć relację Jana, który nieświadomy przecież tego, co przyszła medycyna będzie umiała w sposób naukowy wytłumaczyć, zostawił w swojej Ewangelii dowód na nieodwracalność procesu umierania Jezusa — na krzyżu nastąpiło oddzielenie osocza od czerwonych krwinek (por. J 19,34).
Teorii oszustwa nie da się obronić również dlatego, że nie biorą one pod uwagę sprzeczności między prawym życiem i postępowaniem Mistrza i Jego uczniów, a ich rzekomym „kłamstwem założycielskim”. Nieścisłości między Ewangelistami, a także między Ewangeliami a listami Pawła, niewygodne relacje o pierwszeństwie spotkania Żyjącego z kobietami (w tamtych czasach żadni to świadkowie) — wszystko to przemawia raczej przeciw świadomemu kłamstwu chrześcijan. Wydaje się nawet, jakby stanęli bezradni „wobec rzeczywistości dla nich samych zupełnie nowej, wykraczającej poza horyzont ich doświadczeń” i dlatego plątali się w zeznaniach. Już nawet brak opisu samego wychodzenia z grobu świadczy o tym, że „pierwotny Kościół nie wymyślał fikcyjnych wydarzeń — cóż prostszego, niż stworzyć spektakularną opowieść o opuszczeniu przez Jezusa grobu!”.
Teoria pozornej śmierci nienajlepiej też tłumaczy, dlaczego apostołowie głosili, że wyrwany ze śmierci Jezus miał już nigdy nie umrzeć (por. Dz 13,34). Słychać w tym przepowiadaniu, że dla uczniów Pana zmartwychwstanie oznacza coś zupełnie innego niż wskrzeszenie zmarłego czy też reanimację na pół umarłego. Chodzi tu o jakiś inny rodzaj egzystencji: „w Zmartwychwstaniu dokonał się przeskok ontologiczny dotyczący bytu jako takiego”, Jezus jako Bóg i człowiek „należy odtąd całkowicie do sfery rzeczywistości Boskiej i wiecznej”, także ze swym ciałem. Dzięki temu właśnie Jego przemienione Ciało „jest jednocześnie miejscem, w którym ludzie są wprowadzani we wspólnotę z Bogiem i wzajemną ze sobą”. Oczywiście ta papieska refleksja stanowi współczesne rozumowe wyjaśnienie tego, co stanowiło doświadczenie wiary pierwszych chrześcijan i było przez nich wyrażane w języku biblijnym.
Wspomniany Strauss nie potrafi jednak zadrwić z własnej hipotezy: opowieść paschalna ma być według niego wynikiem subiektywnych przeżyć czy halucynacji uczniów. Zwolennikiem tej teorii psychologizującej (a to w dzisiejszych czasach oznacza przecież, że niby głębszej od interpretacji wiary) jest również Ernest Renan, a jej twórczego rozwinięcia dokona Gerd Lademann — gdy do metody historyczno-krytycznej doda psychologię głębi, będzie już naprawdę głęboko: wiara w zmartwychwstanie opierać się ma na wizjach Pawła, który ma „kompleks Chrystusa”, oraz „przepracowującego winę” Piotra, które wpłynęły „zaraźliwie” na innych. No cóż, raczej ta epidemia psychologizowania świadczy o chorobie autorów hipotez niż coś rzeczywiście wyjaśnia. Zresztą, Jezus ukazuje się uczniom szybko, bo już trzeciego dnia, nie czekając na to, aż długotrwałe konflikty wewnętrzne czy przepracowywanie winy doprowadzą rozpaczliwie potrzebujących terapii uczniów do fałszywych wizji.
Hipotezy subiektywnych wizji nie liczą się też ani z surowym realizmem i powściągliwością przekazów Pisma, ani z faktem misyjnego zaangażowania się uczniów po zmartwychwstaniu, której to działalności radykalizm trudno jest tłumaczyć wynikiem przeżytych halucynacji. Ewangelie nie rysują portretu egzaltowanych jednostek, niestabilnych natur stanowiących potencjalne podmioty hipnotyczne; „krzepcy rybacy, celnicy i sceptycy, jak Tomasz, nie miewają skłonności do halucynacji (...) Co więcej, zmartwychwstałego Jezusa widziało ponad 550 osób”, co czyni hipotezę tym bardziej niewiarygodną.
Jeśliby chcieć pobawić się w szukanie wspólnego mianownika dla wszystkich wspomnianych hipotez naturalistycznych, można by odkryć, że jest nim... niewiara! Z góry odrzucają autorzy hipotez rzeczywistość nadprzyrodzoną i możliwość ingerencji Boga w dzieje człowieka, czego skutkiem jest poszukiwanie przyczyn naturalnych. Jednak takie teorie „są nieprzekonujące, właściwie nawet pomagają zdobyć pewność co do prawdziwości zmartwychwstania”. Można by nawet ulec pokusie złośliwości i oskarżyć snujących takie niepobożne bajki o fundamentalną wiarę — na przekór faktom — w to, że zmartwychwstanie nie wydarzyło się.
Na koniec trzeba by wspomnieć jeszcze o tych, którzy chcieliby bronić zmartwychwstania, ale takimi narzędziami, które jedynie mu szkodzą. Do nich zaliczyć trzeba rozumiejących powstanie z martwych jedynie jako teorię zmiany, jaka dokonała się w uczniach — wtedy wydarzenie „dotyczyłoby w gruncie rzeczy apostołów, a nie samego Chrystusa. Ukrzyżowany zmartwychwstał w sercach uczniów, którzy Go kochali”, a przeżycie tej wewnętrznej przemiany wyrażono symbolicznym głoszeniem Zmartwychwstania, które nie odnosiłoby się do wydarzenia, ale za to miałoby egzystencjalne znaczenie. Tak na przykład Rudolfa Bultmanna nie interesuje faktyczność historyczna, a jedynie fakt, że uczniowie wyznawali wiarę w zmartwychwstanie; a Willi Marxsen nie pyta o zmartwychwstanie, ale uznaje, że „sprawa Jezusa trwa nadal” w przeżywających zmartwychwstanie uczniach.
Trafnie podsumowuje takie wysiłki interpretacyjne znany jezuita: „Tego rodzaju koncepcje opierają się na arbitralnym założeniu, że ewangeliści nie chcieli powiedzieć tego, co powiedzieli. Zwolennicy teorii wewnętrznej przemiany zdają się wiedzieć lepiej od samych autorów Nowego Testamentu, co ci chcieli naprawdę napisać”. Zasługą takich hipotez jest zwrócenie uwagi na rzeczywistość wiary, ale główną wagą jest lekceważenie dla znaków pustego grobu oraz ukazywania się Zmartwychwstałego uczniom (tzw. chrystofanii). Bo mimo, że zmartwychwstanie stanowi fakt ponadhistoryczny i tajemnicę wiary, to jednak nie pozostało bez wpływu na historię i właśnie dzięki tym dwu znakom „pozostawiło w niej jakiś ślad”.
Wydaje się, że jeśli nawet nie jest łatwiejsze do przyjęcia, to w każdym razie jawi się nie mniej logiczne na tle tych wszystkich fantastycznych teorii chrześcijańskie przekonanie o realności nadprzyrodzonego faktu Zmartwychwstania. Lepiej też tłumaczy szybki rozwój Kościoła przyjęcie takiego porządku, że zmartwychwstanie jest przyczyną, a nie konsekwencją wiary uczniów.
To z kolei kieruje nas w stronę odpowiedzi na pytanie, jak wygląda nasze osobiste doświadczenie Zmartwychwstałego, który przecież powstawszy z martwych — żyje, a zatem można doświadczyć spotkania z Nim. Dotykamy tu więc roli świadectwa głoszącego Słowo Boże, który nie może przecież oprzeć się jedynie na wykazywaniu niekonsekwencji w hipotezach „antyzmartwychwstaniowych”.
Oprócz cytowanych w tekście pozycji warto sięgnąć do:
Ch. Foster, Dochodzenie w sprawie „Jezus”, przekład: M. Wojciechowski, Kraków 2010.
J. McDowell, S. McDowell, (Nie)? Wiarygodne zmartwychwstanie, przekład: E. Małecka, Warszawa 2009.
A. Tornielli, Zmartwychwstanie. Tajemnice, legendy i prawda. Od Ewangelii do Kodu Leonarda da Vinci, przekład: W. Szymona, Kraków 2007.
Tekst ukazał się w Bibliotece Kaznodziejskiej nr 2(156)/2012
opr. mg/mg