Alkala i Salamanka 1526-1527

Fragment książki "Ignacy Loyola" Życie i dzieło

Alkala i Salamanka 1526-1527

Dalmases Cándido de, SJ

IGNACY LOYOLA

Życie i dzieło

Tytuł oryginału: EL PADRE MAESTRO IGNACIO
BREVE BIOGRAFIA IGNACIANA
Bibliotecka de Autores Cristianos, Madrid 1982
© Wydawnictwo WAM, 2002



Alkala i Salamanka 1526-1527

Pod koniec drugiego roku nauki łaciny w Barcelonie nauczyciel powiedział Ignacemu, że może już rozpocząć studia filozoficzne, zalecił mu jednocześnie udać się w tym celu do Alkali. Dla pewności Iźigo poddał się egzaminowi u jednego z doktorów teologii, który udzielił mu podobnej rady. Tak więc pielgrzym ruszył do Alkali.

1. Studia

Iźigo mówi, że „studiował w Alkali prawie półtora roku”. Podobnie jak przy innych okazjach, jego obliczenia chronologiczne mają tylko przybliżoną wartość. W rzeczywistości, Iźigo mógł przebywać w Alkali od marca 1526 do czerwca 1527 roku, być może nawet dwa lub trzy miesiące krócej.

Co się tyczy studiów, Iźigo skwitował je dwiema linijkami w swojej Autobiografii, mówiąc, że „studiował Logikę Dominika Soto [to znaczy jego Summulae], Fizykę Alberta [Physicorum libri VIII Alberta Wielkiego], oraz Mistrza Sentencji [Sententiarum libri IV Piotra Lombarda]”. Wspomniane przedmioty wykładano na Uniwersytecie w Alkali, założonym w 1508 roku przez kardynała Cisneros, wydaje się więc, że Iźigo studiował je w aulach uniwersyteckich. Zachowało się jednak zeznanie jednego ze świadków w procesach, które w tamtym czasie wytoczono Ignacemu; z zeznania tego wynikałoby, że on i jego towarzysze studiowali prywatnie pod kierunkiem jednego z profesorów, który udzielał im lekcji. W każdym razie, studia te odbywały się w tempie bardzo przyspieszonym i i „bez solidnych podstaw”, jak to przyzna później sam Ignacy.

Bardziej niż studiom oddawał się Iźigo działalności apostolskiej. „W czasie pobytu w Alkali zajmował się także udzielaniem ćwiczeń duchownych i wyjaśnianiem katechizmu i w ten sposób przynosił owoce dla chwały Bożej”. Wiele osób, które przestawały z Ignacym, poczyniło wielkie postępy w życiu duchowym. Inne osoby przezwyciężyły różne natrętne pokusy i trudności, „jak na przykład ta, która chcąc się wychłostać, nie mogła tego uczynić, bo ktoś jakby ją trzymał za rękę”. W miejscach, gdzie Ignacy wyjaśniał katechizm, gromadziło się zawsze dużo ludzi.

Według o. Ribadeneiry, „pierwszym, na którego Iźigo się natknął, był student pochodzący z Vitorii — Martín de Olabe, od którego też otrzymał pierwszą jałmużnę”. Młodzieniec ów, po uzyskaniu w 1544 roku doktoratu z teologii na Uniwersytecie Paryskim, wstąpił w 1552 do Towarzystwa i był wybitnym profesorem teologii w Kolegium Rzymskim do końca swego życia. Zmarł w roku 1556, 17 dni po śmierci Ignacego.

Iźigo nawiązał też kontakt i przyjaźń z dwoma kapłanami, którzy także później wstąpili do Towarzystwa. Jeden z nich to Diego de Eguía z Estelli (Nawarra), żyjący w domu swego brata Miguela, „który prowadził drukarnię w tym mieście i był dość zamożny”. Właśnie Miguel de Eguía wydał dwukrotnie, w 1526 i 1527 roku, Enchiridion militis christiani Erazma, w hiszpańskim tłumaczeniu Alonsa Fernandeza, „archidiakona z Alcor”, z nie spotykanym dotąd powodzeniem. W roku 1526 wydał także Contemptus mundi, czyli o naśladowaniu Chrystusa. Drugi spośród wspomnianych kapłanów to Portugalczyk Manuel Miona, którego Iźigo wybrał sobie na spowiednika. To właśnie on zalecił Ignacemu lekturę Enchiridiona Erazma. Ojciec Gonçalves da Cámara, również Portugalczyk, który o tym wspomina, dodaje, że Ignacy nie chciał tej książki czytać, ponieważ niektórzy kaznodzieje i osoby poważne odrzucały ją, a ponadto nie brakowało innych książek, wolnych od podejrzeń. Ze świadectwa o. Ribadeneiry dowiedzieliśmy się, że lekturę Enchiridiona zalecano Ignacemu już w Barcelonie, ale bardziej jako ćwiczenie literackie niż jako czytanie duchowne. Zauważając, że lektura owej książki oziębia ducha, m.in. na skutek krytyki społeczności religijnej owych czasów, zaprzestał czytania tego dzieła. Jest rzeczą pewną, że Alkala żyła wtedy w atmosferze ruchu erazmiańskiego, którego zdecydowanym zwolennikiem był sam arcybiskup Toledo — Alonso de Fonseca.

Bardziej niż o związki z erazmianizmem, Iźigo posądzony został o sprzyjanie innemu ruchowi, który wywoływał jeszcze większe podejrzenia. Chodziło o tak zwanych alumbrados (oświeconych). Zarówno dziwny strój Iźiga, jak również spotkania, które odbywał z gromadzącymi się wokół niego osobami, zaczęły rodzić różnego rodzaju podejrzenia. Sprawa doszła do uszu inkwizytorów w Toledo. Iźigo dowiedział się od gospodarza, u którego mieszkał, że ludzie nazywają jego samego i jego towarzyszy — ensayalados, a sądzę, że i alumbrados3. To ostatnie określenie jest szczególnie wymowne, jeśli weźmie się pod uwagę, że we wrześniu 1525 roku inkwizycja potępiła 48 podejrzanych twierdzeń tychże alumbrados.

2. Procesy

Rozpoczęła się cała seria przesłuchań i procesów Iźiga, które trwały nieomal od samego założenia Towarzystwa. W liście z 1545 roku, skierowanym do króla portugalskiego, Jana III, Ignacy wspomina o ośmiu procesach.

Trzy z nich odbyły się w Alkali, co również wiemy ze świadectwa samego Ignacego. Pod koniec 1526 roku przybyli do Alkali Miguel Carrasco, kanonik kolegiaty Św. Justa w tym mieście, i Alonso Mejia, kanonik katedry w Toledo. Nie działali z własnej inicjatywy. W liście z 29 kwietnia 1526 roku inkwizytor generalny, Alonso Manrique, polecił im przemierzyć miasta Toledo i Guadalajarę, Escalonę i Pastranę oraz, według własnego uznania, inne miejscowości, by przyjąć zeznania od osób, które mogłyby powiedzieć coś interesującego w sprawie „oświeconych”. W liście z 24 lipca tegoż roku ówczesny doradca Najwyższego Trybunału Inkwizycji, Fernando de Valdés, nalegał na Mejię, by dobrze wypełnił powierzony mu urząd. Wiadomo, że Mejia i Carrasco wywiązali się z obowiązku inkwizytorów. Przejęte przez nich zeznania świadków zebrane zostały w tzw. „Księdze na temat oświeconych” (Libro de los alumbrados), która później zaginęła. Trzeba jednak zauważyć, co zresztą podał Iźigo i co wynika z akt procesu, że on sam i jego towarzysze nie byli nawet wezwani. 19 listopada 1526 roku zaczęto przesłuchiwać franciszkanina Fernanda Rubio, pytając go, co wie o „niektórych młodych ludziach, którzy krążą po mieście w zgrzebnym odzieniu aż po stopy, niektórzy bez obuwia, i mówią, że żyją na sposób apostołów”. Jednym z tych „młodych” był Iźigo, miał wtedy 35 lat. Reszta to jego przyjaciele, pozyskani w Barcelonie: Arteaga, Cáceres oraz Sa. Do nich dołączył w Alkali młody Francuz Jean Reynalde (Reynauld?), który z powodu odniesionej rany znalazł się w szpitalu Miłosierdzia, gdzie mieszkał również Iźigo. Francuz poczuł sympatię do Iźiga i postanowił mu towarzyszyć. Z powodu młodego wieku zwano go „Juanico” (Jaś).

Podobnym przesłuchaniom wspomniani inkwizytorzy poddali Beatriz Ramirez, Juliana Martineza — kierownika szpitala Miłosierdzia, oraz jego małżonkę —Marię.

Po wykonaniu swego zadania inkwizytorzy przekazali sprawę wikariuszowi biskupa toledańskiego w Alkali, Juanowi Rodriguezowi de Figueroa, Iźigo stwierdzi później, zgodnie z prawdą, że nigdy nie został potępiony, ani nawet przesłuchany przez inkwizytorów, lecz najwyżej przez ich „wikariuszów”.

Tym, co w owych „młodych” zwracało uwagę, był przede wszystkim ich ubiór: długie suknie przypominające worek, ze zgrzebnego materiału, najtańszego, jaki można było zdobyć. Iźigo chodził ponadto boso. Mieszkali w różnych domach. Iźigo znalazł przytułek we wspomnianym szpitalu Miłosierdzia, zwanym „Antezana”, od nazwiska osoby, która ten szpital ufundowała w 1483 roku. Otrzymywało się tam — według świadectwa kierownika szpitala — jedzenie, picie, łóżko i świecę.

Gdy skończyły się pierwsze przesłuchania, wikariusz Figuroa wezwał Ignacego i jego towarzyszy i powiedział im, że po zbadaniu sprawy nie znaleziono w ich życiu i nauce niczego godnego nagany, mogli więc nadal żyć i działać jak dotychczas. Ponieważ jednak nie byli zakonnikami, nie wypadało, żeby nosili jednakowy strój. Polecił więc, by Iźigo i Arteaga ufarbowali swoje ubrania na czarno, a dwaj inni na kolor jasnobrązowy. Juanico mógł chodzić tak, jak dotychczas. Zarządzenie to, wydane 21 listopada, zamykało pierwszy proces.

Drugi proces rozpoczął się 6 marca następnego 1527 roku — od przesłuchania kobiety o nazwisku Mencia de Benavente.

W tym wypadku nie chodziło już o ubiór, lecz o coś bardziej istotnego, przyjrzyjmy się faktom. Aby spotkać się z Iźigiem, przychodziły do szpitala różne osoby: kobiety zamężne i panny, mężczyźni starsi i młodzieńcy, zakonnicy i studenci. Na podstawie zeznań można powiedzieć, że wśród odwiedzających przeważały kobiety. Im wszystkim, pojedynczo czy w grupach, liczących nawet 12 osób, Iźigo przekazywał duchową naukę, którą sam nazywał po prostu nauką chrześcijańską albo też ćwiczeniami duchownymi.

Znając ćwiczenia ignacjańskie, możemy przypuszczać, że Iźigo przekazywał swoim słuchaczom ćwiczenia duchowne w łatwiejszym wydaniu, stosownie do adnotacji 18. z książeczki Ćwiczeń. Mencia de Benavente wyraziła to w ten sposób, odpowiadając w czasie zeznań: „Rozmawiał z nimi [z kobietami] pouczając je o grzechach śmiertelnych [tzn. głównych], o pięciu zmysłach i o władzach duszy. Wyjaśniał te sprawy bardzo dobrze, za pomocą Ewangelii, św. Pawła oraz innych świętych. I mówił, by odprawiały rachunek sumienia dwa razy dziennie, przypominając sobie przed obrazem to, w czym zgrzeszyły. Radził im spowiadać się co tydzień i przyjmować Najśw. Sakrament równie często”. Do tego więc sprowadzała się „chrześcijańska nauka” Ignacego podczas jego pobytu w Alkali.

Wyraźniejsza wzmianka o tego rodzaju ćwiczeniach lub, według wyrażenia Ignacego, o „służbie Bożej” — znajduje się w zeznaniach Marii de la Flor. „Iźigo powiedział jej, że musiałby z nią rozmawiać przez cały miesiąc. W tym miesiącu powinna spowiadać się i przyjmować Komunię św. co tydzień. Ponadto, że na początku będzie się czuć bardzo zadowolona, a w drugim tygodniu bardzo smutna. Ufa jednak Bogu, że z tego wszystkiego odniesie ona wielki pożytek duchowy. Ponadto mówił, że wytłumaczy jej o trzech władzach duszy, i wytłumaczył jej to, a także o zasługach, jakie się zdobywa w czasie pokus, i o tym jak grzech lekki może przerodzić się w śmiertelny. Mówił jej też o grzechach śmiertelnych [tzn. głównych], o pięciu zmysłach oraz o wszystkim, co się do tego odnosi”.

Iźigo pragnął, aby jego słuchacze doszli do odnowy swego życia, modląc się, stosownie do swych możliwości wedle pierwszego i drugiego sposobu modlitwy, określonego w Ćwiczeniach, a także odprawiając rachunek sumienia i spowiedź oraz przystępując do Komunii św. Wyjaśniał im też reguły rozeznawania duchów, właściwe dla pierwszego tygodnia ćwiczeń duchownych.

Owoc ich odprawiania staje się bardziej oczywisty, jeśli się weźmie pod uwagę, że niektóre spośród odprawiających je osób wiodły wcześniej bardzo złe życie. Słuchanie Iźiga i poddanie się jego zaleceniom działało nieraz jak mocny, gwałtowny wstrząs; zdarzały się omdlenia i osłabienia. W takich wypadkach Iźigo uspokajał osoby, które to przeżywały. Stosując reguły o rozeznawaniu duchów, wyjaśniał im wszystko, co się w ich duszy dokonywało: ponieważ postanowili zerwać z grzechami i zmienić życie, było rzeczą zrozumiałą, że ich natura sprzeciwiała się temu. Dodawał im odwagi i zachęcał do stałości, mówiąc, że jeżeli będą nadal trwać w swoich zamiarach, po dwóch miesiącach nie będą już odczuwać żadnej z poprzednich pokus i trudności.

Ciągły napływ odwiedzających Iźiga osób, spotkania, które przypominały tajne zebrania — wszystko to nie mogło nie zwrócić uwagi władz kościelnych. Zdarzyło się, że „pewna kobieta zamężna i zamożna okazywała szczególne przywiązanie do pielgrzyma. Ale żeby jej nie rozpoznano, przychodziła do szpitala z zasłoniętą twarzą, jak to jest w zwyczaju w Alcalá de Henares, i jeszcze przed świtem. Wszedłszy zdejmowała zasłonę i udawała się do pokoju pielgrzyma. Ale i tym razem nie uczyniono nic przeciw nim. Ani ich nie pozwano po procesie, ani też nic im nie powiedziano”.

Po czterech miesiącach Iźigo znalazł miejsce dla siebie w „domku” poza szpitalem. I wtedy pewnego dnia zjawił się u niego alguacil, tj. woźny sądowy, i powiedział: „Chodźcie no na chwilę ze mną”. Zaprowadził go zaraz do więzienia. Był to czwartek lub piątek Wielkiego Tygodnia, 18 lub 19 kwietnia 1527 roku. Więzienie to nie było chyba zbyt surowe, skoro więzień mógł przyjmować liczne osoby, przychodzące z odwiedzinami. „Postępował tak samo, jakby był na wolności: uczył katechizmu i dawał ćwiczenia duchowne”. Chciano przydzielić więźniowi adwokata lub pełnomocnika, ale odmówił, chociaż wielu ofiarowało mu pomoc. Między innymi dőna Teresa de Cardenas, pani z Torrijos, „wielka czcicielka Najśw. Sakramentu”, posyłała swoich ludzi, aby go odwiedzili, i „kilkakrotnie proponowała mu, że go uwolni z więzienia”. Ale Iźigo „nie przyjął niczego i zawsze mawiał: Ten, dla którego miłości tutaj przyszedłem, uwolni mnie, jeśli to będzie dla Jego służby”.

Powód do uwięzienia Iźiga dały dwie niewiasty, matka i córka, które wraz ze służebnicą udały się do Jáen w celu nawiedzenia chusty św. Weroniki, a potem do sanktuarium maryjnego w Guadalupe. Wikariusz Figueroa podejrzewał, że kobiety podjęły się tej zbyt śmiałej pielgrzymki za radą Ignacego.

Po 17 dniach aresztu, bez podania przyczyny uwięzienia, Iźigo został przesłuchany przez Figueroę. Na pytanie, czy zna owe kobiety, odpowiedział, że tak. Na następne pytanie, czy wiedział o ich podróży, zanim wyruszyły z Alkali, Iźigo odrzekł, że nie tylko wiedział, ale że same kobiety zwierzyły mu się ze swoich planów udania się w świat i służenia ubogim w szpitalach — i że on chciał je od tego odwieść, „jako że córka była bardzo młoda i bardzo piękna”. Zwrócił im też uwagę, że chorych mogły odwiedzać w Alkali, a ponadto chodzić w procesji za Najśw. Sakramentem. — Figueroa odszedł wraz ze swoim notariuszem, który sporządził protokół z całej rozmowy.

W tym czasie niejaki Kalikst przebywał w Segowii na rekonwalescencji po ciężkiej chorobie. Dowiedziawszy się, że Iźigo został uwięziony, udał się zaraz do Alkali i dobrowolnie wybrał więzienie. Iźigo jednak, za pośrednictwem swego przyjaciela, lekarza, wydostał Kaliksta z więzienia.

Trzeba było czekać, aż owe pobożne kobiety powrócą do Alkali. Przekonano się wtedy, że Iźigo mówił prawdę. Notariusz udał się do więzienia, odczytał mu ostateczną uniewinniającą decyzję i wypuścił z więzienia. Było to 1 czerwca 1527 roku.

3. Wyrok sądowy

Wyrok sądowy składał się z dwóch części, z których pierwsza była potwierdzeniem tego, co zostało już postanowione poprzednio, 21 listopada 1526 roku, w sprawie ubioru Iźiga i jego współtowarzyszy. Teraz nie kazano im jednak ufarbować swoich szat, tylko nosić po prostu taki ubiór, jak inni studenci. Pielgrzym odpowiedział, że mogliby ufarbować swój strój, ale na nowy nie mają pieniędzy. Wtedy sam wikariusz postarał się dla nich o odpowiedni ubiór i berety oraz wszystko, czego używali studenci w Alkali.

Następnie wyrok zabraniał im także wypowiadać się w sprawach wiary, aż do ukończenia czteroletnich studiów. Prawdę mówiąc, sam Iźigo przyznawał się do swoich braków w wykształceniu — „zresztą zaznaczał to zawsze na początku, ilekroć go badano”.

W więzieniu przebywał Iźigo 42 dni. Po wyjściu na wolność musiał rozstrzygnąć, co teraz będzie robił. Nie mógł się pogodzić z tym, że zabroniono mu „pomagać duszom” tylko dlatego, że nie ukończył studiów. Postanowił więc odwołać się do swojego arcybiskupa Toledo, Alonsa de Fonseca. A ponieważ ten znajdował się wówczas w Valladolid, Iźigo udał się tam, żeby się z nim spotkać. Powiedział mu, że jakkolwiek nie znajduje się na terenie jego jurysdykcji, to jednak gotów jest uczynić wszystko, co rozkaże, i w taki sposób, jak mu rozkaże. Arcybiskup przyjął Iźiga bardzo życzliwie, a poznawszy jego zamiar udania się do Salamanki w celu kontynuowania studiów, powiedział, że ma tam przyjaciół oraz kolegium przez siebie ufundowane i noszące jego imię. Ofiarował mu swoją pomoc, a przy pożegnaniu wręczył cztery skudy.

4. Salamanka — rok 1527

Do Salamanki przybył Iźigo w początkach lipca, poprzedzony przez czterech swoich towarzyszy z Alkali. Pewna pani wskazała mu ich mieszkanie i w ten sposób mogli się znów spotkać.

Wspomnieliśmy, że w Alkali studiował Iźigo niewiele. Jeszcze mniej mógł zrobić w Salamance. Po dwunastu dniach od przybycia do tego miasta znowu poddany został przesłuchaniom. Można powiedzieć, że sam dał do tego powód. Wybrał sobie za spowiednika pewnego dominikanina z klasztoru Św. Szczepana i swoją obecnością nie mógł nie wzbudzić zainteresowania w tym środowisku. Spowiednik powiedział Ignacemu, że ojcowie chętnie by z nim porozmawiali i w tym celu zaprosił go na obiad w gronie wspólnoty dominikańskiej w najbliższą niedzielę. Iźigo przyjął zaproszenie i w oznaczonym dniu zjawił się w klasztorze w towarzystwie wspomnianego Kaliksta. Po obiedzie o. Nicolas de Santo Tómus, który zastępował nieobecnego przeora, o. Diega de San Pedro, zaprowadził Iźiga do kaplicy. Na rozmowę zjawił się także jego spowiednik i wydaje się, że jeszcze inny ojciec. Rozmowa zeszła szybko na delikatne sprawy. Ojcowie mieli dobre wiadomości o postępowaniu Iźiga i jego towarzyszy. Wiedzieli, „że chodzą na wzór apostołów, nauczając”. Co studiujecie? zapytali, Iźigo odpowiedział szczerze. On z nich wszystkich najwięcej studiował, ale nie były to studia gruntowne.

Rozmowa potoczyła się dalej w następujący sposób:

Zakonnik: „A zatem, co głosicie w swoich kazaniach?”.

Iźigo: „My nie głosimy kazań, lecz po prostu rozmawiamy z ludźmi o sprawach Bożych, na przykład po posiłku z niektórymi osobami, które nas zaprosiły”.

Zakonnik: „O jakich to rzeczach Bożych mówicie? O tym właśnie chcieliśmy wiedzieć”.

Iźigo: „Mówimy o tej czy innej cnocie, zalecając ją; kiedy indziej znów o tej czy innej wadzie, ganiąc ją”.

Zakonnik: „Nie jesteście wykształceni, a mówicie o cnotach i wadach. A o tym nikt nie może mówić, jak tylko w dwojaki sposób: albo na mocy nabytej wiedzy, albo przez Ducha Świętego. A ponieważ nie ma mocy wiedzy, więc przez Ducha Świętego”.

W tym miejscu pielgrzym zastanowił się trochę, bo taki sposób argumentowania nie wydawał mu się słuszny. Po chwili milczenia powiedział, że nie widzi potrzeby mówić więcej o tych sprawach.

Ale zakonnik nalegał: „Właśnie teraz, kiedy jest tyle błędów Erazma i wiele innych, które zwodzą świat, wy nie chcecie wytłumaczyć, o czym mówicie!”.

Temat Erazma nie mógł być bardziej aktualny, bo właśnie w owych dniach, od 27 czerwca do 13 sierpnia 1527 roku, odbywała się w Valladolid narada teologów zwołana przez głównego inkwizytora, Alonsa Manrique, arcybiskupa Sewilli, w celu przedyskutowania 27 tez wyjętych z dzieł humanisty z Rotterdamu. Dominikanie i franciszkanie okazali się jego zdecydowanymi przeciwnikami.

Pielgrzym nie uznając żadnej władzy w osobie, która zadawała mu pytania, oświadczył: „Ojcze, nie powiem nic więcej nad to, co powiedziałem, chyba tylko przed moimi przełożonymi, którzy mogą mnie do tego zobowiązać”.

Zastępca przeora nie mógł nic z Iźiga wyciągnąć. Wtedy powiedział mu, żeby pozostał ze swoim towarzyszem w kaplicy. Było to właściwie uwięzienie, bo wszystkie drzwi pozamykano. Zakonnicy tymczasem poszli na rozmowę z sędziami. Iźigo i Kalikst pozostali u dominikanów przez trzy dni, spożywając posiłki w refektarzu razem ze wspólnotą klasztoru. Pokój Iźiga i Kaliksta prawie zawsze był wypełniony zakonnikami, którzy przychodzili ich zobaczyć. Pielgrzym odmówił zgodnie ze swym zwyczajem, i nawet pozyskał sobie niektórych zakonników, z powodu czego nastąpił rozłam w klasztorze.

Po trzech dniach przybył notariusz, który odczytał im rozkaz udania się do więzienia. Umieszczono ich na poddaszu, w jakiejś brudnej klitce, z dala od innych więźniów. Związano obydwóch łańcuchem. Gdy następnego dnia wieść o tym rozeszła się po mieście, zaczęli przychodzić do nich ludzie i znosić im wszystko, czego potrzebowali. Odwiedzającym wolno było nawet wchodzić do ich celi, tak że Iźigo mógł „nadal prowadzić swoje ćwiczenia, mówiąc o Bogu”.

W więzieniu zjawił się bakałarz Sancho Gomez de Frias, aby przesłuchać Iźiga i Kaliksta. Wezwał każdego z osobna, a pielgrzym „dał mu wszystkie swoje papiery, w których zawierały się Ćwiczenia duchowne, ażeby je zbadano”. Po raz pierwszy wspomina tutaj Iźigo o spisanych już Ćwiczeniach. Frias zapytał go, czy nie miał innych towarzyszy, na co Iźigo odpowiedział twierdząco. Tak więc przyprowadzono do więzienia Lopego de Caceres i Juana de Arteaga. Juanico pozostał na wolności. Tych dwóch natomiast umieszczono z pospolitymi przestępcami.

Po kilku dniach stanął Iźigo przed czterema sędziami. Byli to Alonso Gómez de Paradinas, Hernan Rodriguez de San Isidro, Francisco Frías i wspomniany bakałarz Sancho Gímez de Frías. Wszyscy zapoznali się wcześniej z treścią Ćwiczeń. Zadawali Ignacemu wiele pytań, dotyczących nie tylko samych Ćwiczeń duchownych, lecz także różnych tematów teologicznych, jak np. Trójcy Świętej i sakramentów. Iźigo odpowiedział tak, że przesłuchający nie mieli mu nic do zarzucenia. Bakałarz Frías, najaktywniejszy z przesłuchujących, zadał pytanie z prawa kanonicznego. Iźigo odpowiedział wedle własnego rozumienia, dodając, że nie zna opinii doktorów w tej materii.

Potem zeszli na temat, który Iźigo miał dobrze przygotowany, a mianowicie co mówi pierwsze przykazanie? Odpowiedź była tak wyczerpująca, że sędziowie nie mieli już ochoty zadawać więcej pytań.

Odnośnie do Ćwiczeń, to jedyny punkt, nad którym się zatrzymali, dotyczył rozróżnienia między grzechem lekkim i ciężkim w myśli. Pozostawała im zawsze ta sama wątpliwość: jeżeli nie studiował teologii, to jak mógł wypowiadać się na tematy tak bardzo delikatne? Odpowiedzi Iźiga były jasne. Do nich należał sąd: jeżeli w tym, co powiedział, było coś fałszywego, to niech mu to wykażą. W końcu sędziowie odeszli, niczego nie potępiając.

W okresie pobytu w więzieniu wydarzył się fakt, który wskazuje na to, jak Iźigo przeżywał prawdy zawarte w Ćwiczeniach. Jednym z odwiedzających więźniów był Francisco de Mendoza y Bobadilla, późniejszy biskup w Corri oraz kardynał i arcybiskup w Burgos. Zapytał on Iźiga, jak czuje się w więzieniu i czy nie przygniata go sam fakt uwięzienia. Iźigo odrzekł: „Odpowiem to samo, co odpowiedziałem pewnej damie, która miała dla mnie słowa współczucia, widząc mnie w więzieniu. Powiedziałem jej: Dajesz przez to dowód, że nie pragniesz być więźniem dla miłości Boga. Czyż uwięzienie wydaje ci się tak wielkim złem? Co do mnie, to mówię ci, że w Salamance nie ma tylu krat ani łańcuchów, ile bym ja pragnął, i więcej jeszcze, dla miłości Boga”.

Nieco później miał okazję wykazać, że nie były to czcze słowa. Zdarzyło się, że pewnego dnia zbiegli wszyscy więźniowie z wyjątkiem Iźiga i jego współtowarzyszy. Nie trzeba dodawać, jak wielkie wrażenie wywołało to w mieście. Rezultat był taki, że „dano im zaraz za więzienie cały duży dom, który był w pobliżu”.

Po 22 dniach pobytu w więzieniu sędziowie ogłosili im wyrok: w ich życiu i nauce nie znaleziono niczego godnego nagany. Jednakże powiedziano im, że nie powinni przed ukończeniem czterech lat studiów zabierać głosu w sprawie różnicy między grzechem ciężkim i lekkim. Jak widać, było to powtórzenie orzeczenia wydanego w Alkali. Sędziowie odczytujący wyrok okazali Ignacemu wiele sympatii. Nie uspokoiło go to jednak. Powiedział, że zrobi to, co mu nakazywali, ale nie zgadza się z wyrokiem, ponieważ zamyka się mu usta i nie daje możliwości pomagania bliźnim, jakkolwiek nie znaleziono u niego niczego, co byłoby godne nagany. I chociaż doktor Frías „okazał się bardzo życzliwy” Ignacemu i bardzo na niego nalegał, nasz pielgrzym odpowiedział, że dopóki znajduje się pod jurysdykcją władz z Salamanki, uczyni to, co mu polecono, ale nie w późniejszym okresie.

Został zwolniony z więzienia. Widząc jednak, że w Salamance zamknięto mu drzwi do „pomagania duszom”, ze względu na zakaz określania tego, co jest grzechem ciężkim, a co lekkim, „zdecydował się udać na studia do Paryża”.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama