Artykuł o pontyfikacie Jana Pawła II
Posługa Jana Pawła II dla Kościoła powszechnego pod wieloma względami przypomina ewangeliczną misję Jezusa Chrystusa. Przypomina również dlatego, że na początku tej misji dominował nastrój słonecznej Kany; jej kres znaczyła natomiast Droga Krzyżowa, ukazująca samotnicze zmaganie z ciężarem krzyża, który trzeba było zanieść na Golgotę. W nastroju Kany uderzały radość i optymizm; w dyskretny sposób Jezus objawił swoją moc, nieznaną dotąd najbliższym. Na Golgocie, bez retuszów i znieczulenia, widać było Jego słabość. Patrzący na Jego zmagania z cierpieniem, liczni obserwatorzy mogli dostrzec świadectwo wierności, w którym nie ma miejsca na estetyczne zachwyty, jest jednak głęboka Prawda o wyniszczeniu Boga, dokonującego największych dzieł zbawczych w kontekście odartym z estetyki i piękna. Na ostatnim etapie papieskiej Golgoty, kiedy moc ducha szła w parze z fizyczną bezsilnością, nowego sensu nabrały słowa: Totus Tuus — Cały Twój.
Nastrój Kany poznawaliśmy jesienią 1978 r., gdy zaskoczeni robotnicy z krakowskiego Solvayu — fabryki sody, w której w czasie wojny pracował młody Karol Wojtyła, stwierdzali z radością, iż nawet partia, zwana robotniczą, nie zdołała przeszkodzić, by polski robotnik został obdarzony zaufaniem kardynałów z całego świata. Radosna atmosfera Kany towarzyszyła dziennikarzom zafascynowanym sportowymi, poetyckimi i filozoficznymi zainteresowaniami nowego Papieża. Potem zaś szlak Jego posługi poprowadził przez współczesne areopagi, gdzie wyraziście zabrzmiało ewangeliczne przesłanie humanizmu, nadziei, dialogu. Informacje o kolejnych encyklikach zaczęły się pojawiać na pierwszych stronach gazet, których czytelnikom to zagadkowe słowo nie kojarzyło się wcześniej z niczym.
Kilka lat temu, po wykładach na amerykańskim uniwersytecie w Notre Dame, zagadnąłem mych niekatolickich przyjaciół, co skłoniło ich do lektury trudnych przecież papieskich tekstów. Ktoś odpowiedział: «Sięgałem po nie ze zwykłego poczucia obowiązku, żeby znać nowe publikacje. Sądziłem, że będzie to drętwe i nudne. Tymczasem lektura pierwszej encykliki była dla mnie fascynująca. Trafiała do osobistych odczuć, poruszając moje najczulsze struny. Te same struny, odmiennymi środkami, poruszał w ostatnich tygodniach Jan Paweł II, przemawiając językiem cierpienia, który nawet przy całkowitym milczeniu okazał się bardziej wymowny od języka Jego wcześniejszych dokumentów.
Prof. Alvin Plantinga, ceniony filozof i wyznawca kalwinizmu, zagadnięty przed laty przeze mnie, który z tekstów papieskich ceni najbardziej, odparł bez chwili wahania: «List o sensie cierpienia Salvifici doloris». Swą odpowiedź uzasadnił tym, iż w liście widać bardzo wyraźnie, że do problemu cierpienia Jan Paweł II bynajmniej nie podchodzi z pozycji teoretyka, który chce przekazać abstrakcyjne ogólnikowe prawdy. Sformułowania tego dokumentu zawierają w sposób wyraźny osobiste doświadczenie i życiową mądrość kogoś, kto w dzień święceń kapłańskich stanął przy krzyżu Chrystusa.
Przygotowując nas do swego odejścia, Jan Paweł II kierował do nas najdłuższy list apostolski pisany językiem miłości wyrażanej w tajemnicy krzyża. W liście tym każdy gest i każde słowo urastają do rangi nadzwyczajnego świadectwa wiary i więzi z Bogiem. Być może właśnie to przesłanie o cierpieniu, związanym nieodłącznie z ludzkim życiem, jest nam tym bardziej potrzebne, że w naszej cywilizacji unika się programowo trudnych tematów dotyczących cierpienia i wierności, kieruje się natomiast uwagę głównie na sukces, osiągnięcia, przyjemności.
Postawiłem kiedyś Krzysztofowi Zanussiemu pytanie, czy potrafi wskazać współczesny film, w którym w sposób sensowny i krytyczny podjęto kwestię cierpienia. Reżyser zastanawiał się długo i ostatecznie wymienił tytuł jakiegoś filmu irańskiego, który jest zupełnie nieznany w krajach zachodnich. Kultura zachodnia unika tej tematyki; tym większej więc wagi nabiera papieskie świadectwo cierpienia. Jest bardzo ważne, byśmy, pozostając w solidarnej więzi z cierpiącym Ojcem Świętym, na Jego cierpienie patrzyli oczyma wiary, nie zaś z pozycji estetów. Z punktu widzenia estetyki cały dramat Golgoty wyglądałby zniechęcająco. Dla niektórych współczesnych obserwatorów idealnym bohaterem byłby Jezus rozdający autografy na Drodze Krzyżowej. Cierpienie papieskie wyzwalało, równocześnie zaś tworzyło, głęboką więź wiary z tymi, którzy na co dzień borykają się z ciężarem życiowego krzyża; ukazywało solidarność krzyża, który jednoczy nas wszystkich w doświadczeniu bólu, prowadzącym do poranka wielkanocnego.
Gdyby Jezus patrzył na swą misję jedynie z perspektywy wzruszeń i uniesień, być może opóźniłby w Ogrójcu przyjęcie kielicha cierpienia. Alternatywnym wyzwaniem byłoby stworzenie umęczonym uczniom raz jeszcze szansy odwiedzenia słonecznej Galilei, by powspominać, jak proste wydawało się wszystko na tamtym weselu przy pierwszym cudzie. Można by wtedy przecież okazać zbawczą moc i uzdrowić wszystkich chorych, poszukujących nowej nadziei. Raz jeszcze powtórzyć najpiękniejsze treści Kazania na Górze, niechaj mocniej utkwią w pamięci. Wpaść do Betanii, żeby ucieszyć zatroskane siostry. Gdyby łaskawość czasu pozwoliła na pożegnalną wizytę w Samarii, można by znowu usiąść przy studni Jakuba i jak wtedy cierpliwie poczekać, aż przyjdzie chłonąca każde słowo Samarytanka.
Tę listę niespełnionych marzeń dałoby się rozwijać długo, by zaplanować Ogrójec alternatywny, bez krwawego potu i drzemki najbliższych. Jezusowe: «nie moja wola, lecz Twoja», przecina jednak szybko ucieczkę w ten barwny świat. Trzeba umieć zagryźć wargi i spokojnie trwać na tym miejscu, które wyznaczył nam Ojciec. Trzeba ze spokojem włączyć się w nurt tych zdarzeń, przed którymi wzdraga się ludzka natura. W tym wyraża się istota naszej wierności w szkole życiowego Ogrójca. W tym wyraża się naśladowanie Chrystusa, że potrafimy jak On trwać wśród mroku, czekając na spełnienie woli Boga. W tym także wyrażała się nasza solidarna więź z cierpiącym Ojcem Świętym. Po Jego odejściu wiele środowisk, od dziennikarzy po młodzież, zaskoczyło nas głębią swej reakcji, w której widać było wyraźnie, że Polacy nie tylko słuchają nauczania papieskiego, lecz również nim żyją. W imię wierności temu przesłaniu trzeba strzec brzasku poranka i nie pozwolić, aby ból rozłąki okazał się silniejszy od nadziei. W godzinie zmagania z cierpieniem należy poszukiwać szlaku wierności, na którym widać światło Wielkanocy.
Ból rozłąki z Janem Pawłem II uczy nas prawa obumierającego ziarna. Trzeba z pokorą i cierpliwością przyjmować codzienne oczekiwanie na kłos, także wtedy, gdy wiąże się to z konsekwentnym obumieraniem barwnych marzeń. Trzeba kierować wzrok w te rejony Bożego żniwa, na których widać dojrzałe kłosy znaczące plon stokrotny. Pamięć o tych kłosach, ich dojrzałości i pięknie jest szczególnie ważna, kiedy rzucane konsekwentnie w glebę ziarno wchodzi w kolejne stadium obumierania. Patrząc na żniwo, które gasnący Jan Paweł II obejmował spojrzeniem utrudzonego Bożego żniwiarza, myślę przede wszystkim o Jego otwarciu na dialog Kościoła ze światem współczesnym. Troska o inspirującą obecność chrześcijaństwa w sercu głębokich przemian kulturowych stanowiła przewodni motyw wielu ważnych dokumentów i wystąpień papieskich. Jan Paweł II tworzył klimat zatroskania o przyszłość tej kultury, rozwijając solidarną współpracę z instytucjami działającymi na rzecz umacniania humanizmu, praw człowieka, prymatu «być» nad «mieć».
Doniosłość tej posługi jest tym większa, iż pełniona była w okresie głębokich przemian w życiu społecznym i kulturalnym. Na progu pontyfikatu nikt nie był w stanie przewidzieć, że najbliższe lata doprowadzą do Jesieni Ludów, przynosząc upadek systemu politycznego, który wydawał się nieprzemijający. Papieskie przesłanie wolności i godności stanowiło wówczas ważny czynnik inspirujący dla wszystkich środowisk, które zjednoczyła solidarna troska o prawa człowieka. Troska ta znalazła szczególny wyraz w papieskiej wizji zjednoczonej Europy. Pamięć o tragediach brunatnych i czerwonych dyktatur dopełnia w niej papieski apel sprzed Bramy Brandenburskiej (23 czerwca 1996 r.): «Zostawcie tę Bramę otwartą przez otwarcie waszych serc! Nie ma wolności bez miłości». Pasterska miłość znalazła wyraz także w otwarciu na krzyż biologicznej słabości. Kochać to boli. To prawo obumierania, z którego rodzi się kłos, funkcjonuje teraz w glebie naszych dusz, zanim wyda plon stokrotny.
Ukazując kulturę życia jako środowisko naturalne rozwoju osoby ludzkiej, Ojciec Święty podkreślał, że od nas samych zależy, czy będzie to kultura służąca rozwojowi osoby ludzkiej i respektująca jej nienaruszalną godność, czy też kultura podporządkowana kryteriom zysku, sukcesu, sensacji, w której człowiek traktowany jest instrumentalnie. Jako pasterz owczarni globalnego świata przypominał konsekwentnie, że globalizacja musi służyć osobie ludzkiej; musi służyć solidarności i dobru wspólnemu. Wymaga to zespolenia prawdy krzyża z chrześcijańską koncepcją człowieka, w taki sposób, by dotrzeć do serca każdej kultury i umożliwić jej rozwój w perspektywie Chrystusowej miłości; tzn. miłości, której istotnym składnikiem jest krzyż niosący zapowiedź Zmartwychwstania.
Papieska wersja humanizmu trafia do przedstawicieli odległych tradycji intelektualnych. Za szczególnie znamienne uważam stanowisko Francisa Fukuyamy, który z perspektywy doświadczeń amerykańskich oraz znajomości tradycji japońskiej twierdzi, że jedynie koncepcja osoby oparta na personalistycznym ujęciu Jana Pawła II stwarza szansę obrony humanizmu we współczesnym społeczeństwie wysokich technologii. Nie jest to bynajmniej stanowisko odosobnione, gdyż jedną z najbardziej istotnych cech obecnego pontyfikatu stanowi dialog Kościoła i Akademii, ukazany tak wyraziście zarówno w Encyklice Fides et ratio, jak i w praktyce wielu ośrodków badawczych.
Twórcom kultury zagrożonej przez bezsens, brzydotę i pustkę Ojciec Święty wielokrotnie przypominał słowa Soboru Watykańskiego II o tym, że «świat, w którym żyjemy, potrzebuje piękna, aby nie pogrążyć się w rozpaczy». W liście skierowanym do artystów w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego 1999 r. przypomniał, iż powołaniem artysty jest kształtowanie wrażliwości na piękno w społeczności, która obecnie potrzebuje «artystów, podobnie jak potrzebuje naukowców i techników, świadków wiary, nauczycieli i matek». Niepowtarzalna duchowość artystów decyduje o bogactwie naszej kultury, w której jako świadectwa piękna ocalały arcydzieła wielkich mistrzów «od Händla do Bacha, od Mozarta do Schuberta, od Beethovena do Berlioza».
Nie można dopuścić, by rozeszły się drogi sztuki i wiary, gdyż w obliczu doświadczanych cudów świata zachwyt stanowi jedyną właściwą postawę. Powołując się na Norwida, Jan Paweł II przypomina, że to właśnie zachwyt może stać się źródłem entuzjazmu do pracy. Entuzjazm ten wnosi nową nadzieję, gdyż dzięki niemu możemy zmartwychwstawać, mimo wcześniejszych przegranych. W tym właśnie sensie można mówić, że «piękno zbawi świat». Przesłanie to poruszało w szczególny sposób serca młodzieży poszukującej ideałów, które pozwolą zachować wiarę w sens. Światowe Dni Młodzieży dostarczały kolejnych prawykonań papieskiej symfonii serc, która stanowiła wspólnotową odpowiedź na propozycje «pustego» świata, pozbawionego sensu i piękna. W globalnej wiosce, w której tak bardzo dokucza nam zmęczenie, bezduszność i poczucie anonimowości, dzięki papieskiemu wykonaniu tej symfonii młodych czuliśmy ożywczy powiew nowej nadziei.
W trudnym pięknie, na które wskazywał Papież Polak, było widać szczególną logikę ran. To możliwość dotknięcia Chrystusowych ran sprawiła, że sceptyczny Tomasz Apostoł wyszeptał «Pan mój i Bóg mój». Papieska modlitwa życiowych ran stanowi uwieńczenie nauczania przekazywanego całym życiem. Dewiza «Cały Twój» nabrała widzialnego sensu, gdy niezłomny duch natrafił na fizyczny opór utrudzonego ciała, które przez kolejne lata życia przyjmowało bez protestów wyniszczającą dawkę utrudzenia na Bożym żniwie. Patrząc na zmagania między potęgą ducha i nieuchronnymi prawami biologii możemy uczyć się ewangelicznego radykalizmu, w którym dopiero perspektywa krzyża odkrywa najgłębszy sens słów «Totus Tuus», ucząc, na czym polega całkowite oddanie się Bogu.
Puste miejsce długo będzie powodować ból w sercu. Najprostsze skojarzenia nieuchronnie będą go wywoływać, przypominając tamte słoneczne chwile, gdy mogliśmy cieszyć się Jego bliskością. Aby przełamać ból, trzeba zapatrzeć się w światło poranka wielkanocnego. Aby spełniać Jego duchowy testament, trzeba każdego dnia pytać, co konkretnie możemy jeszcze uczynić, aby pełniej przyswoić Jego życiową dewizę «Cały Twój» w naszym osobistym wykonaniu papieskiej symfonii życia.
Abp Józef Życiński
Metropolita lubelski
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2005) and Polish Bishops Conference