Albino Luciani - historia górala z Dolomitów, który został papieżem

Krótki pontyfikat Jana Pawła I nie powinien zostać zapomniany - pozostawił po sobie trwały ślad

W uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, 26 sierpnia 1978 r., a więc 40 lat temu, patriarcha Wenecji Albino Luciani został wybrany na papieża i przybrał imię Jan Paweł I. Jego pontyfikat trwał tylko 33 dni. 8 listopada 2017 r. Ojciec Święty Franciszek upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania dekretu o heroiczności cnót sługi Bożego Jana Pawła I  (Albino Lucianiego), papieża zmarłego 28 września 1978 r. w Pałacu Apostolskim w Watykanie. Jan Paweł I może więc być nazywany czcigodnym sługą Bożym. Aby można było dokonać beatyfikacji poprzednika Jana Pawła II, potrzebne jest tylko uznanie cudu przypisywanego jego wstawiennictwu — analizowany jest przypadek z Buenos Aires w Argentynie.

Aby przybliżyć postać Jana Pawła I, przeprowadziłem rozmowę ze Stefanią Falascą — dziennikarką, ale zarazem wicepostulatorem w procesie beatyfikacyjnym Albino Lucianiego. Jej rozprawa doktorska dotyczyła pism przyszłego Papieża, który był błyskotliwym dziennikarzem i pisarzem. Falasca jest autorką książki o jego życiu: „Mio fratello Albino. Ricordi e memorie della sorella di Papa Luciani” („Mój brat Albino. Wspomnienia siostry Papieża Lucianiego”), a później, na bazie niepublikowanych dotychczas dokumentów z aktów procesu, napisała książkę o kulisach śmierci Jana Pawła I: „Papa Luciani. Cronaca di una morte” („Papież Luciani. Kronika śmierci”), w której obala „teorie spiskowe” o zamordowaniu Papieża. Książka miała premierę 13 marca br. w Wenecji w bazylice św. Marka. Oprócz autorki byli tam obecni patriarcha Wenecji abp Francesco Moraglia oraz sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin. W Rzymie promocja książki odbyła się na początku maja br. W. R.

Włodzimierz Rędzioch: — Czy mogłabyś przypomnieć najważniejsze fakty z życia Albino Lucianiego?

Stefania Falasca: — Jan Paweł I urodził się 17 października 1912 r. w Forno di Canale, dziś Canale d'Agordo, we włoskiej diecezji Belluno. Jego rodzicami byli Giovanni Luciani i Bortola Tancon. Diecezja Belluno-Feltre jest diecezją peryferyjną, ale z pewnością nie marginalną, o czym świadczy fakt, że z górskiej parafii Canale pochodziło trzech znamienitych duchownych, którzy uczestniczyli w Soborze Watykańskim II. Luciani wstąpił do seminarium w wieku 11 lat, został wyświęcony na kapłana w 1935 r., a dwa lata później, gdy miał zaledwie 25 lat, z dyspensą papieską ze względu na wiek został powołany do pełnienia funkcji prorektora i profesora seminarium w Belluno (Seminario Gregoriano). W 1947 r. obronił rozprawę doktorską z teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim na temat Rosminiego (Antonio Rosmini, włoski kapłan, teolog i filozof żyjący w XIX wieku — przyp. W. R.).
W 1954 r. został mianowany wikariuszem generalnym macierzystej diecezji, w 1958 r. — biskupem Vittorio Veneto, a w 1969 r. — patriarchą Wenecji.

— Dziewięć lat później, 26 sierpnia 1978 r., patriarcha Wenecji został wybrany na papieża. Następnego dnia, zwracając się do wiernych zebranych na Placu św. Piotra, przypomniał, co wydarzyło się dzień wcześniej: „Wczoraj rano poszedłem do Kaplicy Sykstyńskiej, aby spokojnie zagłosować. Nigdy nie wyobrażałem sobie tego, co miało się stać (...). Nie mam ani «sapientia cordis» (mądrości serca) papieża Jana (Jana XXIII — przyp.), ani przygotowania i kultury papieża Pawła (Pawła VI — przyp.), ale jestem na ich miejscu, muszę starać się służyć Kościołowi”. Służył 33 dni. Co pozostaje z tego bardzo krótkiego pontyfikatu?

— Mówi się, że pontyfikat Jana Pawła I był jak przejście meteoru. Tak jakby ten Papież był „pokazany”, a nie „dany”. Ale Albino Luciani nie przeszedł jak meteor, gdyż jego przejście pozostawiło trwały ślad. W tym pierwszym konklawe 1978 r. został wybrany apostoł soboru, który uczynił z soboru swój nowicjat biskupi. Następnie wyjaśnił z krystaliczną jasnością nauki soborowe oraz prawidłowo, z odwagą i wytrwałością, wprowadzał w praktykę jego dyrektywy. Co więcej, był ich wcieleniem, „naturaliter et simpliciter” (łac.: w sposób naturalny i prosty), żyjąc w ubóstwie, które dla Lucianiego stanowiło sedno jego bycia księdzem, i pozostając „propter homines” (łac.: całkowicie dla człowieka) w codziennej, ewangelicznej miłości. Wraz z jego śmiercią historia Kościoła, który skłania się do służenia światu, nie została przerwana. Nawet jeśli Jan Paweł I nie mógł dokonać żadnego ważnego gestu w rządzeniu Kościołem, to przyczynił się „explevit tempora multa” (łac.: w krótkim czasie) do wzmocnienia projektu Kościoła soborowego. Jego następca — Jan Paweł II podkreślał znaczenie tych 34 dni posługi Piotrowej...

— Nie 33 dni?

— Z punktu widzenia kanonicznego liczy się również dzień wyboru, więc pontyfikat trwał 34 dni. I w ciągu tych 34 dni Papież prowadził Kościół zgodnie ze swoimi priorytetami, którymi były główne kierunki wskazane przez sobór: powrót do źródeł Ewangelii i odnowienie ducha misyjnego, kolegialność, służba w eklezjalnym ubóstwie, dialog ze współczesnością, poszukiwanie jedności z braćmi prawosławnymi, dialog międzyreligijny, poszukiwanie pokoju. I właśnie te jego priorytety mają związek z teraźniejszością — i w tym jest prowokująca aktualność Lucianiego.

— Jeżeli chodzi o kwestię ekumenizmu, chciałbym przypomnieć, że patriarcha Nikodem z Leningradu zmarł w ramionach Jana Pawła I...

— Tak, to było 5 września 1978 r., a fakt ten ukazuje źródło priorytetów działania w krótkim pontyfikacie: ekumeniczną wrażliwość następcy Pawła VI, ukształtowaną w czasie Soboru Watykańskiego II, i wolę, aby postępować zgodnie z jego wytycznymi w poszukiwaniu jedności Kościoła. Dlatego Papież odbył wiele ekumenicznych spotkań, których pragnął i do których dążył. I w dążeniu do jedności chrześcijan, i w dialogu międzyreligijnym widać również inny cel pontyfikatu — poszukiwanie pokoju. W czasie modlitwy „Anioł Pański” 10 września 1978 r. zwrócił się do przywódców politycznych trzech monoteistycznych religii zgromadzonych w Camp David, aby szukali porozumienia pokojowego; zwrócił się do chilijskich i argentyńskich biskupów, aby uniknąć konfliktu między obu państwami Ameryki Południowej, i zaangażował w tę kwestię bezpośrednio amerykańskiego prezydenta Jimmy'ego Cartera, co zostało udokumentowane przez Ambasadę USA w Rzymie — dokumenty znajdują się w aktach procesu beatyfikacyjnego. (18 września 1978 r. Menachem Begin, Jimmy Carter i Anwar Sadat podpisali porozumienie, które przeszło do historii jako Porozumienie z Camp David — przyp. W. R.).

— Jakie były najważniejsze elementy nauczania Jana Pawła I?

— Papież oparł swe nauczanie na cnotach teologalnych, które były motywem jego kolejnych audiencji generalnych, chociaż zaczął od cnoty pokory. Miał kontynuować swój program, zajmując się czterema cnotami kardynalnymi — świadczą o tym jego zapiski w osobistym notesie z programem zajęć. Program ten musiał znać jego następca Jan Paweł II, bo gdy 26 sierpnia 1979 r. udał się do miejsca urodzin Lucianiego, powiedział: „Jan Paweł I chciał mówić o roztropności — ja też, idąc w jego ślady, będę o tym mówił”.

— Jaka cnota była najważniejsza dla Jana Pawła I?

— Z pewnością pokora. Jako swoją dewizę wybrał właśnie „Humilitas” (Pokora), co zaczerpnął od wielkiego świętego — Fryderyka Boromeusza, który był dla niego punktem odniesienia. Luciani uważał, że pokora jest znakiem rozpoznawczym chrześcijanina — pokora, którą przyniósł na świat Chrystus i która prowadzi do Chrystusa. Dlatego pokora to fundament życia chrześcijańskiego. Ale gdybym miała wskazać, co było cechą szczególną Jana Pawła I, powiedziałabym, że jego nacisk na łaskę Bożą, na matczyną czułość Boga.

— Jakiego Kościoła chciał papież Luciani?

— Jan Paweł I miał obraz Kościoła błogosławieństw, Kościoła ubogich w duchu, który jest bliżej cierpienia ludzi i ich pragnienia miłości, który nie poddaje się logice uczonych w Piśmie i faryzeuszy ani ideologicznych manipulatorów czy ducha świata partii. Kościół, który nie jest autoreferencjalny, ale zakorzeniony w nigdy niezapomnianym skarbie starożytnego Kościoła. Kościół, który żyje nie doczesnymi triumfami, ale odbitym światłem Chrystusa, bliski nauczania wielkich Ojców — do takiego Kościoła odwołał się Sobór Watykański II. I to z tej perspektywy należy ponownie rozważyć znaczenie dzieła Jana Pawła I, i docenić historyczną wartość jego pontyfikatu.

— Kiedy rozpoczął się proces beatyfikacyjny Jana Pawła I?

— Natychmiast po śmierci Papieża prośby o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego zaczęły napływać z całego świata do jego rodzimej diecezji. Ówczesny biskup Belluno-Feltre poinformował, że otrzymał tysiące próśb o rozpoczęcie procesu. W 1990 r. arcybiskup Belo Horizonte Serafim Fernandes de Araújo przesłał prośbę o wszczęcie procesu bezpośrednio Janowi Pawłowi II — była ona podpisana przez 226 biskupów, w praktyce przez cały Episkopat Brazylii. W 2003 r. rozpoczęto proces w rodzimej diecezji Lucianiego.

— Dlaczego proces nie odbywał się od początku w Rzymie, jak chce tego tradycja?

— 26 kwietnia 2003 r. biskup Belluno-Feltre Vincenzo Savio formalnie poprosił kard. Camilla Ruiniego, ówczesnego wikariusza Rzymu, o wyrażenie zgody na rozpoczęcie procesu nie w wikariacie w Rzymie, ale w rodzimej diecezji Albino Lucianiego.

— Jak biskup Belluno-Feltre uzasadnił tę prośbę?

— Bp Vincenzo Savio tak to uzasadnił: „ze względu na bardzo krótki pobyt sługi Bożego w diecezji rzymskiej (pontyfikat trwający niewiele ponad miesiąc); większość swojego życia przeżył — a w konsekwencji nauczał — w tej diecezji, w sąsiedniej diecezji Vittorio Veneto, a następnie w patriarchacie Wenecji”. 17 czerwca 2003 r. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydała „nulla osta” i 23 listopada, 25 lat po śmierci Jana Pawła I, w katedrze w Belluno odbyło się uroczyste otwarcie procesu, którego faza diecezjalna zakończyła się trzy lata później — 10 listopada 2006 r.

— Do beatyfikacji potrzebne jest już tylko uznanie cudu. Jaki przypadek jest rozpatrywany?

— W latach 2007-09 w diecezji Altamura-Gravina-Acquaviva delle Fonti we Włoszech odbywał się proces diecezjalny w sprawie domniemanego nadzwyczajnego uzdrowienia. Natomiast drugie dochodzenie diecezjalne już się zakończyło w archidiecezji Buenos Aires w Argentynie. Do beatyfikacji rozważany jest przypadek cudu z Buenos Aires.

— Przez dziesięciolecia nagła i nieoczekiwana śmierć Jana Pawła I była powodem spekulacji i różnorodnych teorii o zamordowaniu Papieża. Napisałaś książkę „Cronaca di una morte” („Kronika śmierci”), która ma być definitywnym głosem w sprawie śmierci papieża Lucianiego. Kard. Pietro Parolin we wstępie do Twojej książki pisze, że jest to „rekonstrukcja faktów przeprowadzona zgodnie z rygorystyczną metodą badań historycznych, na podstawie wyjątkowej dokumentacji, do dzisiaj niepublikowanej”. Jakie dokumenty mogłaś przeanalizować i co odkryłaś?

— Niniejsza publikacja nie jest po prostu kolejną powieścią w długiej serii literatury spiskowej, która doprowadziła do „damnatio memoriae” (łac.: potępienia pamięci) o Janie Pawle I. Moja książka, rezultat pracy przeprowadzonej metodą historyczno-krytyczną, powstała w wyniku prac badawczych prowadzonych podczas procesu przy redagowaniu „Positio super virtutibus” (chodzi o zbiór dokumentów wykorzystywanych w procesie beatyfikacyjnym — przyp. W. R.).
W istocie to ostatni rozdział biografii „ex-documentis”. Jest zatem napisana na podstawie tekstów i dokumentów nabytych w czasie procesu. Dokumentacja zawiera informacje dotyczące stanu zdrowia Papieża, w tym dokumentację medyczną. Luciani był po raz ostatni hospitalizowany w 1975 r. z powodu zatoru w oku i do marca 1978 r. miał wyznaczone kontrole. Następnie mamy dokumenty dotyczące jego śmierci. Dr Renato Buzzonetti, który był wówczas drugim lekarzem papieskim (głównym lekarzem był prof. Fontana), sporządził różne raporty, które są objęte tajemnicą zawodową. Ta dokumentacja, sporządzona tuż po śmierci, przedłożona sekretarzowi stanu oraz Kolegium Kardynałów, zawierała stwierdzenie śmierci oraz analizę jej przyczyn. Istnieją również ustalenia lekarzy akademickich z Instytutu Medycyny Sądowej w Rzymie, których wezwano do konserwacji ciała (zabiegi trwały od godz. 19 28 września do godz. 3 następnego dnia). Ostatnie godziny życia Jana Pawła I zostały natomiast zrekonstruowane na podstawie odpowiednio sprawdzonych relacji naocznych świadków. Papież zmarł nagle z powodu zawału mięśnia sercowego, a nagła śmierć w medycynie sądowej oznacza zawsze śmierć naturalną.

— Dlaczego nie wykonano autopsji?

— Musimy wyjaśnić jedną ważną sprawę — dopiero w 1983 r. Jan Paweł II wydał dekret, dzięki któremu wprowadzono w Watykanie sekcję zwłok. Nie dokonano autopsji, ponieważ zgodnie z ówczesnym prawem nie można było tego zrobić. Nie było prawa, które by na to pozwalało. Co więcej, jak wynika ze szczegółowych raportów lekarzy, nie uznali oni tego za konieczne, ponieważ przyczyna zgonu była klinicznie oczywista.

— Porozmawiajmy o ludziach, którzy mieli kontakt z Papieżem w ostatnim dniu jego ziemskiego życia...

— W tym dniu byli obecni w apartamencie obaj papiescy sekretarze — ks. John Magee, sekretarz Pawła VI, który pozostał przy Janie Pawle I, i ks. Diego Lorenzo, który był ostatnim z sekretarzy patriarchy Lucianiego w Wenecji (miał zostać zastąpiony). Były także wszystkie cztery siostry ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia (Suore di Carita — „di Maria Bambina”), które pracowały w apartamencie. Jan Paweł I chciał, by siostry w pełni brały udział w życiu papieskiego apartamentu — rano uczestniczyły we Mszy św. w prywatnej kaplicy, a każdego wieczoru, również w ostatnim dniu swojego życia, Papież żegnał się z siostrami przed udaniem się na spoczynek i pytał o przygotowania do Mszy św. następnego ranka. Ostatnią z zakonnic, która rozmawiała z Papieżem, była s. Margherita Marin, wówczas 37-letnia, najmłodsza ze wspólnoty, która pełniła funkcję zakrystianki. S. Margherita daje dokładne świadectwo, jak Jan Paweł I spędził popołudnie i wieczór. Wiemy więc, że Papież odpoczął po południu, a następnie pozostał w apartamencie, by czytać dokumenty. O godz. 18 spotkał się z kard. Villotem (kard. Jean-Marie Villot, w latach 1969-79 papieski sekretarz stanu — przyp. W. R.), a potem z ks. Magee odmawiał Nieszpory, podczas których źle się poczuł (lekarz wyjawił to w swoim raporcie następnego dnia).

— Niektórzy oskarżali ks. Magee, że zabił Papieża...

— Sam Papież, który cierpiał na artretyzm, nie przywiązywał wagi do tego bólu, który minął, a potem, jak gdyby nic się nie stało, poszedł na kolację z dwoma sekretarzami. Po kolacji rozmawiał przez telefon z arcybiskupem Mediolanu kard. Giovannim Umbertem Colombo, a ok. godz. 21.30 pozdrowił siostry, mówiąc: „Do jutra, jeśli Bóg da”, i poszedł do swojego pokoju.

— Co się stało następnego ranka?

— S. Vincenza Taffarel, która służyła Lucianiemu jeszcze w czasach, kiedy był w Vittorio Veneto, jak co rano zostawiła filiżankę kawy w zakrystii, obok kaplicy. Papież zwykle pił kawę ok. godz. 5.15, a następnie udawał się do kaplicy, aby modlić się samotnie do godz. 7, kiedy to rozpoczynała się Msza św. Tamtego ranka, po ok. 10 minutach, siostra zauważyła, że Papież nie przyszedł i zapukała do drzwi jego pokoju, a gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi, weszła do środka, mówiąc: „Wasza Świątobliwość nie powinien mi robić takich rzeczy”. Ale w tym samym momencie zobaczyła Papieża bez życia, zawołała drugą siostrę i razem weszły do pokoju. Następnie obie siostry poszły zawiadomić o wszystkim sekretarzy: s. Vincenza poinformowała ks. Magee, a s. Margherita obudziła ks. Lorenza. Zaraz po tym został wezwany dr Buzzonetti.

— Dlaczego nieznane było decydujące świadectwo s. Marin?

— W procesie diecezjalnym przesłuchano tylko dwie starsze siostry, które pracowały jeszcze w patriarchacie Wenecji. W rzymskiej fazie procesu przeprowadzono dalsze badania, aby ustalić, kto wchodził w skład zespołu sióstr powołanych do służby w papieskim apartamencie. I w ten sposób dowiedziałam się o s. Marghericie Marin, która była ostatnią żyjącą zakonnicą z czterech sióstr służących w apartamencie papieskim. Ze względu na absolutną wiarygodność świadka, którym była s. Marin, jej zeznanie było decydujące nie tylko w kontekście poznania życia w apartamencie, ale także w celu odtworzenia w sposób jasny epilogu życia Jana Pawła I.

PS
13 marca 2013 r., podczas drugiego dnia konklawe, które zostało zwołane po rezygnacji Benedykta XVI, w piątym głosowaniu na nowego papieża został wybrany kard. Jorge Mario Bergoglio. O jego wyborze świat dowiedział się o godz. 19.06, gdy z komina na Kaplicy Sykstyńskiej zaczął wydobywać się biały dym, który tradycyjnie obwieszcza światu wybór nowego biskupa Rzymu. Niedługo potem w głównej loży Bazyliki św. Piotra pojawił się Jorge Mario Bergoglio. W tłumie stojącym na Placu św. Piotra była również para małżeńska — Stefania Falasca i Gianni Valente, włoscy dziennikarze przez lata związani z międzynarodowym miesięcznikiem „30Giorni” (30 Dni). Valente zajmował się w sposób szczególny sprawami Ameryki Łacińskiej. W 2002 r. w czasie jednej z podróży do Argentyny udało mu się zrobić wywiad z kard. Bergoglio, a z czasem znajomość przekształciła się w przyjaźń. Gdy arcybiskup Buenos Aires przyjeżdżał do Rzymu, spotykali się u nich w domu na kolacji. Tak też było w sobotę przed konklawe. Można więc sobie wyobrazić ich reakcję, gdy w loży św. Piotra zobaczyli swojego przyjaciela przyodzianego w białą papieską sutannę. Ale to nie był koniec niespodzianek — gdy wrócili do domu, zadzwonił telefon, a w słuchawce usłyszeli głos: „Halo, tu papież”.
W. R.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama