Siedem dni

Chodź, idziemy za nasz naród, powiedziała Edith Stein, dodając otuchy Rosie, która opuszczała karmel w Echt, płacząc

Echt, Maastricht, Amersfoort, Westerbork, Birkenau. Od chwili aresztowania wieczorem 2 sierpnia do śmierci w bezimiennych komorach gazowych w Birkenau upłynęło zaledwie siedem dni: w ciągu jednego tygodnia 75 lat temu wypełnił się los sióstr Rosy i Edith Stein.

«Chodź, idziemy za nasz naród», powiedziała Edith, dodając otuchy Rosie, która opuszczała karmel w Echt, płacząc. Świadkowie opowiadają, że zgromadził się mały tłum, że były protesty, mimo że samochód gestapo celowo czekał na siostry Stein nie przy wejściu do karmelu, ale jakieś sto metrów dalej, na skrzyżowaniu z Peijerstraat. Zaraz potem za dwiema niewinnymi kobietami zamknęły się jego drzwi.

Karmel w Echt dzisiaj wygląda tak samo: surowa fasada z czerwonych cegieł, mała brama, wejście do kościoła stojącego przy Bovensestraat; liczne nowoczesne sklepy pozostawiają odsłonięty tylko ten krótki fragment starych murów. Obozy przejściowe w Amersfoorcie i Westerborku są o dległe od Maastricht i Echt, leżą na północnym wschodzie Holandii, gdzie giną w sieci kanałów i dróg wodnych, które ściągają na ziemię niebo tego pełnego światła holenderskiego lata.

4 sierpnia 1942 r. Edith i Rosa, razem z wieloma innymi Żydami, przybyły do Westerborku. Dziś jeszcze po lewej stronie wejścia na teren pozostały po obozie widoczny jest dom jego komendanta: dobrze zaprojektowana mała willa, która dziś jest zamknięta w ogromnej szklanej gablocie. Firanki w oknach na pierwszym piętrze wiszą nieruchome i złowieszcze za szybami, zza których prawdopodobnie wielokrotnie różni komendanci z obojętnością patrzyli na niewypowiedziany dramat tylu osób, których życie zostało zniszczone.

Szyba — mówimy do siebie — chroni dom czy chroni tego, kto na niego patrzy? Czyżby można było znieść widok, za firankami, tak wielkiej normalności w obliczu tak ogromnej otchłani cierpienia?

A także drzewa: ze wzruszeniem patrzymy na dęby, lipy i brzozy, które rosną w całej okolicy. Są one naprawdę ostatnimi bezpośrednimi świadkami: 75 lat temu w tamtych dniach wiele z nich już tu rosło, kiedy Rosa i Edith czekały na pociąg, który je zawiózł daleko stąd, na śmierć.

Chodzimy po zielonych polach dawnego obozu, myśląc o tamtych strasznych momentach: ciemność, którą dostrzegamy w oknach domu komendanta, jest tylko bladą pozostałością mroku, w jakim pogrążone było wówczas wrzosowisko w Drenthe.

«Mieliśmy naprawdę dziwny dzień — pisze Etty Hillesum, która wówczas w sierpniu znajdowała się w Westerborku i pomagała osobom, które były tam przywożone. — Jednym z transportów przybyli do nas żydowscy katolicy lub katoliccy Żydzi, mnisi i mniszki z żółtą gwiazdą na szatach zakonnych. Pamiętam dwóch chłopców, bliźniaków, których ładne śniade twarze kojarzyły się z gettem, o którym, ze spojrzeniem pełnym dziecięcej pogody pod kapturem, opowiadali spokojnie, może z lekkim zdziwieniem, że przyszli ich aresztować o wpół do piątej, podczas jutrzni, i że w Amersfoort dali im czerwoną kapustę (...). A wszystko to przy nieprzerwanym akompaniamencie warkotu maszyn do pisania: karabinów maszynowych biurokracji (...). Później ktoś mi opowiedział, że tego samego wieczoru widział grupę zakonnic, powoli idących w półcieniu między dwoma ciemnymi barakami i odmawiających różaniec, tak spokojnych, jakby były na dziedzińcu swojego klasztoru. Spotkałam również — kończy — dwie zakonnice należące do bardzo ortodoksyjnej rodziny żydowskiej z Wrocławia, bogatej i wykształconej, z żółtymi gwiazdami przyszytymi do habitów zakonnych».

9 sierpnia 1942 r. Rosa i Edith Stein, po dwóch dniach podróży w strasznych warunkach, przepadły razem z tysiącami innych osób w otchłani Birkenau.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama