Kalendarium życia Karola Wojtyły (wprowadzenie)

Fragmenty biografii

Kalendarium życia Karola Wojtyły (wprowadzenie)

ks. Adam Boniecki

Kalendarium życia Karola Wojtyły

ISBN: 83-7006-834-0
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2010

Spis wybranych fragmentów
Wstęp do II wydania, Adam Boniecki
Wprowadzenie, Adam Boniecki
kalendarium
Rodzina. Lata szkolne
Gimnazjum
Studia na Wydziale Filozoficznym UJ
Lata okupacji
Studia teologiczne

Wprowadzenie

Pomysł napisania tej książki skrystalizował się na zebraniu redakcji „Tygodnika Powszechnego”, miesięcznika „Znak” i wydawnictwa Znak w listopadzie 1978 roku, czyli niespełna w miesiąc po wyborze arcybiskupa krakowskiego kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Konieczność opracowania kalendarium życia Ojca św. zaczęła się rysować dość wyraźnie już wtedy, wobec pojawiania się coraz to nowych życiorysów. Widać było, że tego rodzaju tekstów, które często więcej mówią o autorze opracowania niż o jego bohaterze, w których niejednokrotnie bardziej chodzi o podchwycenie oczekiwań publiczności niż o prawdę, będzie coraz więcej. Przewidywania te potwierdziły się.

Ustalono termin ukończenia książki na koniec lutego 1979, objętość jej przewidywałem na 200 stron maszynopisu.

Kiedy przystępuję do pisania niniejszego wprowadzenia, mam przed sobą maszynopis liczący 1200 stron, a na kalendarzu jest ostatni dzień sierpnia 1979.

Oddając maszynopis do wydawnictwa, bynajmniej nie jestem przekonany, że tę pracę rzeczywiście zakończyłem. Niezupełność opracowania jest dla mnie oczywista. Trzeba było jednak w jakimś momencie powiedzieć „stop”. Ośmielam się jednak mniemać, że zebrany na tych stronicach materiał zawiera zasadnicze elementy składające się na życiorys Karola Wojtyły od urodzenia do dnia 16 października 1978 r.

Kalendarium niniejsze jest czymś w rodzaju kroniki i jego celem jest przedstawienie faktów, bez analizowania zachodzących między nimi związków przyczynowych, bez komentarzy i ocen. Jest bardziej materiałem dla biografów niż biografią. Zainteresowanie osobą Ojca Świętego Jana Pawła II zdaje się wciąż wzrastać. Świadczy o tym choćby ilość tytułów i nakładów książek o Nim, które, niezależnie od ich merytorycznej wartości, dowodzą, jak wielka jest potrzeba zrozumienia, kim jest ten człowiek, który swoją osobowością zafascynował Kościół i świat.

Składając Ojcu Świętemu tę książkę, której treść pisana była przecież Jego życiem, pragnę wyrazić wdzięczność za to, co podczas pracy nad kalendarium poznałem, co starałem się w miarę umiejętności przez zebrany tu materiał ukazać, za takie właśnie życie, którego poznanie nie może pozostać bez wpływu na życie tego, kto się z nim zetknie.

***

Materiał zebrany i opracowany przeze mnie ułożony jest chronologicznie. W miarę przedstawianych lat kalendarium staje się coraz bardziej szczegółowe. Jest rzeczą zrozumiałą, że dokumentacja lat od sakry biskupiej jest o wiele bogatsza niż dotycząca lat poprzednich. Różnorodny charakter źródeł zadecydował o wyraźnej różnicy w formie opracowania lat wcześniejszych i późniejszych.

Oparłem się na dwóch rodzajach źródeł: dokumentach i relacjach.

Nie udało mi się dotrzeć do wszystkich dokumentów, które w tym opracowaniu powinny być wykorzystane. Nie uzyskałem więc możliwości dotarcia do dokumentacji związanej z działalnością Ojca św. w Komisji Głównej Episkopatu Polski i w Konferencji Plenarnej. Dokumenty te objęte są ścisłą tajemnicą. Zostały mi udostępnione (częściowo) dokumenty Komisji Episkopatu do Spraw Duszpasterstwa Ogólnego, Komisji do Spraw Nauki, Rady Naukowej Episkopatu. Wykaz zagadnień, którymi zajmowała się Komisja Episkopatu do Spraw Apostolstwa Świeckich pracująca pod kierunkiem kardynała Wojtyły, wraz z datami zebrań, przekazał dla niniejszego kalendarium ówczesny sekretarz komisji, obecny arcybiskup krakowski, ksiądz kardynał Franciszek Macharski.

Inne dokumenty, z których tu czerpałem, znajdują się w archiwach parafialnych w Czańcu, Lipniku, Białej, Wadowicach, Niegowici, krakowskich parafii śś. Piotra i Paw-ła i parafii św. Floriana, w archiwum Kurii Krakowskiej, Papieskiego Wydziału Teologicznego, Uniwersytetu Jagiellońskiego, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, „Angelicum” w Rzymie oraz Kolegium Belgijskiego tamże; miałem dostęp do dokumentów związanych z Synodem Archidiecezji Krakowskiej oraz Synodem Prowincjalnym. Wśród dokumentów ogromną rolę porządkującą odegrała „Księga czynności biskupich” założona w 1958 roku. Trzy tomy tej „Księgi” to dziennik, jaki każdy biskup prowadzi, wpi­sując co dzień — z zaznaczeniem miejsca i godziny — swoje czynności. W tym przypadku siostra zakonna z sekretariatu otrzymywała od Księdza Biskupa, potem Arcybiskupa i Kardynała, brulion z notatkami, które starannie przepisywała do księgi. „Księga czynności”, początkowo prowadzona dość pobieżnie, z każdym rokiem staje się coraz bardziej szczegółowa. Ostatni brulion, jaki został przekazany do wpisania, to zapiski Kardynała Wojtyły z czasu bezpośrednio poprzedzającego konklawe i wreszcie notatka, która zamyka księgę, o wyborze na papieża. Fotokopię tego brulionu zamieszczamy.

Lakonicznie notatki z „Księgi czynności” były często jedynym źródłem informacji, umożliwiły również umiejscowienie w czasie różnych relacji, a nawet dokumentów. Niektórych lakonicznych zapisków zawartych w „Księdze czynności biskupich” nie udało mi się wyjaśnić na podstawie innych źródeł. Mimo to znalazły się one w kalendarium, wydawało się bowiem, że acz w warstwie informacyjnej niepełne, w jakiś sposób należą do całości obrazu działalności biskupiej Ojca Świętego.

Szczególnie cennymi dla niniejszego opracowania dokumentami były spisane z taśmy magnetofonowej kazania. Chociaż ich zbiór, liczący około siedmiu tysięcy stron maszynopisu (ok. tysiąca kazań), stanowi jedynie częściową dokumentację działalności kaznodziejskiej krakowskiego Arcybiskupa, odpowiedni dobór fragmentów pozwolił na opracowanie swoistego „dziennika duchowego” ich Autora. Kazania, w ogromnej większości mówione, nie czytane, stanowią rodzaj pogłębionego komentarza do wyliczanych w kalendarium faktów. Starałem się wybierać te fragmenty, w których Mówca „wypowiadał siebie”, gdzie wyrażał swój osobisty stosunek do różnych spraw. Przytaczane teksty są często przerywane (wielokropki w nawiasach), gdyż zostały usunięte wtrącone wątki myślowe, nawiązania do innych części kazania, dygresje. Nie chodziło o ukazanie korpusu doktryny chrześcijańskiej, zawartej w nauczaniu biskupim Metropolity Krakowskiego, lecz o ukazanie Jego osoby. Ponieważ wszystkie te teksty są datowane (ustalenie dat kosztowało czasem wiele trudu) i ponieważ stopniowo kazania te będą publikowane, porównanie z tekstem oryginalnym w pełnym brzmieniu nie będzie przedstawiało trudności.

Należy tu dodać wyjaśnienie na temat potraktowania w kalendarium działalności soborowej biskupa, potem arcybiskupa Karola Wojtyły. On sam, według relacji ks. prof. Stanisława Nagy, twierdził, że Sobór był dla Niego wielkim studium teologii (jako drugie źródło swej teologicznej wiedzy, według tej samej relacji, wskazywał publikacje polskich teologów, które pilnie śledził). Tu jednak nie można było tego w kronikarskim skrócie ukazać. Dokumentacja ostatniego Soboru zebrana jest w wielkim wydaniu Polyglotta Vaticana „Acta Synodalia”. Znajdują się tam wszystkie teksty wygłoszone na Soborze (wersje wygłaszane i składane na piśmie) oraz teksty uwag składanych przez Ojców soborowych wyłącznie na piśmie. W kalendarium ograniczyłem się do wymienienia wystąpień soborowych biskupa Karola Wojtyły, zaznaczenia, do czego one się odnosiły i podania daty. W przypadku tekstów składanych wyłącznie na piśmie, które w „Acta Synodalia” datowane są ramowo (głosy złożone w okresie pomiędzy dniem takim a dniem takim), podałem właśnie to szersze datowanie we wszystkich przypadkach umieszczając wskazówkę, gdzie dane teksty można znaleźć w „Acta”. Wypowiedzi te, z reguły bardzo zwięzłe, można było wszystkie przytoczyć in extenso. Wydawało mi się jednak, że wyrwane z kontekstu soborowej dyskusji, pozbawione tła, jakim był każdorazowo dyskutowany projekt dokumentu, będą mało czytelne lub wręcz dezinformujące. Działalność soborowa obecnego Ojca św. posiada pełną, drukowaną dokumentację we wspomnianym zbiorze i innych publikacjach i wymaga chyba osobnego, głębszego opracowania.

Trudnym problemem, przed jakim stanąłem, był problem odnotowania publikacji pióra księdza, biskupa, arcybiskupa, wreszcie kardynała Wojtyły. Trudność ustalenia daty powstania publikacji, jak również wzgląd na większą przejrzystość podyktowały rozwiązanie w postaci dołączenia do kalendarium bibliografii. Ujęta w porządku chronologicznym stanowi jakby paralelne kalendarium. Rozpisanie jej w tekście książki groziło zatarciem czytelności, zaś układ chronologiczny umożliwia łatwe znalezienie kontekstu biograficznego każdej publikacji.

Obok dokumentów, z których najważniejsze tu wymieniłem, kalendarium oparte jest na relacjach. Wiele z nich zbierałem i notowałem sam, inne otrzymałem w odpowiedzi na ogłaszany kilkakrotnie w „Tygodniku Powszechnym” apel. Prawie wszystkie relacje dotyczące pracy w Solvayu zaczerpnąłem z przechowywanego w krakowskiej kurii maszynopisu zatytułowanego „Gniazdo, z którego wyszedłem”. Starannie oprawiony egzemplarz z wytłoczonymi na okładce obok tytułu słowami: „Kraków-Borek Fałęcki 1940—1944” został ofiarowany Księdzu Arcybiskupowi przez robotników Solvayu 5 maja 1966 i zawiera spisane z taśmy relacje i wspomnienia o czasach, gdy Arcybiskup pracował w fabryce jako robotnik. Wśród wspomnień znajduje się również i Jego własne.

Nadsyłane informacje czerpane były z kronik parafialnych i (przede wszystkim) klasztornych, z zapisków własnych i ze wspomnień. Starałem się wszędzie podawać źródło relacji, bezpośrednio po jej przytoczeniu. Ze względów redakcyjnych nie zawsze było to możliwe. I tak np. przy relacjach dotyczących wakacyjnych wędrówek i obozów nie podawałem, że informacje te przekazali mi ich uczestnicy, którzy wspólnie zrekonstruowali daty, miejsca i niektóre przynajmniej okoliczności. Ta grupa, związana z ks. Karolem Wojtyłą jeszcze w czasach Jego pracy w parafii św. Floriana, w składzie w miarę upływu czasu nieco, rzecz oczywista, zmienionym, jest na kartach kalendarium określona jako „środowisko”. Takie określenie znalazłem w „Księdze czynności biskupich” i takie zachowałem.

Otrzymane przeze mnie materiały niemal z reguły musiały być opracowywane zgodnie z rygorami kalendarium. Zostały więc wyłączone niemal wszystkie komentarze, oceny, przymiotniki, słowem wszystko, co wykraczało poza ścisłą relację. Informacje trzeba było dzielić zgodnie z datami wydarzeń, rozbijając teksty, które w ujęciu piszących stanowiły całość. Niejednokrotnie docierające do mnie relacje po sprawdzeniu wymagały korektur, zwłaszcza co do dat. Jeśli taką korektę wprowadzałem, zawsze szukałem niewątpliwego potwierdzenia wprowadzonej poprawki.

Przykładem wprowadzenia takiej korekty może być historia wypadku, któremu uległ robotnik Karol Wojtyła podczas okupacji. Data zapamiętana przez osobę, która znalazła rannego na ulicy, wskazywała na rok 1942. Tymczasem zachowany w księdze przyjęć szpitala zapis umiejscawiał wypadek niewątpliwie w 1944. Nawet tak solidne, zdawać by się mogło, źródło, jak wypisana na grobie brata data śmierci, przy konfrontacji z księgą cmentarną w Białej okazało się mylące. Czy wszystko udało się zweryfikować? Wątpię. Kiedy zjawiała się wątpliwość lub niezgodność z innymi informacjami, sprawdzenie było konieczne. Czasem przypadek, naprowadzając mnie na lepsze źródło, pozwalał wprowadzić korektę, trudno było jednak weryfikować każdą  informację, zwłaszcza jeśli źródło nie budziło wątpliwości, a sama informacja nie pozostawała w sprzeczności z innymi.

W miarę mnożenia się drukowanych relacji o życiu Ojca św. rosła u świadków skłonność do powtarzania rzeczy przeczytanych, tak, jakby to było świadectwo z autopsji. Opowiadający, zapytany skąd zna to, o czym opowiada, stwierdził, że „przecież pisali o tym w gazecie”. Zdarzyło mi się to w samych Wadowicach.

Odniosłem się nieufnie do opowieści zbyt budujących, jak choćby o tym, że mały Karol lepił z piasku figurki świętych itp., które, może prawdziwe, wydają się tak uwikłane w powtarzane od wieków wytwory pobożnej wyobraźni, że nie ma sposobu krytycznie się w nich rozeznać.

Jedną tylko z zasłyszanych relacji pominąłem na prośbę opowiadającego, który zastrzegł zachowanie dyskrecji. Chodziło o przypadek z lat szkoły powszechnej. Kolega Karola zabawiając się zostawionym na przechowanie u swego ojca rewolwerem, nie wiedząc, że jest nabity nieomal zastrzelił Karola, gdy rewolwer niespodziewanie wypalił. Wspominam o tym, gdyż dokładny opis tego wypadku znalazł się już w jednej z drukowanych publikacji.

Wiele, wydaje mi się, mówi fakt, że nie otrzymałem ani jednej prawdziwej czy fałszywej relacji, która by rzucała złe światło na osobę Ojca św. choć trudno zaprzeczyć, że ogłaszany w prasie apel mógł łatwo sprowokować złośliwych lub niechętnych. Ani jeden tego rodzaju tekst podpisany czy anonimowy do mnie nie dotarł.

Konieczność „przycinania” relacji do wymogów kronikarskich pociągnęła za sobą pewne straty. Usuwając wszelkie komentarze, zwłaszcza jeśli były natury ogólniejszej, nie dające się związać z konkretnym faktem, musiałem pominąć na przykład refleksję jednego z uczestników wakacyjnych wędrówek. Na marginesie zestawu dat i tras wspólnych wycieczek zanotował:

Po co było Jemu to potrzebne? — Był przede wszystkim duszpasterzem i dlatego starał się być wśród ludzi. Nigdy nie narzucał się z wykładami czy kazaniami, przeciwnie, do poważnych dyskusji trzeba było Go prowokować. W pierwszych latach bardzo nas obserwował, badał nasze charaktery, nasze reakcje. Odróżniał typy „lekarskie”, „naukowców”, „inżynierskie”. Każdy z tych typów chyba coś Mu dawał, ale nigdy nie dążył do łączenia tych grup. Wydaje się, że i On korzystał, poprzez nas poznawał i dowiadywał się czegoś o życiu. Gdybym miał podsumować, to chyba tak: najważniejsze było to, że On był, a nie to, że mówił.

W kalendarium nie znalazły się również fragmenty wypowiedzi, w których relacjonujący mówili o swoich wrażeniach, nastrojach czy odczuciach. Jedną z nich chcę tu jednak przytoczyć, gdyż ma swoją wymowę. Pani Helena Merunowicz z Krakowa pisze:

8 września, nie pamiętam w którym roku (mógł to być rok pomiędzy 1954 a 1957 — przyp. A. B.), poszłam na mszę św. do kościoła Mariackiego. Na ambonę wszedł ks. Wojtyła. Ucieszyłam się, że mam okazję posłuchać jego kazania, przypuszczając, że nastąpi ono po szybkim przeczytaniu tego odcinka Ewangelii, który księża czytają zwykle pospiesznie, przeskakując czasami kilka pokoleń. Kiedy zaczął czytać „Rodowód Jezusa Chrystusa”, zapomniałam, gdzie jestem i czego słucham. Ksiądz Wojtyła czytał tak, że słuchało się tego jak ogromnie ciekawej opowieści o ważnym wydarzeniu historycznym, interesującym w każdym szczególe. Nie pamiętam treści kazania, jakie potem nastąpiło, ale pamiętam i chyba do końca życia będę pamiętać przeczytany wówczas „Rodowód Jezusa Chrystusa”.

Inną relację, której również nie udało się dokładnie umiejscowić w czasie (prawdopodobnie dotyczy wydarzenia w przedziale 1964—1968), przytaczam tu, jako swego rodzaju ilustrację przykładową. Mowa w niej jest bowiem o spotkaniu, jakich było bardzo wiele. W tym przypadku uczestnicy spotkania rekrutowali się głównie ze środowiska Klubu Inteligencji Katolickiej. Relacjonujący, Michał Marusieński, był wówczas członkiem zarządu Klubu.

Ksiądz Metropolita pewnego dnia zaprosił do siebie na ul. Kanoniczą, do jakże skromnych swych apartamentów, niewielki zespół ekspertów z różnych dziedzin. Wziąłem udział w tym spotkaniu jako reprezentant środowiska inżynierskiego. Byli adwokaci, prawnicy, rolnicy, naukowcy i inni. Celem spotkania było poszukiwanie kryteriów moralnych w różnych zawodach i pracach zawodowych. Ks. Arcybiskup pragnął otrzymać źródłowe i prawdziwe informacje o problemach moralnych w różnych środowiskach zawodowych (...) Ks. Arcybiskup z ogromną żarliwością i chyba dozą smutku w pewnych fragmentach dyskusji wysłuchiwał zarówno referatów jak i głosów w dyskusji. Każdemu zadawał konkretne pytania. Swoje uwagi czy opinie wypowiadał bardzo ostrożnie i w sposób wyważony, bo chodziło przecież o informacje szczere, prawdziwe, ale jednokierunkowe: intelektualiści mieli je przekazać swojemu Arcypasterzowi dla wyrobienia u Niego właściwego poglądu na istotę sprawy moralności w pracy zawodowej czy naukowej.

Często lakoniczne wyciągi z kronik klasztornych zaopatrywano w informacje wstępne, takie jak to np. było w przypadku ss. albertynek:

Kontakty księdza biskupa Wojtyły ze zgromadzeniem ss. albertynek miały różny charakter. Były to oficjalne wizyty pasterskie, przyjazdy na zaproszenie z okazji rocznic zgromadzenia, listy polecające opiece sióstr różne osoby, życzenia. Przyjeżdżał również niespodziewanie, czy to dla odprawienia rekolekcji, czy po to, aby w ciszy pracować. Lubił szczególnie dom na Prądniku w Krakowie. Zatrzymywał się tam w domku kapelana, tzw. „chatce”, gdzie znajdują się pokoje gościnne. Mówił, że po Laskach tu czuje się najlepiej. Kiedy na Prądniku usunięto dawny parkan i teren klasztoru został odsłonięty od ulicy, przyjeżdżał do Rząski. Mieszkał w jadalni Ojca (chodzi o wieloletniego kapelana i spowiednika zakonu, ks. Matlaka), pisał, modlił się. Ostatni raz był w Rząsce w kwietniu 1977 roku na rekonwalescencji, przez tydzień.

W 1960 roku sam wystąpił z propozycją zwiedzenia zakładów i domów sióstr albertynek w Krakowie. Jeszcze jako kleryk z okazji imienin ks. Józefa Matlaka, proboszcza parafii w Dębnikach, przyniósł mu do przeczytania swój dramat o Bracie Albercie.

Zgromadzenie sióstr Miłosierdzia do szczegółowych informacji, opartych na zapiskach w kronikach klasztornych, dorzuca, że

Karol Wojtyła już jako student miał kontakt z siostrami naszego zgromadzenia, szczególnie z domem krakowskim na ul. Warszawskiej. Siostry tego domu prowadziły akcję charytatywną w okresie okupacji w postaci dożywiania ubogich i więźniów (więzienie przy ul. Montelupich), a także studentów. Więź ze zgromadzeniem pogłębiła się jeszcze wówczas, kiedy ks. Karol Wojtyła pracował jako wikariusz parafii Św. Floriana w Krakowie.

Podobnie siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia piszą o stałym zainteresowaniu okazywanym przez Arcybiskupa krakowskiego pracy w „Źródle” — ośrodku dla młodzieży prowadzonym przez siostry — oraz procesowi beatyfikacyjnemu siostry Faustyny Kowalskiej.

Informacje dostarczone przez ruch „Światło i Życie” (nazwa używana zamiennie z określeniem „ruch oazowy”, lub „ruch żywego Kościoła”) opatrzone są ważnym komentarzem, w którym zaznaczono, że przekazane materiały dotyczą jedynie bezpośrednich spotkań z ruchem w oazach rekolekcyjnych, na dniach wspólnot międzyoazowych czy w innych okolicznościach pracy ruchu, nie obejmują jednak licznych osobistych spotkań ks. Franciszka Blachnickiego, twórcy i kierownika ruchu, z ks. Kardynałem, nie obejmują również licznych interwencji w sprawach nadużyć władz, szczególnie w województwie nowosądeckim. Ruch oazowy został przez Arcybiskupa krakowskiego włączony do całokształtu pracy duszpasterskiej w archidiecezji. Z ruchem zapoznał się już w r. 1969, to jest w okresie jego powstawania.

Ojciec Stefan Rożej podając zestaw informacji opartych na dokumentach klasztoru jasnogórskiego i innych domów paulińskich dodaje:

...pojawia się pewna prawidłowość lakonicznie rejestrowana oraz relacjonowana ustnie przez naocznych świadków, że jako duszpasterz akademicki i potem biskup, niemal każdego roku przybywa z grupą młodzieży (często na rowerach), aby się modlić w Jasnogórskim Sanktuarium.

Inż. Jan Jackowski relacjonując spotkania z kombatantami pisze:

Spotkał się na „opłatku” z byłymi polskimi żołnierzami, tymi z lat 1914—1920 i 1939—1945. Spotkania zapoczątkowane jako sporadyczne nabrały z czasem charakteru stałego: opłatek, wieczór kolęd oraz msza św. w rocznicę odzyskania niepodległości 11 listopada. Aprobował i popierał starania o renowację i uporządkowanie kopca marszałka Józefa Piłsudskiego na Sowińcu. Miał również poświęcić osobiście tablicę w bazylice Mariackiej w Krakowie ku czci poległych żołnierzy okręgu krakowskiego. W kwietniu 1978 ustalono datę poświęcenia na jesień 1978.

Współpracownik w dziele synodu diecezjalnego, ks. prof. Tadeusz Pieronek, udostępniając dokumenty z posiedzeń komisji synodalnych powiedział mi, że wprawdzie Ks. Kardynał nie uczestniczył we wszystkich posiedzeniach, lecz wiele razy, w towarzystwie swych współpracowników, ks. prof. Mariana Jaworskiego, ks. Jerzego Chmiela, ks. prof. Adama Kubisia i samego księdza Pieronka jechał do podkrakowskiego Lasku Wolskiego i tam, przechadzając się dwie lub trzy godziny, zapoznawał się z pracami synodu, dzielił się swymi uwagami, wskazywał kierunek dalszej pracy. Oczywiście w kalendarium znalazły się informacje o posiedzeniach „formalnych”, te zaś spacery, bynajmniej nie mniej ważne, pozostały nie uchwycone żadnym zapisem dokumentalnym.

Byłem też w kłopocie nie wiedząc, w którym miejscu umieścić informację, przekazaną mi przez ks. Eugeniusza Śliwkę, werbistę z Pieniężna, który pisze:

Ks. Kardynał wielokrotnie odwiedzał nasze kolegium na via dei Verbiti — Collegio del Verbo Divino w Rzymie — w charakterze sportowo-rekreacyjnym, prywatnym. Jest na terenie kolegium basen, z którego Kardynał, obecny Ojciec św., korzystał. Trudno będzie daty tych odwiedzin ustalić, gdyż nikt ich nie odnotował.

Nie znalazło się także w kalendarium to, co składało się na codzienny tryb życia obecnego Ojca św. I tak na przykład student w okresie pracy ks. Karola Wojtyły w kościele Św. Floriana, obecnie ksiądz Tadeusz Matras, mówił mi o swym odkryciu, że w każdy piątek po południu ks. Wojtyła odprawiał prywatną adorację i Drogę Krzyżową w kościele sióstr felicjanek, w którym jest nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. Według relacji jednego z domowników siedziby arcybiskupiej, Drogę Krzyżową odprawiał w każdy wtorek i piątek. Jako biskup zwykł o 6.30 rano modlić się, klękając w tylnych ławkach w kościele krakowskich franciszkanów, którzy zauważywszy ten zwyczaj arcybiskupa, zainstalowali w zajmowanej przez Niego ławce małą lampkę, by mógł łatwiej czytać brewiarz. O modlitewnych zwyczajach Ojca św. pisała w „Tygodniku Powszechnym”, zaraz po wyborze, siostra Józefa Zofia Zdybicka, urszulanka szara, współpracownik w katedrze filozofii KUL (TP 47/78).

W tym czasie dojeżdżał z Krakowa do Lublina również ks. prof. Franciszek Tokarz, historyk filozofii indyjskiej, góral z Nowego Sącza, ogromny oryginał. Po nominacji ks. Wojtyły na biskupa w 1958 roku powiedział nam na wykładzie: „Wreszcie kuria mnie posłuchała. Chodziłem tam często i mówiłem im — zróbcie Wojtyłę biskupem — pobożność ma, mądrość ma i dobroć ma. Różnica między nim a mną polega na tym, że ja zaraz po przebudzeniu (dojeżdżali razem sypialnym pociągiem) wychodzę na papierosa, a on klęka przy oknie i modli się, modli się, modli bez końca. (...)

Jako studenci widzieliśmy często ks. prof. Wojtyłę w przerwach między wykładami odmawiającego brewiarz w sali wykładowej czy na korytarzu. Kiedy w czerwcu 1958 roku dowiedział się o nominacji na biskupa, wprost z Miodowej przyszedł do naszego domu ss. urszulanek szarych na Wiślanej, nie mówiąc ani słowa, kim jest i po co przychodzi (był w cywilnym ubraniu — został wezwany z wakacji), wszedł do kaplicy i tam przez kilka godzin trwał na modlitwie. Ile czasu przy swojej wytężonej pracy, już jako kardynał, poświęcał na modlitwę, mogłam się przekonać, kiedy przyjeżdżał do Warszawy i zatrzymywał się w naszym domu na Wiślanej. Rozmyślanie, różaniec, brewiarz, Droga Krzyżowa, Msza św. — to była „porcja ranna”. Wieczorem, gdy wracał po sesji Episkopatu, czekali zwykle na niego różni ludzie, z którymi rozmawiał; około godz. 22 szedł do kaplicy i modlił się długo.

***

Codzienne zajęcia — msza św. o godz. siódmej, jeśli nie było przewidzianej uroczystej celebry, choć czasem i wtedy także; do jedenastej w kaplicy, gdzie wiadomo było, że nie wolno wtedy wchodzić; potem pełna oczekujących ludzi poczekalnia — salon. Zwykł witać kolejno wszystkich uściskiem ręki, potem przyjmował w kolejności, czasem wzywając kogoś „bez kolejki”, zwykle tłumacząc się z tego przed innymi oczekującymi. Któż z tych, którym przyszło tam bywać, zapomni klimat rozmowy. Ksiądz Kardynał siadał przy stole ustawionym na środku salonu, interesant zajmował miejsce przy prostopadłym brzegu stołu, tak, że nigdy nie była to rozmowa zza biurka. Kiedy przychodziło kilka osób, siadali wszyscy dookoła stołu. Zawsze, przyznają to wszyscy, którzy z jakąkolwiek sprawą tam byli, odnosiło się wrażenie, że Ks. Kardynał ma cały czas i całą uwagę dla tego właśnie rozmówcy.

Bywało i to często, że przed południem, w czasie kiedy przychodzili interesanci, odbywała się jakaś sesja lub sympozjum, któremu Gospodarz przewodniczył lub w którym brał udział. Wtedy dzielił czas między obrady i przyjmowanie ludzi. W przerwie, niekiedy i poza przerwą, przechodził do sali, w której przyjmował, żeby potem wrócić na obrady. Dostać się do Arcybiskupa krakowskiego było bardzo łatwo, trzeba było mieć cierpliwość i doczekać się swojej kolejki. Na obiad szedł dopiero, kiedy wszystkich czekających przyjął. Sprawą kapelana, ks. Stanisława Dziwisza, było pilnowanie, by przewidziany wyjazd lub inna czynność była załatwiona w czasie. Obiad jadł wraz z pracownikami kurii w stołówce przy kuchni, chyba że kogoś przyjmował w jadalni apartamentów arcybiskupich. Do spraw kuchni nie przywiązywał większej wagi. Zauważono, że ściśle przestrzegał postów, także tych obecnie nieobowiązujących, np. przed świętami Matki Boskiej. Zapytany przez kogoś ze służby, odpowiedział: „Jeśli biskup nie będzie pościł, to kto będzie pościł?”

Podczas długich podróży samochodem zwykł pracować: czytał, modlił się. Miał w aucie zainstalowaną lampkę. Na wizytacjach pasterskich do niektórych części parafii, do chorych, dojeżdżał końmi lub, jeśli to było konieczne, szedł piechotą. Nawyk lektury podczas podróżowania początkowo obejmował także te dojazdy furmanką. Opowiadał mi nie żyjący już proboszcz jurgowski, ks. Józef Węgrzyn, jak z młodym biskupem Wojtyłą jechali do jakiegoś zakątka parafii i ten zagłębił się w lekturze. Wtedy proboszcz spytał, czy może zobaczyć tę książkę. Biskup podał ją proboszczowi, który spokojnie położył ją na siedzeniu furmanki, siadł na niej i powiedział: „Teraz Ksiądz Biskup będzie ze mną rozmawiał. Ja nie po to czekam na wizytę ileś lat, żeby teraz patrzeć, jak Ksiądz Biskup czyta.” — I co Ksiądz Biskup? — spytałem proboszcza. — Rozmawiał ze mną, co miał robić — stwierdził z dumą proboszcz.

Na wakacyjny odpoczynek z przyjaciółmi jechał samochodem. Kierowca dojeżdżał do wskazanego punktu, Ksiądz Kardynał brał plecak i znikał w lesie. Kierowca zjawiał się w oznaczonym dniu w tym samym miejscu.

Tak jak sprawy synodu omawiał na długich spacerach w Lesie Wolskim, często, kiedy chciał z kimś porozmawiać, szedł do Parku Krakowskiego lub gdzie indziej na wolne powietrze, co dobrze zapamiętali krakowianie.

Piszący te słowa jako duszpasterz akademicki co roku zapraszał Arcybiskupa na rekolekcyjną spowiedź studentów. Zaproszenie to przyjmował zawsze z wyraźną radością. Wchodził do kościoła św. Anny w Krakowie wejściem z ulicy, w sutannie i płaszczu, bez żadnych widocznych insygniów, z wyjątkiem soborowego pierścienia, siadał do odkrytego konfesjonału i zasłoniwszy twarz końcem stuły spowiadał kilka godzin.

Te kilka szczegółów podaję jako wskazanie luk, których niewątpliwie niniejsze kalendarium ma wiele. Istnieją więc luki wynikające z niemożliwości opisania wszystkiego, z zawodności ludzkiej pamięci, z trudności, jakie nastręcza opisanie drobnych, niemal nieuchwytnych epizodów i spotkań. Często jednak brakuje po prostu dokumentacji. Wiadomo na przykład, że Metropolita Krakowski kilka razy uczestniczył w sierpniowych dniach duszpasterskich na KUL-u, niestety, nie wszystkie zostały odnotowane w dokumentach tych zjazdów kapłańskich.

Niewątpliwie, wiele drobnych czasem faktów znalazło się w tej książce „przypadkiem”. Przypadek bowiem zadecydował, że jedni dowiedzieli się o powstającym kalendarium, inni nie, że jedni zechcieli spisać swoje wspomnienia, a inni tego nie uczynili. W książce te opisy dotyczące spraw zwyczajnych i zwyczajnych ludzi należy traktować jako rodzaj ilustracji. Owych małżeństw pobłogosławionych, odwiedzin, spotkań, rozmów było bardzo wiele; choćby takich, jak historia przesłana przez pana Stanisława Grzesiaka z Poznania:

Kontakt z ówczesnym Arcybiskupem Karolem Wojtyłą nawiązała moja matka Emilia, pisząc do Niego w 1964 roku list, z prośbą o modlitwę w mojej intencji. Matkę moją zachęciła do tego informacja, którą wtedy przeczytała, że w dniu moich chrzcin 1 XI 1946 r. kleryk Karol Wojtyła otrzymał święcenia kapłańskie. Matka wysłała ten list przed moją maturą, w 1964 roku, gdyż trudno mi było znaleźć dalszą drogę życia. Ksiądz Arcybiskup odpisał, że w mojej intencji odprawi Mszę św. Na kilka lat urwał się dalszy kontakt... Różnymi kolejami toczyło się moje życie: szkoła pomaturalna, dwuletnia praca nauczyciela w liceum, studia. Gdy byłem na studiach w Toruniu, matka przypomniała mi postać już wtedy kardynała Karola Wojtyły. Zrozumiałem wtedy, że to, co udało mi się osiągnąć, zawdzięczam i Jego modlitwie. I tak zacząłem pisać. Była to wprawdzie korespondencja okazjonalna...

i dalej jest mowa o krótkich życzeniach, błogosławieństwie z okazji ślubu, odręcznie pisanych karteczkach lub kartkach z tekstem maszynowym, podpisanych przez Ks. Kardynała i o tym, czym były dla adresata te dowody pamięci. Nie chcąc zmuszać do odpisywania („nie chcąc być natrętnym”), poza pierwszym listem nie podał więcej swego adresu. Pan Grzesiak raz tylko i to z daleka widział Księdza Kardynała, lecz ta zamknięta w wymianie kilkunastu listów i kartek korespondencja odegrała niewątpliwą rolę w jego życiu.

***

Kończąc niniejsze wprowadzenie pragnę podziękować tym wszystkim, dzięki którym książka mogła powstać. Wydawnictwu Znak i redakcji „Tygodnika Powszechnego” za powierzenie mi tej pasjonującej pracy i stworzenie warunków do jej wykonywania. Dziękuję księdzu drowi Andrzejowi Szostkowi MIC za przygotowanie materiałów dotyczących spraw naukowych, księdzu profesorowi Adamowi Kubisiowi za materiały o synodach biskupów, pani profesor Danucie Michałowskiej za przygotowanie kalendarium związków z teatrem; panu Tadeuszowi Szymie za sporządzenie wyciągów z „Księgi czynności biskupich”, paniom Annie Turowiczowej i Krystynie Chmieleckiej za pomoc w doborze i opracowaniu fragmentów kazań. Anna Turowiczowa opracowała fragmenty kazań z lat 1969, 1970, 1973 i 1974; Krystyna Chmielecka — 1972, 1975, 1976, 1977 (do czerwca) i 1978. Dziękuję tym wszystkim, którzy przyszli z pomocą w zbieraniu dokumentów i relacji, a więc pani profesor Irenie Bajerowej, która zebrała relacje koleżanek i kolegów z lat uniwersytetu, księdzu Stanisławowi Klimaszewskiemu MIC, który gromadził dla kalendarium materiały w Rzymie, ojcu profesorowi Wojciechowi Feliksowi Bednarskiemu OP, któremu zawdzięczam materiały z archiwum „Angelicum”, siostrze Jadwidze, sercance z krakowskiej kurii, której cierpliwa pomoc w poszukiwaniach była nieoceniona. Dziękuję za udostępnienie zbiorów archiwalnych, zwłaszcza Uniwersytetu Jagiellońskiego, panu profesorowi Leszkowi Hajdukiewiczowi, dyrektorowi archiwum oraz pracownikom tegoż, wadowickiego proboszczowi, księdzu prałatowi Edwardowi Zacherowi i wszystkim Księżom Proboszczom i Wikarym, dzięki którym mogłem przestudiować księgi parafialne, zwłaszcza tym, którym, jak księdzu Zacherowi, wielokrotnie zabierałem cenny czas.

Praca nad kalendarium trwałaby z pewnością o wiele dłużej, gdyby nie bezinteresowna, ogromnie czasochłonna i owocna pomoc, jaką w porządkowaniu zebranych materiałów (zresztą również w ich gromadzeniu) okazały panie dr Urszula Perkowska i mgr Anna Chuda, za co wyrażam im w tym miejscu wdzięczność. Dziękuję autorce bibliografii, pani Zofii Skwarnickiej. Wreszcie wnikliwemu recenzentowi, panu drowi Krzysztofowi Kozłowskiemu, którego uwagi pozwoliły uniknąć wielu błędów i niejasności oraz redaktorowi książki panu Józefowi Kozakowi, któremu zawdzięcza ona kształt umożliwiający publikację. Wyrażam moją wdzięczność dla Pań, które trudziły się nad przepisywaniem na maszynie materiałów związanych z przygotowaniem kalendarium oraz całej książki, szczególnie zaś pani Janinie Stolarczykowej i paniom Felicji i Barbarze Podgórzec, które przepisywały setki stron dość nieczytelnych moich rękopisów.

Tym wszystkim, którzy dostarczyli materiału ilustracyjnego, cennych, często zupełnie nieznanych fotografii, kalendarium zawdzięcza bardzo wiele. Przygotowywaniem tych materiałów do druku, ich klasyfikacją, doborem i reprodukcją zajmowali się panowie Jerzy i Rafał Kołątajowie, za co składam im wyrazy wdzięczności.

Wszystkim, którzy nadesłali relacje, dokumenty, fotografie, którzy przekazali ustnie wspomnienia i informacje, a których nie da się tu wymienić, dziękuję i lojalnie uznaję za współautorów opracowania. Bez tej wspaniałej pomocy, z którą się na każdym kroku podczas pisania spotykałem, kalendarium powstać by nie mogło.

A. B.

dalej >>

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama