O antykoncepcji
Jeśli mówimy, że małżonkowie jako rodzice są współpracownikami Boga Stwórcy w poczęciu i zrodzeniu nowego człowieka, to sformułowaniem tym nie wskazujemy tylko na prawa biologii, ale na to, że w ludzkim rodzicielstwie sam Bóg jest obecny — obecny w inny jeszcze sposób niż to ma miejsce w każdym innym rodzeniu w świecie widzialnym, „na ziemi”.
Jan Paweł II, List do Rodzin Gratissimus sane
Jesteśmy rodzajem bursztynu. Każdy czyn, w który się angażujemy, wtapia w nas, jakby ciało z zewnątrz, intencję, z którą podejmujemy ten czyn. Ale wtapia w nas nie tę intencję, którą głosimy, lecz intencję prawdziwą. Dobry czyn wtapia w nas intencję dobrą, grzech, nawet jeśli sobie z tego nie zdajemy sprawy, wtapia w nas intencję złą
Istnieją różne sposoby, aby „zabezpieczyć się” przed dzieckiem, które jest niechciane (tak powiadamy).
Sposoby są rozliczne i wynaturzone, to znaczy nie mają nic wspólnego z prawdziwą, normalną, pełną naturą człowieka. Wyobraźmy sobie małżeństwo, które żyje ze sobą i nie chce już następnego dziecka, ale nie potrafi sobie z tym poradzić. A właściwie nie chce, bo potrafi każdy. Prowadzi więc życie małżeńskie, pełne, gdzie ważnym elementem jest życie seksualne, używając owych „zabezpieczeń”. Małżeństwo to, choć o tym nie wie, żyje z pewną wewnętrzną intencją, która z biegiem czasu wtapia się w nich coraz głębiej. Jaka to intencja? To niechęć do dziecka, w gorszych wypadkach lęk przed dzieckiem, strach. Dziwią się potem tacy ludzie, że w którymś momencie ich własne dzieci, te, które już są i kręcą się po domu, denerwują ich. Te dzieci są takie same, jak wszystkie inne dzieci na świecie, mają ten sam zespół zachowań, wszystko u nich jest w granicach normy. (Dzieci w ogóle są jeszcze stosunkowo normalne). Ale rodzicee do tych swoich dzieci czują wyraźną awersję, one ich drażnią, są nieznośne, nie można z nimi wytrzymać, trzeba stosować represję, krzyk, siłę. Prawdziwa intencja, z którą podejmują współżycie, czyli niechęć do dziecka, wtapia się w nich coraz głębiej. Przecież to nie jest miłość, to jest nienawiść.
Czasami wydaje nam się, że ten mechanizm nie działa. Trudno uwierzyć, że każdy grzech naprawdę zatapia w nas złą intencję i daje nam korzenie zła. Wydaje się, że ujdziemy cało. Myślimy: jakoś to będzie, przymkniemy oko, popatrzymy przez palce, może się uda, zobaczymy. Często się zdarza, że np. na wojnie ranny człowiek nie zauważa trafienia. Coś poczuje, jakieś ciepło na ramieniu, ale biegnie dalej. Dopiero kiedy dobiegnie, wyrwie się z okrążenia i opadną z niego emocje, odkrywa, że jest ranny i to ciężko. Oczywiście proces leczenia przebiega u niego tak samo, jak u tego, który od początku był świadomy odniesionej rany.
Każdy grzech ma w sobie śmiertelną truciznę. To, że dzisiaj nie czuję, że ta strzała tkwi we mnie, to jeszcze nic nie znaczy. W pewnym momencie opadnie dzisiejsza emocja, może zmądrzeję, może ktoś mi powie, a może zwyczajnie sił mi zabraknie i rana zacznie mnie boleć. Cios, choć wydawał się bezbolesny, jest przecież rzeczywisty. Oby ból, który się pojawia potem, był oczyszczający.
Tekst pochodzi z miesięcznika katolickiego LIST 2/2004 i publikowany jest w ramach „Listowej szkoły wiary”
Czy można stosować środki antykoncepcyjne, kiedy naturalne metody planowania rodziny nie przynoszą zamierzonego skutku ze względu na stan zdrowia kobiety?
Przypadki takie są sprzeczne z wszystkimi poznanymi dotąd zasadami. Ostatnio pojawiło się jednak urządzenie o nazwie Personal, które bada poziom hormonów w moczu kobiety i na tej podstawie, z dokładnością 98% określa czy kobieta jest płodna, czy nie. Daje ono bardzo dobre rezultaty obserwacyjne właśnie w wypadkach, kiedy naturalne metody nie przynoszą rezultatów. Mimo iż urządzenie to zostało stworzone jako środek antykoncepcyjny (diody, które się zapalają w wyniku badania, są ustawione tak, iż zielona oznacza okres niepłodny, a czerwona - okres płodny) jego stosowanie jest moralnie godziwe.
Narzeczeni, którzy zamierzają zawrzeć sakrament małżeństwa zdecydowali, że będą stosować antykoncepcję. Nie jest to jednak decyzja na bezdzietność, w przyszłości chcą mieć potomstwo. Czy w sposób ważny mogą przystąpić do sakramentu?
Taka postawa stawia pod znakiem zapytania także to, czy spowiedzi, które ci młodzi ludzie odprawiali do tej pory były ważne. Jeżeli podjęli decyzję na antykoncepcję, to znaczy, że nie. Wydaje się, jednak, że sakrament małżeństwa, który zamierzają zawrzeć, tym bardziej że mają intencję posiadania dzieci, będzie ważny. Tyle tylko, że podejmując taką decyzję, godzą się na obecność w swoim życiu grzechu ciężkiego. Taki sakrament małżeństwa jest zawarty ważnie, ale niegodziwie.
Kiedy antykoncepcja nie jest grzechem?
Grzech antykoncepcji odnosi się ściśle do aktu małżeńskiego, wtedy gdy małżonkowie dobrowolnie się weń angażują. Dlatego w sytuacji przemocy, np. realnego zagrożenia gwałtem, czy to w małżeństwie, czy poza nim, dopuszcza się stosowanie antykoncepcji. Nauka o antykoncepcji nie dotyczy także stosunków pozamałżeńskich. W tych wypadkach zło relacji i główny problem polega na czym innym, nie zaś na zastosowaniu środków zapobiegających poczęciu.
Podobnie jest ze stosowaniem środków leczniczych, które w rezultacie swojego działania powodują ubezpłodnienie: wówczas owa bezpłodność nie jest celem działania lekarstw, a jedynie skutkiem ubocznym. Wtedy nie mamy do czynienia z grzechem antykoncepcji.
Odpowiedzi opracowano na podstawie dyskusji, której tematem była antykoncepcja. Spotkanie odbyło się w klasztorze dominikanów w Krakowie. Jego uczestnikami byli m.in.: Jarosław Kupczak OP, Robert Plich OP i Mirosław Pilśniak OP. Więcej pytań publikujemy w ramach LISTWOEJ SZKOŁY WIARY w numerze „Kiedy religia staje się magią” 2/2004
opr. ab/ab