Rozmowa na temat kanonizacji i beatyfikacji
Księże Doktorze, bardzo proszę o przedstawienie swojej osoby Czytelnikom.
Jestem kapłanem Archidiecezji Krakowskiej. Aktualnie pełnię funkcję referenta do spraw kanonizacyjnych w naszej Archidiecezji, czyli prościej mówiąc zajmuję się prowadzeniem procesów kanonizacyjnych, które Archidiecezja aktualnie prowadzi.
W Rzymie ukończył Ksiądz specjalny kurs, aby w Archidiecezji Krakowskiej czuwać nad prawidłowym przeprowadzaniem procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych na tym pierwszym szczeblu. Na czym ten kurs polegał?
W styczniu 1983 roku, kiedy zmieniło się ustawodawstwo dotyczące prowadzenia procesów, kiedy prawo kanonizacyjne zostało wyjęte z powszechnego Kodeksu Prawa Kanonicznego, Ojciec Święty Jan Paweł II wydał specjalną konstytucję mocą której ustanowił nowe przepisy prowadzenia procesów kanonizacyjnych. Od tego czasu Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie, czyli urząd Papieża, który tym się zajmuje, organizuje corocznie studium dla postulatorów, delegatów biskupich, promotorów sprawiedliwości, notariuszy, czyli tych osób, które później czynnie biorą udział w postępowaniu diecezjalnym, właśnie na tym pierwszym szczeblu w diecezji. Kurs składa się z trzech części. Jest część teologiczna, gdzie profesorowie przedstawiają, czym jest świętość w ujęciu teologii, czyli np. co o świętości mówi Pismo Święte, co to są cnoty heroiczne i jakie one są. Druga część to część historyczna, przedstawia się w niej jak prawodawstwo kanonizacyjne ewoluowało na przestrzeni wieków, od pierwszych wieków, od kultu męczenników aż do współczesnego ustawodawstwa Ojca Świętego Jana Pawła II. Trzecia część to część prawna, która dotyczy aktualnie obowiązujących przepisów.
Nauka zajmująca się biografiami świętych, ich żywotami, nazywa się hagiografia. Od czego pochodzi ta nazwa?
Nazwa ta pochodzi od dwóch słów: hagios to znaczy święty; graphein — pisać, więc opisuje życie świętych. Hagiografia składa się z trzech części: z opisu życia świętego (vitae), męczeństwa (passio), cudów (miraculae).
Ks. kard. Joachim Meisner, arcybiskup Kolonii, napisał kiedyś: „Historia chrześcijaństwa pokazuje od najdawniejszych czasów, że kult świętych pochodzi z tęsknoty za ludźmi, w których w szczególny sposób manifestują się łaska i miłość Boga: za błogosławionymi i świętymi - wielkimi postaciami wiary”. Czy można podać, chociaż w dużym przybliżeniu, datę rozpoczęcia kultu świętych i błogosławionych w Kościele?
Kult świętych był w Kościele od początku. Dotyczył on najpierw osób, które poniosły męczeństwo. Rozpoczynał się w ten sposób, że w rocznicę śmierci konkretnego męczennika czy grupy męczenników pierwszych wieków, pierwsze wspólnoty chrześcijańskie przychodziły na grób tego męczennika, najczęściej przychodziły z biskupem, który jakby potwierdzał ten kult. Rocznicę śmierci męczeńskiej obchodzono każdego roku, a nie tylko w pierwszym roku po śmierci. W tym okresie nie było żadnego dochodzenia czy postępowania ze strony władzy kościelnej, ale kult męczennika odbywał się z udziałem władzy kościelnej.
Zacznijmy może od tego, w jaki sposób dany kandydat może zostać błogosławionym lub świętym. Kto może wnioskować o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego? Kto podejmuje decyzję o jego rozpoczęciu?
Aby rozpocząć proces kanonizacyjny musi to być związane z kultem jakiejś osoby. Ktoś umiera w opinii świętości, czyli tym pierwszym momentem, który jakby już wskazuje na to, jest sam moment śmierci i pogrzebu. Związane to jest z zachowaniami ludzi, z wypowiadanymi opiniami w dniu pogrzebu. Według współczesnego prawodawstwa wymagany jest okres pięciu lat zanim można rozpocząć proces kanonizacyjny. Jeśli istnieje grupa wiernych, którzy są przekonani co do świętości zmarłej osoby, proszą biskupa o rozpoczęcie procesu. Powód sprawy (wnioskujący) ustanawia postulatora sprawy (pełnomocnika), który będzie reprezentował powoda przed władzą kościelną i zajmie się prowadzeniem sprawy. Zanim się to jednak zacznie, kompetentny biskup, czyli biskup na terytorium którego kandydat zmarł, musi zwrócić się do Konferencji Episkopatu danego kraju, czy nie ma jakichś zastrzeżeń co do osoby kandydata. Jeśli takowych nie ma, to podobną prośbę kieruje do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, która po zasięgnięciu opinii innych Kongregacji Kurii Rzymskiej wydaje pozwolenie na prowadzenie sprawy. Jeśli nie ma przeciwwskazań do rozpoczęcia procesu, biskup go rozpoczyna. Powołuje specjalny Trybunał, na którego czele osobiście stoi, ale najczęściej przekazuje swoją władzę swemu delegatowi. Więc główny urzędnik prowadzący proces nazywa się delegat biskupa. Dla zachowania procesów prawnych i aby proces nie był manipulowany jest mianowany kolejny urzędnik Trybunału. Nazywa się on promotorem sprawiedliwości, czasami określany jako adwokat diabła. Aby proces mógł być ważnie prowadzony do Trybunału dołączony jest notariusz lub kilku notariuszy, którzy uwiarygodniają sporządzone akta przesłuchań, którzy tak jak w normalnym procesie cywilnym potwierdzają wiarygodność dokonywanych czynności prawnych. Oprócz tego Trybunału, którego celem jest przesłuchanie świadków wskazanych przez postulatora biskup powołuje jeszcze dwie komisje. Jedna to Komisja Teologiczna, której zadaniem jest zapoznanie się z pismami Sługi Bożego, czy to drukowanymi, publikowanymi, czy też spuścizną pisarską, którą po sobie pozostawił. Zadaniem Komisji Teologicznej jest odpowiedzieć, czy w tych pismach nie ma czegoś sprzecznego z wiarą i moralnością chrześcijańską. Druga komisja to Komisja Historyczna. Jej zadaniem jest krytyczne, naukowe opracowanie biografii świętego poprzez dotarcie do materiałów archiwalnych. Grupa, która postuluje, jest przekonana co do świętości, stąd jest niebezpieczeństwo, że będą przypisywane kandydatowi takie zachowania, czy takie działania, które mogły w ogóle nie mieć miejsca. Aby to wyeliminować Komisja Historyczna bada, co znajduje potwierdzenie w dokumentach i co jest rzeczywiście wiarygodne.
Wspomniał Ksiądz o funkcji promotora sprawiedliwości zwanego dawniej adwokatem diabła - advocatus diaboli. Na czym ona polega?
W cudzysłowie promotor sprawiedliwości ma utrudniać proces. Ale jego zadaniem nie jest utrudnianie procesu, lecz czuwanie nad tym, aby zachowano wszystkie procedury prawne. Jego zadaniem jest przygotowanie pytań dla świadków. Jak w każdym procesie, tak i w tym może komuś zależeć na pomyślności tego procesu. Jeżeli by takie zdarzenia były, że ktoś nakłania świadków do zeznania korzystnych zeznań, do zatajenia prawdy, że ktoś preparuje dokumenty, ktoś wycofuje pewne dokumenty niewygodne dla kandydata, to wtedy wkracza właśnie promotor sprawiedliwości. Wskazując na nieprawidłowości może nawet doprowadzić do przerwania procesu, gdyby były duże nadużycia. Również jego zadaniem jest weryfikowanie jakichkolwiek negatywnych informacji na temat życia kandydata i przedstawianie ich po weryfikacji Trybunałowi. Czasami może się tak zdarzyć, że kandydat ma oponentów i wówczas promotor sprawiedliwości ma przedstawić Trybunałowi, czy zarzuty, które są przedstawiane wobec kandydata są zasadne, a równocześnie czuwać nad tym, aby Trybunał na te zarzuty odpowiedział.
Na jakim etapie kandydat na ołtarze uzyskuje tytuł Sługi Bożego? Spotkałem się też z określeniem Czcigodnego Sługi Bożego. Czy jest tutaj jakaś różnica?
W starym prawodawstwie kandydatowi przysługiwał tytuł Czcigodny, później Sługa Boży. Aktualnie, od 1983 roku, z chwilą wydania zgody na prowadzenie procesu przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych kandydatowi przysługuje już tytuł Sługa Boży. Czyli moment rozpoczęcia procesu jest to ten moment, w którym kandydat otrzymuje ten tytuł.
Jakie są kolejne działania po ukończeniu etapu na szczeblu diecezjalnym?
Jeżeli prace Komisji Teologicznej zostaną zakończone i zostaną wydane opinie teologiczne, jeśli prace ukończy Komisja Historyczna i Trybunał zakończy przesłuchania świadków, wówczas dokonuje się tzw. transsumptu, czyli wiarygodnych kopii całości akt — materiału dowodowego, który został zebrany w sprawie. Następuje zamknięcie sprawy i przekazanie akt do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Tu rozpoczyna się właśnie ten drugi etap. Najpierw musi być wyznaczony nowy postulator sprawy, który ma stałe zamieszkanie w Wiecznym Mieście, w Rzymie. Po wyznaczeniu i przyjęciu postulatora przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych, postulator prosi Kongregację, aby wydała dekret ważności procesu diecezjalnego. Jeśli Komisja wyznaczona przez Kongregację nie ma zastrzeżeń co do prowadzonego procesu, stąd też widzimy tą potrzebę promotora sprawiedliwości, który czuwa nad zachowaniem procedur prawnych, jeżeli wszystko zostało wyjaśnione, nie ma jakichś niedomówień, wtedy Kongregacja wydaje dekret ważności procesu diecezjalnego. Od tego momentu postulator pod kierunkiem relatora sprawy, którego wyznacza Kongregacja, pisze tzw. Positio, czyli postulat, który będzie kiedyś wnioskiem do komisji Kongregacji, by sprawa pomyślnie przebiegała. Po napisaniu Positio i wydrukowaniu jej sprawa trafia do trzech komisji. Pierwsza to Komisja Historyczna, która sprawdza pod kątem wiarygodności zebrany materiał przez Komisję Historyczną na szczeblu diecezjalnym. Jeśli nie trzeba nic uzupełnić, jeśli wszystkie dokumenty zostały zebrane to wydaje w głosowaniu tajnym opinię o sprawie. Jeśli opinia jest pozytywna to sprawa trafia do kolejnej komisji. Druga komisja to Komisja Teologiczna. Jej zadaniem jest wypowiedzenie się o praktykowaniu przez kandydata cnót w stopniu heroicznym lub poniesieniu męczeństwa za wiarę. Jeżeli tutaj jest pozytywna opinia podczas tajnego głosowania to sprawa trafia do trzeciej komisji, która nazywa się Komisją Biskupów i Kardynałów. To oni decydują, czy z zebranego materiału dowodowego wynika, że dany kandydat pełnił cnoty w stopniu heroicznym lub rzeczywiście poniósł męczeństwo. Ostateczna decyzja należy oczywiście do Ojca Świętego. Prefekt Kongregacji idzie do Papieża i na audiencji przedstawia mu decyzję Komisji Biskupów i Kardynałów. Ojciec Święty wtedy ją akceptuje. Zwołuje konsystorz, na którym publicznie ogłasza się te dekrety.
Księże Doktorze, wiem, że inaczej toczą się procesy wyznawców a inaczej męczenników. Czym one się różnią?
Od 313 roku, kiedy Konstantyn Wielki wydał edykt tolerancyjny dla chrześcijan, kończy się okres prześladowania Kościoła. Znikają też rzeczywiści męczennicy, ale jest dużo ludzi, którzy całkowicie oddają się na służbę Bogu, żyjąc radami ewangelicznymi. Kult wyznawców zaczął się rozwijać pod wpływem fascynacji pierwszych chrześcijan męczeństwem. Początkowo nie rozróżniano pojęć „męczennik” i „wyznawca” Za męczenników uważano nie tylko tych, którzy oddali życie za wiarę, ale także tych, którzy znosili tortury lub byli przesłuchiwani przez sądy pogańskie, lecz nie ponieśli śmierci. Nazywano ich męczennikami lub wyznawcami. Do rozróżnienia pomiędzy męczennikami, a wyznawcami doszło później, około V wieku. Jaka jest różnica pomiędzy procesem o męczennika, a procesem wyznawcy? To są dwa różne procesy. Proces o męczeństwie ma udowodnić, że rzeczywiście męczeństwo nastąpiło za wiarę czy za jakąś prawdę wiary. Brane są pod uwagę cztery kryteria. Pierwsze to wskazanie konkretnej osoby męczennika, chodzi tu o analizowanie postaci męczennika, jego świętości życia, osobistą świętość i codzienne życie. Przy czym zdarzało się tak, że wcale męczennik nie był wcześniej bardzo związany z Kościołem, a później dał świadectwo swej wiary przelaniem krwi. Następnie udowadnia się fakt męczeństwa. Czy rzeczywiście śmierć nastąpiła. I to jest najprościej, chociaż może być trudniej, bo np. męczennik, który zginął w obozie koncentracyjnym, o którym nie zachowała się żadna dokumentacja, a jego ciało zostało wrzucone do pieca krematoryjnego. Skąd ta pewność, czy rzeczywiście zginął. Bo przecież były wypadki, że mówiono, że ktoś zginął w obozie, a po latach odnajdywał się żyjący. Czyli musi być udowodniony fakt rzeczywistej śmierci. Trzecie kryterium to wskazanie osoby prześladowcy. Czy ten, który zabija, czynił to z nienawiści do Boga, Kościoła, religii, czy też z innych motywów. I w końcu czwarte kryterium to wykazanie przyczyny śmierci. Jak męczennik zachował się w chwili męczeństwa, czy on zadawane cierpienie przyjmował spokojnie i przyjął to jako potwierdzenie wyznania wiary, czy umierał za sprawę religii. Czyli ten moment śmierci jest bardzo ważny. To jest proces o męczeństwo i on nie wymaga cudu, tak jak w przypadku wyznawców. Jeśli udowodni się prawdziwe męczeństwo to wtedy następuje akt beatyfikacji. Dekret o męczeństwie jest równocześnie dekretem, który powoduje beatyfikację męczennika.
W przypadku wyznawców sprawy prowadzone są zupełnie inaczej. Należy odpowiedzieć, czy kandydat pełnił cnoty w stopniu heroicznym. Jakie mamy cnoty? Mamy cnoty tzw. teologalne: wiarę, nadzieję i miłość. Mamy też cnoty kardynalne: roztropność, sprawiedliwość, męstwo, umiarkowanie i im pochodne takie jak ubóstwo, posłuszeństwo, pokora, czystość. Również bardzo ważne jest, czy kandydat wyznawca cieszy się kultem, czyli przekonaniem o tym, że jego życie było heroiczne, wyrastało ponad przeciętność. Jeśli udowodni się — tak mówił św. Tomasz z Akwinu — przynajmniej jedną cnotę z tych, które wymieniłem, że była ona praktykowana w stopniu heroicznym, należy zakładać, że i inne były w tym samym stopniu praktykowane, a wynika to z tzw. wiązki cnót. Nie można bowiem wierzyć i nie kochać Pana Boga i pokładać w Nim pełną nadzieję. Albo miłować Pana Boga i jednocześnie w Niego nie wierzyć. Nie można być człowiekiem umiarkowanym, a równocześnie niepokornym. Nie można miłować Boga, a nie miłować bliźniego. Albo odwrotnie. Te cnoty ze sobą się bardzo wiążą. W procesach dotyczących wyznawców Kościół prowadzi jeszcze jedno, osobne dochodzenie w sprawie cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego. Do beatyfikacji wymaga się co najmniej jednego cudu, który dokonał się przez wstawiennictwo Sługi Bożego po jego śmierci oraz przynajmniej jednego cudu, który wydarzył się po beatyfikacji.
Czy może Ksiądz wyjaśnić Czytelnikom różnicę między błogosławionym a świętym? Między beatyfikacją a kanonizacją?
To są pojęcia tożsame. Beatyfikacja — błogosławiony, kanonizacja — święty. Różnica polega tylko na zakresie kultu. W przypadku błogosławionego, czyli beatyfikacji, Stolica Apostolska, konkretnie Ojciec Święty, zezwala czy potwierdza kult lokalny, który jest w konkretnej grupie wiernych, czy to diecezji, czy to zgromadzenia, czy to regionu. W przypadku kanonizacji potwierdzany jest kult uniwersalny, który dotyczy całego Kościoła Powszechnego. Innej różnicy nie ma. Nie można powiedzieć, że błogosławiony jest mniej szczęśliwy w niebie niż święty. Tak nie jest. Kościół nabiera moralnej pewności, że zarówno błogosławiony jak i święty jest zbawiony, bo na tym polega świętość.
Księże Doktorze, zakończył się proces na szczeblu diecezjalnym Sługi Bożego Jana Pawła II, w którym Ksiądz brał aktywny udział. Kiedy możemy spodziewać się wyniesienia na ołtarze tego największego z Polaków?
Nie jest to do końca prawda, ponieważ zakończył się tzw. proces rogatoryjny, który dotyczył świadków zamieszkujących w Polsce. To jest tylko mały fragment procesu diecezjalnego. Proces diecezjalny nie prowadziła Archidiecezja Krakowska, lecz Diecezja Rzymska, Wikariat Rzymu, którego aktualnym biskupem jest Ksiądz Kardynał Camillo Ruini. Ich prace nadal trwają. Trwają nadal z tego co wiem przesłuchania świadków i praca Komisji Historycznej. Pracę zakończyła tylko Komisja Teologiczna. Najprawdopodobniej w przyszłym roku [2007 — K.R.] zakończony zostanie proces diecezjalny Diecezji Rzymskiej i akta trafią do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Tutaj akurat nachodzi się Diecezja Rzymska i Kuria Rzymska, wszystko dzieje się w jednym mieście. Kiedy może nastąpić wyniesienie na ołtarze? Myślę, że za parę lat, ponieważ jeszcze jest prowadzone osobne postępowanie w sprawie cudu, który jest wymagany w przypadku wyznawców. Ten proces jest prowadzony na terenie Francji, ale jeszcze nie został zakończony. Po zakończeniu akta trafią do Kongregacji.
W końcowej części naszej rozmowy chciałbym poruszyć temat procesów kandydatów na ołtarze w Archidiecezji Krakowskiej. Z wcześniejszych rozmów, jakie przeprowadzałem m.in. z JE ks. bp. Janem Zającem i JM ks. rektorem Józefem Morawą wiem, że toczą się procesy beatyfikacyjne kapłanów, którzy również — tak jak Ojciec Święty Jan Paweł II - są absolwentami Seminarium Krakowskiego: ks. bp. Jana Pietraszko, ks. Michała Rapacza, ks. Józefa Kurzeji. Czy kogoś pominąłem? I na jakim są one etapie?
Jeszcze był jeden absolwent naszego Seminarium, którego proces rozpoczął się 19 czerwca 2006 roku. To ks. Władysław Bukowiński, który był apostołem Kazachstanu. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1931 r. na Wawelu z rąk Księcia Metropolity Adama Sapiehy i po pięciu latach pracy w diecezji za zgodą biskupa zaczął pracę w diecezji Łuckiej na Ukrainie. Tam zastała go II wojna światowa, a po jej zakończeniu trafił na zesłanie do łagrów sowieckich w Kazachstanie. Po wyjściu na wolność dobrowolnie pozostał w Kazachstanie przyjmując obywatelstwo Związku Radzieckiego, aby ludzie nie pozostali bez kapłana. Zmarł w Karagandzie w 1974 roku. To wielki syn Kościoła i narodu polskiego.
Jeśli chodzi o procesy biskupa Jana Pietraszki i ks. Michała Rapacza, to są one dwa różne. W przypadku pierwszego — księdza biskupa — jest to proces idący drogą potwierdzenia heroiczności cnót, czyli drogą wyznawcy. W przypadku ks. Rapacza jest to proces męczeństwa.
Dwa lata temu, w maju, w Diecezji rozpoczął się proces ks. Józefa Kurzeji, pierwszego proboszcza w Mistrzejowicach. Aktualnie trwa również sprawa wspomnianego już ks. Władysława Bukowińskiego.
To, że nie tylko osoba duchowna — kapłan, zakonnik, siostra zakonna — ma szansę zostać błogosławionym lub świętym stanowi przykład Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego. Czy może Ksiądz przybliżyć nam jego postać?
Jerzy Ciesielski to profesor Politechniki Krakowskiej, ojciec rodziny, wybitny naukowiec, a równocześnie człowiek, który bardzo związany był na co dzień z życiem modlitwy i kontemplacji Boga. Zginął w Egipcie w czasie podróży statkiem po Nilu. Jego postawa, jego życie rodzinę — bo miał przecież rodzinę, jego odnoszenie się do osób, to spowodowało, że wszyscy ci, którzy go znali, zwłaszcza profesorowie Politechniki, są przekonani, że jest w niebie i stąd też poprosili o prowadzenie jego procesu. Chciałbym jeszcze uzupełnić, że nasza diecezja prowadzi procesy innych jeszcze osób świeckich. W Rzymie aktualnie znajdują się akta kanonizacyjne w Kongregacji Służebnicy Bożej Hanny Chrzanowskiej, pielęgniarki, córki słynnego prof. Ignacego Chrzanowskiego oraz także pielęgniarki Janiny Woynarowskiej z Chrzanowa. W Diecezji prowadzony jest również proces Rozalii Celakówny, też osoby świeckiej.
Kolejne pytanie będzie bardzo obszerne. Czy może Ksiądz wymienić pozostałe procesy beatyfikacyjne toczące się w naszej Archidiecezji? Czy toczą się obecnie procesy kanonizacyjne?
Według współczesnego ustawodawstwa nie rozdziela się między procesem beatyfikacyjnym a kanonizacyjnym. To jest jeden proces kanonizacyjny, bo on zmierza do ogłoszenia kogoś świętym. Przy czym są oczywiście dwa etapy: najpierw beatyfikacja wynikająca jak wcześniej wspomniałem z zakresu kultu, a później kanonizacja.
Diecezja Krakowska prowadziła za pontyfikatu Jana Pawła II najwięcej procesów kanonizacyjnych w Polsce. Przeprowadziła proces św. Rafała Kalinowskiego, św. Brata Alberta, św. Siostry Faustyny i św. Jadwigi — Króla Polski. Doprowadziła nadto aż do dziewięciu beatyfikacji. Cztery dotyczą męczenników: ks. Piotra Dańkowskiego, karmelity bosego o. Alfonsa Marii Mazurka, salezjanina ks. Józefa Kowalskiego, karmelity o. Hilarego Pawła Januszewskiego. Prowadzono także procesy beatyfikacyjne wyznawców, takich jak: s. Maria Angela Truszkowska, której relikwie spoczywają w kościele sióstr felicjanek na ul. Smoleńsk w Krakowie, Aniela Salawa, której relikwie są u franciszkanów, s. Bernardyna Maria Jabłońska, współzałożycielka zgromadzenia sióstr albertynek, ks. Jan Beyzym, jezuita, posługacz wśród trędowatych na Madagaskarze. Była także prowadzona bardzo stara sprawa ks. Stanisława Kazimierczyka, z zakonu Księży Kanoników Regularnych z kościoła Bożego Ciała na Krakowskim Kazimierzu.
Aktualnie, tak jak powiedziałem wyżej, Diecezja w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych ma sprawy ks. bp. Jana Pietraszko, Jerzego Ciesielskiego, Hanny Chrzanowskiej, Janiny Woynarowskiej i ks. Michała Rapacza. Na terenie Diecezji prowadzone są sprawy ks. Józefa Kurzeji, ks. Władysława Bukowińskiego, Rozalii Celakówny i są przygotowywane kolejne dwa procesy.
Niedawno ktoś mieszkający daleko od Krakowa w rozmowie ze mną powiedział, że mi zazdrości, że mogę chodzić codziennie śladami tylu błogosławionych i świętych osób żyjących w Krakowie. W kościele oo. franciszkanów — naprzeciwko Pałacu Arcybiskupiego, w którym rozmawiamy — są doczesne szczątki bł. Salomei. Niedaleko stąd, w kościele oo. dominikanów — św. Jacka, z kolei w kolegiacie św. Anny — św. Jana Kantego, w katedrze wawelskiej — św. Stanisława, głównego Patrona Polski itd., itd. Przez wieki byli oni otaczani wielką czcią przez wiernych. A jak wygląda ich kult w dzisiejszych czasach?
Myślę, że tak jak przed wiekami, Kraków czuje tą opiekę świętych i potrzebuje tej opieki. Kiedy to się zauważa? Wystarczy przyjść 8 maja na Wawel na procesję ku czci św. Stanisława, czy udać się do kolegiaty św. Floriana, gdzie są relikwie tego świętego męczennika i zobaczyć imponującą procesję na Placu Matejki 4 maja, kiedy obchodzimy jego uroczystość. Wystarczy przejść się do tych miejsc, o których mówiłeś, by zobaczyć ciągle modlących się tam ludzi przy relikwiach. Ciągle są tam składane podziękowania za otrzymane łaski. Wiele z nich nie można sprawdzić przy pomocy konkretnych świadectw pisanych, większość z nich kryje się w głębi ludzkiego serca.
Księże Doktorze, czy na koniec mógłby Ksiądz zachęcić Czytelników do kierowania modlitw do Pana Boga za wstawiennictwem świętych i błogosławionych?
Kiedyś sam, będąc w Rzymie, skorzystałem z takiej możliwości. Była osoba chora na nowotwór. Lekarze, którzy podjęli się jej leczenia, powiedzieli, że już jest chyba za późno. Zwróciłem się wtedy do żyjącego jeszcze Ojca Świętego Jana Pawła II o modlitwę. Ale głównie prosiłem św. Ojca Pio z San Giovanni Rotondo, by ta osoba mogła przeżyć. Minęło trzy lata i nie mówię, że ta osoba czuje się doskonale, ale choroba nowotworowa zniknęła. Z takimi przypadkami, kiedy ludzie proszą o modlitwę, i to w różnych intencjach, nie tylko w przypadku nieuleczalnej choroby, osobiście spotykam się bardzo często. Zwłaszcza dotyczy to osoby Sługi Bożego Jana Pawła II. Jakiś czas przyszedł tutaj do mnie ksiądz i prosił o relikwię Ojca Świętego z sutanny dla młodych ludzi, którzy nie mogli mieć dziecka. Był niedawno ponownie u mnie i powiedział, że ta pani przypisuje to, że urodzi dziecko — bo jest już w siódmym miesiącu — Janowi Pawłowi II. Takich próśb i takich wydarzeń mógłbym mnożyć dziesiątki. Niedawno byłem w Rzymie i zawiozłem księdzu prałatowi Sławomirowi Oderowi, który jest postulatorem sprawy Ojca Świętego ponad dziesięć łask uzdrowienia. Nie twierdzimy, że są to cuda, ale ci, którzy to pisali, ich to najmniej interesuje. Oni wiedzą jedno, że są zdrowi i przypisują to wstawiennictwu Jana Pawła II.
Bóg zapłać za rozmowę!
I ja bardzo dziękuję.
Grudzień 2006
opr. mg/mg