Małżeństwo - wspólnotą życia i miłości cz. IV

Uczciwa kłótnia małżeńska

Nieporozumienia i spory są naturalnym składnikiem życia większości małżeństw. Są one wyrazem jakiegoś niezadowolenia, które z kolei jest spowodowane sprzecznymi potrzebami, życzeniami, interesami czy działaniami małżonków. Konflikty zostały nazwane "motorami postępu" i warto tak na nie patrzeć, gdyż każde, dobrze przepracowane nieporozumienie wyjaśnia sytuację, czyni ją prostszą, prowadzi do lepszego poznania i większej harmonii.

Przyczyny pojawiających się konfliktów można podzielić na pewne sfery. Mogą one brać się z różnic psychoseksualnych wynikających z odmienności płci, które zamiast służyć wzajemnemu uzupełnianiu się, utrudniają życie. Dylematem może być nie uzgodniona hierarchia wartości, gdy u jednego z małżonków jakaś wartość zajmuje wysoką pozycję, a u drugiego niską, np. czy ładniej urządzić mieszkanie, czy wyjechać na zagraniczne wakacje. Problemem też są nieżyczliwe oceny rodziny, w której małżonkowie wychowali się i która miała w pewnym czasie na nich wpływ. I tu uwaga! Wszelka krytyka pod adresem teściów bardzo boli tego, kogo dotyka i tutaj zasada może brzmieć mniej więcej tak - "Nie tykać świętości!" Kłótnie mogą wywoływać także drobiazgi dnia codziennego, np. talerz pozostawiony na stole po jedzeniu czy rozrzucone części garderoby.

Wypracowaniu porozumienia nie służy uciekanie od tych problemów i liczenie na to, że wszystko samo się wyjaśni, tłumienie, lekceważenie czy zwlekanie z ich rozwiązywaniem. Ukrywane i spychane do podświadomości konflikty pozostają w niej, nawarstwiają się, dręczą i mogą doprowadzać do depresji czy ostrych wybuchów. Podczas takiej eksplozji psychicznej, gdy obie strony stają się agresywne, mogą paść złe słowa lub nastąpić czyny, których się potem żałuje i których nie da się już "odwołać". Sytuacja wrogości, nienawiści i wzajemnego oddalania się doprowadza do szukania pocieszenia tam, gdzie go na dłuższą metę nie znajduje się - w alkoholu, agresji czy u innych osób.

Całkowity brak spięć i sprzeczek niekoniecznie więc świadczy o idealnej jedności, a może oznaczać tylko zewnętrzny spokój pod którym kryje się ból, poczucie krzywdy i narastające rozgoryczenie. Dopóki rodzą się tarcia oznacza to, że małżonkowie chcą ze sobą rozmawiać i mogą swój związek rozwijać, a nieraz, w sytuacjach dramatycznych, nawet go uratować. Do napięć dochodzi przecież wśród ludzi, których dużo ze sobą łączy - kochają się, a nieraz trudno im jest to okazać. Toteż, niejednokrotnie spór może być pragnieniem zwrócenia na siebie uwagi, takim bezgłośnym wezwaniem: "Tu jestem, zareaguj na mnie!".

Najbardziej sensownym podejściem do konfliktu jest przyjęcie go i próba dokonania jakichś zmian. Do tego potrzeba, aby kłótnia małżeńska nie wymykała się spod kontroli, ale przebiegała według pewnych zasad. Nie zawsze jest to łatwe, gdyż sytuacje konfliktowe w sposób naturalny powiększają się. Początkowa niezgodność opinii może przejść w sprzeczkę i wymianę zdań w nieco ostrzejszym tonie, emocje podgrzewają się, a dołączenie pobocznych wątków doprowadza do "awantury domowej". I... zaczynamy w spontaniczny i nieopanowany sposób wyrażać swoje niezadowolenie i zły humor. Jeśli nad sytuacją zupełnie stracimy kontrolę i oboje damy ponieść się złości, to najprawdopodobniej poczujemy się obrażeni i trudniej będzie ponownie zbliżyć się do siebie. Później nikt długo nie zechce ustąpić, czy "stracić twarzy".

Jak to wszystko się rozwinie, zależy od podejścia obu stron już na samym początku sporu. Kiedy zanosi się na wielkie emocje, to należałoby zrobić wszystko, aby przerwać i odczekać, aż one opadną. Jest to czas na przyznanie się przed sobą do swojej złości, a przez to częściowe jej rozładowanie i poddanie kontroli. Bez tego "upuszczenia pary" trudno jest zrobić następny krok, czyli wyjaśnić swój gniew drugiej osobie. Kto kipi wściekłością i z trudem opanowuje się jest niezdolny do obiektywnego spojrzenia na sytuację i nie dopuszcza możliwości, że współmałżonek może też mieć rację i wcale nie musi być taki zły i bezwzględny jak to się na początku wydawało. Analiza konfliktu może nieść, albo zrozumienie i zauważenie własnego wkładu i odpowiedzialności za zaistniałą sytuację, albo przyznanie, że nie wiadomo, co tak naprawdę się stało, o co poszło i trzeba wspólnie zastanowić się, co chcemy zmienić i w jaki sposób możemy to osiągnąć.

Następnym etapem tak rozumianego sporu jest propozycja omówienia i wyjaśnienia trudnej sytuacji. Stworzenie gotowości obojga małżonków to wybranie właściwego momentu, uzgodnienie terminu czy w razie potrzeby odłożenie rozmowy.

"Chcę się pozbyć czegoś, co się za mną ciągnie." - może być dobrą zapowiedzią wyjaśniania nieporozumienia, gdy nadejdzie już ten właściwy moment. Podczas takiej "kłótni" należy poinformować o swoim gniewie i niezadowoleniu, określić własne potrzeby i oczekiwania oraz wysłuchać argumentów współmałżonka. Aby odreagować jeszcze odczuwane napięcie swoje uczucia można przedstawiać w sposób spontaniczny. Jednak ta metoda postępowania z własnym wzburzeniem nie ma nic wspólnego z wyładowaniem się na współmałżonku, gdyż atakujemy problem, który dzieli i rani, a nie jego osobę. Do zmian we własnym napięciu dochodzi dzięki okazywaniu uczuć i mówieniu o swoich emocjach, a nie poprzez napastliwe działania, w które można wpisać wyżywanie się, oskarżenia, agresję czy stały, jątrzący atak i bezwzględną otwartość w uzewnętrzniania swoich emocji. Niczemu dobremu to nie służy i zamiast wspomagać, źle wpływa na poczucie więzi.

A jak może zareagować nasz współmałżonek odbierając informację o naszym gniewie? Jeśli sam nie jest zbyt zdenerwowany, najlepiej, gdy spokojnie słucha lub ostrożnie zadaje pytania, ale jeśli jest wzburzony, to będzie też chciał sprawić sobie ulgę okazując złość. Wtedy walka może rozgorzeć na dobre! Pomocą mogą być "hamulce bezpieczeństwa", czyli osoba odporniejsza i o silniejszych nerwach zamilczy, obróci w żart czy przerwie kłótnię.

Choć zdajemy sobie sprawę, że do niczego dobrego nie prowadzi, to powiększanie konfliktu słowami i podniesionym tonem zwykle przychodzi nam łatwo. Zawsze lepiej jest powiedzieć dziesięć słów za mało, aniżeli jedno za dużo i to takie, które rani godność. W przypadku, gdy poniosą nerwy i obrazimy drugą stronę, to najlepszym wyjściem jest przeproszenie. Jest to przecież znak naszej siły, a nie słabości! Jednak, gdy komuś sprawia to zbyt wielką trudność, to powinien przynajmniej przeformułować swoją obraźliwą wypowiedź, co już będzie sygnałem pragnienia wycofania się z niefortunnego powiedzenia.

Podczas takiej szczerej rozmowy, która ma przecież formę sprzeczki, nastawiamy się na szukanie prawdy i pogodzenie się, a nie na obronę siebie, czy pognębienie współmałżonka swoimi racjami i argumentami. Mimo wzajemnych pretensji powinniśmy próbować zastanowić się nad tym, co się wydarzyło - jak on zachował się wobec mnie, jak ja zachowałam się wobec niego. Takie postępowanie powinno owocować odreagowaniem, wyjaśnieniem istoty konfliktu i znalezieniem wspólnego rozwiązania. Uczciwa wymiana informacji o złości z powodu jakiegoś problemu, nie zwiększy napięcia, ale je zmniejszy i wkrótce można będzie osiągnąć punkt, w którym zapytamy siebie: "Co z tym zrobimy?"

Tu zazwyczaj dochodzi do zakończenia kłótni i osiągnięcia kompromisu możliwego do zaakceptowania przez każdą ze stron. Pomimo, że zwykle oczekujemy rozstrzygnięcia konfliktu po naszej myśli i niełatwo jest osiągnąć złoty środek i dobro dla obojga, to aby porozumienie było łatwe i mogło trwać długi czas, trzeba dostosować się do wzajemnych potrzeb. Uzgodnienia są nie tylko nieodzownym rezultatem uczciwego sporu, ale też rzutują na dalsze zachowanie małżonków. Mogą hamować związek, albo sprzyjać jego rozwojowi.

Są sytuacje, że druga strona ewidentnie zawiniła i przyznaje się do tego. W takich okolicznościach dobrze jest dać honorowe wyjście, nie przyciskać do muru, nie "dobijać leżącego". Wielką umiejętnością w sytuacjach konfliktowych jest przebaczenie. Jest to najwyższa forma miłości i niezwykle skuteczny środek na jej wzrost i radość. Powracanie i wypominanie spraw załatwionych, gdy był wyrażony żal, była skrucha i darowanie winy, powoduje nieufność w dobrą wolę tego, kto to robi. Często, aby uratować miłość lub rozwinąć pozytywne nastawienie u drugiej strony, potrzeba wielu przeprosin i wybaczania. Jednak, biorąc pod uwagę psychikę ludzką, ofiarność taka nie jest bezgraniczna - traci rację bytu i zanika, jeśli jest to niezauważane lub odpychane przez drugiego współmałżonka. Potrzebujemy choćby niewielkiego przyjęcia, uznania czy wdzięczności!

Jeśli w małżeństwie następuje "milczenie", to nie oznacza ono zgody, ale raczej postawę: "Nie chcę ciebie". Utrzymywanie ciszy, stanowiska "nie ma sprawy", albo powiedzenie na odczepnego "wybaczam ci", powoduje, że problemy nawarstwiają się i przekształcają w poważny kryzys. Taka forma agresji i odrzucenia, to złość skierowana także przeciwko sobie, gdyż nie mamy i nie dajemy sobie możliwości rozwiązania konfliktu. Nieraz jedno ze współmałżonków szuka sojuszników do "walki" z tym drugim i wybiera kogoś z dalszej rodziny, przyjaciół, czy... dzieci. Jeśli jest taka potrzeba, to należy poszukiwać pomocy u specjalistów, ale nie po to by walczyć ze sobą, lecz uzyskać wsparcie i porozumienie.

Zakończeniem niezgody powinno być pojednanie i "wyznanie" sobie miłości poprzez drobny gest, pocałunek, skromny upominek... Ale czasem stać nas tylko na nieco "cieplejsze" uczucie! Jednak ono też powoli doprowadzi do dalszej wzajemnej sympatii, do odbudowania ciepła domowego i przywrócenia wiary w trwałość związku. Gdy przejdziemy spór pozytywnie, wtedy możemy zauważyć, jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni.

Dobre rozwiązywanie konfliktów jest trudne i należy też liczyć się z porażkami. Gdy reagujemy niezgodnie z własnymi założeniami zawsze istnieje możliwość uczenia się i poprawiania własnych błędów. Wymaga to z pewnością samozaparcia i wiele zależy od wzajemnego oddania się sobie, dobrej woli, osobistej dojrzałości czy od pozytywnego nastawienia - uśmiechu i wiary w możliwość porozumienia. Przeszkodą może być wstyd, duma, zranione uczucia, świadomość winy i niechęć przyznania się do niej. Sytuacje rozwodowe narastają miesiącami i latami, gdy małżonkowie setki razy gniewając się na siebie, nie rozwiązują różnych sytuacji i nie wybaczają sobie. A przecież najłatwiej jest przestać złościć się z powodu drobnych przykrości i od rana zaczynać z "czystym kątem" zgodnie z radą: "Niech słońce nie zachodzi nad zagniewaniem waszym". Jeśli codziennie wieczorem klękniemy do wspólnej modlitwy, to nie będziemy mogli być długo w gniewie, bo przecież trudno jest powiedzieć: "i odpuść nam nasze winy" będąc w złości. W ostatecznym rozrachunku, o prawdziwej więzi nie decyduje ani to, co można zobaczyć "na zewnątrz", ani rozwiązania i postanowienia, do jakich dochodzimy, ale... "jak zażegnujemy burze i rozwiewamy mgły", aby znów wypłynąć na spokojne wody pojednania.

Samo pojawienie się sporu nie jest niczym złym i jeśli stawia się na dobro i trwałość związku, to nie będzie on ranił, ale budował. Zatem, mądry konflikt ma podlegać pewnym zasadom. Po pierwsze - szczere mówienie o swoich obawach, napięciu i złości, ale, mimo tych aktualnych przeżyć, jednoczesne oznajmianie swojego ogólnie pozytywnego stosunku do współmałżonka. Po drugie - wręcz "zmuszanie się" do uważnego i spokojnego słuchania. Po trzecie - wyrażanie wprost swoich życzeń i szukanie dobrego rozwiązania dla obojga. To, często niepojęte nawet dla siebie samego, wyrzeczenia, które jednak przynoszą wielki zysk.

Następny temat - okazywanie uczuć.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama