„Byli to ludzie stąd, a więc «nasi chłopcy», ich rodziny żyją tu – na Pomorzu – do dziś” – czytamy na planszy otwierającej wystawę pokazującą polskich obywateli służących w czasie wojny w niemieckiej armii. Ekspozycję skrytykowali nie tylko konserwatywni komentatorzy, ale i minister obrony narodowej.
Wystawa zatytułowana „Nasi chłopcy” pokazywana jest w siedzibie Muzeum Gdańska na starówce tego miasta. Autorzy pokazują zdjęcia polskich obywateli, którzy znaleźli się w Wehrmachcie oraz różne pamiątki, takie jak mundury, wyposażenie wojskowe, zdjęcia rodzinne oraz przedmioty osobiste. Ekspozycja gdańskiego muzeum powstała we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej oraz Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie.
„Ich rodziny tu żyją”
Autorzy zaznaczają, że to pierwsza taka wystawa.
„Bohaterami wystawy są mieszkańcy Pomorza Gdańskiego, przedwojenni obywatele II Rzeczpospolitej, Wolnego Miasta Gdańska czy Niemiec z różnych zakątków Pomorza. Ich losy pokazują, jak różne były indywidualne doświadczenia związane ze służbą w niemieckich-nazistowskich formacjach wojskowych. Łączy ich jednak wspólna, powojenna rzeczywistość – fakt, że przez dekady pozostawali na marginesie oficjalnej narracji historycznej” – czytamy na stronie gdańskiego muzeum.
Jak dodają autorzy, wystawa „nie tylko przybliża przyczyny, przebieg i konsekwencje masowej rekrutacji prowadzonej przez III Rzeszę w naszym regionie, ale także stawia istotne pytania o pamięć – i zapomnienie – tego zjawiska po 1945 roku”.
Na planszy otwierającej ekspozycję podkreślono, że żołnierze niemieckich formacji byli związani z Pomorzem.
„Byli to ludzie stąd, a więc «nasi chłopcy», ich rodziny żyją tu – na Pomorzu – do dziś. W czasach wojennych, o których mówimy, był to obszar należący do III Rzeszy. Przez 1939 r. należał w przeważającej części do państwa polskiego, ale też do Wolnego Miasta Gdańska i Niemiec” – dowiadujemy się z planszy.
Autorzy nie wyjaśniają, czy tytuł wystawy celowo nawiązuje do niemieckiego serialu
„Nasze matki, nasi ojcowie”, który w pozytywnym świetle pokazywał żołnierzy armii Adolfa Hitlera.
Nasi chłopcy byli po drugiej stronie
Wystawa wywołała oburzenie, nie tylko osób skonfliktowanych z rządzącą Gdańskiem Platformą Obywatelską.
„Wiele szokujących rzeczy w Gdańsku widziałem, wiele opisywałem, wielu się bezsilnie przyglądałem, zaciskając pięści w gniewie... Ten jednak pomysł wydaje się być jednym z najbardziej chorych, zwyrodniałych i złych pomysłów, jakie kiedykolwiek pojawiły się w przestrzeni publicznej. To jest nie do pomyślenia, że na coś takiego mógł wpaść obywatel Rzeczypospolitej”
– napisał dziennikarz Artur Ceyrowski.
Wiele szokujących rzeczy w Gdańsku widziałem, wiele opisywałem, wielu się bezsilnie przyglądałem, zaciskając pięści w gniewie... Ten jednak pomysł wydaje się być jednym z najbardziej chorych, zwyrodniałych i złych pomysłów, jakie kiedykolwiek pojawiły się w przestrzeni… pic.twitter.com/z41HOjQZle
— Artur Ceyrowski (@fideista) July 14, 2025
„To jawna realizacja niemieckiej narracji, a prowadzą ją przecież instytucje, które powinny strzec polskiej pamięci historycznej. Tego rodzaju wystawy to próba przekłamania historii. «Nasi chłopcy» bronili Polski i ginęli od niemieckich dział, a nie zakładali mundury Wermachtu czy SS” – stwierdził z kolei Mariusz Błaszczak z PiS, były minister obrony.
Wystawę skrytykował także obecny szef resortu, Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL.
„Wystawa w Muzeum Gdańska «Nasi chłopcy» dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci. Nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach”
– napisał Kosiniak-Kamysz w portalu X.
Głosy oburzenia dominują także wśród komentarzy pod relacją z otwarcia wystawy zamieszczoną na facebookowym profilu Muzeum Gdańska.
Seria skandali
To zapewne największy skandal związany z historią i władzami Gdańska, ale nie jest on pierwszy.
W 2017 r. jednemu z tramwajów nadano imię Adolfa Butenandta. To niemiecki biochemik, noblista, odkrywca progesteronu, testosteronu, estronu androsteronu. Butenandt należał do NSDAP i złożył przysięgę na wierność Hitlerowi. Są źródła wskazujące, że współpracował z Josephem Mengele. Sprawa patronatu nad tramwajem stała się głośna w 2021 r., w wyniku skandalu patrona zmieniono.
W 2018 r. jedno z gdańskich rond zostało nazwane Rondem Granicznym Wolnego Miasta Gdańsk – Rzeczpospolita Polska. Ustawiono na nim kopię przedwojennego słupa granicznego. Wolne Miasto Gdańsk było silnie znazyfikowane. W 1933 r. NSDAP uzyskała tu 55 proc. głosów w wyborach, a do 1937 r. rozwiązano wszystkie inne partie polityczne.
W 2017 r. z budynku poczty stojącego w pobliżu Dworca Głównego po remoncie zniknęła polska tabliczka, a pojawił się napis „Postamt”. Przed wojną budynek należał do Polskich Kolei Państwowych. Poczta była wtedy urzędem i to m.in. dlatego we wrześniu 1939 r. pracownicy takiej placówki chwycili za broń. Budynek poczty należący do PKP także w czasie wojny stanowił symbol polskiej obecności w Gdańsku, dlatego zwolennicy NSDAP organizowali przed nim parady, które miały zastraszyć pracowników.
Gdańskie instytucje z honorami traktowały Güntera Grassa. Także wtedy, kiedy niemiecki laureat literackiej nagrody Nobla przyznał się do służby w Waffen SS.
Nigdy nie odebrano mu tytułu honorowego obywatela miasta, ani nie zmieniono patrona oddziału miejskiej galerii sztuki. Do dziś na stronie urzędu miasta ten weteran SS opisywany jest w pozytywnym świetle.
Źródła: facebook.com, x.com, gdansk.pl
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.