Zacheusz, Eleazar i Karolina

Zacheusz oświadcza, że oddaje połowę swego majątku ubogim. Zobowiązuje się też naprawić krzywdy, które wyrządził jako skorumpowany urzędnik. Idzie dalej wymagała tego ludzka sprawiedliwość. W odpowiedzi słyszy słowa Pana Jezusa: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Czy rzeczywiście Pan Jezus wynagradza obietnicą życia wiecznego skruchę i ofiarę Zacheusza? Któryś z obecnych kolegów celnika, przyzwyczajony do mierzenia wszystkiego pieniędzmi mógłby mruknąć: „Zbawienie sporo kosztuje”. Poniekąd miałby rację. Tyle, że to nie Zacheusz płaci za swoje zbawienie. Nie tylko dlatego, że Bóg niczego nam nie sprzedaje, lecz zawsze daje. Przede wszystkim – nie ma takiej ceny, którą człowiek mógłby zapłacić za życie wieczne. Owszem, zbawienie „kupił” Zacheuszowi (i każdemu z nas) sam Chrystus, a ceną jest Jego nieskończona miłość. Miłości policzyć się nie da, ale Jezus nam ją uzmysławia umierając na krzyżu.

Pan Jezus ofiarował Zacheuszowi zbawienie za darmo. Przychodzi do jego domu, uznając celnika za przyjaciela jeszcze za nim ten ogłosił, że oddaje większość swego majątku jako ofiarę dla ubogich i zadośćuczynienie za swoje grzechy. Zbawienie stało się udziałem Zacheusza, kiedy, na wezwanie Nauczyciela, zlazł z drzewa. Cała reszta to skutek przyjęcia łaski. W niczym to nie umniejsza wielkości małego celnika, który potrafił odpowiedzieć na miłość Pana.

Eleazar, o którego bohaterskiej śmierci słyszymy w pierwszym czytaniu też potrafił przyjąć łaskę. Jest wierny Bogu, co wyraża się w wierności Prawu Mojżeszowemu. Zjedzenie lub udawanie, że zjada mięso z pogańskiej ofiary to nie był problem niewłaściwej diety (modny ostatnio temat). To miał być symbol wyparcia się jedynego Boga. Są takie wartości, których nawet symbolicznie nie wolno nam się wyprzeć. Wiarę w jedynego Boga ten mądry starzec uważał za dar bezcenny. Aby go zachować oddaje nie tylko połowę swoje majątku, ale całe swoje życie.

Podobnie bohaterka dzisiejszego wspomnienia liturgicznego, bł. Karolina, oddała życie, aby zachować życie Boże, które otrzymała wraz ze chrztem. Nie potrzebowała spektakularnego nawrócenia jak Zacheusz, ale całe jej krótkie życie było ciągłym dawaniem siebie Bogu i bliźnim. Czyniła to po przez ciężką pracę, pomagając przy utrzymaniu swojej rodziny. Czyniła to poprzez gorliwą służbę bliźnim ze swojej wsi, w szczególności katechizując dzieci, sama będąc niewiele starsza od swoich wychowanków.

Zginęła śmiercią męczeńską, broniąc swej godności, a zarazem chcąc być wierna prawu moralnemu. Obie te rzeczy idą ze sobą w parze. Być może ocaliłaby życie biologiczne ulegając rosyjskiemu żołdakowi. Ale jak Eleazar, nie chciała naruszyć tego, co miała najcenniejsze, swej wierności Bogu.

Gdy spotykamy się z Jezusem, zbawienie staje się naszym udziałem, o ile zobaczymy, jak wielkim darem jest Jego przyjaźń. A wtedy otwiera się nasze serce do nawrócenia, pokuty, hojnego dawania swego życia Bogu i bliźniego, na co dzień, jak Zacheusz. I choć mało prawdopodobne, że ktoś znajdzie się w sytuacji Eleazara czy Karoliny, to będziemy mieli taką samą jak oni determinację, aby bronić skarbu przyjaźni Boga.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama