Na ścieżkach nawiedzenia. Poszukiwanie woli Bożej w codziennych spotkaniach z ludźmi
Copyright © Wydawnictwo WAM 2002
„Nie pod przymusem..
Nie ze względu na niegodziwe zyski....
Nie jak ci, którzy ciemiężą gminy” (1 P 5, 2-3)
W naszej pielgrzymce po ścieżkach Nawiedzenia — kiedy wpatrujemy się również w św. Franciszka Salezego — chcemy dokładnie wskazać te wzorce relacji duszpasterskich, które tworzą „wspólnotę alternatywną”.
Mówiliśmy już pokrótce o pozytywnych aspektach naszych relacji, a w szczególności o ich podporządkowaniu prymatowi Boga; teraz z kolei trzeba by rozważyć wszystko to, co prowadzi do rozpadu wzajemnych relacji, do ich zniszczenia pośród codzienności, w posługiwaniu, w kontaktach pastoralnych.
Wyznam wam, że mam wyrzuty sumienia, podejmując temat zbyt łatwy. Bez trudności przecież potrafimy dostrzegać szkody wyrządzane przez innych ludzi; możemy się uważać za mistrzów w opisywaniu braków, które znajdujemy w proboszczu, w dziekanie, w wikariuszu biskupim, w biskupie, a nawet i w papieżu.
Z drugiej zaś strony, Franciszek Salezy, nasz wzór, nie przekazał nam w tej kwestii zbyt wielu uwag. Może to dziwić. Żył on, jak wiemy, w czasach dla Kościoła bolesnych, gdy barka Piotrowa znalazła się na mieliźnie zeświecczenia i wpływów władzy doczesnej, z wszystkimi negatywnymi tego skutkami dla relacji duszpasterskich. A mimo to trudno jest znaleźć wzmiankę o wszystkich tych rzeczach w jego pismach. Jeśli się pojawia to jako pośrednia aluzja, na tle zjawisk pozytywnych w stosunkach międzyludzkich, które stara się uwypuklić. Fakt ten od razu każe się nam zastanowić: jak to możliwe, że człowiek urodzony i dorastający w epoce dla Kościoła tragicznej, że kapłan, a później także biskup, któremu prawie że uniemożliwiono spełnianie posługi, biskup bez diecezji, bez katedry, bez zwykłego wsparcia i pomocy — jak to możliwe, że potrafił on przekazać tak pozytywny, tak otwarty obraz wzajemnych relacji? Tę jego zdolność odczytywania wydarzeń w ich aspekcie pozytywnym, w świetle wiary wskazującej na Bożą przyszłość — trzeba uznać niemal za cud.
Z całą pewnością ten jego przykład powinien być dla nas inspirujący. Zauważmy jeszcze, że jego życie od lat młodzieńczych naznaczone było chorobą. Jednak nigdy się nie użalał i zawsze głosił orędzie ufności i nadziei. Dokuczał mu także silny zez, który kłócił się z wymogami elegancji, typowymi dla jego epoki.
Chciałoby się powiedzieć, że Franciszek Salezy poświadczył swoim życiem zwycięstwo zmartwychwstania.
Teraz z kolei niech nas poprowadzi w naszych rozważaniach lektura wybranych tekstów z Nowego Testamentu. Zaczniemy od wspaniałej syntezy, którą przedstawił św. Piotr:
Starszych więc, którzy są wśród was, proszę, ja również starszy, a przy tym świadek Chrystusowych cierpień oraz uczestnik tej chwały, która ma się objawić: paście stado Boże, które jest przy was, strzegąc go nie pod przymusem, ale z własnej woli, jak Bóg chce; nie ze względu na niegodziwe zyski, ale z oddaniem; i nie jak ci, którzy ciemiężą gminy, ale jako żywe przykłady dla stada. Kiedy zaś objawi się Najwyższy Pasterz, otrzymacie niewiędnący wieniec chwały (1 P 5, 1-4).
Fragment ten naświetla, w jaki sposób przejawiały się w pierwotnym Kościele te bardzo charakterystyczne wypaczenia posługi duszpasterskiej. My dzisiaj osiągnęliśmy już szczególną zdolność ich demaskowania wedle metod współczesnej psychologii; bada ona i klasyfikuje wszystkie wypaczenia w relacjach międzyludzkich, wszystkie niebezpieczeństwa, iluzje, przewrotne mechanizmy, nerwice. Niekiedy nawet zauważa się przesadny nacisk na odkrywanie motywu osobistej korzyści nawet w tych relacjach, które są dobre i bezinteresowne. Literatura psychologiczna uporczywie koncentruje się na opisywaniu wypaczonych relacji w posłudze duszpasterskiej, a czyni tak prawdopodobnie dlatego, że nie jest w stanie dotrzeć do źródła prawdziwych relacji. To niebezpieczeństwo grozi nam wszystkim.
Nie ma wątpliwości, że istnieje wiele wypaczeń w relacjach duszpasterskich, ale często ich przyczyną są ludzie, którzy dokonują błędnych kalkulacji co do osoby kapłana. Przychodzi mi do głowy głośna książka G. Bernanosa, Pamiętnik wiejskiego proboszcza. Ukazuje ona, w jaki sposób młody kapłan, człowiek całkowicie autentyczny, nawet w swoich słabościach i swej kruchości, zostaje usidlony i otoczony przez fałszywe relacje ze strony ludzi, którzy mają wobec niego błędne oczekiwania.
Jednakże w Liście św. Piotra znajdujemy bardzo proste, nie tak wyrafinowane opisy Kościoła u jego początków.
Kontekst tego fragmentu i autor pouczenia
Omawiany fragment następuje po wielu refleksjach teologicznych na temat sposobu znoszenia cierpień przez chrześcijanina. To bardzo piękna stronica rozdziału czwartego. Zaś rozdział piąty zawiera praktyczne pouczenia dla prezbiterów, następnie dla młodych oraz dla wszystkich wiernych.
Autor listu przedstawia się jako starszy i jako prezbiter, używając terminu o tym dwojakim znaczeniu (starszy biologicznie, co w świecie greckim oznaczało człowieka w wieku 40-50 lat, oraz prezbiter, piastujący urząd).
Jest on świadkiem Chrystusowych cierpień. Egzegeci zastanawiają się, czy oznacza to naocznego świadka, czy też osobę, która w sobie doświadczyła cierpienia. Ci, którzy przyjmują pierwszą hipotezę, za autora listu uważają oczywiście św. Piotra.
Autor przedstawia się wreszcie jako uczestnik tej chwały, która ma się objawić. I tutaj wskazuje nie tylko na swoje starszeństwo czy na swój urząd prezbitera, ale na wiarę, dzięki której mógł cierpieć dla Jezusa, oraz na nadzieję chwały, która się objawi.
Prezentacja ta pomaga nam zrozumieć, z jakiego punktu widzenia powinniśmy rozważać wypaczenia posługi kapłańskiej. Na pewno nie wedle psychologii, która z założenia odnosi się podejrzliwie do wszystkich poruszeń ludzkiego serca i stara się odkryć ich złe, skażone i przewrotne źródło. Jesteśmy bowiem zachęcani do postrzegania tej rzeczywistości w świetle cierpienia Chrystusa i osobistego udziału w krzyżu i nadziei chwały. Kto postrzega człowieka jako powołanego i odkupionego w Chrystusie, ten także na wypaczenia w posłudze patrzy jako na rzeczywistość odkupioną przez Jezusowe cierpienia.
— Autor Listu nawołuje do tego przede wszystkim: „paście stado Boże”. Takie samo wezwanie skierował Jezus do Piotra: „Paś baranki moje, paś owce moje...” (por. J 21, 15-19).
Podobnie też św. Paweł do prezbiterów z Efezu: „Uważajcie na samych siebie i na całe stado” (por. Dz 20, 28). Metafora „pasienia” wskazuje na odpowiedzialność przewodnika i rządcy, mimo naszych słabości i naszej kruchości. Jesteśmy powołani — na różne sposoby, ale zawsze angażujące — do wzięcia na siebie odpowiedzialności przewodnictwa i rządzenia.
— „Paście stado Boże, które jest przy was”. Zatem to nie „wasze” stado, ale stado, które „jest przy was”. Macie udział w urzędzie pasterskim Chrystusa. To Bóg posiada stado, On stworzył je i odkupił, On je kocha i zna jego przeznaczenie, także i jego słabości. Wy jesteście sługami stada Bożego i macie robić to, co Pan dla swego stada zamierzył.
Przyczyna wypaczenia posługi leży w traktowaniu stada Bożego jako osobistej odpowiedzialności oraz, w pewnym sensie, jako własności, z której można czerpać korzyści albo źle się z nią obchodzić. Natomiast źródłem zdrowego układu jest uznanie, że ludzie należą do Boga i że to On troszczy się o swój lud o wiele bardziej niż my.
— „Strzegąc go” (gr. episkopountes). Ten czasownik, w formie gerundivum, oznacza w manuskryptach posługę biskupią, z którą kojarzy się każdego pasterza — posługę pilnowania, spoglądania trochę z góry.
— W tym miejscu pojawiają się trzy negatywne i trzy pozytywne charakterystyki relacji w posłudze duszpasterskiej. Wypada dokładnie je rozważyć, bowiem, jak z wszelkich słów Pisma Świętego, wycisnąć z nich można drogocenny olej albo dobre wino.
Franciszek Salezy często używał porównań zaczerpniętych z natury, jak na przykład porównania o winogronach wyciśniętych w tłoczni. Chcemy odkryć jego sekret głoszenia homilii w słowach prostych, prawdziwych, ujmujących i bliskich ludziom.
1. „Nie pod przymusem, ale z własnej woli, jak Bóg chce” (me anankastos alla ekousíos kata Theon). „Wszystko trzeba czynić z miłości, a nie z bojaźni; trzeba bardziej kochać posłuszeństwo, niż obawiać się nieposłuszeństwa” — pisze św. Franciszek 14 października 1604 r. do Joanny de Chantal2. Wydaje mi się, że jest to piękna parafraza Piotrowego wyrażenia. „Nie pod przymusem” oznacza: bez nacisku, dobrowolnie. Moglibyśmy zapytać: bez przymusu z czyjej strony? To określenie nie występuje w żadnym innym miejscu Nowego Testamentu, i dlatego odpowiedź jest jeszcze trudniejsza. Nie można tutaj chyba brać pod uwagę jakiejś siły zewnętrznej. Wydaje mi się, że św. Piotr czyni aluzję do takiego przymusu społecznego, jak: rutyna, przyzwyczajenie, rozumienie posłannictwa jako ciężaru, a nie jako otrzymanego daru.
Rzeczowników pochodzących od czasownika anankazein używa się dla wskazania przymusu moralnego. Św. Paweł mówi o tych, „którzy was zmuszają do obrzezania” (Ga 6, 12), wywierając presję moralną, która ostatecznie utrudnia życie i nie pozwala ludziom zachowywać się w inny sposób. W tym samym Liście do Galatów (2, 14) Paweł pyta Piotra: „Jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?”. W imię czego każesz im się judaizować?
Być może najpiękniejszą stronicą Nowego Testamentu, w której pojawia się podobna antyteza jak w 1 P 5, 2 — jest List do Filemona (w. 14). Paweł pisze do Filemona, że w stosunku do niewolnika postanowił: „nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu (kata anánken), ale z dobrej woli (kata ekoúsion)”.
Paweł chce uniknąć sytuacji, w której Filemon traktowałby dobry uczynek jako ciężar, od którego nie może się uchylić.
Wiemy, że jeśli traktujemy naszą posługę jako udrękę, ludzie natychmiast to zauważają i czują się upokorzeni, winni, czują się, jakby podcięto im skrzydła.
Zatem słowo „przymus” wskazuje na pierwsze wypaczenie posługiwania; przymus jest wtedy, gdy kapłan pasie stado Boże nie tyle z potrzeby serca, ale raczej z różnych mechanicznych przyzwyczajeń. Dochodzi do tego niepostrzeżenie, z powodu zmęczenia, braku dobrego pokarmu duchowego, odłączenia od źródeł wody żywej, od Pisma Świętego i Eucharystii.
Pojawia się wszakże jedno zastrzeżenie: działaniu „nie pod przymusem”, „nie z konieczności” zdaje się przeczyć ważny fragment z Listu św. Pawła do Koryntian: „Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku (ananke — nieunikniona konieczność). Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Innymi słowy: jestem do tego zmuszony. I pisze Paweł: „Gdybym to czynił z własnej woli (ekon — tego samego terminu użył Piotr: ekousios, dobrowolnie), miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli (ei de akon jest przeciwieństwem Piotrowego ekousios), to tylko spełniam obowiązki szafarza” (1 Kor 9, 16-18).
Pamiętam, że zatrzymałem się dłużej nad tym tekstem w czasie rekolekcji wielkopostnych w 1984 roku dla kleryków z drugiego roku teologii w Saronno3.
Antyteza, jaką jest spełnianie posługi z konieczności oraz spełnianie jej spontanicznie, z ochotą — tworzy w życiu kapłana bardzo konstruktywne napięcie.
Paweł doświadcza, że ewangelizacja jest koniecznością, ponieważ Boża miłość zawładnęła nim do tego stopnia, że stał się jej niewolnikiem. To moc Bożej miłości nie zostawia mu innego wyjścia. Jest to zatem konieczność, która wypływa z mistycznej wizji posługiwania: „czuję, że inaczej nie mógłbym postępować”. Nierzadko zdarza się nam słyszeć z ust świętych kapłanów: „Mogę tylko głosić Ewangelię; kiedy zastanawiam się nad swoim życiem, to widzę, że nie mógłbym nie być kapłanem”. To jak wyznanie: „Bóg, najwyższa miłość, przymusza mnie, a Jego moc jest silniejsza ode mnie”. My sami, kiedy pomyślimy o naszym powołaniu, musimy stwierdzić, że jesteśmy kapłanami nie dla naszych zasług, nie z naszego wyboru, ale jesteśmy nimi dlatego, że taki był łaskawy zamiar Boga.
Ale także i św. Piotr ma rację: „Noszę w sobie zamysł Boży i moje serce działa spontanicznie, dobrowolnie”. Jesteśmy nieustannie wzywani do tego, żeby przymierzać siebie do Bożego zamysłu, bo to Bóg nas wybrał i związał nasze serce, które przyjęło Jego zamysł. Najpiękniejszym obrazem tej rzeczywistości jest Maryja w czasie Zwiastowania: zostaje włączona w zamysł Boży, co w praktyce zamyka jej inne drogi. Bóg jest nieskończenie większy od niej, dlatego zgadza się z ochotą, dobrowolnie (ekousios) i wypowiada swoje „tak”.
Identyczny jest sens Piotrowego dopowiedzenia: kata Theon — „według Boga”, „jak Bóg chce”. Św. Franciszek Salezy mówił o bon plaisir de Dieu — o dobroczynnej, dobrej, miłej woli Boga, który postawił mnie na tym miejscu.
To największa moc naszej posługi. Kiedy odnosimy wrażenie, że relacje duszpasterskie są ponad nasze siły, że bardzo nas męczą, musimy zwrócić się do Pana i powiedzieć Mu: „Taka jest dobroczynna Twoja wola, Ty chciałeś mieć mnie tutaj, i z radością przyjmuję Twoją wolę”.
2. Także drugie z wymienionych przez Piotra wypaczeń dość łatwo może się pojawić: „Nie ze względu na niegodziwe zyski”, ale, przeciwnie — „z oddaniem”.
„Nie ze względu na niegodziwe zyski (mede aischrokerdos)”, dosłownie: „nie szukając haniebnego zysku”. Ta wielka pokusa musiała być obecna od samego początku, gdyż podobna przestroga powtarza się wielokrotnie w Listach pasterskich. „Diakonami tak samo winni być ludzie godni, w mowie nieobłudni, nie nadużywający wina, niechciwi brudnego zysku” (1 Tm 3, 8). Paweł przedstawia tu kilka konkretnych wypaczeń charakteru posługi, a między nimi wymienia też chciwość nieuczciwego zysku. Ale te same wzmianki znajdują się już w najwcześniejszych Listach Apostoła, na przykład kiedy on sam broni się przed zarzutem, iż wybrał posługiwanie powodowany chciwością:
Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie — jak wiecie — ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych. A jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem (1 Tes 2, 5-7).
Poszukiwanie własnej korzyści było rzeczywiście brakiem w pierwotnym Kościele. Dziwi zatem, dlaczego posługa nie była wcale czymś pożądanym i nie dawała żadnego zabezpieczenia. W każdym razie wypaczenia ambicjonalne, próżność, smak pieniądza, wykorzystywanie darów składanych przez wiernych zaznaczały się jakoś w posługiwaniu, i przed tym wszystkim przestrzegają Listy apostolskie.
To, co w Pierwszym Liście do Tymoteusza zostało powiedziane o diakonie, w Liście do Tytusa dotyczy biskupa:
Biskup bowiem winien być, jako włodarz Boży, człowiekiem nienagannym, niezarozumiałym, nieskłonnym do gniewu, nieskorym do pijaństwa i awantur, nie chciwym brudnego zysku, lecz gościnnym, miłującym dobro, rozsądnym, sprawiedliwym, pobożnym, powściągliwym, przestrzegającym niezawodnej wykładni nauki (Tt 1, 7-9).
Tematem, który często powraca w Listach św. Pawła, jest chciwość. I tak w Liście do Kolosan (3, 5) Apostoł piętnuje „chciwość, bo ona jest bałwochwalstwem”.
Działaniu „ze względu na niegodziwe zyski” przeciwstawia Piotr działanie „z oddaniem”, „ochotnie” (alla prothumos). Chodzi zatem o coś więcej niż zwyczajną bezinteresowność, chodzi o gotowość, ochoczość.
Termin ten pojawia się w Ewangelii św. Mateusza, kiedy Jezus w Getsemani mówi do swoich uczniów: „Duch wprawdzie ochoczy” (26, 41). Jest to taka gotowość, która wyzwala i nie troszczy się o własny zysk. Żyje nią św. Paweł, o czym mówi w Liście do Rzymian: „Przeto, co do mnie, gotów jestem głosić Ewangelię i wam, mieszkańcom Rzymu” (1, 15). Taka gotowość rodzi się ze zrozumienia nadmiaru Bożej miłości, która całkowicie i bezinteresownie wydała się za nas.
3. Trzecie wypaczenie posługi jest bardzo konkretne i dość powszechne: „Nie jak ci, którzy ciemiężą gminy”, ale, i to jest właściwą postawą, „jako żywe przykłady dla stada”. „Ci, którzy ciemiężą gminy (katakurieuontes)”, to mocne określenie, brzemienne znaczeniowo, bez mała stworzone przez samego autora. Starożytna wersja łacińska brzmi: non dominantes in cleris (ton kleron). Kleros dosłownie oznacza „los”, „udział”, zatem: nie panując nad osobami, które wam przypadły w udziale. Katakurieuo, w niezłożonej postaci kurieuo, występuje na przykład w Mt 20, 25, gdy Jezus przestrzega: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je (dosłownie: panują przemocą nad nimi). Nie tak będzie u was”. Posługa wymaga całkowicie odmiennej postawy niż świecka postawa panowania. W Pierwszym Liście do Koryntian Paweł stwierdza: „Nie żeby okazać nasze władztwo nad wiarą waszą, bo przecież jesteśmy współtwórcami radości waszej” (1, 24).
Na nieszczęście chęć dominowania, nawet w wymiarze duchowym, jest w nas obecna i nie powinniśmy się dziwić, że już w Kościele pierwszych wieków została napiętnowana jako skłonność negatywna, właściwa temu, kto chce wysługiwać się ludem. Taka postawa prowadzi następnie do życia stadnego, bez inicjatywy, uniemożliwia osobisty wzrost, prowadzi aż do form zazdrości duchowej. Korzenie wszystkich tych wypaczeń znajdują się w nas samych, a przyjmują te wypaczenia formy tym bardziej subtelne, im bardziej ukryte pod płaszczykiem duchowości; łatwo więc mogą pojawić się u wszystkich, ponieważ dobra duchowe przyciągają bardziej niż dobra materialne. W konsekwencji ludzie wiążą się nie z Jezusem Chrystusem, ale z tym czy z tamtym księdzem, przekonani, iż nie mogliby pozostać chrześcijanami, gdyby tego właśnie kapłana przeniesiono gdzie indziej. Takie zjawiska unaoczniają, że nie wszystko w relacjach duszpasterskich jest przejrzyste i właściwe.
Ale jako żywe przykłady dla stada. W tych słowach św. Piotra widzimy bardzo śmiały przeskok: kapłan przewodzi wspólnocie dając przykład, nie zaś przymuszając do posłuszeństwa. To oczywiste, że chodzi tutaj o ideał doskonałości, do której nam bardzo daleko, ale musimy przecież do niej zawsze dążyć.
„Jako żywe przykłady dla stada”. „Przykład” to pojęcie charakterystyczne dla Kościoła czasów apostolskich i pojawia się często w nauczaniu św. Pawła: „Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem” (Flp 3, 17-18). Paweł chce przewodzić swoim przykładem, wzorem. Powraca do tych pouczeń w Pierwszym Liście do Tymoteusza. Tak pisze do ukochanego ucznia: „Wzorem bądź dla wiernych w mowie, w obejściu, w miłości, w wierze, w czystości!” (4, 12). Nie oznacza to, że nie trzeba też niczego nakazywać. Jeśli jest to konieczne, sam Apostoł daje nakazy, czasami jest twardy, nieugięty. Jednak pasterz kieruje innymi przede wszystkim poprzez przykład. Stawać się przykładem — o tym musimy stale pamiętać i tym się motywować.
I jeszcze w Liście do Tytusa (2, 7) zostało powiedziane: „We wszystkim dawaj wzór dobrych uczynków własnym postępowaniem, w nauczaniu okazuj prawość, powagę”. Interesujący jest werset 6: „Młodzieńców również upominaj, aby byli umiarkowani”. W kontaktach z młodzieżą (które musiały być trudne, tak jak i teraz) Tytus, który sam był młody, winien stawać się wzorem i świadczyć, że życie Ewangelią jest piękne.
Po rozważeniu wymienionych przez Piotra negatywnych i pozytywnych form kapłańskiego posługiwania chcemy zwrócić teraz uwagę na doniosłość wersetu 4, który ukazuje wspaniałą perspektywę: „Kiedy zaś objawi się Najwyższy Pasterz, otrzymacie niewiędnący wieniec chwały”. Wieniec był nagrodą dla tego, kto zwyciężył w biegu na stadionie, mocując się i poświęcając aż do granic wytrzymałości. Piotr zatem mówi do każdego z nas: „Dla ciebie, który tak bardzo się trudzisz, przeznaczony jest wieniec; stado należy do Najwyższego Pasterza, nie do ciebie, i właśnie temu Pasterzowi powinieneś je powierzyć, tak samo powinieneś powierzyć Mu samego siebie, pasąc lud w Jego imieniu”.
Podsumujmy nasze rozważania: Piotr pomógł nam dostrzec trzy rodzaje najczęściej spotykanych wypaczeń posługi kapłańskiej. Ich zaś przeciwieństwem jest przykład dany przez Chrystusa i apostołów.
Wypada, jak sądzę, podkreślić, że również i w Starym Testamencie znajdziemy fragmenty podobne do nowotestamentowych. Problem pasterzy, którzy źle obchodzą się ze stadem Bożym, rzeczywiście przewija się w całej tradycji biblijnej. Chciałbym zacytować w tym miejscu dwóch proroków.
Ezechiel 34, 2-4:
Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadziliście z powrotem, zagubionej nie odszukaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi.
Z takim opisem, który odnosi się do króla i być może także i do kapłanów, do autorytetów społecznych i religijnych, kontrastuje świetlana postać Franciszka Salezego. On nigdy nie oszczędzał się, obchodził te góry, na które my dzisiaj patrzymy, i szukał zagubionych owiec, aby zgromadzić na liturgii choćby trzy lub cztery osoby.
Jeremiasz 23, 1-2
Biada pasterzom, którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce mojego pastwiska — wyrocznia Pana. Dlatego to mówi Pan, Bóg Izraela, o pasterzach, którzy mają paść mój naród: Wy rozproszyliście moją trzodę, rozpędziliście ją i nie troszczycie się o nią; oto Ja zatroszczę się o nieprawość waszych uczynków — wyrocznia Pana.
Te dwa fragmenty dodatkowo potwierdzają, że niemało jest tekstów o wypaczeniach posługi pasterskiej.
Na początku medytacji zaznaczyłem już, że w pismach św. Franciszka Salezego znajdziemy tylko napomknienia o wypaczeniach relacji duszpasterskich.
— W jednym z listów do Matki de Chantal przyznaje, że jest potrzeba oczyszczenia także i tych relacji.
... Kiedyż ta naturalna miłość, zrodzona z więzów krwi, z uprzejmości, z wdzięczności, z sympatii i z wdzięku — dozna oczyszczenia i będzie uległa i posłuszna najczystszej miłości, w której upodobał sobie Bóg?
Opisuje zatem pozytywne aspekty naturalnej miłości i uwypukla konieczność poddania ich woli Bożej.
Pisze dalej:
Kiedyż miłość własna nie będzie już pragnąć jeszcze więcej znaków obecności, świadectw i dowodów zewnętrznych, a znajdzie całkowite zadowolenie w tej niewzruszonej i niezmiennej pewności, którą Bóg jej daje w swej wieczności?
Franciszek Salezy woli patrzeć na niezmienną, oczyszczającą miłość Boga, niż rozprawiać o brakach czy wypaczeniach ludzkiej miłości.
Co może jeszcze dodać obecność do tej miłości, która zrodziła się z woli Boga i On ją podtrzymuje i zachowuje? Jakich prób mogłaby wymagać trwałość jedności stworzonej przez Boga? (Do Joanny de Chantal — z Annecy, 15-17 maja 1616 r.)4.
— Na innej stronicy kontemplujemy gotowość świętego do pomagania innym. Jest to prawie że komentarz do słowa prothumos — „ochotnie”, „z oddaniem” jako przeciwieństwa „niegodziwego zysku” i „haniebnej korzyści”:
... otrzymałem dwa twoje listy trochę później, niż myślałaś, i później też, niż sam bym sobie życzył, ale przyszły wystarczająco w porę, aby mnie ucieszyć, bo znalazłem w nich dowody twojego wzrostu duchowego. Niech Bóg będzie uwielbiony na wieki! Ja zaś powiem ci najpierw, że nie musisz zwracać się do mnie w ceremonialnych słowach, ponieważ, za wolą Bożą, mam dla ciebie całe to uczucie, którego mogłabyś sobie życzyć, a ja nie potrafiłbym go sobie zabronić. Dogłębnie kocham twoją duszę, ponieważ myślę, że Bóg tak chce, i kocham ją tkliwie, bo widzę, że jeszcze jest słaba i nazbyt młoda. Pisz do mnie z pełnym zaufaniem i z wolnością oraz proś o to wszystko, co będzie ci się wydawać potrzebne dla twojego dobra. Niech to będzie jasne raz na zawsze (Do nowicjuszki de Soulfour — z Annecy, 16 stycznia 1603 r.)5.
Franciszek nie pyta, czy ta nowicjuszka jest, czy też nie jest osobą ważną, czy rozumie ducha Zakonu Nawiedzenia, czy też nie — jest po prostu gotowy pomóc jej i z niesłychaną delikatnością oddaje się cały do jej dyspozycji.
Przedstawię dwie serie pytań, które, jak myślę, pomogą wam w medytacji osobistej.
— Potrafimy dostrzec wypaczenia czy deformacje posługiwania u innych. Czy potrafię dostrzec je również u siebie?
Papierkiem lakmusowym może być to właśnie: Jak reaguję na krytykę? Czy ją marginalizuję, lekceważę ją, banali-
zuję, czy też, nie przejmując się nią zbytnio, staram się jednak dojrzeć w niej jakąś prawdę o sobie?
Z reguły wypaczenia posługi zaczynają się z tego, że chce się zawsze usprawiedliwić siebie, a obarczyć winą innych. Jest w tym niezdolność do zakwestionowania siebie, do przyznania, że niemało nam jeszcze brakuje do ideału.
— Przezwyciężenie poważniejszych wypaczeń relacji duszpasterskich wymaga energicznego zerwania, narzucenia sobie rygoru; zaś bardziej ukryte i subtelne wypaczenia przezwycięża się jedynie wtedy, gdy zamieszka się w sercu naszego Pana.
Czy staram się przebywać w sercu Chrystusa, w modlitewnej atmosferze, aby w ten sposób zostać oczyszczonym ze wszystkich tych nieuniknionych wypaczeń naszych relacji?
opr. ab/ab