Miłość do Maryi nie ujmuje nic miłości Boga. Dowodzą tego historie wielu świętych, którzy zaufali Maryi i powierzyli jej swe życie
Bóg stworzył świat dla człowieka pielgrzymującego - to jest nasz świat, stworzył świat dla człowieka błogosławionego i jest nim niebo. Ale uczynił Bóg jeszcze inny świat - dla siebie i dał mu imię: Maryja. Maryja jest „rajem” Boga. Tylko ktoś przesiąknięty miłością do Maryi może być autorem tych stwierdzeń.
Kapłaństwo i maryjność - takie zestawienie tematyczne przyświecało wyborowi tematu tego artykułu i zastanawiałem się, czy poświęcić mój tekst kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu, czy może jednak św. Janowi Pawłowi II. Dwaj wielcy Polacy, których miłość do Maryi nie ulega wątpliwości, którzy właściwie wszystko postawili na Maryję. Któż nie zna papieskiego zawołania Jana Pawła II „Totus Tuus”, czyli „Cały Twój” skierowanego do Maryi? Ale właśnie te ostatnie słowa nie są autorstwa naszego papieża, on je przejął od kogoś innego. O kogo chodzi?
Byłem chyba licealistą, kiedy po raz pierwszy usłyszałem to dziwne nazwisko, które przewijało się często w czytankach podczas nabożeństw majowych: Ludwik Maria Grignion de Montfort. Ksiądz wikariusz prosił nas o ich odczytanie, a my łamaliśmy sobie język na tym nazwisku. No i to właściwie wszystko, co mi pozostało z tamtych lat, czyli poza nazwiskiem i związkiem z Maryją, właściwie nic. Kim więc był św. Ludwik Grignion de Montfort? Urodził się w bretońskim miasteczku Montfort-sur-Meu 31 stycznia 1673 roku. Dzisiaj ciężko to sobie wyobrazić, ale był drugim z aż osiemnaściorga dzieci Jana Baptysty (Chrzciciela) i Joanny. Jakkolwiek jego rodzice wywodzili się ze znanych francuskich rodów, to jednak w owym czasie była to rodzina mocno zubożała. Mimo wszystko kładli oni wielki nacisk na wychowanie w wierze swoich dzieci, co zaowocowało wstąpieniem do stanu duchownego nie tylko Ludwika, ale i jego brata Józefa Piotra jako dominikanina, natomiast przynajmniej dwie siostry (według niektórych źródeł aż 6) wstąpiły do zakonów. Interesujący nas Ludwik po ukończeniu szkoły podstawowej w rodzinnej miejscowości, uczył się w kolegium jezuickim w Rennes, a później studiował teologię w Paryżu. Zgodnie z francuską szkołą duchowości podstawą formacji była tajemnica wcielenia i wierność zobowiązaniom chrztu świętego. To pewnie wtedy Ludwik Grignion postawił na kult Najświętszej Maryi Panny i wierność przyrzeczeniom chrztu. Jak możemy przeczytać w biografiach, na potwierdzenie tego wyboru przybrał drugie imię „Maria” i dodał człon „Montfort” do swojego nazwiska, od nazwy parafii swojego chrztu.
Ponieważ wiemy, że mówimy o kapłanie, którego dzieła miały wpływ na duchowość takich herosów ducha jak św. Maksymilian Maria Kolbe, św. Jan Paweł II, czy sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński, to pewnie zdziwi nas przebieg „kariery” kapłańskiej św. Ludwika. Po przyjęciu święceń w 1700 roku nie wyruszył na podbój świata akademickiego, ale ponieważ - jak napisał do swojego przełożonego - odczuwał „wielkie pragnienie umiłowania Pana naszego i Jego świętej Matki” i chciałby „jako ubogi kapłan uczyć biednych wieśniaków i zachęcać grzeszników do nabożeństwa do Świętej Dziewicy”, poświęcił swoje kapłańskie życie temu pragnieniu: działalności misyjnej w miejskich i wiejskich ośrodkach Francji. Najpierw został kapelanem w szpitalu w Poitiers, a po dwóch latach stał się misjonarzem wędrownym. Warto pamiętać, że jego działalność przypada na bardzo trudny okres we Francji rozdartej pomiędzy hedonizmem z jednej strony, czyli życiem wypełnionym przyjemnościami, które prowadziło do rozwiązłości, podczas gdy na drugim biegunie plasowali się chrześcijanie, których charakteryzował sztywny, formalistyczny i posępny moralizm, daleki od miłosiernej miłości Boga.
Św. Ludwik głosił natomiast świętą równowagę zalecaną przez Kościół, bo w Chrystusie znajdujemy tak łagodność, jak i rygor, sprawiedliwość i miłosierdzie. Kościół naucza o autentycznej wielkości człowieka, którego zbawienie wysłużył na krzyżu Jezus Chrystus, ale i nie ukrywa nędzy, w jaką wtrącił nas grzech i jego konsekwencje. No i jest w tym wszystkim czuła obecność Maryi.
Św. Ludwik miał wielki talent, był skuteczny, ale jego działalność nie wszystkim się podobała. Niestety, nie mówimy tylko o wrogach Kościoła, również niektórzy proboszczowie nie tolerowali jego działalności, częściowo, ponieważ sami poddawali się modnym prądom, a pewnie i trochę z zazdrości. Nie zrażony tym Ludwik pieszo podążył do Rzymu, a papież Klemens XI uznał, że jest on świetnym obrońcą przed atakami jansenistów i udzielił mu przywileju głoszenia kazań w całej Francji. Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort zmarł w St. Laurent-sur-Sevre 28 kwietnia 1716 roku, w wieku 43 lat. Został beatyfikowany przez papieża Leona XIII w roku 1888, a kanonizował go w roku 1947 — Pius XII. Relikwie św. Ludwika znajdują się w kościele w St. Laurent-sur-Sevre.
Powyższe słowa to życiowa dewiza św. Ludwika, a jego najbardziej znanym dziełem pośród wielu prac ascetycznych, które pozostawił, jest bez wątpienia „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. Tak wyznał św. Jan Paweł II w „Darze i tajemnicy”: „Był taki moment, kiedy poniekąd zakwestionowałem swoją pobożność maryjną uważając, że posiada ona w sposób przesadny pierwszeństwo przed nabożeństwem do samego Chrystusa. Muszę przyznać, że wówczas z pomocą przyszła mi książeczka św. Ludwika (...). W niej znalazłem poniekąd gotową odpowiedź na moje pytania. Tak, Maryja prowadzi nas, przybliża do Jezusa, prowadzi nas do Niego, ale pod warunkiem, że przeżyjemy Jej tajemnicę w Chrystusie”. Co ciekawe wspomniana książeczka choć powstała w 1712 roku przez ponad 100 lat była właściwie nieznana. Sam autor miał to zresztą przepowiedzieć twierdząc, że szatan tak bardzo obawia się zbawiennego wpływu tego nabożeństwa, iż zrobi wszystko, by nikt do niego nie dotarł. Dopiero w 1842 roku traktat odkryto przypadkiem w starym kufrze w domu zakonnym w Saint Laurent-sur-Sevre i przesłano do Rzymu, gdzie właśnie toczył się proces beatyfikacyjny autora. Komisja papieska, po gruntownym zbadaniu traktatu orzekła, że jest on wolny od wszelkich błędów teologicznych. Dowiemy się nie tylko tego, że prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny jest wewnętrzne, czułe, święte, stałe i bezinteresowne, ale znajdziemy też choćby zwięzłe charakterystyki czcicieli fałszywych. Oto jak opisuje św. Dominik czcicieli skrupulantów: „Czciciele skrupulanci to ci, którzy obawiają się, by czcząc Matkę nie ująć; czci Synowi, by wynosząc Maryję, nie poniżać; Jezusa. Nie znoszą, by Najświętszej Dziewicy oddawano głęboką, a tak słuszną cześć;, jaką jej oddawali Ojcowie Kościoła. Korci ich, gdy widzą, że więcej ludzi klęczy przed ołtarzem Matki Bożej niż przed Najświętszym Sakramentem, jak gdyby jedno było przeciwne drugiemu; jak gdyby ci, którzy się modlą do Matki Najświętszej, nie modlili się przez Nią do Pana Jezusa. Nie chcą, by mówiono tak często o Najświętszej Dziewicy, by się tak często do Niej zwracano. Oto zwroty, którymi się zwykle posługują: Po cóż tyle różańców, tyle bractw i zewnętrznych nabożeństw do Najświętszej Panny? Ileż w tym nieświadomości! Czy to nie jest ośmieszaniem naszej religii? Uznaję tylko tych, co się modlą do Jezusa Chrystusa. Trzeba się uciekać; do Chrystusa, On jest naszym jedynym Pośrednikiem; trzeba głosić; kazania o Chrystusie, to jedynie ma trwałą wartość;.
Powyższe twierdzenia są poniekąd słuszne; wszelako przekręca się je w tym celu, by przeszkadzać; nabożeństwu do Najświętszej Panny, dlatego są bardzo niebezpieczne i stanowią pewnego rodzaju sidła, które zły duch stawia pod pozorem większego dobra. Nigdy bowiem nie czcimy więcej Jezusa Chrystusa niż wtedy, kiedy czcimy Najświętszą Dziewicę; bo czcimy Ją dlatego tylko, by doskonalej czcić; Jezusa Chrystusa. Idziemy do Niej jako do drogi prowadzącej do zamierzonego celu, którym jest Jezus Chrystus.
Kościół św. wraz z Duchem świętym błogosławi wpierw Najświętszą Dziewicę, a potem dopiero Jezusa: „Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławion owoc żywota Twojego Jezus”. Nie dlatego, jakoby Najświętsza Maryja Panna znaczyła więcej niż Jezus, lub była Mu równa: byłoby to nieznośną herezją; ale dlatego, że trzeba wpierw sławić; Maryję, by doskonalej wielbić; Jezusa. Powiedzmy zatem ze wszystkimi prawdziwymi czcicielami Maryi, wbrew twierdzeniom owych fałszywych skrupulantów: O Maryjo, błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus!”
Oprócz skrupulantów, pośród czcicieli fałszywych św. Ludwik umieszcza też czcicieli powierzchownych, zuchwałych, niestałych, obłudnych i samolubnych. Ale to tylko skromna przystawka w tej duchowej uczcie jaką jest książeczka o prawdziwym nabożeństwie, którą dzisiaj łatwo znaleźć choćby w Internecie, do czego zachęcam.
Warto sięgnąć po spuściznę św. Ludwika u progu miesiąca maryjnego, bo prawdziwe nabożeństwo do Maryi zbliża do Jezusa. Jak zapewnia nasz Święty: „Gdyby nabożeństwo do Najświętszej Panny oddalało nas od Chrystusa Pana, należałoby je odrzucić jako podpuszczenie diabelskie. (...) Nabożeństwo to jest nam tylko i wyłącznie po to potrzebne, abyśmy mogli Chrystusa tym doskonalej znaleźć, tym czulej ukochać i tym wierniej Mu służyć”.
opr. mg/mg