Wszystko z rąk Ojca przez Maryję

W życiu św. Maksymiliana Kolbe wiele wydarzeń i dat związanych jest z Maryją. Była Ona ważna dla niego od dzieciństwa

W 1941 roku o. Maksymilian Maria Kolbe z czterema ojcami został aresztowany przez gestapo i uwięziony na Pawiaku. Właśnie stamtąd w maju wywieziono go do obozu w Oświęcimiu. To nie jedyna data i wydarzenie z jego życia, które kojarzą się z Maryją, tak ważną w życiu Maksymiliana od dzieciństwa.

Z czarno-białej fotografii za okularów spogląda o. Kolbe. Patrząc na niego podejrzewam, że kiedy wstępował do zakonu, niewielu spodziewało się, że będzie znany w różnych częściach świata. A jego historia zwiąże się na zawsze z pewnym miejscem w Polsce, a właściwie klasztorem, który nazwał na cześć Maryi, dokładnie Niepokalanej. Widzieli po prostu ubogiego franciszkanina.

Przy rodzinnym ołtarzyku

Na świecie znany jest jako Maksymilian Maria, ale na chrzcie otrzymał wybrane przez rodziców imię Rajmund. W wychowaniu synów Marianna i Juliusz Kolbowie zwracali uwagę na naukę i ich rozwój życia religijnego. Bóg był dla nich dobroczyńcą i jednocześnie najsprawiedliwszym sędzią, a Maryja matką i orędowniczką u Boga. Jak napisał franciszkanin o. Leon Dyczewski w biografii o. Maksymiliana, to wyobrażenie o Bogu i Matce Bożej przejął od nich Rajmund. Cała rodzina modliła się przy domowym ołtarzyku Matki Bożej Częstochowskiej. Oprócz pacierza najczęściej odmawiali „Anioł Pański”, Litanię do Najświętszej Maryi Panny i Różaniec. Byli muzykalni, dlatego śpiewali także pieśni. Czasami tata Juliusz towarzyszył im grą na skrzypcach. W niedziele i święta Kolbowie z dziećmi uczestniczyli we Mszy św. Szli odświętnie ubrani, każdy z książeczką do nabożeństwa. Chłopcy Franciszek, Rajmund i Józef modlili się z wyjątkowym skupieniem. Rajmund wyróżniał się nabożeństwem do Matki Bożej.

Mundziu, co z ciebie będzie?

W pamięci Rajmunda i jego bliskich pozostało wspomnienie pewnego wydarzenia. Tego dnia mama patrząc na jego zachowanie powiedziała: „Mundziu, nie wiem, co z ciebie będzie”, a on zaczął szukać odpowiedzi u Maryi. Marianna opisała to w liście w październiku 1941 roku: „Mieliśmy taki skryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił się, (...) w całym swym zachowaniu był on ponad swój wiek dziecinny zawsze skupiony i poważny. (...) Byłam niespokojna czy czasem nie jest chory, więc pytałam się go, co się z tobą dzieje? (...) Drżąc ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: jak mama powiedziała „co to z ciebie będzie”, to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała co będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu ją prosiłem, wtedy Matka Boża ukazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą i drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzyła i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Opowiedziałam, że chcę”. Rajmund też wspominał z dzieciństwa pewien fakt świadczący o jego nabożeństwie do Maryi. Z okazji odpustu rodzice dali mu niewielką sumę pieniędzy, w takich przypadkach dzieci spełniają swoje małe marzenia - na przykład kupują jakąś zabawkę. On natomiast na parafialnym odpuście kupił figurkę Niepokalanej.

Mundur czy habit?

Kiedy Rajmund i jego brat Franciszek uczyli się w małym seminarium franciszkanów we Lwowie, tego pierwszego często widywano w kaplicy seminaryjnej. „W internacie na chórze, gdy słuchaliśmy Mszy św., z twarzą przy ziemi obiecałem Najświętszej Maryi Pannie królującej w ołtarzu, że będę walczył dla niej. Jak - nie wiedziałem, ale wyobrażałem sobie walkę orężem materialnym”. Rajmund nie widział jak walkę prowadzić i w miejsce habitu widział mundur wojskowy. Zdecydował się opuścić seminarium. „Nie miałem chęci prosić o habit - pisał już jako Maksymilian - i jego (brata Franciszka) chciałem odwieść, i wtedy była ta pamiętna chwila, kiedy idąc do Ojca Prowincjała, aby oświadczyć, że ja i Franuś nie chcemy wstąpić do zakonu, usłyszałem głos dzwonka do rozmównicy. Opatrzność Bożą w nieskończonym miłosierdziu swoim prze Niepokalaną przysyła w tej tak krytycznej chwili Mamę do rozmównicy”. Marianna Kolbe przyjechała, by powiedzieć synom o decyzji podjętej z mężem. Postanowili poświęcić resztę życia Bogu. Rajmund odczytał to jako znak od Boga i postanowił zostać franciszkaninem.

Maksymilian Maria

Brat Maksymilian trafił na czas ożywionego kultu Maryi u franciszkanów w prowincji galicyjskiej. Ze względu na to klerycy w Krakowie przy składaniu ślubów wieczystych dodatkowo przyjmowali imię Maria, które używali obok imienia zakonnego. To właśnie dlatego znamy o. Kolbe jako Maksymiliana Marię. Wcześniej 28 października 1914 roku przyjął tonsurę i przez ten obrzęd obcięcia włosów został włączony do stanu duchownego. W uroczystość Wszystkich Świętych złożył śluby zakonne i przyjął wspomniane już imiona Maksymilian Maria. Przez imię „Maria” chciał podkreślić, że chce być na stałe zjednoczony z Matką Bożą. Potem po przyjęciu święceń kapłańskich zrobił notatki, które mówiły o jego silnej więzi z Maryją. Zapisał między innymi: „Opuść wszystko i wszystkich dla miłości Bożej; daj się prowadzić Niepokalanej”, „Przez Niepokalaną dojdziesz do świętości. Wzywaj ją więc we wszystkich potrzebach”, „Cierp w milczeniu i z miłością, wszystko bowiem przychodzi z rąk najlepszego Ojca przez ręce Niepokalanej”. A w celi zakonnej, jaką po święceniach otrzymał w Krakowie, ojciec Maksymilian postawił na szafie figurkę Niepokalanej, na biurku obrazki Teresy od Dzieciątka Jezus i Gemmy Galgani - wtedy były to kandydatki na ołtarze, które stały się jego wzorami życia wewnętrznego.

W przestrzeni kosmicznej i Niepokalanowie

W zakonie Maksymilian nadal interesował się wynalazkami. Pozostawił po sobie m.in. opis pojazdu kosmicznego nazwany etereoplanem. Tak na marginesie zasadą poruszania się eteroplanu w przestrzeni kosmicznej miał być odrzut. Według dzisiejszych rzeczoznawców jego projekt był genialnym błyskiem ówczesnej myśli technicznej. Zasady jego działania są poprawne i zgodne z tymi, jakie dzisiaj obowiązują. Swoje pomysły o. Maksymilian wykorzystywał do tego, by ludzie coraz lepiej poznawali Boga i Maryję. Dlatego od 1922 roku połączył działalność apostolską Rycerstwa Niepokalanej z wydawaniem gazety. Dodam jeszcze, że o tym stowarzyszeniu o. Maksymilian po raz pierwszy usłyszał studiując w Rzymie.

Dzięki odwadze i zaufaniu Bogu i Maryi założył potem klasztor w Polsce zwany Niepokalanowem, nie mówiąc już o japońskiej wersji Niepokalanowa. Jeżeli ktoś jest ciekawy jak wyglądała ta karta z życia o. Maksymiliana związana z Niepokalaną może o tym przeczytać w reportażu z Japonii naszego Naczelnego, który zamieściliśmy  jakiś czas temu w „Opiekunie”.

Wracając do Polski, na miejsce, gdzie dziś znajduje się Niepokalanów, o. Maksymilian przybył w 1927 roku z grupą braci i postawił figurkę Niepokalanej. Takie były początki nowego klasztoru, który miał być też wydawnictwem. Jego budowę o. Kolbe rozpoczął od kaplicy jako centrum życia zakonnego. Każdy, kto chciał być przyjęty do klasztoru w Niepokalanowie, musiał poświęcić się Bogu przez Niepokalaną, bo według o. Kolbe to stanowiło „najważniejszy warunek i istotę życia w Niepokalanowie”.

W bunkrze głodowym

Z nadejściem września 1939 roku wybuchła wojna. Na polecenie przełożonych ojcowie i bracia opuścili klasztor i udali się w rodzinne strony. W Niepokalanowie pozostało 34 braci z o. Maksymilianem. We wtorek, 19 września aresztowano ich i więziono w Lamsdorf, Amtitz i Ostrzeszowie. Kiedy 8 grudnia zwolniono ich, wrócili do Niepokalanowa. Kiedy Niemcy pojawili się ponownie w klasztorze 17 lutego 1941 roku o. Maksymilian właśnie dyktował bratu sekretarzowi artykuł „Niepokalane Poczęcie”. Po dwóch godzinach gestapowcy aresztowali pięciu ojców, wśród nich o. Maksymiliana. Zaczął się dla niego ostatni etap życia.

Najpierw był więziony przez sto dni na Pawiaku, potem 28 maja wywieziono go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Dostał obozowy pasiak i numer 16 670. Przydzielono go do więźniów politycznych. Na pewno każdy słyszał historię oddania życia o. Maksymiliana za Franciszka Gajowniczka, męża i ojca. Nie będę pisać szczegółów, tylko przypomnę, że więźniowie i Niemcy stojący na placu apelowym byli zaskoczeni, że komendant obozu zgodził się na prośbę o. Kolbe. W bunkrze głodowym o. Maksymilian nieustannie się modlił i do modlitwy zachęcał innych. Umarł ostatni dobity zastrzykiem trucizny 14 sierpnia 1941. W następnym dniu, dokładnie w uroczystość Wniebowzięcia NMP, jego ciało spalono w krematorium.

Urzędowy akt zgonu przesłano pocztą dopiero w styczniu 1942 roku. Jednak jego mama dowiedziała się o śmierci syna wcześniej. Jak opisała w jednym z listów w 1941 roku, wkrótce po męczeńskiej śmierci syna, o której wtedy jeszcze nie wiedziała, po przebudzeniu rozpoczęła poranną modlitwę. W pewnej chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi, odwróciła się i zobaczyła Maksymiliana ubranego w franciszkański habit. Był radosny, nadzwyczajnie piękny i promieniujący przedziwną jasnością. Pani Kolbe zaniemówiła z radości i zapytała: synu, czy Niemcy ciebie wypuścili? Maksymilian przeszedł przez pokój, zbliżył się do okna i powiedział: nie martw się o mnie, mamo. Tam, gdzie jestem, jest pełnia szczęścia. Po wypowiedzeniu tych słów nagle znikł. Marianna Kolbe zrozumiała, że jej syn umarł i przyszedł, aby ją o tym powiedzieć.

Czyn o. Maksymiliana w obozie i całe jego życie wzbudziły od razu ogromne zainteresowanie, dzięki temu usłyszano jak ważny dla niego był Jezus i Jego Matka. Dzięki temu o. Kolbe nadal prowadzi ludzi do Boga przez Maryję.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama