O radości Wielkiego Postu

Wielki Post to nie tylko czas popiołu, ale i uczenia się prawdziwej radości!

W naszą naturę wpisana jest różnorodność doświadczeń, w tym także poczucie zmienności i słabości. Już od czasów najdawniejszych promowano postawę roztropności i dystansu do samego siebie. Ten, który miał przekonanie, że wie niewiele, uchodził za mędrca, a człowiek potrafiący poszukiwać odpowiedzi uważany był za doradcę. W czasach współczesnych z pewnością nieobce jest nam doświadczenie rozdarcia między naturalnymi możliwościami człowieka w dziedzinie techniki, a bezradnością w obliczu katastrof. Z jednej strony osiągnięcia cywilizacji pozwalają czuć się bezpiecznie, a jednocześnie zmienne warunki ekonomiczne są dla nas nie lada problemem. W to wszystko wpisują się niezaspokojone potrzeby psychiczne, poczucie samotności lub pustki.

Poczucie zagubienia przenika wszystkie płaszczyzny naszego życia i niekiedy daje się nam mocno we znaki. Mamy prawo być zmęczeni tym wszystkim, co dzieje się wokół nas, ale chyba bardziej męczący jest dynamizm naszego świata wewnętrznego. Na co dzień życzymy sobie dobrych dni, radości i optymizmu, bo chcemy w taki sposób pomagać sobie wzajemnie. Gdy chodzi o codzienne podejmowanie trudu życia, raczej nie ma jednostek uprzywilejowanych i dobrze jest, gdy fakt ten budzi w nas solidarność z innymi ludźmi. W naturalny sposób szukamy optymizmu, wiary w to, że będzie lepiej i zapewnienia, że mimo wszystko poradzimy sobie z przyszłością.

Chrześcijaństwo — odkryte i dobrze rozumiane jest przede wszystkim pozytywnym przekazem prawd fundamentalnych-. To tutaj bezsens spotyka się ładem, zagubienie z wybraniem, a lęki o przyszłość i zranienia - z ufnością i zdrowiem. Człowiek wierzący nie powinien zbyt zajmować się tym, co popsuł, nie musi z tego robić dramatu, a przede wszystkim nie powinien narzekać. Chrześcijaństwo to człowiek: łączy w sobie paradoks wieczności i zmiany, nadziei i zwątpienia, świętości i winy.

Wielki Post, to szczególny czas uczenia się radości, poznawania siebie i dochodzenia do prawdy. Nie można zatrzymywać się na popiele sypanym na nasze głowy, na wyrzeczeniach i surowości wobec siebie samego. Pokuta wiąże się z odejściem od siebie i zmianą myślenia. Szukanie winy u innych, licytowanie, kto jest większym winowajcą, nawet rozczulanie się nad własną słabością nie mają większego sensu. Jeśli nie pojmiemy, że całe nasze życie jest uczeniem się radości — zaginiemy: najpierw w życiu, bo zabraknie nam optymizmu, później zaś w perspektywie wieczności — bo pesymizm udusi naszą nadzieję. Czas pokuty, to okazja powrotu do tego, co zagubiło się gdzieś w gąszczu terminów, problemów i spraw do załatwienia. Wracać powinniśmy przede wszystkim do... Boga. On jest zasadniczym celem człowieka i jako jedyny jest w stanie wymienić nasze zagubienie na radość.

Dlaczego jest tak, że przed Wielkanocą ożywa pobożność i czynimy więcej w dziedzinie religii, niż w pozostałych okresach roku? Jest to oczywiście długa tradycja Kościoła, który chce przygotowywać wiernych do liturgicznego przeżywania fundamentalnej prawdy, że Jezus, Syn Boga, umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Chodzi zatem o przygotowanie do radości i uczty.

Można postawić pytanie, na ile zależy nam dziś na wejściu w tę tajemnicę Bożego Objawienia, za którą pierwsi chrześcijanie oddawali życie? Czy nie jest tak, że symbolizm obrzędów, ponieważ nie jest właściwie interpretowany, oddala nas od świadomości uczty i spotkania z Bratem i Przyjacielem? A może jest to wina złego akcentowania: Kościół stał się bardziej instytucją niż wspólnotą?

Nie chodzi jednak teraz o to, by porównywać, które czasy były lepsze czy gorsze dla Kościoła. Wielki Post może stać się po prostu czasem poszukiwania odpowiedzi na pytanie o to, co jest najbardziej istotne w naszym wierzeniu w Boga - o istotę chrześcijaństwa w kontekście XXI wieku. Liczne przepisy Kościoła - zwyczaje, zalecenia, często też nieprzemyślane wskazania duszpasterskie i własne zaniedbania w religijnej edukacji, mogą wprowadzić zamęt i rozmyć fundament. Mogą sprawić, że śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa staną się tylko historycznym lub religijnym faktem, bez jakichkolwiek konsekwencji dla codziennego życia. Można podejmować przecież post, spowiadać się lub zdobywać sprawności w wyrzeczeniach, nie pić alkoholu tylko dlatego, by uspokoić sumienie lub bezmyślnie poddawać się tradycji pozostawania praktykującym katolikiem. Dlatego też warto pytać się o motywację i cel naszego nawracania się, o istotę mojej własnej wiary i o to, jakie to ma w ogóle dla mnie znaczenie. Bo praxis nie jest przecież istotą wiary.

W życiu zamiast poszukiwania smutku można pytać o radość. Wszystko, co czynimy ma pomagać w budzeniu się tej radości. Są rozmaite radości, lecz nie wszystkie okazują się prawdziwe. Najważniejszą jest radość zmartwychwstania. Może być ona przez nas pojmowana jako czysta abstrakcja albo stać się zgodą na życie w pełni — kontemplacją Boga w codzienności. Wiele zależy od nas samych, od chęci poszukiwań, od odwagi stawiania sobie pytań i dystansu do samego siebie. Bóg przychodząc nam z pomocą nie oczekuje od nas nadzwyczajnych ofiar i doskonałości. Jego dar potrzebuje naszej wolności przyjęcia czyli gościnności. Uczta wtedy tylko ma sens, kiedy radość zaproszenia rodzi przyjemność dzielenia. Dlaczego zatem tak trudno o pozytywną wizję życia? Czy czasy są tak ciężkie, że tylko można narzekać, a Bóg tak odległy, że tylko nieliczni świeccy i może jeszcze pobożniejsi księża mają do niego dostęp? Otóż nie, chrześcijańskie szczęście jest wartością powszechną czyli przeznaczoną dla wszystkich. Problem chyba w tym, że nie dowierzamy Bogu i stajemy się bardziej surowi dla siebie, niż jest to potrzebne. Zamiast zapraszać Kogoś, kogo tak naprawdę dobrze nie znamy wolimy walczyć z grzechem, który znamy już bardzo dobrze.

Czytając Biblię spotykamy obrazy Boga zatroskanego o człowieka. Bóg poszukuje zagubionych, wychodzi naprzeciw przegranym, zaprasza na ucztę, leczy poranionych, uzdrawia, broni przed wycięciem - po prostu daje szansę. Biblijny przekaz chętnie przyjmujemy do wiadomości i cieszymy z tej niezwykłości Boga. Ale patrząc na życie religijne ludzi ochrzczonych mamy wrażenie jakby wszystkie biblijne opisy Boga, były jakąś fabułą, a sam Bóg tylko bohaterem literackim. Poczucie grzechu i bezradność mogą uczynić z nas niewolników i stać się przeszkodą w powrocie do Boga. Zniewolenie, zżycie się z bałaganem etycznym, odłożenie na bok spraw najbardziej ważnych mogą zmienić naszą optykę. Bóg powoli stawać się może surowym sędzią, Kimś, kto absolutnie chce nas ukarać za to wszystko, co za nami. A z drugiej strony, Bóg będzie pojmowany jako nagroda, ale tylko dla kogoś, kto żyje na bardziej przyzwoitym poziomie i popełnia mniej grzechów. Bóg może stać się też w końcu wartością przegraną, godną polecenia, ale utraconą dla mnie w sposób definitywny, bo pojawił się w życiu fakt poważnej niewierności. Ale czy taki jest Bóg, czy takiego objawiał nas Jezus swoim życiem?

Bóg troszczy się o nas wszystkich i nikogo nie przekreśla, chce dla nas dobrze, co więcej, zapewnia nas o radości i to też o tej ziemskiej. Spotkanie z przyjacielem budzi radość i szczęście, lecz o ileż bardziej wartościowe jest doświadczenie wyjaśnienia błędu i wzajemnego porozumienia. Boże przebaczenie jest dla wszystkich i za darmo. Jednak nasza natura chce zawsze na coś zasługiwać o własnych siłach i w dodatku ma zdolność przekreślania swojej wartości. Człowiek bez Boga jest w stanie zniszczyć swoją wartość i wymienić godność na niewolę, a wszystko to w klimacie smutku i beznadziei. Dlatego też czas Wielkiego Postu potrzebny jest, by uczyć się radości, by powracać do Boga z nadzieją.

Boża opieka nie jest mechanizmem, który działa niezależnie od człowieka, jednak źle rozumiana może być powodem iluzji i zamknięcia się w sobie. Często przyczyną oddalenia się od Boga jest jakiś skrywany uraz, jakaś ogromna strata, czy nieszczęście, które się przydarzyło. W potocznym rozumieniu Opatrzności, bardzo chętnie obwiniamy o to Boga, a mając już sprawcę czujemy się zwolnieni z praktyki wiary, bo i tak już dosyć wycierpieliśmy od Boga i najchętniej czekalibyśmy na innego, który bardziej by nam sprzyjał. Jednak w czasie bolesnych i trudnych doświadczeń słyszy się pytanie o to, gdzie jest Bóg i dlaczego dzieje się tyle zła, skoro jest On zatroskany o człowieka.

Pytania o sens cierpienia pojawiają się nieustannie i coraz to nowsze wymyśla się odpowiedzi. Wydaje się jednak, że większe znaczenie mają te odpowiedzi, które dotyczą zła nie abstrakcyjnego, ale takiego, którego doświadczył odpowiadający. Prawdopodobnie nie ma uniwersalnej i ostatecznej odpowiedzi, tak jak nie ma jednej drogi powołania. Pytanie o sens cierpienia i zła na świecie staję się pytaniem osobistym.

Jeżeli wierzymy w Boga prawdziwego, to wierzymy też w to, że chce on zbawić wszystkich ludzi. Zła Bóg nie wymyśla, a jeśli ono się pojawia, jest wynikiem ludzkiej nieostrożności, działaniem złego ducha lub wynika z naturalnych praw geofizyki. Czy powódź jest karą za grzechy ludzi? Bardziej chyba skutkiem złego przewidywania, złą lokalizacją budynków lub brakiem odpowiednich zabezpieczeń. Na początku świata człowiek otrzymał środki potrzebne do życia, ale Bóg uczynił go też odpowiedzialnym za panowanie nad ziemią, czyli mądre gospodarowanie jej zasobami. Bóg naturalnie podtrzymuje życie, tak by możliwa była dziś egzystencja na ziemi, ale to człowiek ma panować nad światem. Wiele zła jest wynikiem niewłaściwej polityki, brakiem wrażliwości społecznej i nienawiści. Cudem jest, że pomimo tego świat istnieje nadal.

Troskliwość Boga to przede wszystkim opieka i pragnienie, by człowiek nie zagubił się sam w sobie. On może z największego nawet zła stworzyć dobro; nic przecież nie stało na przeszkodzie, by z nicości (prochu) powołać do istnienia człowieka.

Jednym z przejawów Opatrzności Bożej jest Dekalog. Tych kilka słów z Synaju od wieków już stanowiło nie lada problem. Ciągle mamy poczucie, że są one niedostatecznie przestrzegane. Sami osobiście nie czujemy się winowajcami i zbrodniarzami, ale zło społeczne dotyka nas prawie na każdym kroku. Wystarczy włączyć radio lub telewizor. Wciąż słyszymy o rozpuście, zabójstwach, a także o braku świętowania niedzieli i uroczystości. Świat wydaje się być zupełnie gdzieś obok, jakby poza wszelkimi zakazami. Nie lubimy, gdy ktoś czegoś zabrania, wyznacza granice lub buduje mury. Chcemy być mądrzejsi od naszych przodków i podejmujemy próby spontanicznego i niczym nie skrępowanego życia, ale z drugiej strony sami narzekamy że tak jest. Całkiem możliwe też, że zbyt mocno pilnujemy własnej pobożności, nie zauważając wspólnotowego wymiaru istnienia. Obowiązujące nas posłuszeństwo przykazaniom jest wymogiem naturalnym i idzie w parze z poznawaniem Boga. Oderwanie prawodawcy od jego normy powoduje zatarcie istoty zakazów. Podejmowane są próby badania opinii publicznej odnośnie popularności i akceptowania poszczególnych przykazań, ale nie może to być wykładnią celowości prawa i rezygnacją z posłuszeństwa.

Choć słowo zakaz i posłuszeństwo brzmią radykalnie, to jednak czasem mamy ochotę na wiarę „dla chętnych”, na zasadzie: jeśli nie chcesz tego przestrzegać, to zostaw. Prawa człowieka łatwo pomylić z tolerancją błędów i zgodą na bylejakość. Może właśnie dlatego często jest tak, że typowe duszpasterstwo parafialne w Polsce nie ma dziś nic wspólnego z żarliwością i siłą dobrej wspólnoty? Nam po prostu brakuje w tym wszystkim radości poznawania Boga. Wybór wiary, to nie kosmetyka, czy wybór modelu telefonu komórkowego, to wybór istnienia. Bo prochem jesteś oznacza, że bez Boga traci się znaczenie, traci się wszystko. On może stworzyć, podtrzymać życie, lecz jeśli zrezygnujemy z tej łaski, naszą winą zatrzymamy stwarzanie i staniemy się prochem. Ludzka natura pozostanie przy ziemi. Dlatego też posłuszeństwo nie może być połowiczne, a wykroczenie przeciwko jednemu zakazowi czyni nas przestępcą całego prawa. W tym sensie dziesięcioro przykazań staje się jednym monologos, które domaga się nie głosowania, czy publicznej dyskusji, ale posłuszeństwa: Słuchaj Izraelu!

Nawracanie się do Boga nie może być tylko wielkopostnym zwyczajem, obawą przed zbyt dużą winą, ale ciągłym poznawaniem Boga. Powinno być zatem poszukiwaniem radości i pokonywaniem tego, co nas dzieli między sobą w rodzinie, pracy i Kościele.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama