Przesłanie brata Rogera do młodych w Budapeszcie 2001/2
Dziś, mocniej niż kiedykolwiek, podnosi się wołanie, by torować drogi zaufania nawet przez mroczne godziny ludzkości. Czy słyszymy to wołanie? Są ludzie, którzy składając siebie w darze stają się świadectwem tego, że istota ludzka nie jest skazana na rozpacz. Czy należymy do nich? Narody ziemi mają coraz głębszą świadomość, że najbardziej naglącą potrzebą jest niesienie pomocy ofiarom wciąż rozszerzającego się ubóstwa. To jedno z fundamentalnych zadań, które koniecznie należy podjąć, by możliwy był pokój na ziemi. Brak równowagi między bogactwem zgromadzonym przez nielicznych i ubóstwem bardzo wielu jest jednym z najpoważniejszych problemów naszych czasów. Czy zrobimy wszystko, żeby światowa ekonomia zdołała go rozwiązać? Ani nieszczęścia, ani niesprawiedliwość ubóstwa nie pochodzą od Boga: Bóg nie może dawać niczego innego, jak tylko swoją miłość. Kiedy odkrywamy, że Bóg patrzy na każdą ludzką istotę z niezmierną czułością i głęboką, współczującą miłością, stajemy zadziwieni. A kiedy rozumiemy, że Bóg nas kocha i że kocha każdego człowieka, nawet najbardziej opuszczonego, serce otwiera się na innych, z większą uwagą dostrzegamy godność osoby ludzkiej i zastanawiamy się: jak przygotować drogi zaufania na ziemi? Chociaż czasem jesteśmy zupełnie bezradni, czyż nie zostaliśmy powołani, by swoim życiem przekazywać tajemnicę nadziei tym, wśród których żyjemy? Nasze zaufanie do Boga daje się rozpoznawać, kiedy wyrażamy je przez najprostszy dar z siebie samych: nade wszystko wiara, którą się żyje, staje się wiarygodna i zrozumiała dla innych. Boża obecność jest tchnieniem ogarniającym cały świat, jest strumieniem miłości, światłości i pokoju na ziemi. Ożywiani tym tchnieniem możemy żyć w komunii z innymi i urzeczywistniać nadzieję na pokój w rodzinie ludzkiej... I niech ta nadzieja i ten pokój promienieją wokół nas! Przez Ducha Świętego Bóg przenika nas do głębi, wie, że chcielibyśmy odpowiedzieć na Jego miłość, która nas wzywa. Możemy więc Go pytać: „Jak odkryć to, czego ode mnie oczekujesz? Moje serce niepokoi się: jak rozpoznać Twoje wezwanie?”. W wewnętrznej ciszy może pojawić się taka odpowiedź: „Odważ się oddać swoje życie dla innych, a znajdziesz sens swojego istnienia”. Może się zdarzyć, że powiemy Bogu: „Mijały dni, a ja nie odpowiadałem na Twoje wezwanie. Doszedłem nawet do tego, że pytałem siebie: czy naprawdę potrzebuję Boga? Wahania i wątpliwości odciągnęły mnie daleko od Ciebie. A przecież, nawet kiedy trzymałem się z dala od Ciebie, Ty na mnie czekałeś. Czułem się porzucony, a Ty byłeś bardzo blisko mnie. Dzień po dniu odnawiasz we mnie spontaniczne pragnienie, by wytrwać w powiedzianym Chrystusowi »tak«. Twoje rozumiejące spojrzenie sprawia, że możliwe staje się to »tak«, które będzie mnie niosło aż do ostatniego tchnienia”. By zachować wierność przez całe życie, potrzeba nieustannej czujności. W ciągu całej egzystencji Duch Święty przenika nasze wewnętrzne noce i stopniowo przemienia się cała nasza istota. W świecie, w którym nowe technologie przyczyniają się do nieznanego nigdzie przedtem rozwoju, istotne jest, by nie negować podstaw życia wewnętrznego: współczującej miłości, prostoty serca i życia, pokornego zaufania Bogu, pogodnej radości... Ewangelia budzi w nas współczującą miłość i nieskończoną dobroć serca. Nie ma w nich naiwności, ale mogą potrzebować wytężonej uwagi. Prowadzą do odkrycia, że staranie się o to, by nieść szczęście innym, uwalnia nas od nas samych. Spojrzenie miłości pozwala rozpoznać głęboko ukryte piękno duszy ludzkiej. Prostota serca i życia oddala nas od krętych dróg, na których mogłyby zabłądzić nasze kroki. Tym, co w Ewangelii przemawia najmocniej, jest przebaczenie, to, które Bóg nam daje, i to, które mamy sobie okazywać nawzajem. Nawet przygnieciony i poniewierany Jezus Chrystus nikomu nie groził — przebaczał. Zmartwychwstały nie przestaje obdarzać wolnością przebaczenia. Zamiarem Boga nie jest karanie. Swoim przebaczeniem usuwa to, co zraniło nasze serce, czasem jeszcze w dzieciństwie lub w młodości. Powierzyć Mu wszystko, nawet niepokój. I wtedy wiemy, że jesteśmy kochani, pokrzepieni, uleczeni. Chrystus w Ewangelii nigdy nie zachęca do smutku albo przygnębienia. Przeciwnie, sprawia, że można spokojnie się cieszyć, a nawet rozradować w Duchu Świętym. Młody Afrykanin, który spędził rok w Taizé, opowiadał, jak po ciężkich doświadczeniach powoli odkrywał radość. Kiedy miał siedem lat, jego ojciec został zabity. I matka musiała uciekać bardzo daleko. Ten chłopiec mówił: „Chciałem odnaleźć miłość rodzicielską, której brakowało mi od dzieciństwa. Szukałem więc wewnętrznej radości z nadzieją, że w niej znajdę siłę w cierpieniu. Dało mi to zdolność pokonania samotności, jakiej zaznałam w dzieciństwie. Zrozumiałem, jak ważna jest radość, żeby odmienić więzi, które na co dzień łączą nas z innymi, i żeby zaznać wewnętrznego pokoju”. Do wnętrza każdego człowieka Bóg tchnął duszę. Jest ona niewidzialna, tak jak niewidzialny jest Bóg. W niej rodzi się pragnienie komunii z Bogiem. Jak jednak urzeczywistniać taką komunię? Można spotkać Boga, realnie, w modlitwie, niezależnie od tego, czy modlimy się słowami, czy w milczeniu. Nic nie prowadzi do Boga tak bardzo, jak wspólna modlitwa podtrzymywana pięknym śpiewem. Pokój serca przychodzi, kiedy rozumiemy, że śmierć nie kładzie kresu komunii z Bogiem. Śmierć nie prowadzi w nicość, przeciwnie, otwiera przejście do życia wiecznego, gdzie Bóg przyjmie naszą duszę na zawsze. Jeśli nawet są w nas wątpliwości, Duch Święty jest obecny, zarówno w dniach spokoju, jak i w chwilach pustki. Czyż nie jesteśmy ewangelicznymi ubogimi? Nasza pokorna wiara wystarczy, by przyjąć Jego obecność. I już samo pragnienie Jego obecności przywraca życie naszym duszom, tak na ziemi, jak i w wieczności.
opr. mg/mg