O bł. ks. Auguście Czartoryskim
W karetce pogotowia ks. Władysław Dec na chwilę odzyskał przytomność. Obok siedział przełożony domu salezjanów - ks. Tadeusz Szaniawski. Kiedy zauważył otwarte oczy swego zakonnego współbrata, zachęcał go do modlitwy. - Poproś o wstawiennictwo ks. Augusta Czartoryskiego - mówił. Chory zakonnik skorzystał z rady swojego przeora. - Ja ci przygotowałem kryptę w naszym domu - mówił - teraz możesz mi się zrewanżować.
Wszystko zaczęło się w 1964 roku. Wtedy do parafii św. Józefa sprowadzono trumnę z ciałem sławnego salezjanina arystokraty. Jednym z odpowiedzialnych za tamto wydarzenie był ks. Władysław Dec, który dwadzieścia pięć lat później nie omieszkał przypomnieć się swojemu orędownikowi.
Dwa dni wcześniej przebywał na rekolekcjach w Zakopanem. Musiał je przerwać z powodu silnych dolegliwości brzucha. Natychmiast wrócił do Przemyśla, gdzie mieścił się jego dom zakonny. Ponieważ bóle się nasilały, konieczna była szybka interwencja lekarza. Jak na 80-letniego staruszka, diagnoza była bardzo niepokojąca.
- Lekarze nie rokowali dobrze - wspomina proboszcz salezjańskiej parafii św. Józefa z Przemyśla. - Księdzu pękły wrzody na dwunastnicy. Konieczna była natychmiastowa operacja, a ryzyko śmierci w jego stanie było ogromne.
Później się okazało, że chory trafił do szpitala w ostatniej chwili. Prawdopodobieństwo wyzdrowienia było bardzo małe, skoro - jak mówili lekarze - do pęknięcia wrzodów doszło zapalenie otrzewnej i silna infekcja całej jamy brzusznej.
- Wszyscy salezjanie modlili się o cudowne uzdrowienie - wspomina ks. Leszek. - Parafianie ks. Augusta Czartoryskiego też zarzucali żarliwymi prośbami. Wiedzieli, że cud jest potrzebny w procesie kanonizacyjnym. Nie musieli długo czekać, bo poprawa nastąpiła niemal natychmiastowo. Ks. Dec nie tylko szybko wrócił do zdrowia, co w jego wieku i stanie zdrowia jest rzeczą niemal niemożliwą, ale bez poważniejszych dolegliwości przekroczył dziewięćdziesiątkę.
Uzdrowiony kapłan nie dożył dnia beatyfikacji. Jan Paweł II wyniósł ks. Augusta Czartoryskiego na ołtarze 25 kwietnia, podczas Mszy św. na Placu św. Piotra w Rzymie. Choć proces mający na celu stwierdzenie heroiczności cnót ks. Augusta rozpoczął się już w 1921 roku, samo gromadzenie materiałów na poziomie diecezjalnym trwało wiele lat. W marcu 1941 roku Pius XII wyznaczył komisję do prowadzenia dalszych prac. Wymagały one dłuższego czasu i niezwykłej skrupulatności badań. Do tego doszła druga wojna światowa, która jeszcze bardziej utrudniła sprawę. Dopiero 1 grudnia 1978 roku Jan Paweł II w specjalnym dekrecie uznał heroiczność jego cnót, co otworzyło drogę do beatyfikacji. Akta przekazano Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, a w styczniu 2003 roku - swoją opinię wydali watykańscy teologowie, a po nich kardynałowie i biskupi Kongregacji. Cały proces trwał 83 lata.
Widać Bóg chciał, by Jego wybraniec stawiał czoła najróżniejszym trudnościom. Tak było od samego początku. Pochodził z rodu, którego przedstawiciele nie tyko piastowali wielkie godności kościelne i państwowe, ale - mimo zaszczytów - byli także skazani na dramaty. W dzieje tego rodu wpisały się tragiczne epizody z historii Polski. Musieli stawiać czoła klęsce powstania listopadowego, a jej konsekwencją była samotność emigracji, niepewność jutra i upokorzenia zachodnich mocarstw.
Na świat przyszedł w uroczystość Matki Bożej Anielskiej 2 sierpnia 1858 roku. Być może nieprzypadkowa jest także data jego chrztu. W kaplicy Hotelu Lambert, który podczas zaborów był uważany za siedzibę niekoronowanego króla Polski, Augusta uroczyście włączono do Kościoła katolickiego. Małego księcia do chrztu trzymali król i królowa Hiszpanii, a ceremonia odbywała się w święto Matki Bożej Śnieżnej.
Jednak od pierwszych chwil swojego życia musiał stawiać czoła niemałym wyzwaniom. Jak podają kroniki, był człowiekiem o bardzo wątłym zdrowiu. Bardzo dotkliwie przeżył śmierć swojej matki, choć to wydarzenie wpłynęło także na jego życie religijne.
Pewnego dnia ks. Gril zobaczył młodego księcia klęczącego przed obrazem Matki Bożej. - Co robisz - zapytał? Chłopiec odpowiedział z prostotą, że prosi Najświętszą Panienkę, by była jego matką. - Ona wie, - mówił - że mama umarła, by pójść do nieba.
Prócz osobistych przeżyć, na religijność księcia na pewno wpłynęło spotkanie Józefa Kalinowskiego, późniejszego świętego. Przebywanie w jego towarzystwie okazało się czasem wielkiego przełomu w życiu Augusta.
Po rekolekcjach postanawia opuścić wielki dom i bogactwa. W Paryżu spotyka także św. Jana Bosko i zaraża się od niego pasją pracy wśród młodzieży. Don Bosko na początku nie zgadza się na przyjęcie Augusta do swojego towarzystwa. To miał być dla niego czas próby.
Jednak 14 lipca 1887 roku cała rodzina książęca otrzymała poruszającą wiadomość: „Książę August wstąpił do Zgromadzenia Księży Salezjanów w Turynie”. Nie pomogły prośby ojca, by porzucił zgromadzenie i przyjął nowe, zaszczytne obowiązki. August pisemnie zrzeka się wszelkich roszczeń.
Przez cały okres swojego pobytu w zgromadzeniu jest doświadczany chorobą. Z trudem skończył studia, a jako kapłan miał nawet zwolnienie z odprawiania Mszy św., która sprawiała mu wiele trudności. Podczas swoich prymicji był prawie zupełnie osamotniony. Przed śmiercią udaje się do ojca, gdzie sprawuje Eucharystię w intencji ojczyzny. Umiera w 1893 roku.
Charyzmat pracy wśród młodzieży nie opuścił Augusta po śmierci. Podczas uroczystej beatyfikacji Ojciec Święty zwrócił się przede wszystkim do ludzi młodych. ”Przykład jego świętości - mówił - pragnę pozostawić szczególnie ludziom młodym, którzy dziś szukają sposobu na odkrywanie woli Bożej odnośnie do ich życia i pragną wiernie podążać każdego dnia za głosem Bożym. Moi drodzy młodzi przyjaciele, uczcie się od błogosławionego Augusta gorąco prosić na modlitwie o światło Ducha Świętego i o mądrych przewodników, abyście mogli poznawać Boży plan waszego życia i byście zdołali zawsze kroczyć drogą świętości”.
opr. mg/mg