Życie bł. Karoliny Kózkówny
Młoda, szesnastoletnia dziewczyna, która oddała życie w obronie swojego dziewictwa 18 listopada 1914 roku, została beatyfikowana w 1987 roku przez Jana Pawła II w Tarnowie. Także dzisiaj ta patronka młodzieżowego Ruchu Czystych Serc, choć żyła ponad 100 lat temu, ma wiele do przekazania nie tylko młodym ludziom, zainteresowanym na poważnie życiem duchowym. Jej śmierć w obronie czystości poprzedziło bowiem życie bez reszty oddane Bogu i drugiemu człowiekowi, życie człowieka czystego serca.
Chłopska drewniana chata kryta strzechą, otoczona podobnymi wiejskimi domostwami, w tle pola i łąki, poprzecinane drogami i dróżkami, oraz figury Matki Bożej i św. Mikołaja — taki krajobraz witał przybysza w Wał-Rudzie, podtarnowskiej wsi, gdzie 2 sierpnia 1898 roku przyszła na świat Karolina Kózka. Była czwartym z jedenaściorga dzieci Jana i Marii Kózków, gospodarujących w trudzie na kilku hektarach ziemi. Życie rodziny Kózków było skromne. Nadawały mu rytm modlitwa i praca. Dzieci i rodzice wstawali wcześnie rano, aby rozpocząć dzień wspólnym pacierzem odmawianym przed pójściem do pracy lub szkoły. Także każdy posiłek był poprzedzony modlitwą, a chleb — dar Boży i owoc własnego potu i znoju, którego nigdy nie było za dużo — spożywano ze czcią. Każda para rak, nawet tych dziecięcych, była przydatna do wspólnej pracy w polu. Niewyszukane posiłki, spożywane o stałej porze, mogły wydawać się monotonne, lecz dla pracujących ciężko ludzi były wyczekiwaną nagrodą za wysiłek i okazją do podziękowania Bogu za opiekę. Rodzice wpajali dzieciom szacunek wobec Boga, Kościoła i starszych oraz konieczność bycia użytecznym dla bliźniego. Pracowitość, karność, przywiązanie do ziemi oraz cześć dla rodziców stanowiły podstawę wychowania.
Jan, tata Karoliny, stracił ojca, mając siedem lat, i przez lat osiemnaście pracował za wyżywienie u swego wuja. Jego uczciwość, sumienność i pobożność musiały być wysoko oceniane przez otoczenie, skoro mimo swojej biedy zdobył rękę Marii, córki najbogatszej rodziny w wiosce. Tworzyli dobraną parę, a ich wzajemna miłość, zgoda i pracowitość pozwoliły im dorobić się domu i powiększyć gospodarstwo. Jan, człowiek łagodny i miłosierny, potrafił bezpłatnie pomagać uboższym niż on sam. Maria, energiczna, obowiązkowa oraz obdarzona pięknym i silnym głosem, nauczyła Karolinę modlitw i pieśni religijnych. Dom Kózków promieniał na całą wieś głęboką i żywą wiarą; nazywano go nawet „Betlejemką”.
Największym skarbem dziecka wychowanego w takim domu było umiłowanie Boga i wierność Jego przykazaniom. Nauka katechizmu, lekcje religii, czytanie żywotów świętych, modlitwa miały Karolinę do tego przybliżać. Modliła się w drodze do kościoła i podczas pracy w polu, odmawiając Różaniec, akty strzeliste lub śpiewając pieśni religijne. Pracę poprzedzała znakiem krzyża. Bywało, że mówiła do matki: „Mamusiu, daj mi trochę czasu, to się pomodlę albo coś poczytam, a potem tak będę się uwijać, że ci wszystko odrobię”. Pewnego razu zwierzyła się matce, że odmawiając Zdrowaś Maryjo, odczuwa „wielką radość w sercu”. A kiedy ojciec, widząc wieczorem klęczącą córkę, prosił, by się położyła do łóżka — odpowiadała, że zdąży się jeszcze wyspać.
Nie zaniedbywała udziału we Mszy świętej (choć do kościoła było daleko), z ochotą biegła na nabożeństwa majowe i październikowe. Jak zauważyła jedna ze znajomych: „W całym jej postępowaniu widać było, że patrzy na wszystko po Bożemu”. Jej ciągle ponawiane zatopienie w Bogu sprawiało, że na twarzy Karoliny koleżanki zauważały stany zachwytu, przeniesienia w inny wymiar, z czego nigdy nie chciała się tłumaczyć. Kiedyś tylko na pytanie o to jednej z nich, odpowiedziała: „Coraz bardziej kochaj Pana Jezusa i dobrze się módl, to i ty zrozumiesz”.
Z powodu rudawego odcienia włosów zdarzało jej się usłyszeć przykre uwagi niektórych osób, jakoby nie powinna nosić podczas procesji feretronu z Matką Bożą Niepokalanie Poczętą. Nie zrażała się tym jednak, dbając tylko o to, by był on zawsze czysty (miała ściereczkę tylko do tego przeznaczoną) oraz przystrojony, sama zaś przystępowała wtedy do spowiedzi i odświętnie się ubierała. Miała nawet ubranie przeznaczone tylko na tę okazję. Jej ulubionymi świętymi byli Stanisław Kostka i Franciszek z Asyżu, wybrani przez nią z powodu umiłowania dziewictwa, ubóstwa i heroicznej miłości, oraz Barbara, patronka dobrej śmierci.
Tym, co uderza w postaci Karoliny, jest prawość. Świadkowie życia dziewczyny podkreślają jej wewnętrzną dyscyplinę, energię i niezłomną wolę: „Usposobienie miała łagodne, charakter mocny, w postanowieniach była stała”. Skąd się to u niej wzięło? Z poddania Bożej woli i wierności obranej drodze, rozumianej jako służba Bogu i bliźniemu. Pozwalało jej to na zbudowanie wewnątrz siebie ładu, promieniującego na innych i ujawniającego się na liczne sposoby.
„Robota paliła jej się w rękach”, ponieważ nie uważała jej za dopust Boży, ale za uczciwy sposób egzystencji. Pod koniec swego krótkiego życia pracowała po kilkanaście godzin na dobę, zastępując czasem matkę w roli gospodyni. Wszystko, co robiła, wykonywała starannie i bezwzględnie uczciwie. Świadkowie opowiadali, że kiedy Karolina pracowała we dworze i z powodu złej pogody nie mogła wykonać w całości powierzonej pracy, wzbraniała się przed przyjęciem pełnej umówionej zapłaty, uważając, że na nią nie zasłużyła.
We wszystkich starała się widzieć dobro: „Nigdy nie słyszałam u niej obmowy, nie lubiła plotek. Inne nie plotkowały, bo nie pozwalała, zaraz mówiła: «Myślcie o pracy, a jak macie chwilę wolną, westchnijcie do Boga o pomoc»”. Tworzyła wokół siebie przestrzeń pokoju i zgody, w której słabości drugiego człowieka nie były wykorzystywane przeciw niemu podczas jego nieobecności. Sama, jeśli musiała coś komuś wytknąć, mówiła o tym wprost, „bez ogródek” i „szemrania”. Pod tym względem była zasadnicza. Pewnego razu szła z koleżanką polną drogą i zauważywszy, że ta podnosi leżącą gruszkę, powiedziała: „A wolno to tak? To cudze”. Upomnienie musiało ją trochę kosztować. Świadkowie jej życia zeznawali później, że nie robiła różnic w traktowaniu ludzi, starając się nie uchybić w szacunku dla nikogo. Jedynie koleżanki wybierała takie, które podzielały jej wartości.
Jej charakter cechowała prostota i stateczność: „U Karolci nie było tego roztrzepania, które spotyka się u dzieci czy u dziewcząt w jej wieku, nie było też u niej chytrości, przebiegłości ani wyrachowania. Na wszystko patrzyła po Bożemu”. To bardzo duży komplement ze strony dawnej koleżanki, która spostrzegła, że u Karoliny słowo i czyn, intencja i działanie były pozbawione drugiego dna i chęci uzyskania korzyści przez manipulację, choćby subtelną. Nie dziwi, że właśnie jej, choć nie była najstarsza, rodzice powierzali opiekę nad domem i dziećmi podczas swojej nieobecności. Podobnie koleżanki przychodziły po radę do Karolki, kiedy miały wątpliwości, jak wypada się zachować, wiedząc, że „ona zawsze ta sama”. Ta sama, czyli taka, która nie zmienia się zależnie od kaprysu czy nastroju, i nie udaje innej niż jest. Jak mawiała: „Wolę być taką, jaka jestem”.
„Nadzwyczaj skromna i wstydliwa”, Karolina nie była uważana za dziwaczkę, ciesząc się ogólnym uznaniem i szacunkiem właśnie za „niewinną postawę i prawy charakter”. Nie chciała wychodzić za mąż, ale żyć samotnie w „stancyjce” dobudowanej do rodzinnego domu, pomagając rodzinie i potrzebującym. Z tego powodu unikała spotkań z chłopcami, nie chcąc dawać im żadnej nadziei. Nie znosiła też w swojej obecności ich dwuznacznych żartów i nieprzyzwoitych słów.
Zawsze „zadowolona, z tego, co było”, nie zamykała się na potrzeby innych. Oprócz pracy w polu, we dworze, wyręczała swą mamę w domu, przy karmieniu inwentarza, praniu, opiece nad młodszym rodzeństwem. Potrafiła dzielić się z biednymi tym, co miała — „jajkiem, kawałkiem chleba, paroma groszami”. Poratowała biednego Żyda, który przyszedł z prośbą o pomoc w podwiezieniu na targ,. Uprosiła ojca o spełnienie tej przysługi za darmo i dodała jeszcze chleb z serem dla dzieci biedaka. Wrażliwa na potrzeby bliźnich, chętnie zajmowała się chorymi i starszymi.
W wolnych chwilach Karolina modliła się i czytała. Potrafiła jednak wyrzec się przyjemności lektury czy rozważań, by poświęcić swój czas innym. Przez objaśnianie katechizmu i wspólne czytanie książek religijnych uczyła prawd wiary zarówno rodzeństwo, koleżanki, jak i dorosłych sąsiadów. „Gdy Karolcia mówiła o Bogu, słuchałoby się godzinami”. Powszechnie uważano ją za świątobliwą. I dlatego liczono się z jej zdaniem. Nie wypadało odmówić ani sprawić przykrości Karolinie, toteż nawet gdy zdarzyło się jej upomnieć kogoś, przyjmowano jej uwagi bez niechęci. Jak wspominała później jej dawna koleżanka: „Nieraz mówiłyśmy o tym między sobą, a za to, że nas tak prowadziła do dobrego, kochałyśmy ją ponad życie, jak anioła”. Czy chodziło o przygotowanie do przyjęcia sakramentów świętych (spowiedzi, Pierwszej Komunii, a nawet bierzmowania), czy po prostu o rozmowę na tematy religijne, wyjaśnienie wątpliwości — zawsze można było na nią liczyć.
Pomagała proboszczowi w organizowaniu życia religijnego w parafii. Była zelatorką Koła Żywego Różańca, należała też do Apostolstwa Modlitwy. Zachęcała koleżanki do chodzenia do kościoła, udziału w nabożeństwach, a także spotkaniach u wuja lub w jej domu w niedzielne popołudnia i zimowe wieczory, podczas których głośno czytano książki, wspólnie się modlono i śpiewano pieśni religijne czy patriotyczne. Karolina miała piękny, mocny głos, który cieszył ludzi. Kiedy wraz z koleżankami wracały utrudzone ze szkoły lub pracy „na pańskim”, jej śpiew wlewał w serca radość i sprawiał, że droga powrotna upływała milej.
Jej krótkie, oddane Bogu i ludziom życie zakończyło się tragicznie, kiedy do rodzicielskiej chaty wtargnął carski żołnierz., żądając przewodnika. Zaciągnął Karolinę do lasu, chcąc ją zgwałcić. Kiedy stawiła mu zdecydowany opór, zadał jej kilka ciosów szablą. Jej ciało znaleziono po kilkunastu dniach — 4 grudnia 1914 roku, we wspomnienie św. Barbary, patronki dobrej śmierci. Pogrzeb Karoliny zgromadził tłumy przekonane o świętości młodziutkiej męczennicy. Nie można oprzeć się wrażeniu, o którym mówi siostra Karoliny: „Pan Bóg ją sobie przygotował od maleńkiego dziecka do takiej śmierci, bo zawsze była jak anioł”. Na pomniku Karoliny rodzice umieścili napis: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają”.
Podczas uroczystości beatyfikacji Karoliny Jan Paweł II powiedział: „Ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego (...) mówi o wielkiej godności kobiety, o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jak i jej młode ciało uległo śmierci, ale to ludzkie ciało nosi w sobie zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu”.
opr. ab/ab