Zaradź memu niedowiarstwu (fragmenty)
ISBN: 978-83-7505-479-8
wyd.: WAM 2010
„Kocham ciebie całym sercem!”
„Udowodnij to!”
„No dobrze, yyyy ...”
Jak można udowodnić miłość? Jak można przekonać kogoś, że to co się głosi, jest niezawodnie prawdziwe, choćby nawet nie było widoczne, namacalne czy możliwe do zmierzenia? Jak być na tyle wyrazistym, aby rozmówca musiał uznać ten nieuchwytny fakt za bezdyskusyjny? Zaakceptowanie czyjejś śmierci jest konkretnym dowodem, wykluczającym dalsze relacje. Dar płci jest jednym z najbardziej wrażliwych aktów, jakie jeden człowiek może ofiarować drugiemu. Jednak ludzie wykorzystywali seks jako okazyjne zdarzenie lub cyniczną sztuczkę czy broń o wiele wcześniej, zanim dostawali za to pieniądze. „Och, poświęciłem wszystko dla ciebie bez zatrzymywania czegokolwiek sobie. Lecz daleki jestem od tego, aby ci przypominać, jak wiele mi zawdzięczasz!”. I z obu stron jest wielu biednych, ponurych głupców, którzy rzeczywiście przyjmują to jako dowód!
Zdecydowana większość tego w co wierzymy, po prostu nie opiera się na gruntownych badaniach wszystkich dostępnych dowodów prowadzących do ostrożnego, osobiście wypracowanego wniosku. To co nazywany moimi opiniami, w większości pochodzi z drugiej ręki, od rodziców, kumpli, pośredników, nauczycieli. Przyjmujemy na wiarę, że informacje w codziennych gazetach, czasopismach, wiadomościach nie są zmyślone, skoro są wydawane. Osobiście nie mogę potwierdzić, że łacińskie dyplomy w gabinecie mojej pani doktor nie mówią „Bądź ostrożny!” i wierzę jej na słowo, gdy mówi, że istnieje przyczyna, dla której muszę być poddany operacji. Nigdy nie byłem w Chinach, lecz przyjmuję na wiarę, że nie ma tu zmowy kartografów, którzy mają jakieś ukryte plany. Przyjmuję zdroworozsądkowo, że ślady stóp na Księżycu, które wszyscy widzieliśmy, nie zostały wykonane w hollywoodzkim studio. Bomby atomowe i wodorowe przekonują mnie, iż istnieją pewne realia, których po prostu nie mogę bezpośrednio doświadczać.
Nawet przekonani i wyrobieni ateiści, tacy jak Sam Harris i Richard Dawkins manifestują godną podziwu wiarę, której są najwyraźniej nieświadomi. Harris oznajmia, że po odkryciu korzeni szczęścia w naszym mózgu „zaistnieją wszelkie dowody, aby wierzyć”, iż wszystkie systemy etyczne można będzie uzasadnić jedynie przemianami elektrochemicznymi. Dawkins pisze: „przekonania naukowe opierają się na dowodach i przynoszą wyniki. Mity i wierzenia nie mają oparcia w dowodach i nie przynoszą wyników”. To w dużym stopniu zaprzecza różnicom pomiędzy Tomaszem Morusem a Henrykiem VIII.
Zbyt często ludzie przedstawiają wiarę jako „ślepy skok w ciemność”, co jest czystym idiotyzmem. Danie 10 tysięcy dolarów domokrążcy, który oferuje działki budowlane na Florydzie to ślepy skok w ciemność. Ślub z siostrą kolegi z pokoju w akademiku, której się nie widziało, to jest skok w ciemność. Postawienie pensji miesięcznej na konia o imieniu swojej matki jest również skokiem w ciemność. Co więcej, kiedy większość ludzi mówi: „Dobrze, ja tylko biorę to na wiarę”, w rzeczywistości znaczy to: „Nie wiem, OK? Odczep się ode mnie!”.
Dajemy dzieciom poufne rady: „Nigdy nie bierz cukierków od nieznajomych... jedz warzywa... narobisz sobie kłopotów, panienko!”. Nie mamy szczególnego wglądu w przyszłość, a większość z nas ma jeszcze niezagojone urazy z przeszłości. Nasze dotychczasowe doświadczenie życiowe stwarza wystarczające podstawy do przewidywania prawdopodobnych rezultatów. Nie pewność, ale niezawodnie wysoki stopień przekonania. Jeśli oczekujemy werdyktu sądowego, co najwyżej możemy mieć nadzieję na decyzję „bez żadnej uzasadnionej wątpliwości”. Jeśli zapytamy naukowców o „niepodważalny dowód”, to zawsze odpowiedzą z „bardzo dużym prawdopodobieństwem”. Pytanie o coś bardziej pewnego staje się (niechcący) bluźnierstwem. Tylko Bóg posiada wszelką pewność.
Teologią jest to, co wiemy o sprawach Bożych; wiarą to, że uznajemy za prawdziwe to, co znamy; religią jest to, co czynimy względem tego, w co, twierdzimy, wierzymy. A to co czynimy bardziej wskazuje na naszą wiarę niż to, co o niej mówimy. Mogę znać (ze szkoły, kazań, lektury) stanowisko Kościoła wobec sztucznej regulacji poczęć, ale biorąc pod uwagę moją wiedzę z zakresu biologii, psychologii i historii nauczania w tej kwestii mogę mieć uczciwe wątpliwości. A jednak moje doświadczenie jest następstwem mojej szczerej, racjonalnej wiary. Co więcej, mogę wiedzieć, że Kościół potępia aborcję i (nawet jeśli różnię się co do pewnych kwestii, np. godzinę po zgwałceniu) bezwzględnie akceptuję, że aborcja to bez wątpienia zabijanie „istoty ludzkiej”. Lecz gdyby moja niezamężna córka zaszła w ciążę, to moje szczere przekonania i wiara mogłyby zostać wystawione na zbyt ciężką próbę. Oto, do czego służy sakrament pojednania — oto to, czego uchwycił się św. Piotr nawet po skazaniu Jezusa, a do czego Judasz nie był zdolny.
Rzeczywisty problem wiary u ludzi w średnim wieku polega na tym, że ich wiedza dotycząca Boga ogranicza się, szczerze mówiąc, do tego, co przyswoili sobie w ciągu lat szkolnych lub nawet wcześniej. Od tamtej pory ich głód wiedzy skupiał się raczej na kwestiach dotyczących pracy, rodziny czy przetrwania finansowego. Wskutek tego ich wiara jest często słaba lub nawet (może za wyjątkiem antykoncepcji) bez osobistego doświadczenia, na poziomie nastolatków czy dzieci. Być może fakt ten wprawia w zakłopotanie, lecz o ile nie zaakceptujemy tej szczerej prawdy, to wpadniemy w kręgi ułudy.
2 Richard Dawkins, Czy nauka jest religią?, „Th e Humanist”, 57 (1997), 26-29.
opr. aw/aw