Czy przypowieść o pasterzu i jego stu owcach, w tym jednej zagubionej jest mało realna?
Przypowieść o pasterzu i jego stu owcach, w tym jednej zagubionej, wydawała mi się zawsze mało realna. Pasterz, który zostawia samopas dziewięćdziesiąt dziewięć pewnych sztuk, by iść i szukać jednej, którą nie wiadomo czy znajdzie, nie należy — mówiąc delikatnie — do najrozsądniejszych.
W interpretacji tej przypowieści spotykamy dwie różne szkoły. Pierwsza akcentuje rozsądek pasterza. Według niej pasterz, zanim wyruszył na poszukiwanie zagubionej owcy, najpierw zagonił dziewięćdziesiąt dziewięć do zagrody i zabezpieczył je przed złodziejem czy ewentualnym wilkiem. Przyznam, że nie bardzo mnie ta interpretacja przekonuje. Nie wiem, czy w Izraelu wypasa się owce podobnie jak w polskich Karpatach, ale jeśli pasterz wyszedł z owcami w góry, to chyba nie miał żadnej zagrody na tak zwanym podorędziu. O wiele bardziej przekonuje mnie druga interpretacja: o pasterzu chociaż mało rozsądnym, to jednak szalenie kochającym, takim, co gotów jest „poświęcić” to co pewne na rzecz tego co zagubione. Jeden ze znanych mi kaznodziejów homilię na temat tej perykopy rozpoczął od zasadniczego — choć zapewne zrazu bulwersującego — stwierdzenia: „Nie ma takich pasterzy”. Pewnie, że nie ma. Żaden rozsądny pasterz nie ryzykuje utratą dziewięćdziesięciu dziewięciu owiec dla zyskania jednej. Ewangelia nie relacjonuje nam, co odpowiedzieli słuchacze przypowieści na pytanie: „Któż z was nie zostawia...”, ale kto wie, czy nie pukali się w czoło i nie odpowiadali stanowczo i spontanicznie: „Nikt, żaden z nas nie zostawia”. Historia o zagubionej owcy nie kończy się na jej odnalezieniu. Pasterz chce dzielić się radością z innymi, więc „sprasza przyjaciół i sąsiadów” (Łk 15,6), nie poprzestając oczywiście jedynie na oznajmieniu im, co się stało, lecz zapewne wydając ucztę, która mogła go kosztować znacznie więcej, niż warta była ta zagubiona owca. Kto wie, czy nie trzeba było nawet — podobnie jak to jest w przypowieści o synu marnotrawnym — „zabić utuczone cielę” (Łk 15,27), by wyprawić stosowną biesiadę.
Taka interpretacja przypowieści o „szalonym pasterzu” współgra z następującą po niej przypowieścią o kobiecie, co zagubiła drachmę — srebrną grecką monetę, której wartość była mniej więcej równa dniówce pracy. Tutaj też historia kończy się imprezą, na którą szczęśliwa bohaterka „sprasza przyjaciółki i sąsiadki” (Łk 15,9), być może wydając więcej niż wartość zgubionej-znalezionej drachmy. Biesiadą (choć z nutą goryczy) kończy się także trzecia historia opowiedziana w tym cyklu, zwana przypowieścią o synu marnotrawnym. Przebaczający wbrew regułom i rozsądkowi ojciec dołącza do szalonego pasterza i rozrzutnej kobiety. Postawa starszego syna jest w tej historii znamienna. Jest on obrazem nas wszystkich, zdroworozsądkowych obserwatorów, którzy gotowi bylibyśmy powstrzymywać zarówno pasterza czy kobietę, jak i miłosiernego ojca przed rozrzutnością. Ich działania niewiele mają wspólnego ani z logiką (ojciec), ani z ekonomią (pasterz, kobieta), przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Jezus bardzo często w swoich przypowieściach wykorzystywał sytuacje codzienne, by na ich wzór budować obrazy Królestwa Bożego. Wtedy Królestwo Boże rzeczywiście było podobne do opisywanych wydarzeń i można było doszukiwać się analogii.
|
fragment pochodzi z książki:
ks. Andrzej Draguła CZY BÓG NAS KUSI?
55 pytań o wiarę
ISBN: 978-83-277-1033-8 wyd.: Wydawnictwo WAM 2015 |
Było tak jednak w przypadku przypowieści, które można nazwać symbolicznymi, jak o zakopanym skarbie, perle czy o siewcy. W tym trzyczęściowym cyklu Jezus wykorzystuje opowieści sytuacyjne, które mają tylko pozory rzeczywistości. W powieści Chata Bóg mówi do głównego bohatera: „Problem polega na tym, że ludzie starają się zrozumieć, kim jestem, biorąc najlepszą wersję samych siebie, podnosząc ją do n-tej potęgi, dodając całą dobroć, jaką potrafią sobie wyobrazić, czyli często niewiele, a uzyskany wynik tych operacji nazywają Bogiem. I choć ich wysiłki mogą się wydawać szlachetne, w rzeczywistości są daremne, a ich rezultat całkowicie chybiony. Nie jestem lepszą wersją ciebie, tylko czymś więcej, czego twój umysł nawet nie ogarnia”1. W tych trzech przypowieściach, poprzez kontrast wobec ludzkiego sposobu działania, Jezus objawia inność Boga, który jest szalony jak pasterz, rozrzutny jak kobieta, miłosierny jak ojciec. Tak, Bóg nie jest lepszą wersją nas samych. Jest kimś całkowicie „innym”. upodobnić się do Niego to odkrywać tę „inność” w sobie — zdobyć się na szaleństwo, na rozrzutność, na miłosierdzie.
1 W.P. Young, Chata, przeł. A. Reszka, Warszawa 2009, s. 108-109.