Dlaczego w drzewie genealogicznym Jezusa znajdziemy imiona Tamar, Rachab czy Batszeby, mimo że tradycyjne rodowody raczej pomijały kobiety?
„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Jesteśmy obrazem samego Stwórcy! To pierwsza myśl. Ale chwila... Czy ten fragment mówi tylko o tym? Kryje się w nim coś jeszcze. Spróbujmy zagłębić się w to bardzo bogate w treść zdanie. Po polsku nie brzmi ono tak niesamowicie jak po hebrajsku, w języku, w którym przed tysiącami lat z natchnienia Bożego zostało zapisane. W oryginale ma ono nieco inny wydźwięk. Bóg stworzył człowieka na swój obraz, a człowiek ten jest rodzaju męskiego (mężczyzna) i żeńskiego (kobieta). Inaczej mówiąc, na człowieka składa się mężczyzna i kobieta.
Czy to coś zmienia? Tak. Wiele.
W zamyśle Bożym była łączność między kobietą i mężczyzną: dane im człowieczeństwo. Osiągają je wspólnie. Bez kobiety mężczyzna jest niekompletny i kobieta bez mężczyzny nie osiągnie pełni swego człowieczeństwa.
Jak to? Czyżby całe rzesze ludzi samotnych nie miały pełnego uczestnictwa w człowieczeństwie? Co z tymi, którzy wybrali życie w pojedynkę? Nie chodzi zaraz o małżeństwo, choć ono może być doskonałym sposobem na odkrywanie, jakim człowiekiem mamy być, i realizację powołania. Chodzi tu raczej o dostrzeżenie roli, jaką Bóg przeznaczył płci przeciwnej w moim życiu. O zauważenie jej i zachwycenie się tym, jak buduje ona moje człowieczeństwo.
Znam ludzi, którzy uciekli przed płcią przeciwną w celibat. Powodował nimi strach przed tym, co wydawało im się obce i niebezpieczne. Z czasem obrośli w arogancję i pogardę — to ich mechanizm obronny. Co by, biedni, zrobili, gdyby w ich życie wkradł się zachwyt dla odmiennej płci? Może ich powołanie ległoby w gruzach — i co wtedy?
Tragedia. Zablokowane zostało pierwsze i podstawowe ludzkie powołanie — rozwijać swoje człowieczeństwo; na różnych drogach, na różne sposoby. To pierwszy dar, jaki człowiek otrzymał od Boga, zanim jeszcze przez Jego błogosławieństwo otrzymał płodność. Dostaliśmy siebie nawzajem. A każdy dar jest też zadaniem.
Podczas pewnego uroczystego obiadu siedziałam obok duchownego, który o mało co nie zakrztusił się rosołem, kiedy usłyszał, że mam doktorat i uczę w seminarium: „Po co to pani? A przede wszystkim — po co to klerykom?”. Wyraźnie chodziło mu o moją obecność w seminarium. Odpowiedziałam: „Po to, żeby nie wyrośli na takich arogantów jak ksiądz”. Miałam już spokój do końca uroczystości. W pewnym momencie zrobiło mi się go nawet żal. Okropnie jest żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia. Wtedy karłowacieje się duchowo i psychicznie. A Bóg miał inny plan!
Nie będziesz dobrym księdzem ani dobrą siostrą zakonną, jeśli nie docenisz, jak cenna jest płeć przeciwna. Nie będziesz dobrym mężem, jeśli nie zachwycisz się kobiecością. I nie będziesz dobrą żoną, jeśli nie potrafisz zachwycić się mężczyzną. Twoje powołanie się nie rozwinie, skarłowaciejesz, bo twoje człowieczeństwo będzie cierpieć i chorować. Kościołowi ani światu nie potrzeba uciekinierów obrastających skorupą grubiaństwa. Tę powłokę trzeba zdrapać, pozbyć się jej chirurgicznym cięciem. To może być bardzo bolesne, ale tego wymaga od nas pierwszy dar, który otrzymaliśmy od Boga razem z życiem. Łaska Boża jest wytrzymałym pilnikiem, twardym młotem i precyzyjnym skalpelem. Da radę niezależnie od tego, ile lat i z jakich powodów twoje serce obrastało skamieliną.
Bóg nie chce dla człowieka marnej egzystencji, łapania oddechu resztką sił czy rozpaczliwej walki o utrzymanie się na powierzchni. On nie idzie na łatwiznę. Masz przed sobą życie (wieczne). Nie chodzi w nim o to, żeby jakoś przetrwać, ale żeby doceniać dary, którymi obsypał nas Ojciec. Nie zrobił tego, żeby nam było trudniej, ale żeby nasze życie było łatwiejsze.
Obraz Boga to mężczyzna i kobieta. Co to oznacza? Czy Bóg ma płeć, a raczej obie płci? To my przyzwyczailiśmy się myśleć o różnych istotach w tych kategoriach. Dzielić je. Tak jest ze stworzeniami. Ale Bóg nie jest stworzony i nie możemy patrzeć na Niego jak na człowieka. Tak, możemy powiedzieć, że my, kobiety, w swojej kobiecości mamy coś boskiego, co nas do Niego upodabnia i świadczy o tym, że wyszłyśmy z Jego serca. To samo może powiedzieć mężczyzna: moja męskość sprawia, że widać we mnie podobieństwo do Stwórcy, jestem Jego dziełem, On złożył na mnie swój podpis. Lekceważąc kobiecość lub męskość, lekceważysz Boga.
Biblia zawiera dwa opisy stworzenia człowieka. Dlaczego? Czy jeden by nie wystarczył? Znów musimy sobie przypomnieć, że mamy do czynienia z poetyckim opisem rzeczywistości, która jest niezwykle trudna do oddania ludzkim językiem. Ta sama prawda przedstawiona jest na różne sposoby, by bardziej dotarła do odbiorców, by ukazać ją głębiej, byśmy mogli ją lepiej zrozumieć.
Kiedy byłam małą dziewczynką, moja starsza siostra wzięła mnie na zajęcia plastyczne. Lepiliśmy w glinie. Do tej pory pamiętam moje podekscytowanie, kiedy na stole przede mną znalazła się glina i mogłam zanurzyć w niej ręce. Nie szło mi łatwo, oj nie, byłam nawet trochę rozczarowana... Jak to? Wyobraziłam sobie, jakie to cudo uda mi się ulepić, a tu niestety... Efekt końcowy daleki był od ideału, który sobie wymyśliłam. Potem przez długie lata, mijając koślawy garnuszek stojący na szkolnej półce pośród prac uczniów, czułam w sercu dumę. Lubiłam na niego patrzeć: szkliwiony na czarno z niebieskim kwiatkiem. Ukochane dzieło, w które włożyłam tyle serca.
Może właśnie dlatego tak bardzo lubię opis stworzenia, w którym Bóg lepi człowieka z prochu ziemi (Rdz 2,7). Biblia używa tu jacar, hebrajskiego słowa, które może być używane właśnie na określenie rzemieślnika lepiącego garnki lub figurki. Lubię wyobrażać sobie Stwórcę siadającego nad bryłą gliny i zanurzającego w niej dłonie. Jego ręce ściśle się z nią łączą, ona oblepia Jego skórę. Palce Stwórcy wnikają w sam jej środek. Doskonała bliskość. Bóg ma w głowie obraz tego, co zaraz powstanie. „Myślał go” od zawsze! On — w przeciwieństwie do mnie — jest wprawnym artystą. Wypuszcza ze swych rąk arcydzieło. Dokładnie takie, jakie sobie wymarzył. A Jego plan wcale nie jest prosty.
Może jeszcze przez chwilę zatrzymam się na tworzywie, z którego powstał człowiek. Wzmianka o prochu ziemi nie jest przypadkowa. W Biblii wszystko ma sens. Autor natchniony uczy nas, kim jesteśmy. Z jednej strony — dziełem samego Stwórcy, mistrza w swoim fachu: uczynieni przez Najwyższego, który tworząc nas, zanurzał w nas swoje ręce i skupiał na nas swoją uwagę. Z drugiej strony — stworzeniem z prochu ziemi. Hebrajskie słowo określające ziemię (w sensie: glebę) to adama. Człowiek to adam. Nazwa wskazuje na pochodzenie. Moglibyśmy żartobliwie powiedzieć: ziemniak to ten, który jest z ziemi. To uczy nas właściwej postawy. Jestem tylko prochem ziemi, którego dotknęły ręce Stwórcy i z którego uczyniły dzieło. Wszystko, co mam, zawdzięczam Bogu.
Praca mistrza trwa w tym opisie stworzenia dłużej niż w poprzednim. Dzieło wydaje się skończone, a jednak Bóg dochodzi do wniosku, że nie! Zobaczył jakiś brak, jakąś niedoróbkę. Mężczyźnie brakuje kobiety! I proszę bardzo, znów ta sama prawda, która pojawiła się wcześniej, ale wyrażona innym obrazem: pełnia jest wtedy, kiedy są oboje! Teraz wszystko gra.
Myślę, że wielu z nas spotkało się z powiedzeniem „żebro Adama”, które miało być synonimem kobiety. Ja słyszałam je wiele razy. Dopóki jest to żart mężczyzny, który w swoim życiu ceni kobiety, szanuje je i dostrzega ich wielką wartość, wszystko w porządku. Niestety wiele razy określenie to było jak kolec wysunięty ze skorupy pogardy — wypowiadane, by pokazać swoją wyższość i trzymać na dystans. Kto jest temu winien? Bóg, że ubrał w takie ludzkie słowa historię powołania do życia kobiety? Czy może raczej my, bo nie rozumiemy, co czytamy i co Najwyższy chciał nam powiedzieć?
Wina spoczywa na nas. Dostaliśmy Słowo Boże przetłumaczone na polski, więc wydaje nam się, że wystarczy je tylko przeczytać. Nic bardziej mylnego! Nikt nie zwolnił nas z trudu dociekania jego sensu, tłumaczenia zwyczajów i kultury, w której powstało. Czyje to zadanie? Na pewno teologów, przede wszystkim księży, na których spoczywa obowiązek głoszenia i wyjaśniania tego, co Bóg w Biblii mówi do człowieka, ale także nas wszystkich — samemu można też czytać komentarze, pytać, sięgać po opracowania.
Żebro, z którego Bóg czyni kobietę, nie jest przypadkowe — kryje głęboki sens. To odwołanie do zwyczaju, który dla pierwszych odbiorców tekstu o stworzeniu mężczyzny i kobiety był jasny i oczywisty. Słowa Biblii przetrwały wiele wieków; zwyczaj, który za nimi stoi, już nie. Ale możemy sięgać do przekazów mówiących o kulturze starożytnych plemion Bliskiego Wschodu, pytać antropologów, archeologów, historyków i... odkryć zdumiewającą prawdę. Kiedy koczownicy przemieszczali się, szukając pastwisk dla swoich trzód, zdarzało się, że spotykali w drodze człowieka, który chciał do nich dołączyć, stać się częścią ich społeczności. Samotny, sam mający niewielkie szanse na przetrwanie, miał okazję czuć się bezpieczny. Istniał zwyczaj, który mógł zapewnić mu miejsce w napotkanej wspólnocie. Przywódca danej społeczności w specjalnym obrzędzie przyciskał takiego samotnika do swoich żeber i ogłaszał: oto ten człowiek jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Od tej pory przygarnięty włóczęga stawał się pełnoprawnym członkiem wspólnoty, równym innym. Nie był już przybłędą i nikt nie miał prawa tak go traktować.
Co nam to mówi o kobiecie? Ten opis stworzenia jest bardzo feministyczny. Bóg poprzez swoje słowo upomina się o godność kobiety. Staje w jej obronie i przypomina, jakie jest jej miejsce w ludzkiej wspólnocie. Kość z kości, ciało z ciała, równa w godności, pełnoprawna uczestniczka społeczności. Nic rewolucyjnego? Może dla nas rzeczywiście nie (przynajmniej teoretycznie), ale dla pierwszych odbiorców tego opowiadania to był wielki przewrót. Zburzenie myślenia, które wydawało się takie normalne. Tak, kobieta była bardzo cenna, należało w pewien sposób o nią dbać i się o nią troszczyć. Była to troska podobna do tej, jaką okazujemy drogiemu przedmiotowi, który ma jak najdłużej służyć. Kobieta miała dać życie kolejnym pokoleniom, wychować je i zadbać o to, by mężczyzna godnie odpoczywał po trudach życia. Cenna, droga, ale czy równa w godności? Raczej nie. Tymczasem Biblia jasno mówi, jakie jest jej miejsce we wspólnocie.
Mężczyzna powstaje ulepiony tak, jak tworzy się figurkę bądź garnek: Bóg zanurza w nim ręce i go kształtuje. A kobieta? Tu Bóg również używa swoich rąk, swojej precyzji i rozmachu. Ani w jednym, ani w drugim przypadku Stwórca nie tworzy dystansu pomiędzy sobą a swoim dziełem. Każde Jego dzieło staje się Mu bliskie, co widać także w zaangażowaniu Boga w tworzenie. Podobieństwo do Boga, które dostaliśmy w pakiecie razem z naszym życiem, jest jak uwierzytelniający podpis mistrza: oto prawdziwe arcydzieło. Nie stoisz w gablocie w muzeum, nie wisisz na ścianie w galerii, bo jesteś czymś więcej niż Mona Lisa, Słoneczniki czy Wenus z Milo.
opr. ab/ab