Co zostało po teologii wyzwolenia?
Teologia wyzwolenia — nowatorska interpretacja wiary oparta na szczytnych ideałach pomocy ubogim, która w swych założeniach miała otworzyć Kościół południowoamerykański na sprawę biednych, po bliższej analizie pozostaje tylko upolitycznioną i mało skuteczną ideologią.
Jedna z sieci telefonicznych w swojej reklamie zamieściła fotografię poznańskiego ratusza z widokiem na wysokogórską panoramę. Jeżeli ktoś, kto nigdy nie był w Poznaniu i nic nie wie o geografii, zachwyci się tym zdjęciem i pójdzie na rynek podziwiać ratusz skąpany w tle górskich szczytów, będzie srodze zawiedziony. Analogicznie do tej sytuacji można porównać doświadczenie z teologią wyzwolenia: oparta na szczytnych ideałach pomocy ubogim, nowatorska interpretacja wiary, która w swych założeniach miała otworzyć Kościół południowoamerykański na sprawę biednych, po bliższej analizie tak teoria, jak i praktyka pozostają tylko upolitycznioną i mało skuteczną w realizacji swoich postulatów ideologią.
Teologia wyzwolenia narodziła się w Ameryce Południowej i Środkowej w latach 60-tych XX wieku. Jej geneza jest niezwykle skomplikowana. W swych założeniach teoretycznych miała ona stać się religijną propozycją dla ludzi odrzuconych, żyjących w permanentnej biedzie i głodzie, bez szans na awans społeczny. Jedna z najważniejszych tez teologii wyzwolenia głosiła, że zbawienie miało dokonać się nie tylko po śmierci, ale i tu, na ziemi. Zbawienie od przemocy, podziału klasowego i nędzy. Struktura społeczno-ekonomiczna krajów Ameryki Południowej, gdzie prawie połowa społeczeństwa była (i jest) niepiśmienna, gdzie realizowano dziewiętnastowieczny model kapitalizmu, w którym obok garstki bogaczy wegetowały masy głodnej biedoty, była przyczyną konfliktów społecznych, często przebiegających w skrajnej postaci. Wielu teologów i zwykłych księży uważało, że jedyną możliwością rozwiązania tych problemów jest rewolucja i zbrojna walka z wyzyskiwaczami.
Ojcami teologii wyzwolenia było dwóch księży: Gustavo Gutierrez, oraz franciszkanin Leonardo Boff. Sylwetki obu teologów łączą wspólne doświadczenia. Obaj studiowali w renomowanych ośrodkach akademickich w Europie, obaj znają także realia południowoamerykańskiej nędzy. Ks. Gutierrez studiował filozofię i teologię w Lyonie oraz psychologię w Louvain. Pracował naukowo, ale żył i pełnił posługę kapłańską w slumsach Limy. Te doświadczenia wpłynęły na jego poglądy, które wyraził w swym dziele „Teologia wyzwolenia”.
Ks. Gutierrez opowiada się w nim za przywróceniem sprawiedliwości społecznej, która może dokonać się, także na drodze rewolucji.
Franciszkanin Leonardo Boff studiował m.in. w Monachium pod kierunkiem Karla Rahnera. Następnie był wykładowcą w Petropolis, gdzie wygłaszał swoje nowatorskie poglądy. A były one bardzo radykalne. Boff sprzeciwia się zarówno kapitalistom, jak i klerowi, który staje po stronie władzy i bogaczy, oskarżając ich o zdradę chrześcijańskich ideałów.
Teologiczne poglądy obu myślicieli podzieliły Kościół krajów Ameryki Południowej na dwa obozy. Przeciwnicy teologii wyzwolenia, oskarżani o kolaborację z reżymami łamiącymi często prawa człowieka, domagali się usunięcia niepokornych. Zwolennicy bronili ich przed władzą świecką oraz Watykanem, który — zwłaszcza od czasu pontyfikatu Jana Pawła II — przyjął jednoznacznie przeciwne stanowisko wobec teologii wyzwolenia.
Ale nie na sporze teoretycznym kończyły się problemy z teologią wyzwolenia. W całej Ameryce Południowo-Środkowej wielu księży zaangażowało się w walkę polityczną i militarną. Wielu wstąpiło do lewicowych ugrupowań, uczestnicząc w regularnej wojnie partyzanckiej. Bardzo często księża angażowali się w działalność polityczną, gdzie ewangelię zamienili na marksistowską ideologię.
Skrajnym przypadkiem aktywności politycznej księży stanowią nikaraguańscy bracia Ernesto i Fernando Cardenal. Po zwycięstwie rewolucji sandinistowskiej w Nikaragui w 1979 roku oficjalnie objęli oni stanowiska ministrów. Erensto Cardenal, chyba jako jedyny teolog, został publicznie skarcony przez Jana Pawła II podczas pielgrzymki Papieża do tego kraju w 1983 roku. Jako minister wprost wypowiadał się przeciwko Watykanowi, używając przy tym ideologicznej retoryki, a samego siebie określał jako marksistę.
Marksowską wizję świata przykładali bracia Cardelanowie do misji Kościoła. Ernesto powiadał, że jest „rewolucjonistą Chrystusa”, a do Marksa przywiodła go lektura Ewangelii. „Nie istnieje zatem sprzeczność pomiędzy rewolucyjną walką klas a chrześcijaństwem” — wnioskował Ernesto Cardenal.
Wszystkie te fakty spowodowały, że sytuacja tamtejszego Kościoła stała się bardzo skomplikowana. Na konflikt wewnątrz samego Kościoła pomiędzy zwolennikami teologii wyzwolenia a jej przeciwnikami nałożył się dawny, południowoamerykański konflikt pomiędzy dyktatorską władzą łamiącą prawa człowieka a biskupami, którzy bronili najuboższych, nie odwołując się do haseł teologii wyzwolenia. Napięcie atmosfery w tych Kościołach świetnie obrazuje relacja Jerzego Turowicza, który uczestniczył w papieskiej Mszy w Managui w 1983 roku, przywołana przez Artura Domosławskiego w artykule „Cisza!, Mówi Papież” („GW”, nr 262). Papieska Msza wielokrotnie była przerywana okrzykami z hasłami politycznymi. Widoczne były plakaty z hasłami typu: „Między chrześcijaństwem a rewolucją nie ma sprzeczności”, albo „Witaj, Janie Pawle II w Nikaragui wolnej dzięki Bogu i rewolucji”. Na Mszy zapanowała atmosfera wiecu politycznego. W pewnym momencie Papież musiał krzykiem: silencio! (cisza!) uspokajać tłumy.
Ten papieski okrzyk, który miał wprowadzić porządek na mszy w Managui, można potraktować symbolicznie. Watykan nigdy nie zaakceptował tak teorii, jak i praktyki teologii wyzwolenia. Pochodzący z kraju komunistycznego Papież doskonale zdawał sobie sprawę, jak zwodnicze są ideologiczne hasła marksizmu, i co istotne, że jego praktyka nie daje oczekiwanych efektów ekonomicznych. W latach 80 ekonomiczne i ideologiczne bankructwo marksizmu było już przesądzone.
Jan Paweł II wiedział, jakie niebezpieczeństwa tkwią w upolitycznieniu wiary i funkcji kapłańskich. Dlatego Watykan kilkakrotnie oficjalnie odciął się od tego nurtu, wyrażając swoje stanowisko m.in. w dokumencie Libertatis nuntius w 1984 roku, w którym odrzuca się zasadnicze założenia teologii wyzwolenia. Po latach sporów, wraz z upadkiem dyktatur w krajach Ameryki Południowej, teologia wyzwolenia mocno podupadła nie przynosząc jednocześnie żadnego wyzwolenia, co potwierdziło papieską linię polityki. Również załamanie ekonomiczne tzw. gospodarki socjalistycznej na przełomie lat 80 i 90 wpłynęło na to, iż piewcy teologii wyzwolenia zrozumieli, że propozycje marksistowskiej ekonomii nie rozwiążą problemów biedy w Ameryce Południowej.
Po pierwsze, warto zastanowić się, jak to się stało, że twórcy teologii wyzwolenia, ludzie bardzo dobrze wykształceni i światowi, tak łatwo popadli w pułapki sprzeczności, jawne bądź ukryte skróty myślowe oraz prymitywne połączenie marksowskiej idei rewolucji z misją Kościoła. Być może sytuację tę można wyjaśnić „emocjonalną nadpobudliwością”, charakterystyczną dla tamtej kultury, także widoczną w ekspresji wyznawanej wiary. Emocjonalność ta byłaby wyjaśnieniem, dlaczego przyjęto tak skrajną i mało racjonalną doktrynę. Jednakże i to wyjaśnienie nie pozwala odpowiedzieć na pytanie: dlaczego tak długo teologowie ci nie potrafili wyjść z błędu. Wydaje się, że odpowiedzi na to pytanie nie poznamy nigdy.
Po drugie, Kościół południowoamerykański wyszedł z tego doświadczenia osłabiony. Plajta idei teologii wyzwolenia, zmęczenie długoletnimi sporami oraz luka ideowa, która po niej powstała, spowodowała liczne konwersje na protestantyzm, zwłaszcza zorientowanie ku ruchom skrajnie charyzmatycznym. Odpowiedź na pytanie o przyszłość Kościoła w tym regionie jest trudna ze względu na teologiczną nieobliczalność. Tak naprawdę nie wiemy, czy za parę lat nie pojawi się tam jakaś nowa teo(ideo)logia? Jest jednak jakieś ziarno optymizmu: tamtejszy Kościół w jakimś stopniu zrozumiał swoją tożsamość, co uwidacznia się choćby w wyciszeniu dyskusji toczącej się wokół teologii wyzwolenia.
Na koniec warto zapytać o to, co stało się z jej zwolennikami? Jej twórca Gustavo Gutierrez sam stwierdził, że zbliża się zupełnie nowa epoka. Fernando Cardenal powrócił do kapłaństwa i — ponoć — zajmuje się pisaniem poezji. Sfrustrowany Leonardo Boff porzucił nie tylko habit, ale także chrześcijaństwo (praktykuje teraz jedną z religii Dalekiego Wschodu), zarzucając Watykanowi szykany. Trwałą pamiątką po jego pobycie w brazylijskim Petropolis jest okazała willa zbudowana na terenie klasztoru, widoczny znak solidarności z mieszkańcami faveli...
Źródło: „Przewodnik Katolicki 51-52/2002”