Dlaczego Sobór Watykański II mówi o Kościele jako o Ludzie Bożym
Wydarzenie Soboru Watykańskiego II (1962-65) nieustannie owocuje. Nie możemy powiedzieć, że oto czas Soboru minął, znamy tylko jego dokumenty albo pośrednie relacje. Co prawda, bardzo łatwo jest pozostać na uczczeniu okrągłych rocznic, nie wnikając w przesłanie tego wydarzenia. Wydarzenia, które śmiało możemy powiedzieć, wstrząsnęło światem, a może lepiej — „uśpionym katolickim sumieniem”. Czym jest eklezjologia po Soborze Watykańskim II? Co zawiera nowego? Co jest w niej zmienione, a co zmienione być nie może? Co trzeba było powiedzieć inaczej, co bardziej podkreślić, jakiej figury biblijnej użyć, aby wszyscy zrozumieli, po co błogosławiony papież Jan XXIII zwołał to szczególne „spotkanie” biskupów? Możemy powiedzieć za Romano Guardinim, że „jesteśmy świadkami procesu religijnego o nie dającym się przewidzieć znaczeniu: Kościół rozpoczyna się budzić w duszach”. W tym należy dopatrywać się „nowego” i „starego” w nauczaniu Soboru. Dlaczego? Czym jest ta podstawowa figura eklezjologiczna, Lud Boży, jeżeli nie uświadomionym i uświadamiającym się Kościołem? W momencie właśnie uświadamiania sobie tej prawdy, która jest prawdą o powołaniu do budowania „duchowej świątyni” (por. 1 Kor 3, 16-17; 6,19), rozpoczyna się cały traktat eklezjologiczny. Ten ponadczasowy punkt wyjścia, który tak łatwo można zobaczyć na kartach soborowych konstytucji i całej teologicznej spuścizny, musimy przyjąć tak głęboko, aby w tych rozważaniach nie powrócić do tego, od czego nie tak dawno trzeba było odejść.
Lud Boży — dlaczego właśnie ta figura biblijna odpowiadała Ojcom Soboru? Dlaczego „Lud” a nie człowiek — duchowa świątynia (oikos pneumatikos) [1 Kor 3,16]? Dlaczego „Lud”, a nie Mistyczne Ciało Chrystusa, Głowa i członki (1 Kor 6,15)? Do Soboru termin ten był niedoceniany przez Teologów, a obecnie jest omawiany szczególnie w aspekcie historycznym i teologicznym.
Pierwszymi, którzy zwrócili uwagę na Kościół jako Lud Boży byli D. Koster i L. Cerfaux, jeszcze przed ogłoszeniem encykliki Piusa XII o „Mistycznym Ciele Jezusa. Wspomniana encyklika pomimo odmiennej orientacji eklezjologicznej nie przekreśla osiągniętych przez teologów rezultatów. Dzięki ich podjęciu i kontynuacji w okresie poprzedzającym Sobór pojęcie Ludu Bożego zaczęło coraz bardziej zyskiwać na znaczeniu i koncentrować wokół siebie naukę o Kościele. Propagowany przez teologię zwrot do „źródeł”, czyli Pisma św. i Ojców Kościoła przyczynił się wielce do tego, że rozpoczęto poszukiwania właśnie już w Starym Testamencie.
Biblia hebrajska posiada dwa terminy: „'am” i „goi”, którymi posługuje się na określenie pewnej grupy ludzi. Chodzi tu o grupę związaną ze sobą najczęściej węzłami pokrewieństwa, języka, stylem życia lub miejscem zamieszkania. Słowo Boże skierowane zostaje skierowane zawsze do zorganizowanej wspólnoty. Z czasem termin ten zaczął oznaczać wyłącznie naród izraelski, który na zasadzie wybrania i przymierza otrzymał nazwę Ludu Bożego („'am Jahwe”). „Jahwe wybrał was i znalazł upodobanie w was, nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszelkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz dlatego, że Jahwe was umiłował i chce wam dochować przysięgi danej ojcom waszym” (Pwt 7,7-8). Z tej właśnie racji dokonał Jahwe takich czynów jak wyzwolenie z niewoli egipskiej, zawarcie z nimi przymierza i ukonstytuowanie ich w konkretny naród.
Septuaginta przetłumaczyła hebrajskie słowo „'am” terminem „laos” i posługuje się nim wyłącznie na określenie narodu izraelskiego (pogańskie narody nazwane są „ethne”). Przez to możemy powiedzieć, że Septuaginta nadała temu słowu religijne znaczenie. Ten Lud Boży, to naród, który jest szczególną własnością Jahwe (Wj 19,5; Pwt 14,2), jest „'am qodesz” (ludem świętym, Pwt 14,2). Podobną interpretację znajduje się w Nowym Testamencie, choć pojęcie „ludu” nie ma już religijnego znaczenia. Jest zachowany w pełni „uniwersalizm”. Nie ma już Żyda i Greka, a tylko Jeden, Jezus Chrystus (por. Kol 3,11). Co jest jednak najważniejsze w interpretacjach pojęcia „ludu” w Starym i Nowym Testamencie? Należy podkreślić, że najistotniejsze jest uzależnienie tegoż ludu od Boga. Zarówno Izrael jak i Lud Boży Nowego Przymierza daje temu wyraz przez sprawowanie kultu Bożego, który ma miejsce podczas zgromadzenia religijnego (hbr. „qahal Jahwe”, aram. „qehilla”, gr. „ekklesia tu Theu”).
Abraham, Mojżesz, prorocy, królowie i mędrcy, oni wszyscy stopniowo kształtowali ów Lud Boży, który w pewnym momencie historii miał stać się Kościołem. To przejście od Starego Przymierza do Nowego, od Izraela do Kościoła cechuje się nieciągłą ciągłością, która w pewnym momencie osiąga punkt kulminacyjny. Kościół jest już Ludem Bożym obiecanym Abrahamowi, opierającym się na Izaaku, a zgromadzonym po raz pierwszy na pierwszym obchodzie Paschy. Ale jest to Lud, który przeszedł całkowitą odnowę, jaką tylko w sposób właściwy może ukazać obraz śmierci i zmartwychwstania, wprowadzony w wielkiej wizji Ezechiela (Ez 1 i 2). Tym samym Kościół jest spełnieniem Izraela, tak jak Nowy Testament spełnia Stary.
Mówiąc więc o Kościele jako Ludzie Bożym trzeba mieć na uwadze to, że tworzą go konkretni ludzie. Musimy więc przyjąć odpowiednią antropologię. Jeżeli historia jest substancjalnie związana z chrześcijaństwem, zarówno gdy idzie o wymiar wewnętrzny, jak i o całą wspólnotę Ludu Bożego, to zawsze najważniejsza pozostaje sytuacja człowieka w świecie dzisiejszym, „in mundo huius temporis”, a nie ludzka natura pojęta abstrakcyjnie. Antropologia z chrystologią, chrystologia z antropologią stają się węzłowym punktem w rozumieniu tej tajemnicy. Odkąd Bóg stał się człowiekiem, człowiek staje się miarą wszystkich rzeczy. Dziś, niestety, nauczanie teologii, podobnie jak w dawnych wiekach, poszło w kierunku abstrakcji, przedstawiając ekonomię zbawienia po linii: „stworzenie-grzech-odkupienie”, nie łącząc tych trzech momentów w konkretnej jedności boskiego działania, umniejszając w ten sposób kosmiczne i eschatologiczne znaczenie zbawczego Wcielenia, dzięki któremu całe stworzenie staje się jednością. Sobór opracowując teologię świata wznowił teologię stworzenia w takim „intellectus fidei”, według którego człowieczeństwo wcielonego Słowa — a nie abstrakcyjna opatrzność deistów — wciela w siebie wszystkie pokolenia ludzkie w roli współtwórców stwarzania.
Taki punkt wyjścia rysuje się w teologii Ludu Bożego. Teologii Ludu, który jest „tu” i „teraz”, który pragnie odkryć swoje wybranie, powołanie, który pragnie dziś uświadomić sobie, że jest Kościołem. Ale jakże często za Kościół uważa się tylko hierarchię, a nie Lud Boży i w ten sposób przeciwstawia się Kościół światu; wtedy świeccy na mocy zlecenia Kościoła uważani są za pomost między hierarchią a światem. Jakże ważne wydaje się być słownictwo, wymagające większej ścisłości, jeżeli już nie poprawek, od czasu, kiedy w języku Soboru wyraz „Kościół” oznacza przede wszystkim Lud Boży. Możemy powiedzieć, że człowiek świecki nie jest już pośrednikiem, ale tkwi w świecie, jest Kościołem w świeckim świecie.
Sobór Watykański II uczynił pojęcie Ludu Bożego centralnym we współczesnej eklezjologii. Samoświadomość Kościoła, który jest Ludem Bożym owocuje tym, że jest on ze swej istoty wspólnotą miłości, braterską społecznością, komunią, gdzie następuje niezwykłe zjednoczenie chrześcijan między sobą i Bogiem (por. 1 Kor 1,9; 10,16; 2 Kor 12, 13; 1 J 1,6). „Solus christianus, nullus christianus”. Mamy więc do czynienia z Ludem, który pragnie tworzyć Ciało. Trafnie wypowiadają się Ojcowie Soboru: „Syn Boży (...) udzielając Ducha Świętego swego, braci swoich, powołanych ze wszystkich narodów, ustanowił w sposób mistyczny jako ciało swoje. (...) Głową tego ciała jest Chrystus. On jest obrazem Boga niewidzialnego, w Nim stworzone zostało wszystko. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim trwa. On jest głową ciała, którym jest Kościół”. W ten sposób wnikamy w ontologiczną głębię „nowego człowieka” i zapoczątkowanej w Chrystusie bratniej wspólnoty, a więc także miłości ewangelicznej. Kościół więc jawić się będzie jako Lud Boży ustanowiony jako Ciało Chrystusowe w Duchu Świętym.
Co składa się na „nowe” i „stare” w teologii Kościoła po Soborze Watykańskim II? Wydaje się, że zawsze „novum” stanowić będzie wierność Ewangelii, nieustanne wracanie do źródła i szczytu skąd bierze początek Kościół i gdzie jest jego kres. O taki obraz Kościoła „walczyli” Ojcowie, Teologowie i Wierni, którzy nareszcie spełniając wizje Marcina Lutra mogli uczestniczyć w Soborze Powszechnym. Jesteśmy więc bliżsi ideału? I tak i nie. Tak jak w latach Soboru współdziałały ze sobą dwie „wizje” Kościoła, wzajemnie się uzupełniając, tak jest i dzisiaj. Należy tylko pamiętać o jednym, że cnotą jest „umiar”. Jest to trudne do osiągnięcia, ale możliwe. Możliwe, bo Duch Pański jest nad nami. Chrześcijan wie jeszcze jedno, że „krzyż jest warunkiem każdego świętego dzieła. W tym, co dla nas je krzyżem, działa sam Bóg. Jedynie ta drogą docieramy do pewnej autentyczności i głębi naszej egzystencji. Krzyż jest ceną bez której żadne ludzkie przedsięwzięcie nie ma powagi... Tylko ten, kto cierpiał za swoje przekonania, zdobywa pewną siłę, pewną niezaprzeczalną wartość i zarazem prawo do szacunku i posłuchu”.
Kościół więc stanowi świętość obiektywną, której nigdy nie może utracić. Nie zależy ona od poszczególnych osób, którzy stanowią Kościół, ale od jego zasad konstytutywnych (czyt. Ducha Świętego). Kościół właśnie jako dom Boży jest święty niezależnie od tych, którzy w tym domu mieszkają. On jest święty w swojej wierze, w swoich sakramentach, w swoich władzach apostolskich, pochodzących od Chrystusa. Nie ma tu jakiejś niesłusznej gloryfikacji Kościoła, lecz w ten sposób zaznacza się suwerenność Kościoła jako dzieła Bożego. Jest on niezależny od usposobień przemijających i zmieniających się ludzi. Istnieje więc w Kościele świętość i prawda w pewien sposób instytucjonalnie, które poprzedzają i opanowują życie osobiste jego członków. Wynika z tego, że Lud Boży ma charakter pośrednictwa zbawczego i musi dostosować formy swego pośrednictwa do potrzeb każdej epoki i nie może poddać się uczuciu zadowolenia ze stanu swych osiągnięć przeszłych czy teraźniejszych. Aspekt historycznego ujęcia Kościoła wskazuje i łączy się z wartością antropologiczną Ludu Bożego. Trzeba zauważyć jasno i wyraźnie: Kościół tworzą ludzie, którzy otwierają się na wezwanie Boże, przeżywając religijny stosunek do Boga w pełnej miłości wierze.
opr. mg/mg