Autor prowadzi "rozmowę" z matką wyimaginowanej rodziny o tradycji, miłości i wspomnieniach
Czułość — miłość bez słówRichard Exley
Matczyna miłość nie jest czymś, za co się odpłaca, ale czymś, co należy przekazać dalej swoim dzieciom. Pomimo hałasu pracującego odkurzacza słyszysz słaby, ale nieobcy ci odgłos. Rozpoznałabyś go wszędzie. Dla innych jest to po prostu dziecinny szloch, nie różniący się niczym od tysiąca podobnych dźwięków. Ty jednak wiesz, że jest to płacz twojej córeczki - ton, z którym jesteś zestrojona w swej najgłębszej istocie. I tak już jest, odkąd przyszła na świat. Jak gdyby pępowina, którą byłyście złączone przed narodzeniem, nigdy nie została przecięta. To, co ją dotyka, dotyka także i ciebie. Gdy tylko poruszy się w czasie snu albo cichuteńko nawet zakwili, ty natychmiast się budzisz - choćbyś wcześniej nie wiem jak twardo spala. Chociaż twój ukochany mąż jest oddanym ojcem i bezgranicznie kocha swą córeczkę, to jednak brakuje mu tego pierwotnego instynktu, który jest wyłączną domeną matek. Teraz właśnie ów instynkt budzi w twym sercu niepokój. Pędzisz do drzwi wejściowych i z lękiem rozglądasz się po okolicy. Spostrzegasz córeczkę, która kuśtyka w kierunku domu, pchając raczej swój rower, niż na nim jadąc. W jednej sekundzie zbiegasz z werandy i pędzisz w jej kierunku czując, jak ze strachu serce podchodzi ci do gardła. Szlochając opowiada, jak zjeżdżała z górki, jak wjechała na ścieżkę wysypaną żwirem i jak straciła nagle panowanie nad rowerem. W czasie, gdy ci to wszystko wyjaśnia, przeprowadzasz oględziny jej potłuczeń. Na obu dłoniach ma pozdzieraną skórę, a na kolanie wstrętnie wyglądające otarcie, jednak pomimo tego nie jest za mocno poszkodowana. Doprowadzasz ją do domu, scałowujesz łzy z jej policzków i obiecujesz, że jak tylko skończysz bandażować kolano, przygotujesz dla niej nieziemsko pyszne ciasto. Jej pełne podziwu spojrzenie przenosi cię w czasy twego dzieciństwa, młodzieńczych rozterek i uzdrawiającego dotyku matczynych dłoni. Ile mogłaś mieć lat wtedy, gdy przecięłaś sobie rękę kawałkiem szkła z potłuczonej butelki po mleku? Pewnie około ośmiu, może dziewięciu. Oczami wyobraźni widzisz butelki po mleku stojące w równym rzędzie na podłodze w garażu. Deszcz spływa z dachu cienką strużką niczym miniaturowy wodospad. Przenosisz więc te butelki jedną po drugiej, aby nałapać do nich deszczówki. Kiedy pierwsza butelka jest już pełna, podstawiasz następną, a poprzednią zanosisz z powrotem do garażu. Wykonujesz, jak na swój wiek, ogromnie odpowiedzialną pracę i dlatego nie możesz stracić ani minuty. Śpiesząc się z kolejną butelką pełną wody upadasz, poślizgnąwszy się nagle na mokrym cemencie. Teraz, jak na zwolnionym filmie, oglądasz ten swój upadek. Widzisz wyraźnie kawałki butelki porozsypywane na całej podłodze i to, jak ranisz sobie rękę o jakiś wystający odłamek stłuczonego szkła. Dzisiaj mimowolnie uśmiechasz się do swoich wspomnień. Jakże cierpliwą i kochającą osobą była twoja mama. Wydawało się, że jej pocałunek mógł zagoić każdą ranę, a w każdym razie mógł naprawić krzywdy, którymi świat cię dotykał. Podświadomie dotykasz starej blizny, widocznej jeszcze po tylu latach. Twoja córka zauważa ją po raz pierwszy w życiu. - Mamusiu, skąd masz tę bliznę? - pyta. Kiedy opowiadasz jej o swoim wypadku, uświadamiasz sobie nagle, że mama nie chciała pozwolić ci na zabawę na deszczu, lecz błagałaś ją tak długo, aż w końcu ustąpiła. Jakże winna i nieodpowiedzialna musiała poczuć się wtedy, gdy się zraniłaś. A jednak najlepiej pamiętasz tę delikatną czułość, z jaką starała się zatamować krwawienie. Lekarz na pogotowiu zakładał szwy na zranionej ręce, a mama trzymała cię na kolanach i zdawała się przez cały czas współcierpieć z tobą. Jakże cenne były miłość i pociecha, które okazała ci tamtego dnia. Z upływem lat obdarte kolana i rozcięte palce ustąpiły miejsca poważniejszym cierpieniom duszy i sprawom takim, jak odrzucenie, rozczarowanie, złamane serce. Pomimo tego nie istniał ból, którego twa mama nie potrafiłaby ukoić. Uzbrojona jedynie w swoją wiarę w Boga i w miłość ku tobie, umiała uleczyć każde cierpienie, którego doświadczałaś. Cokolwiek by się nie działo, zawsze była obecna i gotowa przyjść ci z pomocą. Chociaż dla niej twe młodzieńcze trudności musiały wydawać się nielogiczne, nigdy ich nie bagatelizowała. Pomimo licznych zajęć czy zmęczenia, zawsze miała czas, aby wysłuchać litanii twych bólów i lęków. Nigdy nie wyśmiewała i nie pomniejszała wagi twych zmartwień. Posiadała zdolność słuchania, która sprawiała, że czułaś, jakby twoje kłopoty były najważniejszą sprawą na świecie. A gdy widziałaś, że się za ciebie modliła, nabierałaś pewności, że wszystko się dobrze ułoży. Zastanawiasz się teraz, czy twoja mama wie, jak bardzo ją kochasz. Masz nadzieję, lecz nie jesteś tego pewna. Gdy raz próbowałaś jej o tym powiedzieć, wydawała się bardzo speszona. „Ach, nie zrobiłam nic takiego, czego byś ty nie uczyniła dla swojej córki" -powiedziała, zanim zmieniła temat rozmowy. Z całego serca pragniesz odpłacić jej za miłość i dobroć, ale nie wiesz jak. Nagle jednak olśniewa cię genialna myśl: matczyna miłość nie jest czymś, za co się odpłaca, ale czymś, co należy przekazać dalej swoim dzieciom. Bierzesz córeczkę na kolana, przytulasz ją mocno do piersi i cichutko modlisz się: „Panie Boże, dopomóż mi tak kochać mą córeczkę, jak moja mama mnie kochała..." Fragment książki Richarda Exleya „Prosto z serca dla Mamy” opr. MK/PO |