Przemówienie do delegacji wydziału teologii uniwersytetu w Tybindze, 21.03.207
W środę 21 marca po audiencji generalnej Ojciec Święty spotkał się w jednej z sal przylegających do Auli Pawła VI z delegacją wydziału teologii uniwersytetu w Tybindze, na którym był profesorem latach 1966-1969.
Drogi Księże Biskupie, czcigodny Panie Dziekanie, szanowni Koledzy — jeśli wolno mi tak powiedzieć!
Dziękuję wam za tę wizytę; muszę przyznać, że naprawdę z całego serca się z niej cieszę. Z jednej strony, spotkanie z własną przeszłością jest zawsze piękne, bo ma w sobie coś odmładzającego. Zarazem jednak jest czymś więcej niż nostalgicznym wspomnieniem. Jak powiedział tutaj sam ksiądz biskup, jest ono także znakiem: z jednej strony znakiem tego, jak bardzo leży mi na sercu teologia — czyż bowiem mogłoby być inaczej? — bo przecież uważałem nauczanie za moje prawdziwe powołanie, chociaż Pan Bóg w pewnym momencie postanowił inaczej. Jednocześnie jednak jest to także z waszej strony znak, że widzicie wewnętrzne powiązania między badaniami teologicznymi, teologicznym nauczaniem i pracą oraz posługą duszpasterską w Kościele, a tym samym dostrzegacie jedność działań Kościoła dla dobra człowieka, świata i naszej przyszłości.
Otóż, wczoraj wieczorem, przygotowując się do naszego spotkania, oddałem się na chwilę wspomnieniom. Przy tej okazji wydobyłem z pamięci wspomnienie, które wiąże się z Wielkim Senatem, o którym mówił przed chwilą pan dziekan. Nie wiem, czy dzisiaj nadal wszystkie nominacje są omawiane na forum Wielkiego Senatu. Bardzo ciekawe było to, że kiedy powierzano komuś na przykład katedrę matematyki, asyriologii, fizyki ciała stałego lub jakąkolwiek inną, udział pozostałych wydziałów był bardzo niewielki i o wszystkim decydowano bardzo szybko, ponieważ nikt nie ośmielał się zabierać głosu. Już w sferze nauk humanistycznych sytuacja była nieco inna. Kiedy natomiast rzecz dotyczyła katedr teologii na obydwu wydziałach, wypowiadał się właściwie każdy, tak więc widać było, iż wszyscy profesorowie tego uniwersytetu czuli się w jakiejś mierze kompetentni w dziedzinie teologii, byli przeświadczeni, że mogą i powinni uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. Było oczywiste, że teologia leży im szczególnie na sercu. Tak więc z jednej strony można było dostrzec, że koledzy z innych wydziałów w jakimś sensie uważali teologię za serce uniwersytetu, z drugiej zaś, że teologia jest tą właśnie dziedziną, która dotyczy wszystkich, z którą wszyscy czują się związani, i że wszyscy w jakiejś mierze uważają, że są w niej kompetentni. Oznacza to — jeśli dobrze się nad tym zastanowić — że właśnie w dyskusji o katedrach teologii uniwersytet stawał się uniwersytetem. Z przyjemnością dowiaduję się, że ów system «kooptacji» dzisiaj istnieje i jest bardziej nawet rozwinięty niż w przeszłości, chociaż Tybinga zawsze o to zabiegała. Nie wiem, czy istnieje jeszcze Kolegium Leibniza, w którym byłem; niemniej współczesnemu uniwersytetowi zagraża poważne niebezpieczeństwo, że stanie się jak gdyby tylko zespołem specjalistycznych szkół wyższych, połączonych przede wszystkim zewnętrznie i instytucjonalnie, a mniej zdolnych do zbudowania wewnętrznie zjednoczonej universitas.
Teologia najwyraźniej stanowiła dziedzinę, w której universitas była obecna i w której można było się przekonać, że zbiór tworzy jedną całość oraz że jej fundamentem jest wspólne poszukiwanie, wspólne zadanie, wspólny cel. Sądzę, że można w tym dostrzec wyraz wysokiego uznania dla teologii. Uważam, że jest to fakt szczególnie istotny, ukazujący, że w naszej epoce — kiedy to, przynajmniej w krajach wywodzących się z kultury romańskiej, aż do przesady akcentuje się świeckość państwa i instytucji państwowych i żąda się wręcz usunięcia z nich wszystkiego, co ma cokolwiek wspólnego z Kościołem, chrześcijaństwem, wiarą — istnieją powiązania, z których nie można wyłączyć ogółu zagadnień nazywanych teologią (a więc tego właśnie, co jest związane, i to w sposób bardzo zasadniczy, z Kościołem, wiarą i chrześcijaństwem). Staje się zatem oczywiste, że myśl chrześcijańska, jej pytania i jej odpowiedzi wciąż są obecne i widoczne w naszych europejskich realiach — jakkolwiek w pewnym wymiarze są one i muszą być świeckie.
Moim zdaniem, ten fakt ukazuje z jednej strony, że teologia nadal przyczynia się w jakiś sposób do budowania tego, co nazywamy uniwersytetem, z drugiej jednak stanowi on też oczywiście ogromne wyzwanie dla teologii, bo każe jej zaspokajać to oczekiwanie, stawać na wysokości zadania i pełnić posługę, która zostaje jej powierzona i której się od niej oczekuje. Cieszę się, że dzięki praktyce «kooptacji» staje się dziś bardzo wyraźnie widoczne — jeszcze bardziej niż kiedyś — iż dyskusja wewnątrzuniwersytecka czyni uniwersytet tym, czym ma naprawdę być, włączając go w zbiorową refleksję i poszukiwanie odpowiedzi. Ale myślę także, że jest to również przyczynek do refleksji nad tym, w jakim stopniu jesteśmy w stanie — nie tylko w Tybindze, ale także gdzie indziej — zaspokoić te oczekiwania. Uniwersytet i społeczeństwo, cała ludzkość potrzebuje bowiem pytań, ale potrzebuje także odpowiedzi. I sądzę, że z tego punktu widzenia teologia — i nie tylko teologia — staje wobec pewnego dialektycznego napięcia między rygorem naukowym a pytaniem znacznie większym, które ją przekracza i bardzo często się w niej pojawia — pytaniem o prawdę.
Chciałbym to wyjaśnić za pomocą pewnego przykładu. Egzegeta, badacz Pisma Świętego, musi umieć je objaśniać secundum artem, a więc w znany nam, zgodny z rygorem naukowym sposób, z uwzględnieniem wszystkich niezbędnych elementów historycznych, zgodnie z wymaganą metodologią. To jednak nie wystarcza, aby był on teologiem. Gdyby ograniczał się tylko do tego, wówczas teologia, a w każdym razie interpretacja Biblii, byłaby czymś podobnym do egiptologii czy asyriologii lub jakiejkolwiek innej specjalności. Aby być teologiem, żeby pełnić posługę dla dobra uniwersytetu i — śmiem powiedzieć — dla dobra ludzkości, a więc posługę, jakiej się od niego oczekuje, musi on posunąć się dalej i postawić pytanie: czy jest prawdą to, co tu zostaje powiedziane? A jeśli to prawda, to czy nas dotyczy? I w jaki sposób nas dotyczy? Po czym możemy poznać, że to prawda i że nas dotyczy? Uważam, że w tym sensie teologia, choć należy do obszaru nauki, jest potrzebna i musi odpowiadać na pytania stawiane także poza tym obszarem. Uniwersytet i ludzkość potrzebują pytań. Tam gdzie nie stawia się już pytań, także takich, które dotykają istoty rzeczy i przekraczają granice wszelkich specjalności naukowych, tam nie uzyskujemy odpowiedzi. Tylko wówczas, gdy pytamy i gdy jesteśmy radykalni w zadawaniu pytań, tak radykalni, jak radykalna musi być teologia, gdy przekraczamy granice specjalizacji naukowych, możemy mieć nadzieję na uzyskanie odpowiedzi na fundamentalne pytania, które dotyczą nas wszystkich. Przede wszystkim musimy pytać. Kto nie pyta, nie otrzymuje odpowiedzi. Dodałbym jednak, że w przypadku teologii potrzebna jest nie tylko odwaga zadawania pytań, ale także umiejętność pokornego słuchania odpowiedzi, jakich udziela nam chrześcijańska wiara; pokora, która pozwala dostrzegać racjonalność tych odpowiedzi, dzięki czemu stają się one na nowo dostępne dla naszej epoki i nas samych. W ten sposób nie tylko tworzy się uniwersytet, ale także pomaga się ludziom żyć. Proszę Boga, aby błogosławił wam w tej pracy.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (6/2007) and Polish Bishops Conference