Homilia podczas Mszy św. z okazji I Światowego Dnia Ubogich, 19 XI 2017
W niedzielę 19 listopada Papież Franciszek przewodniczył pierwszym obchodom Światowego Dnia Ubogich. Rano odprawił Mszę św. w Bazylice Watykańskiej i wygłosił homilię. Uczestniczyło w Mszy św. około 7 tys. osób — ubogich i bezdomnych oraz opiekujących się nimi wolontariuszy — z Rzymu, regionu Lacjum i z innych krajów. Po Mszy św. w Auli Pawła VI 1,5 tys. ubogich spożyło obiad z Ojcem Świętym. Inni zjedli posiłek w rzymskich stołówkach, seminariach i kolegiach katolickich. Obchody zorganizowała Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, przy współpracy m.in. Caritasu, Wspólnoty św. Idziego i Zakonu Maltańskiego. Poniżej zamieszczamy papieską homilię.
Z radością dzielimy się chlebem Słowa, a wkrótce będziemy dzielić się i przyjmować Chleb eucharystyczny, będący pokarmem na drogę życia. Wszyscy bez wyjątku go potrzebujemy, bo wszyscy jesteśmy żebrakami w odniesieniu do tego, co istotne — miłości Boga, która nam daje sens życia i życie bez kresu. Dlatego również dzisiaj wyciągamy do Niego rękę, by przyjąć Jego dary.
Właśnie o darach mówi ewangeliczna przypowieść. Powiada, że Boże talenty są przeznaczone dla nas, «każdemu według jego zdolności» (Mt 25, 15). Przede wszystkim uznajmy to: mamy talenty, jesteśmy «utalentowani» w oczach Boga. Dlatego nikt nie może uważać, że jest bezużyteczny, nikt nie może uznać, że jest tak ubogi, iż nie może dać czegoś innym. Zostaliśmy wybrani i pobłogosławieni przez Boga, który pragnie napełnić nas swoimi darami, bardziej niż ojciec i matka pragną obdarować swoje dzieci. A Bóg, w którego oczach żadne dziecko nie może zostać odrzucone, powierza każdemu pewną misję.
Rzeczywiście, jako Ojciec kochający i wymagający pobudza nas do odpowiedzialności. Widzimy, że w przypowieści każdy sługa otrzymuje talenty, które ma pomnożyć. Ale podczas gdy dwaj pierwsi wypełniają misję, trzeci sługa nie wykorzystuje talentów z pożytkiem. Zwraca tylko to, co otrzymał: «Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność» (w. 25). Sługa ten słyszy w zamian surowe słowa: «zły i gnuśny» (w. 26). Co się w nim Panu nie podobało? Jednym słowem, które może trochę wyszło z obiegu, a jednak bardzo aktualnym, powiedziałbym: jego zaniedbanie. Jego winą było to, że nie czynił dobra. Również my często uważamy, że nie uczyniliśmy nic złego i dlatego się zadowalamy, zakładając, że jesteśmy dobrzy i sprawiedliwi. A zatem grozi nam, że będziemy się zachowywali jak zły sługa: on również nie uczynił nic złego, nie zmarnował talentu, a nawet dobrze go przechował w ziemi. Ale nieczynienie niczego złego nie wystarcza. Bóg nie jest bowiem kontrolerem szukającym nieskasowanych biletów, ale Ojcem poszukującym dzieci, któremu trzeba powierzyć swoje dobra i swoje plany (por. w. 14). I smutne jest, kiedy Ojciec miłości nie otrzymuje wielkodusznej odpowiedzi miłości od dzieci, które ograniczają się do przestrzegania norm, do wypełniania przykazań, jak najemnicy w domu Ojca (por. Łk 15, 17).
Zły sługa, pomimo że otrzymał talent od Pana, który kocha dzielenie się i pomnażanie darów, strzegł go zazdrośnie i zadowolił się tym, że go zachował. Ale nie jest wierny Bogu ten, kto troszczy się jedynie o zachowanie, o utrzymanie skarbów przeszłości. Tymczasem, jak mówi przypowieść, ten kto dodaje nowe talenty, jest naprawdę «wierny» (ww. 21. 23), ponieważ ma taką samą mentalność jak Bóg i nie stoi w miejscu: podejmuje ryzyko z miłości, poświęca swe życie dla innych, nie godzi się, by zostawić wszystko takim, jakie jest. Pomija tylko jedną rzecz: własną korzyść. To jest jedyne słuszne zaniedbanie.
Zaniedbanie to także wielki grzech wobec ubogich. Tutaj przyjmuje wyraźną nazwę: obojętność. To mówienie: «Nie dotyczy mnie to, to nie moja sprawa, to wina społeczeństwa». To odwracanie się w drugą stronę, kiedy brat jest w potrzebie, to zmienianie kanału, kiedy jakaś poważna sprawa nas drażni, a także oburzanie się na zło i nie robienie niczego. Jednakże Bóg nie zapyta nas, czy słusznie się oburzaliśmy, ale czy czyniliśmy dobro.
Jak zatem konkretnie możemy podobać się Bogu? Gdy chcemy sprawić przyjemność drogiej nam osobie, na przykład dając jej prezent, trzeba najpierw poznać jej gusty, aby uniknąć takiej sytuacji, gdy prezent bardziej podoba się temu, kto go daje, niż temu, kto go dostaje. Kiedy chcemy ofiarować coś Panu, Jego upodobania odnajdujemy w Ewangelii. Zaraz po usłyszanych dzisiaj słowach mówi On: «Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt 25, 40). Tymi braćmi najmniejszymi, przez Niego umiłowanymi, są głodny i chory, przybysz i więzień, ubogi i opuszczony, cierpiący pozbawiony pomocy i odrzucony potrzebujący. Możemy sobie wyobrazić odbite na ich twarzach Jego oblicze; na ich ustach, choć zamkniętych przez ból, Jego słowa: «To jest Ciało moje» (Mt 26, 26). W ubogim Jezus puka do naszego serca i, spragniony, prosi nas o miłość. Kiedy pokonujemy obojętność i w imię Jezusa poświęcamy się Jego braciom najmniejszym, jesteśmy Jego przyjaciółmi dobrymi i wiernymi, z którymi lubi przebywać. Bóg to bardzo ceni, ceni postawę, o której mówiło wysłuchane przez nas pierwsze czytanie o «dzielnej niewieście», która «otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce» (Prz 31, 10. 20). To jest prawdziwe męstwo: nie zaciśnięte pięści i założone ręce, ale ręce pracowite i wyciągnięte do ubogich, do zranionego ciała Pana.
Tam, w ubogich, objawia się obecność Jezusa, który będąc bogaty, stał się ubogi (por. 2 Kor 8, 9). Dlatego w nich, w ich słabości, jest «zbawcza moc». I choć w oczach świata mają małą wartość, to oni otwierają nam drogę do nieba, są naszym «paszportem do raju». Dla nas troszczenie się o nich, będących naszym bogactwem, stanowi ewangeliczny obowiązek i mamy to czynić nie tylko dając chleb, ale również dzieląc z nimi chleb Słowa, który dla nich jest w sposób najbardziej naturalny przeznaczony. Kochać ubogiego znaczy walczyć z wszelkim ubóstwem, duchowym i materialnym.
I dobrze nam to zrobi: zbliżanie się do uboższych od nas wpłynie na nasze życie. Przypomni nam, co liczy się naprawdę: kochanie Boga i bliźniego. Tylko to trwa wiecznie, wszystko inne przemija. Zatem to, co inwestujemy w miłość, pozostaje, reszta znika. Dziś możemy zadać sobie pytanie: «Co liczy się dla mnie w życiu, w co inwestuję?». W bogactwa, które przemijają, których świat nigdy nie jest syty, czy też w bogactwo Boga, które daje życie wieczne? Przed tym wyborem stoimy: żyć, aby mieć na ziemi, lub dawać, aby pozyskać niebo. Dla nieba nie liczy się bowiem to, co posiadamy, ale to co dajemy i «kto skarby gromadzi dla siebie, nie jest bogaty u Boga» (Łk 12, 21). Nie szukajmy zatem dla siebie tego, co zbędne, ale tego, co dobre dla innych, a niczego cennego nam nie zabraknie. Niech Pan, który współczuje naszemu ubóstwu i obdarza nas swoimi talentami, da nam mądrość, byśmy szukali tego, co się liczy i odwagę, aby kochać, nie słowami, lecz czynem.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (12/2017) and Polish Bishops Conference