Święte zmęczenie kapłanów

Homilia podczas Mszy św. Krzyżma w Wielki Czwartek 2.04.2015

Święte zmęczenie kapłanów

Ponad 40 kardynałów, wielu arcybiskupów i biskupów oraz prawie 2 tys. księży odnowiło swe przyrzeczenia kapłańskie podczas Mszy św. w Bazylice Watykańskiej w Wielki Czwartek rano, 2 kwietnia, odprawionej przez Papieża Franciszka, który poświęcił krzyżmo i oleje oraz wygłosił następującą homilię:

«By ręka moja zawsze przy nim była i umacniało go moje ramię» (Ps 89 [88], 22). Tak myśli Pan, gdy mówi do siebie: «Znalazłem Dawida, mojego sługę, namaściłem go moim świętym olejem» (w.21). Tak myśli nasz Ojciec za każdym razem, kiedy «znajduje» kapłana. I dalej dodaje: «Z nim moja wierność i łaska (...). On będzie wołał do Mnie: Ty jesteś moim Ojcem, moim Bogiem, Opoką mego zbawienia» (ww. 25. 27).

To wspaniałe zagłębić się wraz z Psalmistą w to solilokwium naszego Boga. Mówi On o nas, swoich kapłanach, swoich księżach; ale w rzeczywistości nie jest to solilokwium, On nie mówi sam — to Ojciec mówi do Jezusa: «Twoi przyjaciele, ci, którzy Ciebie miłują, będą mogli powiedzieć do Mnie w sposób szczególny: Ty jesteś moim Ojcem» (por. J 14, 21). A skoro Pan o tym myśli i troszczy się tak bardzo o to, jak może nam pomóc, to dlatego że wie, iż zadanie namaszczania wiernego ludu nie jest łatwe, jest trudne. Powoduje nasze zmęczenie i znużenie. Doświadczamy tego we wszystkich formach: od zwykłego zmęczenia codzienną pracą apostolską po zmęczenie chorobą i śmierć, w tym spalanie się w męczeństwie.

Zmęczenie kapłanów! Wiecie, jak często o tym myślę — o zmęczeniu was wszystkich? Dużo o tym myślę i często się modlę, zwłaszcza kiedy sam jestem zmęczony. Modlę się za was, którzy pracujecie pośród powierzonego wam wiernego ludu Bożego, a wielu z was w miejscach opuszczonych i niebezpiecznych. A nasze zmęczenie, drodzy kapłani, jest jak kadzidło, które cicho wznosi się do nieba (por. Ps 141 [140], 2; Ap 8, 3-4). Nasze zmęczenie trafia wprost do serca Ojca.

Bądźcie pewni, że Matka Boża zauważa to zmęczenie i natychmiast zwraca na nie uwagę Panu. Ona, jako Matka, potrafi zrozumieć, kiedy Jej dzieci są zmęczone, i nie myśli o niczym innym. «Witaj! Odpocznij, synu. Porozmawiamy później... Czyż nie jestem tutaj ja, twoja Matka?» — mówi nam zawsze, gdy do Niej przychodzimy (por. Evangelii gaudium, 286). A swojemu Synowi powie, tak jak w Kanie Galilejskiej: «Nie mają wina» (J 2, 3).

Zdarza się również, że kiedy czujemy ciężar pracy duszpasterskiej, może nas najść pokusa, by odpocząć byle jak, jakby odpoczynek nie był rzeczą Bożą. Nie ulegajmy tej pokusie. Nasze zmęczenie jest cenne w oczach Jezusa, który nas przyjmuje i pomaga się pdnieść: «Przyjdźcie do Mnie, kiedy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię» (por. Mt 11, 28). Kiedy człowiek wie, że gdy jest śmiertelnie zmęczony, może paść na kolana i powiedzieć: «Na dziś wystarczy, Panie», i poddać się przed Ojcem, to wie również, że nie pada, ale się odnawia, ponieważ tego, kto namaścił olejkiem radości wierny lud Boży, jego również namaszcza Pan, «zamienia jego popiół w wieniec, jego łzy w wonny olejek radości, jego przygnębienie w śpiew» (por. Iz 61, 3).

Dobrze zapamiętajmy, że owocność kapłańska zależy od tego, jak odpoczywamy i jak odczuwamy, że Pan odnosi się do naszego zmęczenia. Jakże trudno nauczyć się odpoczynku! W grę wchodzi tutaj nasze zaufanie i pamiętanie o tym, że także my jesteśmy owcami i potrzebujemy pasterza, który nam pomoże. Może nam w tym pomóc kilka pytań.

Czy potrafię odpoczywać przyjmując miłość, wdzięczność i całą serdeczność, jaką obdarza mnie wierny lud Boży? Czy też po pracy duszpasterskiej szukam sposobów odpoczywania bardziej wyrafinowanych, nie tak, jak odpoczywają ludzie ubodzy, ale wypoczywam tak, jak proponuje społeczeństwo konsumpcyjne? Czy Duch Święty jest dla mnie naprawdę «w trudzie odpocznieniem?», czy też jedynie Tym, który każe mi pracować? Czy potrafię poprosić o pomoc jakiegoś mądrego kapłana? Czy potrafię odpocząć od siebie samego, od moich wymagań wobec siebie, od samozadowolenia, powoływania się na siebie? Czy potrafię rozmawiać z Jezusem, z Ojcem, z Dziewicą i św. Józefem, ze świętymi patronami — moimi przyjaciółmi, aby odpocząć zgodnie z ich wymaganiami — które są słodkie i lekkie; z ich upodobaniami — lubią przebywać w moim towarzystwie; i z tym, co ich interesuje i jest dla nich punktem odniesienia — interesuje ich jedynie większa chwała Boża...? Czy potrafię odpoczywać od moich nieprzyjaciół pod ochroną Pana? Czy wytaczam argumenty i kombinuję, wielokrotnie rozmyślając nad moją obroną, czy też powierzam się Duchowi Świętemu, który mnie poucza, co powinienem powiedzieć przy każdej okazji? Czy troszczę się i niepokoję nadmiernie, czy też jak Paweł znajduję wytchnienie, mówiąc: «Wiem, komu zawierzyłem» (2 Tm 1, 12)?

Przyjrzyjmy się przez chwilę obowiązkom kapłanów, o których dziś mówi nam liturgia: ubogim nieść dobrą nowinę, więźniom głosić wolność, a niewidomym przejrzenie; uciśnionych odsyłać wolnymi i obwoływać rok łaski Pana. Izajasz mówi również, by troszczyć się o tych, którzy mają serca złamane, i pocieszać zasmuconych.

Nie są to łatwe zadania, nie są to zadania zewnętrzne, jak na przykład czynności manualne — zbudowanie nowego domu parafialnego lub wytyczenie linii boiska do piłki nożnej dla młodych z oratorium...; zadania wymienione przez Jezusa wymagają od nas zdolności współczucia, są zadaniami, w których nasze serce jest «poruszone» i wzruszone. Radujemy się z narzeczonymi, którzy się pobierają, śmiejemy się z dzieckiem, które przynoszą do chrztu; towarzyszymy ludziom młodym, przygotowującym się do sakramentu małżeństwa i założenia rodziny; smucimy się z tymi, którzy otrzymują namaszczenie na szpitalnym łóżku; płaczemy z tymi, którzy chowają ukochaną osobę... Tak wiele emocji... Jeśli mamy otwarte serce, te emocje, liczne uczucia trudzą serce duszpasterza. Dla nas, kapłanów, historie naszych ludzi nie są kroniką aktualności: znamy naszych wiernych, możemy się domyślać, co dzieje się w ich sercach. A nasze serce, cierpiąc wraz z nimi, rozdziera się, rwie się na tysiąc kawałków, jest wzruszone, zdaje się wręcz konsumowane przez ludzi: bierzcie, jedzcie. To jest słowo, które stale szepce kapłan Jezusa, troszcząc się o swój wierny lud: bierzcie i jedzcie, bierzcie i pijcie... W ten sposób nasze kapłańskie życie jest dawane w służbie, w byciu blisko wiernego ludu Bożego..., a to zawsze, zawsze męczy.

Chciałbym teraz podzielić się z wami przemyśleniami nad niektórymi rodzajami zmęczenia, nad którymi się zastanawiałem.

Istnieje zmęczenie, które można nazwać «zmęczeniem ludźmi, zmęczeniem tłumami». Jak mówi Ewangelia, dla Pana, podobnie jak dla nas, było to wyczerpujące, ale to jest dobre zmęczenie, zmęczenie owocne i dające radość. Ludzie, którzy za Nim szli, rodziny, które przynosiły Mu swoje dzieci, żeby je błogosławił, ci którzy zostali uzdrowieni, którzy przychodzili ze swymi przyjaciółmi, ludzie młodzi, którzy zachwycali się Nauczycielem..., nie dawali Mu czasu nawet na jedzenie. Ale Pan nie męczył się, przebywając z ludźmi. Przeciwnie, wydawało się, jakby odzyskiwał siły (por. Evangelii gaudium, 11). To zmęczenie w naszych działaniach jest zazwyczaj łaską, będącą w zasięgu ręki każdego z nas kapłanów (por. tamże, 279). Jakże to piękne: ludzie kochają, pragną i potrzebują swoich pasterzy! Wierny lud nie pozbawia nas bezpośredniego zaangażowania, chyba że ktoś ukrywa się w biurze lub jeździ po mieście z przyciemnionymi szybami. I to zmęczenie jest dobre, jest to zmęczenie zdrowe. To jest zmęczenie kapłana przesiąkniętego zapachem owiec..., ale mającego uśmiech taty, który patrzy z upodobaniem na swoje dzieci czy wnuki. Nie ma to nic wspólnego z tymi, którzy są wypachnieni drogimi perfumami i patrzą na ciebie z wysoka i z daleka (por. tamże, 97). Jesteśmy przyjaciółmi Oblubieńca, to jest nasza radość. Jeśli Jezus pasie swoją owczarnię pośród nas, to nie możemy być pasterzami z kwaśną miną, narzekającymi czy — co gorsza — pasterzami znudzonymi. Zapach owiec i uśmiech ojców... Owszem, bardzo zmęczeni, ale z radością kogoś, kto słucha swego Pana, który mówi: «Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego» (Mt 25, 34).

Istnieje także zmęczenie, które możemy określić jako «zmęczenie przeciwnikami». Diabeł i jego zwolennicy nie śpią, a zważywszy, że ich uszy nie mogą znieść Słowa Bożego, niestrudzenie pracują nad tym, aby je uciszyć albo wypaczyć. W tym przypadku zmęczenie stawianiem im czoła jest trudniejsze. Chodzi nie tylko o czynienie dobra, z całym trudem, jakiego to wymaga, ale trzeba bronić owczarni i samych siebie przed złem (por. Evangelii gaudium, 83). Zły duch jest bardziej przebiegły od nas i potrafi zniszczyć w jednej chwili to, co cierpliwie budowaliśmy przez długi czas. W tej sytuacji musimy prosić o łaskę nauczenia się unieszkodliwiania — to ważny nawyk: nauczyć się neutralizować — neutralizować zło, nie wyrywać kąkolu, nie usiłować bronić jak supermen tego, co jedynie Pan powinien obronić. Wszystko to pomaga nie załamywać się w obliczu ogromu nieprawości, w obliczu szyderstwa ludzi niegodziwych. Słowo Pana na te sytuacje zmęczenia to: «Odwagi! Jam zwyciężył świat» (J 16, 33). Te słowa dodają nam siły.

I wreszcie ostatnie — ostatnie, żeby ta homilia zbytnio was nie znużyła — jest też «zmęczenie samymi sobą» (por. Evangelii gaudium, 277). Jest ono być może najbardziej niebezpieczne. Ponieważ dwa poprzednie zmęczenia wynikają z faktu, że się narażamy, wychodzimy poza siebie, aby namaszczać i trudzić się (jesteśmy tymi, którzy się troszczą). Natomiast to zmęczenie jest bardziej związane z koncentracją na sobie: jest rozczarowaniem samymi sobą, któremu jednak nie stawiamy czoła z pogodną radością kogoś, kto odkrywa, że jest grzesznikiem, potrzebującym przebaczenia, pomocy — ten prosi o pomoc i idzie dalej. Chodzi o zmęczenie spowodowane tym, że «chcę i nie chcę», postawieniem wszystkiego na jedną kartę, a potem wspominaniem z żalem czosnku i cebuli w Egipcie — grą złudzenia, że jest się kimś innym. To zmęczenie zwykłem nazywać «flirtowaniem ze światowością duchową». A kiedy zostajemy sami, zdajemy sobie sprawę, jak wiele dziedzin życia jest przesiąkniętych tą światowością, a nawet mamy wrażenie, że żadna kąpiel z niej nie oczyści. W tym wypadku może to być złe zmęczenie. Słowa Apokalipsy wskazują nam przyczynę tego zmęczenia: «Ty masz wytrwałość, i zniosłeś cierpienie dla imienia mego — niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości» (2, 3-4). Tylko miłość daje odpoczynek. To, czego się nie kocha, męczy w zły sposób, a na dłuższą metę męczy coraz bardziej.

Najgłębszym i najbardziej tajemniczym obrazem, ukazującym, jak Pan traktuje nasze duszpasterskie zmęczenie, jest to, że «umiłowawszy swoich (...) do końca ich umiłował» (J 13, 1) — scena obmycia stóp. Lubię ją kontemplować jako oczyszczenie naśladowania. Pan oczyszcza samo naśladowanie, On «angażuje siebie dla nas» (Evangelii gaudium, 24), On sam usuwa wszelkie plamy, ów lepki smog światowości, który się do nas przykleił w drodze, jaką przebywaliśmy w Jego imię.

Wiemy, że po stopach można zobaczyć, jaki jest stan całego naszego ciała. To, jak idziemy za Panem, ukazuje stan naszego serca. Rany stóp, skręcenia i zmęczenie są znakiem tego, jak za Nim szliśmy, jakimi drogami podążaliśmy, aby szukać Jego zaginionych owiec, starając się prowadzić owczarnię na zielone pastwiska i do spokojnych wód (por. tamże, 270). Pan nas obmywa i oczyszcza z tego wszystkiego, co nagromadziło się na naszych nogach, gdy szliśmy za Nim. To jest święte. Nie pozwala, aby pozostało splamione. On całuje je jak rany wojny i w ten sposób obmywa je z brudu po pracy.

Naśladowanie Jezusa jest obmywane przez samego Pana, abyśmy czuli, że mamy prawo być «radośni», «pełni», «bez lęku i poczucia winy», a w ten sposób byśmy mieli odwagę wychodzić i iść «na krańce świata, na wszystkie peryferie», by nieść tę Dobrą Nowinę do najbardziej opuszczonych, wiedząc, że «On jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata». I, proszę, módlmy się o łaskę, byśmy umieli być zmęczeni, ale dobrze zmęczeni!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama