Żaden naród nie jest przestępcą, żadna religia nie jest terrorystyczna

Przesłanie do uczestników kalifornijskiego spotkania ruchów ludowych (10.02.2017)

Żaden naród nie jest przestępcą, żadna religia nie jest terrorystyczna

W dniach 16-19 lutego 2017 w Modesto w Kalifornii odbywało się pierwsze na szczeblu krajowym w USA spotkanie ruchów ludowych. Zorganizowały je watykańska Dykasteria ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, Catholic Campaign for Human Development (Katolicka Kampania na rzecz Rozwoju Człowieka) Episkopatu Stanów Zjednoczonych iKrajowa Sieć PICO — zrzeszająca postępowe organizacje amerykańskie inspirujące się wiarą. Wzięło wnim udział 700 zwierzchników religijnych iprzedstawicieli wspólnot z 12 krajów świata. Poniżej zamieszczamy przesłanie Papieża Franciszka, które na rozpoczęcie spotkania odczytał przewodniczący Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka kard.Peter Kodwo Appiah Turkson.

Drodzy Bracia!

Chciałbym przede wszystkim wyrazić wam uznanie za wysiłek odtworzenia na szczeblu krajowym pracy, którą wykonujecie podczas światowych spotkań ruchów ludowych. Pragnę przez ten list dodać otuchy i umocnić każdego z was i wasze organizacje oraz wszystkich, którzy walczą o trzy T: «tierra, techo y trabajo» — ziemię, dach nad głową i pracę. Wyrażam wam uznanie za wszystko, co robicie.

Pragnę podziękować Campaign for Human Development, jej przewodniczącemu bpowi Davidowi Talleyowi oraz biskupom, którzy udzielają gościny: Stephenowi Blaire'owi, Armandowi Ochoi i Jaime Sotowi — za zdecydowane wsparcie tego spotkania. Dziękuję kard. Turksonowi za to, że nadal towarzyszy ruchom ludowym z nowej Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka. Sprawia mi wielką radość widok, że pracujecie razem na rzecz sprawiedliwości społecznej! Bardzo bym pragnął, żeby we wszystkich diecezjach szerzyła się ta konstruktywna energia, która przerzuca mosty między ludami i osobami, mosty pozwalające pokonać mury wykluczania, obojętności, rasizmu i nietolerancji.

Chciałbym także zwrócić uwagę na pracę Krajowej Sieci PICO oraz organizacji będących promotorami tego spotkania. Dowiedziałem się, że PICO oznacza «osoby, które ulepszają swe wspólnoty poprzez organizację». Jakże wspaniała synteza misji ruchów ludowych: pracowanie w swoim środowisku, u boku bliźniego, zorganizowani między sobą, aby rozwijać swoje wspólnoty.

Parę miesięcy temu w Rzymie mówiliśmy o murach i lęku; o mostach i o miłości. Nie chcę się powtarzać — te kwestie stanowią wyzwanie dla naszych najgłębszych wartości.

Wiemy, że żadna z tych bolączek nie zaczęła się wczoraj. Od długiego czasu zmagamy się z kryzysem panującego wzorca, systemu, który zadaje ogromne cierpienia rodzinie ludzkiej, godząc jednocześnie w godność osób i naszego wspólnego domu, aby wspierać niewidzialną tyranię pieniądza, który gwarantuje tylko przywileje nielicznych. «Ludzkość przeżywa (...) historyczny przełom» (Evangelii gaudium, n. 52).

Nam, chrześcijanom i wszystkim ludziom dobrej woli, przypadło żyć i działać w obecnej chwili. «Chodzi o poważną odpowiedzialność, ponieważ jeśli niektóre aspekty obecnej rzeczywistości nie znajdą właściwych rozwiązań, mogą dać początek procesom dehumanizacji, z których niełatwo będzie się później wycofać» (tamże, n. 51). Są «znaki czasu», które powinniśmy rozpoznać, aby działać. Straciliśmy cenny czas, nie poświęcając im wystarczająco dużo uwagi, nie uzdrawiając tych niszczycielskich rzeczywistości. W ten sposób procesy dehumanizacji nabierają szybszego tempa. Od udziału ludów jako głównych podmiotów i w dużej mierze od was, ruchów ludowych, zależy kierunek, jaki obierze ten historyczny przełom, oraz zaradzenie temu kryzysowi, który się zaostrza.

Nie powinniśmy pozostawać sparaliżowani przez lęk, ani też tkwić uwięzieni w konflikcie. Trzeba uznać niebezpieczeństwo, ale także sposobność, jaką każdy kryzys zakłada, aby zmierzać ku przezwyciężającemu go rozwiązaniu. W języku chińskim, który wyraża pradawną mądrość tego wielkiego ludu, słowo kryzys złożone jest z dwóch ideogramów: Wei, który symbolizuje niebezpieczeństwo, i Ji, który wyraża możliwość.

Niebezpieczeństwem jest wypieranie się bliźniego, a tym samym, nie zdając sobie z tego sprawy, odmawianie mu człowieczeństwa, naszego człowieczeństwa, negowanie nas samych i najważniejszego z przykazań Jezusa. To jest dehumanizacja. Jednak istnieje pewna szansa: że światło miłości bliźniego opromieni ziemię swoim olśniewającym blaskiem, niczym rozbłysk w ciemności, że nas przebudzi i że wzejdzie nowa ludzkość, z ową nieugiętą i mocną wytrwałością w tym, co autentyczne.

Dziś rozbrzmiewa w naszych uszach pytanie, jakie uczony w Prawie zadaje Jezusowi w Ewangelii Łukasza: «A kto jest moim bliźnim?». Kto jest tym, kogo trzeba kochać jak siebie samego? Prawdopodobnie spodziewał się korzystnej odpowiedzi, aby mógł dalej żyć po swojemu: «Czy to będą może moi krewni? Moi rodacy? Ludzie wyznający moją religię?...» Może chciał skłonić Jezusa do zwolnienia nas z obowiązku miłowania pogan i obcych, uważanych w owym czasie za nieczystych. Ten człowiek «chce wyraźnej reguły, która pozwoliłaby mu sklasyfikować innych jako ‘bliźnich' i ‘niebliźnich', jako tych, którzy mogą stać się bliźnimi, i tych, którzy nie mogą zostać bliźnimi» (środowa audiencja generalna, 27 kwietnia 2016 r.).

Jezus odpowiada, posługując się przypowieścią, która przedstawia dwie postaci z ówczesnej elity i trzecią postać — człowieka uważanego za obcego, poganina i nieczystego — Samarytanina. Na drodze z Jerozolimy do Jerycha kapłan i lewita spotykają ledwo żywego człowieka, którego zbójcy napadli, okradli, poranili i pozostawili. Prawo Pana w tego rodzaju sytuacjach przewidywało obowiązek udzielenia mu pomocy, lecz obydwaj przechodzą dalej, nie zatrzymując się. Spieszyli się. Jednak Samarytanin, ta istota pogardzana, ten nie znaczący, na którego nikt by nie postawił, a który w każdym razie też miał swoje obowiązki i swoje sprawy do załatwienia, kiedy zobaczył poranionego człowieka, nie minął go, jak tamci dwaj, którzy byli związani ze świątynią, lecz «gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko» (w. 33). Samarytanin kieruje się autentycznym miłosierdziem: opatruje rany owego człowieka, zabiera go do gospody, sam go pielęgnuje i zapewnia mu opiekę.

To wszystko uczy nas, że współczucie, miłość nie są nieokreślonymi uczuciami, ale oznaczają zatroszczenie się o drugiego człowieka, nawet własnym kosztem. To oznacza zaangażowanie się, czynienie wszelkich niezbędnych kroków, żeby «zbliżyć się» do drugiego, aż po utożsamienie się z nim: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Takie jest przykazanie Pana (por. tamże).

Rany, jakie powoduje system ekonomiczny, który stawia na centralnym miejscu bożka pieniądz i który niekiedy działa z brutalnością zbójców z przypowieści, były w sposób kryminalny ignorowane. W zglobalizowanym społeczeństwie istnieje elegancki styl patrzenia w inną stronę, co praktykuje się często: pod pozorem politycznej poprawności lub ideologicznych mód patrzy się na cierpiącego człowieka, nie dotykając go, pokazuje się go w transmisjach na żywo, wręcz wygłasza się mowy na pozór tolerancyjne i pełne eufemizmów, lecz nie robi się niczego systematycznie, aby leczyć rany społeczne, ani też aby przeciwstawiać się strukturom, które pozostawiają na ulicy tak wiele istot ludzkich. Ta obłudna postawa, tak bardzo różniąca się od postawy Samarytanina, ujawnia brak prawdziwego nawrócenia i prawdziwego zaangażowania na rzecz ludzkości.

Jest to moralne oszustwo, które wcześniej czy później wychodzi na jaw, niczym miraż, który się rozwiewa. Tam są ranni, są rzeczywistością. Bezrobocie jest realne, korupcja jest realna, kryzys tożsamości jest realny, utrata znaczenia demokracji jest realna. Gangreny systemu nie da się maskować wiecznie, gdyż wcześniej czy później fetor staje się wyczuwalny, i kiedy już dłużej nie można go negować, rodzi się z tej samej władzy, która spowodowała ten stan rzeczy, manipulowanie lękiem, niepewnością, protestem, nawet słusznym oburzeniem ludzi, co przerzuca odpowiedzialność za wszelkie zło na «niebliźniego». Nie mówię o pewnych osobach w szczególności, mówię o procesie społecznym, który rozwija się w wielu częściach świata i który stanowi poważne zagrożenie dla ludzkości.

Jezus wskazuje nam inną drogę. Nie należy klasyfikować innych, aby się przekonać, kto jest bliźnim, a kto nim nie jest. Możesz stać się bliźnim kogoś, kto znajduje się w potrzebie, a będziesz nim, jeżeli w swym sercu masz współczucie, to znaczy jeżeli potrafisz cierpieć z drugim człowiekiem. Powinieneś stać się Samarytaninem. A także powinieneś być jak gospodarz, któremu Samarytanin powierza pod koniec przypowieści człowieka cierpiącego. Kim był ten właściciel gospody? To Kościół, chrześcijańska wspólnota, osoby solidarne, organizacje społeczne, to my, to wy, którym Pan Jezus każdego dnia powierza ludzi, którzy cierpią na ciele i w duchu, abyśmy mogli wciąż wylewać na nich obficie całe Jego miłosierdzie i Jego zbawienie. Na tym polega autentyczne człowieczeństwo, które opiera się dehumanizacji, jaka jawi się nam pod postacią obojętności, obłudy i nietolerancji. Wiem, że podjęliście się walki o sprawiedliwość społeczną, chronienia siostry-matki ziemi i pomagania migrantom. Pragnę was utwierdzić na nowo w waszym wyborze i podzielić się z wami dwiema refleksjami odnośnie do tego.

Kryzys ekologiczny jest rzeczywisty. «Istnieje bardzo solidny konsensus naukowy wskazujący, że mamy do czynienia z niepokojącym ociepleniem systemu klimatycznego» (Laudato si', n. 23). Nauka nie jest jedyną formą poznania, to niewątpliwe. I nauka niekoniecznie jest «neutralna», także to nie ulega wątpliwości, wielokrotnie maskuje stanowiska ideologiczne lub interesy gospodarcze. Jednak wiemy także, co się dzieje, kiedy negujemy naukę i nie słuchamy głosu natury. Zajmuję się tym, co należy do nas, katolików. Nie powinniśmy popadać w negacjonizm. Czas się kończy. Musimy działać. Proszę na nowo was, rdzenne ludy, pasterzy, rządzących, o ochronę świata stworzonego.

Druga to refleksja, którą już przedstawiłem podczas naszego ostatniego spotkania, ale wydaje mi się ważne, żeby to powtórzyć: żaden lud nie jest przestępczy ani żadna religia nie jest terrorystyczna. Nie istnieje terroryzm chrześcijański, nie istnieje terroryzm judaistyczny i nie istnieje terroryzm islamski. Nie istnieje. Żaden lud nie jest zbrodniczy czy handlujący narkotykami bądź agresywny. «Oskarża się o przemoc ubogich i ludy najbiedniejsze, ale bez równych szans różne formy agresji i wojny znajdą żyzną glebę, co wcześniej czy później doprowadzi do wybuchu» (Evangelii gaudium, n. 59). Istnieją osoby fundamentalistyczne i agresywne we wszystkich ludach i religiach, które zresztą umacniają się przez nietolerancyjne uogólnienia, karmią się nienawiścią i ksenofobią. Gdy przeciwstawiamy się terrorowi z miłością, pracujemy na rzecz pokoju.

Proszę was o stanowczość i łagodność w bronieniu tych zasad: proszę was, abyście nie wymieniali ich na tani towar i, jak św. Franciszek z Asyżu, dawali wszystko, co mamy, prosząc: «Tam gdzie jest nienawiść, spraw, abym niósł miłość, gdzie jest zniewaga, abym niósł przebaczenie, gdzie jest niezgoda, abym niósł wiarę, gdzie jest błąd, abym niósł Prawdę» (por. modlitwa św. Franciszka z Asyżu, fragment).

Wiedzcie, że modlę się za was, że modlę się z wami i proszę naszego Boga Ojca, aby wam towarzyszył i was błogosławił, żeby napełniał was swoją miłością i was chronił. Proszę was, abyście modlili się za mnie i szli naprzód.

Watykan, 10 lutego 2017 r.

Papież Franciszek


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama