Narody mają prawo do wyboru własnego sposobu myślenia i życia

11 stycznia 1992. Noworoczne spotkanie z korpusem dyplomatycznym

Z okazji Nowego Roku Jan Paweł II spotkał się 11 stycznia w watykańskiej Sala Regia z korpusem dyplomatycznym akredytowanym przy Stolicy Apostolskiej, liczącym obecnie 127 członków. W porównaniu z rokiem ubiegłym liczba ambasad wzrosła o 4 przedstawicielstwa: Albanii, Estonii, Łotwy i Litwy. W imieniu zgromadzonych przemówił ambasador Wybrzeża Kości Słoniowej Joseph Amichia, dziekan korpusu dyplomatycznego, który przypomniał najważniejsze wydarzenia międzynarodowe 1991 r. «Na początku nowego roku — powiedział na zakończenie — prosimy Najwyższego, aby obdarzył Waszą Świątobliwość zdrowiem i siłami koniecznymi do kontynuowania ogarniającej cały świat misji na rzecz pokoju, sprawiedliwości, solidarności i obrony praw człowieka. Życzymy Ojcu Świętemu dobrego, szczęśliwego i świętego roku». Odpowiadając na życzenia. Ojciec Święty wygłosił obszerne przemówienie w języku francuskim, którego tłumaczenie zamieszczamy poniżej.

Ekscelencje, Panie i Panowie!

1. Głęboko wzruszyły mnie życzenia, jakie złożył mi przed chwilą wasz dziekan, pan ambasador Joseph Amichia, w imieniu was samych oraz rządów, które reprezentujecie. Serdecznie wam za nie dziękuję.

Widząc was zgromadzonych tutaj dzisiejszego przedpołudnia, myślę o osiągnięciach i oczekiwaniach narodów zamieszkujących ziemię. Z łaski Opatrzności miałem szczęście odwiedzić wiele z nich. Myślę w tej chwili o tych, które już poznałem, i ogarniam sercem pozostałe.

Ze swej strony pragnę wam złożyć najlepsze życzenia szczęścia osobistego i rodzinnego, a także pomyślnego spełnienia ważkich zadań, jakie zostały wam powierzone. Pamiętam także o rządach i o mieszkańcach waszych krajów: niech Bóg pozwoli im zrealizować wspólne dążenia, aby we wszystkich społeczeństwach zapanowała większa sprawiedliwość, dobrobyt duchowy i materialny, a przez to by umocnił się pokój! Tego wam życzę i o to się modlę.

Z radością witam także dyplomatów, którzy rozpoczęli pełnienie swoich funkcji w minionych miesiącach; cieszę się, że rodzina narodów jest coraz liczniej reprezentowana w Stolicy Apostolskiej. Jest to dla mnie źródłem satysfakcji szczególnie dlatego, że dla wielu krajów obecność ich przedstawicieli tutaj oznacza powrót do demokracji. Natomiast dla Kościoła katolickiego to spotkanie stwarza dogodną sposobność, by zapewnić wszystkie kraje, które chcą utrzymywać stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską, że pragnie ona zawsze stać u boku narodów dążących konsekwentnie do postępu ludzkości.

Pan ambasador Amichia bardzo wnikliwie omówił najważniejsze wydarzenia r. 1991, a także działalność Kościoła katolickiego i Stolicy Apostolskiej. Rok miniony obfitował bowiem w wydarzenia, które można było przewidzieć, ale przyniósł także rozstrzygnięcia nieoczekiwane.

1991: rok wojen

2. Niestety, r. 1991 przejdzie do historii jako okres, w którym na scenie wydarzeń dominowała wojna.

Jak sobie zapewne przypominacie, tzw. «wojna w Zatoce» rozpoczęła się zaledwie kilka dni po naszym spotkaniu 12 stycznia. Jak wszystkie wojny pozostawiła ona po sobie złowrogie dziedzictwo: wielką liczbę zabitych i rannych, zniszczenia, urazy i nie rozwiązane problemy. Nie można też zapomnieć o późniejszych konsekwencjach konfliktu: ludność Iraku do dziś cierpi dotkliwie. Jak wiecie, Stolica Apostolska przypominała nieustannie o imperatywach etycznych, które winny pozostawać w mocy w każdych okolicznościach: o najwyższej wartości osoby ludzkiej, niezależnie od tego, po której stronie się znajduje; o konieczności przestrzegania prawa, prowadzenia dialogu i negocjacji, dotrzymywania umów międzynarodowych. Oto jedyna «broń» godna człowieka — człowieka takiego, jakiego pragnie Bóg!

3. Rok 1991 zakończył się znów pośród zgiełku wojny. Widzieliśmy przerażające obrazy cierpień ludności cywilnej, nękanej przez walki, które wyniszczają Jugosławię, a zwłaszcza Chorwację. Zburzone domy, mieszkańcy zmuszeni do ucieczki, gospodarka w ruinie, bombardowane nieustannie kościoły i szpitale: nie sposób patrzeć spokojnie na te fakty, które są skutkiem nierozumnych działań. Moje liczne apele o pokój i podjęcie dialogu są wam znane. Nie jest wam obce również stanowisko Stolicy Apostolskiej w sprawie uznania nowych państw, powstałych w wyniku ostatnich przemian w Europie. Ograniczę się dziś do podkreślenia, że narody mają prawo do wyboru własnego sposobu myślenia i życia. Mają prawo sięgnąć po właściwe środki, które pozwolą im zaspokoić ich godziwe aspiracje, określone w sposób wolny i demokratyczny. Społeczność międzynarodowa wypracowała już zresztą odpowiednie dokumenty i przepisy prawie, które trafnie określają prawa i obowiązki każdej ze stron, a także przewidują utworzenie odpowiednich struktur umożliwiających współpracę, koordynujących niezbędne kontakty między suwerennymi państwami, zarówno na szczeblu regionalnym, jak i kontynentalnym.

4. Musimy tu przypomnieć inny konflikt, do którego jak się zdaje zdążyliśmy się przyzwyczaić: mam na myśli Irlandię Północną. Od wielu lat przemoc udaremnia tam próby politycznego rozwiązania konfliktu. Czy możemy poddać się tej chorobie, która zniekształca oblicze Europy? Nic nie może usprawiedliwić tak bezwzględnego deptania praw człowieka, lekceważenia uprawnionych różnic i łamania prawa w tym kraju. Wzywam wszystkie strony konfliktu, by w obliczu Boga przemyślały swe postępowanie.

Przychodzą mi tu na myśl słowa jednego ze świętych «europejskich», niedawno kanonizowanego o. Rafała Kalinowskiego. W ubiegłym stuleciu, gdy Polska walczyła o zachowanie swej godności i o niepodległość narodową, miał on odwagę wołać — choć sam był uczestnikiem walk — że «ojczyzna potrzebuje potu, a nie krwi!». Tak, panie i panowie, Europa potrzebuje ludzi, którzy wspólną pracą będą dążyć do tego, by nienawiść i odrzucenie drugiego człowieka nie miały już prawa bytu na tym kontynencie, który wydał tak wielu świętych, wzorów człowieczeństwa, był promieniującym źródłem twórczych idei i ojczyzną wielu instytucji społecznych, przynoszących chwałę ludzkiemu geniuszowi.

5. Obok tych wojen o szczególnie groźnych rozmiarach istnieją inne jeszcze zarzewia konfliktów, trapiących mieszkańców ziemi. Nie mogąc wymienić tu wszystkich, wspomnę jedynie o walkach na tle etnicznym, jakie toczą się w Rogu Afryki. Erytrejczycy uzyskali co prawda autonomię, ale inne siły odśrodkowe nadal zagrażają Etiopii. W sąsiedniej Somalii państwo rozpadło się, a głębokie podziały w społeczeństwie uniemożliwiają praktycznie wszelką pomoc humanitarną. Nadal nie spełniona pozostaje obietnica przekształcenia w państwo federalne Sudanu, kraju wykrwawionego wojną toczącą się od 1983 r. Jeszcze dalej od nas, w Sri Lance, trwają nieustannie walki, a kolejne ofensywy i akcje represyjne pociągają tysiące ofiar.

Nie możemy się pogodzić z takim stanem rzeczy. Zwłaszcza na politykach spoczywa poważny obowiązek podjęcia wszelkich starań, aby położyć kres bratobójczym walkom. Winni oni dążyć do owocnego dialogu, popierać reformy społeczne zgodne z aspiracjami wspomnianych narodów, wzmóc niezbędną pomoc humanitarną. Na szczęście kontakty dyplomatyczne, zwłaszcza wielostronne, umożliwiają wymianę poglądów i wspólne poszukiwanie rozwiązań w świecie, w którym coraz więcej jest wzajemnych zależności: rola i znaczenie Organizacji Narodów Zjednoczonych jest w tej dziedzinie oczywista. Życzę jej nowemu sekretarzowi generalnemu, panu Boutrosowi Boutros-Gali, aby dzięki jego doświadczeniu w polityce międzynarodowej ta niezastąpiona organizacja była nadal — podobnie jak za kadencji jego zasłużonego poprzednika, Javiera Pereza de Cuellara — uprzywilejowanym miejscem kształtowania warunków pokojowego współżycia oraz rozstrzygania sporów w drodze negocjacji.

Spojrzenie w przyszłość

6. Gdy zaczyna się nowy rok, rok pełen niewiadomych, każdy z nas odczuwa potrzebę dokonania oceny sytuacji i zastanowienia się nad przyszłością.

Istnienie nie rozwiązanych konfliktów i napięć, które przed chwilą wymieniłem, budzi w nas uczucie smutku. Smutkiem napawa świadomość, że nie zawsze potrafimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, dalszej i bliższej. Ostatecznie bowiem, kto uważa walkę zbrojną za jedyny skuteczny środek wykazania słuszności swoich racji, kto powołuje się na sytuacje odziedziczone z przeszłości, aby się uchylić od poszukiwania nowych dróg porozumienia i sprawiedliwości, kto niszczy systematycznie cały dorobek społeczeństw, z którymi walczy, kto wreszcie jawnie depcze prawo i międzynarodowe konwencje humanitarne, aby skuteczniej zapanować nad przeciwnikiem — ten cofa się w przeszłość. Początkiem pojednania i pokoju jest zawsze akt dobrej woli — uznanie godności drugiego człowieka lub narodu.

7. Na Europie spoczywa zatem szczególna odpowiedzialność, właśnie ze względu na jej wysoki poziom cywilizacji. Dąży ona do jedności. Dzięki swemu dziedzictwu prawnemu oraz zasadom regulującym współżycie międzynarodowe może bez większych obaw stawić czoło zagrożeniom, jakie niesie najbliższa przyszłość.

Wydaje się, że przemiany, jakie dokonują się w Jugosławii oraz w krajach, które jeszcze kilka tygodni temu wchodziły w skład Związku Radzieckiego, stwarzają konieczność wdrożenia nowych mechanizmów współpracy politycznej. Jest też prawdopodobne, że wszyscy będziemy musieli okazać większą niż dotychczas solidarność, aby pospieszyć z pomocą tym społecznościom, cierpiącym coraz większy niedostatek, oraz nie dopuścić do tego, by procesom przemian towarzyszyło ubóstwo.

Bezpieczeństwo, współpraca i ochrona człowieczeństwa — oto filary, na których zostanie zbudowana przyszłość narodów. Dotyczy to republik bałtyckich, które odzyskały niepodległość, Albanii znów obecnej w gronie wielkiej rodziny europejskiej, a także nowej rzeczywistości, która powstała w miejsce dawnego Związku Radzieckiego. Afirmacja odrębności narodowych jest i będzie źródłem problemów, które muszą, być roztropnie rozwiązywane, tak aby wszyscy czuli się bezpieczni, by mogli iść naprzód w takim tempie, jakie im odpowiada, by spotykali się w duchu poszanowania swej odmienności i by mogli znaleźć własne miejsce we wspólnocie, jaką musi się stać Europa jutra.

Te zadania stoją przed wszystkimi Europejczykami. Mury runęły i nikt już nie może usprawiedliwiać swej obojętności brakiem informacji o tym, w jakich warunkach żyją mieszkańcy sąsiednich krajów: solidarność w najszerszym tego słowa znaczeniu staje się dziś najważniejszym obowiązkiem. Europejczycy mogą się albo wspólnie ocalić, albo wspólnie zginąć!

8. Tą drogą pójdą chrześcijanie — katolicy, prawosławni i protestanci — powołani do odgrywania pierwszoplanowej roli i zdecydowani zająć miejsce, które się im należy. Wiele wartości współczesnej epoki zakorzenionych jest w chrześcijaństwie, zaś uczniowie Chrystusa, wierni nauczaniu swego Mistrza, podobnie jak w przeszłości powinni być dziś «solą dla ziemi» (Mt 5, 13). Nie wszędzie jeszcze jest to możliwe.

Wiemy bowiem, że nawet w krajach o dawnej tradycji chrześcijańskiej Kościół nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem dla swoich zamierzeń i z pomocą w ich realizacji. Szkoła katolicka, na przykład, jest czasem zaledwie tolerowana, miast być traktowana jako partner w dziedzinie edukacji narodowej. A przecież nikt nie może zaprzeczyć, że służy ona narodowi, choćby poprzez swój udział w kształtowaniu sumień. W szkołach państwowych nauczanie religii zbyt często traktowane jest jako sprawa drugorzędna. Jeśli informacja jest jednocześnie prawem, obowiązkiem i dobrem, to z pewnością wypada się cieszyć z roli, jaką odgrywają środki społecznego przekazu, i z ich sprawności. Często wpływają one decydująco na proces osobowego i społecznego dojrzewania człowieka. Ze wszech miar godny ubolewania jest jednak fakt, że niejednokrotnie informuje się o religii w taki sposób, jakby stanowiła ona element folkloru, i wyszydza się jej najwznioślejsze przejawy. Któż mógłby sobie dziś wyobrazić Europę bez chrześcijan? Oznaczałoby to eliminację jednego z jej pierwotnych wymiarów, zubożenie jej pamięci, zapomnienie o kluczowej roli chrześcijan w procesie przemian, jaki dokonał się w środkowej i wschodniej Europie w latach 1989-1990.

Ufam, że mimo przejściowych trudności, które pojawiły się w dialogu ekumenicznym, wielkie rodziny duchowe, od wieków żyjące na «starym» kontynencie, będą umiały sprostać historycznym zadaniom, jakie przed nimi stoją, aby dać Europie ów «duchowy suplement», stanowiący niezbędny warunek jej wewnętrznej harmonii i promieniowania na zewnątrz. Wielkim znakiem nadziei było tu dla mnie sierpniowe spotkanie młodzieży w Częstochowie oraz Specjalne Zgromadzenie Synodu Biskupów poświęcone Europie.

Znaki nadziei

9. Nie można bowiem tracić zaufania do człowieka! Trzeba wierzyć w jego dobrą wolę i twórcze zdolności. Przede wszystkim dlatego, że «stworzony na obraz Boży» (por. Rdz 1, 27) jest on zdolny do miłości. A także dlatego, że został obdarzony mocą czynienia dobra, która być może nie jest wystarczająco doceniana. Liczne instytucje międzynarodowe, w tym także organizacje katolickie, są potwierdzeniem tej woli czynnego okazywania braterstwa. Ich działalność, mająca przynosić ulgę w cierpieniach oraz szerzyć ducha tolerancji i służby, ułatwia harmonijne ułożenie relacji między ludźmi i rozwiązywanie najpilniejszych problemów. Dzięki nim wielu ludzi odzyskuje radość i nadzieję. Stolica Apostolska ze swej strony śledzi z zainteresowaniem wszelkie przejawy ich działalności, zwłaszcza za pośrednictwem kilku własnych instytucji, które w ubiegłym roku były obecne na wielu «frontach» akcji humanitarnej. Pragnąłbym tu przypomnieć między innymi o działalności Papieskich Rad: «Iustitia et Pax», «Cor Unum» oraz ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia.

Przyglądając się wydarzeniom na arenie dyplomatycznej, również dostrzegamy znaki nadziei. Można by do nich na przykład zaliczyć spotkanie w Madrycie, podczas którego ubiegłej jesieni Arabowie i Izraelczycy zasiedli po raz pierwszy wokół jednego stołu i zgodzili się rozmawiać na tematy, które dotąd uchodziły za zakazane. Wytrwałość ludzi światłych i oddanych sprawie pokoju doprowadziła do uruchomienia mechanizmu dialogu i negocjacji, który pozwoli mieszkańcom tego regionu — zwłaszcza najbardziej poszkodowanym, takim jak Palestyńczycy i Libańczycy — z większą nadzieją patrzeć w przyszłość. Cała społeczność międzynarodowa winna towarzyszyć ludom Bliskiego Wschodu na trudnej drodze do pokoju. Jakimż byłoby to szczęściem, gdyby

Ziemia Święta, w której przemawiał Bóg i po której chodził Jezus, mogła się stać uprzywilejowanym miejscem spotkania i modlitwy narodów, a święte miasto Jerozolima — znakiem i narzędziem pokoju i pojednania!

Także tam ludzie wierzący mają do wypełnienia misję pierwszorzędnej wagi. Muszą zapomnieć o przeszłości i patrzeć w przyszłość, są powołani do pokuty i zmiany postępowania, do ponownego odkrycia braterstwa, płynącego z wiary w jednego Boga, który ich kocha i zaprasza do współudziału w realizacji Jego planu względem ludzkości. Wydaje mi się, że największą wagę ma tu dialog między żydami, chrześcijanami i muzułmanami. Poznając się coraz lepiej i wzajemnie ceniąc, szanując wolność sumienia i żyjąc całym bogactwem swoich religii, staną się oni — w tym rejonie świata i gdzie indziej — «twórcami pokoju». Jak napisałem w Orędziu na XXV Światowy Dzień Pokoju, «życie religijne, jeśli jest autentyczne, musi wydawać owoce pokoju i braterstwa, ponieważ religia z samej swej natury prowadzi do coraz ściślejszej więzi z Bogiem i sprzyja kształtowaniu się coraz bardziej solidarnych relacji między ludźmi» (n. 2).

Wiem niestety, jak trudne jest takie przyjazne współistnienie wierzących. Do Stolicy Apostolskiej docierają liczne informacje o godnych ubolewania przejawach jaskrawej i niczym nie usprawiedliwionej dyskryminacji, która dotyka zwłaszcza chrześcijan, zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Afryce. Istnieją na przykład kraje, gdzie islam jest religią większości i gdzie do dnia dzisiejszego chrześcijanom nie zezwala się na posiadanie ani jednego miejsca kultu. W innych przypadkach uniemożliwia się im uczestnictwo w życiu politycznym kraju jako pełnoprawnym obywatelom. Zdarza się wreszcie, że władze proponują im po prostu opuszczenie kraju. Apeluję do wszystkich rządzących krajami, które zaznały dobroczynnych skutków dialogu międzyreligijnego, o poważne i realistyczne podejście do tego problemu. Chodzi tu o szacunek dla ludzkiego sumienia, o pokój społeczny i o wiarygodność międzynarodowych umów.

10. Kierując spojrzenie ku Azji zauważamy, że kształtuje się tam nowa tożsamość regionalna, która nabiera coraz wyraźniejszych rysów głównie dzięki wytrwałej działalności organizacji regionalnych, służących sprawie współpracy i przyjaźni między cywilizacjami i społeczeństwami często bardzo odmiennymi. W minionych miesiącach podjęto także kilka śmiałych decyzji politycznych: nastąpiło zbliżenie między dwoma państwami koreańskimi i zawarto porozumienie w sprawie Kambodży, które pozwoliło wszystkim ugrupowaniom wejść wspólnie na drogę pokoju dzięki bezinteresownej pomocy zaprzyjaźnionych krajów.

Uwaga opinii publicznej skupiła się również na dwóch innych krajach. Chiny były bardzo aktywne na scenie międzynarodowej. Pragniemy, aby stała się możliwa owocna współpraca międzynarodowa z nimi. Stolica Apostolska odnosi się z sympatią do tego ogromnego kraju o wielkiej kulturze oraz niezwykle bogatym potencjale ludzkim i naturalnym. Jest także głęboko zainteresowana losem żyjącej tam niewielkiej wspólnoty katolickiej. Papież zachęca swych synów w Chinach, aby w życiu wiary nadal dochowywali wierności ewangelii i Kościołowi Chrystusa. Wzywa ich, by — jak zawsze w przeszłości — ofiarnie służyli swej ojczyźnie i swoim braciom.

Pragnę wspomnieć również o drogim nam Wietnamie, którego wysiłki zmierzające do nawiązania nowych relacji gospodarczych zasługują na poparcie. Także w tym kraju żyje społeczność katolicka, której apostolska gorliwość jest godna pochwały. Stolica Apostolska pragnie gorąco, by dialog prowadzony z władzami cywilnymi czynił dalsze postępy oraz by dzięki temu wietnamski Kościół lokalny, głęboko solidarny z dążeniami swego kraju, zyskał trwalsze podstawy swego istnienia i szersze możliwości oddziaływania.

Mówiąc o losie tych ogromnych narodów nie można zapominać o ludziach, którzy doznają może największego ogołocenia i narażeni są na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa: o wygnańcach i uchodźcach. Pomyślmy na przykład o dramacie tych, którzy przebywają w obozach w Hong Kongu, Tajlandii, Malezji i w innych krajach, lub też o ludziach przymusowo repatriowanych. Należy przypominać, że mają oni takie same prawa jak wszyscy inni, i jednocześnie domagać się, by społeczność międzynarodowa spełniała ciążący na niej obowiązek przyjmowania uchodźców oraz podejmowania niezbędnych kroków, by w ich krajach rodzinnych kształtowały się takie warunki społeczno-polityczne, w których szanowana jest wolność i godność człowieka i zasady sprawiedliwości.

Zanim zakończę ten krótki przegląd sytuacji w Azji, pragnę wspomnieć o jeszcze jednym ognisku zapalnym: mam na myśli Timor Wschodni, który dane mi było w przeszłości odwiedzić. Jak już przypominałem przy licznych okazjach, niezbędny jest tu wytrwały dialog, który pozwoli wszystkim siłom kształtującym rzeczywistość Timoru położyć fundamenty życia politycznego i społecznego, zgodnego z dążeniami ludności. Stolica Apostolska korzysta z wszystkich okazji, zarówno na płaszczyźnie kościelnej, jak i dyplomatycznej, by wzywać osoby sprawujące władzę i pragnące pomyślności tego kraju do położenia kresu sporom, które trwają już zbyt długo.

11. Musimy teraz poświęcić uwagę Afryce, w której wieje wiatr demokratyzacji. Rzuca się w oczy zwłaszcza jeden fakt, który stanowi znak wielkiego postępu: ludzie dążący do ustanowienia nowego porządku społecznego starają się przede wszystkim zapewnić wolność wyrażania poglądów, wolność stowarzyszania się, możliwość swobodnego działania. Jest to proces przemian, który należy zarówno popierać politycznie, jak wspomagać ekonomicznie i technicznie. Jak napisałem w encyklice Centesimus annus, trzeba odrzucić «ten typ mentalności, która ubogich — ludzi i narody — traktuje jako ciężar i jako dokuczliwych natrętów, roszczących sobie pretensje do użytkowania tego, co wytworzyli inni. Ubodzy domagają się prawa do uczestnictwa w użytkowaniu dóbr materialnych i chcą, aby wykorzystano ich zdolność do pracy w budowaniu świata sprawiedliwszego i szczęśliwszego dla wszystkich» (n. 28).

Na tym samym kontynencie dostrzec można jeszcze inne pozytywne przemiany. Afryka Południowa nie zraża się problemami, które utrudniają proces tworzenia społeczeństwa wolnego od «apartheidu». Angola stawia pierwsze kroki jako niepodległe państwo, a w Mozambiku podjęty został jak się zdaje proces pokojowych przemian. Wszystko to stało się możliwe zarówno dzięki wytrwałości polityków działających na terenie tych krajów, jak i pośrednictwu i pomocy krajów zaprzyjaźnionych. Jest to piękny przykład międzynarodowej solidarności; pragnęli-

byśmy, aby przyczyniła się ona do rozstrzygnięcia także innych, bardzo niepokojących konfliktów.

12. Pomyślne przemiany w Afryce, o których wspomniałem, nie zachodzą bowiem we wszystkich krajach. Nie sposób zapomnieć o rywalizacjach etnicznych, które są źródłem wielu problemów w Ruandzie i w Burundi, choć ten ostatni kraj wszedł już na drogę pojednania narodowego. Apeluję do społeczności międzynarodowej, aby te narody nie były w żadnym wypadku pozostawiane same sobie. Zair znajduje się w centrum uwagi opinii publicznej. Rozkład struktur państwowych nie sprzyja bynajmniej wypracowaniu takiej wizji społeczeństwa, która odpowiadałaby aspiracjom większości. Także ludność Czadu zmaga się, niestety, z trudnościami, które w ostatnich tygodniach stały się zagrożeniem i tak niepewnego pokoju społecznego. Niepokojąca jest także chwiejność demokracji w Togo, gdzie należy uczynić wszystko, by nie dopuścić do wybuchu niszczycielskich konfliktów. W Liberii nadal trwa wojna domowa, która nie tylko zrujnowała całą infrastrukturę kraju, ale także zmusiła wielu ludzi do ucieczki. Nie przestaje niepokoić sytuacja na Madagaskarze, gdzie od wielu miesięcy trwa głęboki kryzys polityczny, społeczny i ekonomiczny, który zdaje się zagrażać bytowi całego narodu. Niech mieszkańcy wszystkich tych krajów, tak już ciężko doświadczonych przez klęski żywiołowe, trudną przeszłość i chroniczne ubóstwo, nie pozostaną osamotnieni! To wołanie o pomoc kieruję dziś w ich imieniu do całej wspólnoty międzynarodowej!

13. Aby zakończyć ten przegląd sytuacji na kontynencie afrykańskim w tonie nieco bardziej optymistycznym, pragnę poświęcić chwilę uwagi niewielkiemu narodowi, który po 30 latach wojny przeżywa obecnie pierwsze miesiące pokoju: mam na myśli Erytreę. To prawda, że pierwsze owoce pokoju mają tam jeszcze gorzki smak, jeśli pomyśli się o losie sierot, o braku żywności i ogromie zadań związanych z odbudową kraju. Ale dzięki ustanowieniu pokoju i przy pomocy prawdziwych przyjaciół wszystko staje się możliwe. Oby temu narodowi nigdy już nie zabrakło pomocy i zrozumienia ze strony innych krajów! Oczywiście, nie należy zapominać o sąsiedniej Etiopii. Różnorodność zamieszkujących ją ludów powinna znaleźć odzwierciedlenie w jej ustroju.

Afryka zmienia się, a więc żyje. Jej mieszkańcy są coraz bardziej świadomi swej godności i coraz lepiej poinformowani. Mają prawo do pomocy z naszej strony i jej oczekują. Kościół, jak wiecie, prowadzi na tym kontynencie pracę cierpliwą i wytrwałą, często nieznaną opinii publicznej. Jest ona dziełem misjonarzy, którzy dają przykład godnego podziwu poświęcenia i oderwania od dóbr doczesnych i którzy często płacą życiem za swą apostolską gorliwość. Pragnę złożyć im hołd wobec tego audytorium i zachęcić do dalszego dawania świadectwa wierze i miłości, które przynosi zaszczyt całemu Kościołowi.

14. Na koniec przyjrzyjmy się sytuacji w Ameryce Łacińskiej, która w bieżącym r. 1992 obchodzić będzie pięćsetlecie wyprawy Krzysztofa Kolumba do Ameryki. Będzie to także rocznica pierwszej ewangelizacji. Jeśli Bóg pozwoli, będę miał przywilej przewodniczenia Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej, która rozpocznie się w październiku w Santo Domingo. Kontynent ten został użyźniony ewangelią, zaś moje podróże duszpasterskie pozwoliły mi stwierdzić, że tamtejsze wspólnoty chrześcijańskie ożywione są głęboką wiarą i pragną świadczyć o Chrystusie w każdych warunkach i okolicznościach.

Także sytuacja w Ameryce Łacińskiej nie jest bynajmniej pozbawiona aspektów pozytywnych. Posuwa się naprzód proces demokratyzacji. Kraje kontynentu mają już rządy wyłonione w drodze wyborów, zaś ugrupowania zbrojne — wszędzie z wyjątkiem Peru — złożyły broń lub prowadzą negocjacje do tego zmierzające. Myślę w tej chwili o Salwadorze, Gwatemali i Kolumbii. Istnieje wiele programów społecznych, które uwzględniają kulturową odrębność ludności murzyńskiej i indiańskiej. Posuwa się naprzód także proces integracji gospodarczej, czemu towarzyszą liczne przejawy solidarności regionalnej i międzynarodowej. Wszystko to dowodzi, że jest możliwe przejście od konfliktu do kooperacji.

Pragnęlibyśmy, aby te procesy mogły przenosić się spontanicznie z kraju do kraju, nadal bowiem istnieją regiony nimi nie objęte. Mam na myśli zwłaszcza Haiti, gdzie cały naród zmaga się z ubóstwem i ponosi konsekwencje nieubłaganej logiki przemocy i nienawiści, która nie pozwala mu wyrazić otwarcie pragnienia pokoju i demokracji. Mam nadzieję, że i tam społeczność międzynarodowa będzie się starała przecie wszystkim dopomóc Haitańczykom w samodzielnym kształtowaniu własnej przyszłości. Pamiętam także o Kubie, która nadal trwa w nadmiernej izolacji. Stolica Apostolska pragnie, aby jej mieszkańcy mogli żyć w lepszych warunkach, a zarazem zaznać radości z tego, że mogą budować społeczeństwo, w którym każdy czuje się coraz bardziej współpartnerem w realizacji wspólnego projektu, określonego w drodze wolnej umowy. W niektórych krajach występują inne jeszcze problemy, bardziej ogólnej natury, jak na przykład produkcja narkotyków i handel nimi w krajach andyjskich; walka zbrojna, prowadzona przez organizacje wywrotowe i powodująca rozkład życia politycznego i społecznego w Peru, która nie oszczędza nawet Kościoła. Ubóstwo i zadłużenie zagraniczne także są przeszkodami na drodze do spokojnego i równomiernego rozwoju.

15. Na szczęście wszystkie te społeczeństwa, zakorzenione w tradycji chrześcijańskiej, dysponują potencjałem moralnym i ludzkim, którego nie wolno zaniedbywać, ale który — przeciwnie — powinien być wykorzystywany. Kościół katolicki jest głęboko świadom swojej misji na «kontynencie nadziei», a jego wierni stanowią jedną z najbardziej żywotnych sił w społeczeństwach Ameryki Łacińskiej. Starają się być świadkami Chrystusa. Miałem sposobność przekonać się o tym podczas mej ostatniej podróży apostolskiej do Brazylii. Katolicy mają swój udział w ewolucji dokonującej się w tym ogromnym kraju o wielkich możliwościach, wnoszą swój wkład w odnowę polityczną i społeczną, która jest warunkiem większej sprawiedliwości i dalszego rozwoju. W bieżącym roku, w którym odbędą się zaplanowane na szeroką skalę obchody pięćsetlecia pierwszej ewangelizacji, winni oni jeszcze usilniej dążyć, w ścisłej jedności ze swoimi pasterzami, do odnowy społeczeństwa, do integralnego postępu człowieka i do utrwalenia wartości rodziny, podważanych niestety przez niektóre ustawodawstwa.

Uważne wsłuchiwanie się w głos bliźniego, pamięć o jego potrzebach i poszanowanie prawa to jedyne cywilizowane środki pozwalające wyjść poza

egoistyczne interesy i otworzyć się na dobro ogółu. Myślę tu na przykład o pilnej potrzebie ściślejszej i bardziej harmonijnej współpracy między Ekwadorem i Peru. Gorąco zachęcam odpowiedzialnych za losy tych krajów, ukształtowanych w wielkiej mierze przez ewangeliczne orędzie pokoju i miłości, by unikali wszystkiego, co mogłoby zaostrzyć istniejące sprzeczności, i by odważnie podążali wytyczoną już drogą dialogu, który doprowadzi do porozumienia. Spotkanie prezydentów Ekwadoru i Peru, które odbywa się w tych właśnie dniach w Quito, jest ważnym etapem na tej drodze. Modlę się, aby Bóg umocnił i oświecił podjęte przez nich postanowienia.

16. Ekscelencje, panie i panowie, nasze spotkanie dobiega końca. Mówiliśmy tu o dążeniach i nadziejach całego dzisiejszego świata, za które każdy z nas — w ramach misji powierzonej mu przez Boga — jest odpowiedzialny. W nadchodzących miesiącach będziemy się starali wspólnie działać dla doczesnego i duchowego dobra ludzi i społeczeństw. Proszę Boga o dar mądrości, dalekowzroczności i wrażliwości, abyśmy nie pozostali nieczuli na żadną nędzę ani obojętni wobec żadnej niesprawiedliwości, abyśmy nie tracili nadziei wobec żadnych podziałów!

Chrześcijanie czerpią moc swej wiary i nadziei ze źródła niewyczerpalnej tajemnicy Bożego Narodzenia, którą można wyrazić jednym słowem: Pokój! Pokój ludziom, których Bóg miłuje i nawiedza! Niech On będzie z wami w nadchodzących miesiącach, niech błogosławi was i wszystkich waszych bliskich!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama