Proste, jak powiedzenie "dobry wieczór"

Prezentacja papieskiej adhortacji "Amoris Laetitia" dokonana przez kard. Christopha Schonborna 8.04.2016

Proste, jak powiedzenie "dobry wieczór"

Pierwsze słowa, które 13 marca 2013 r. nowo wybrany Papież Franciszek skierował do osób zgromadzonych na placu św. Piotra i całego świata, brzmiały: «Dobry wieczór!». Proste jak to pozdrowienie są język i styl nowego dokumentu Papieża Franciszka. Adhortacja właściwie nie jest tak krótka, jak to proste pozdrowienie, ale tak bardzo przystająca do rzeczywistości. Na tych dwustu stronach Papież mówi o «miłości w rodzinie», a czyni to w sposób bardzo konkretny, bardzo prosty, słowami, które rozgrzewają serce, tak jak tamto «dobry wieczór» wypowiedziane 13 marca 2013 r. Taki jest jego styl, a on życzy sobie, żeby o sprawach życiowych mówiono w sposób możliwie najkonkretniejszy, przede wszystkim gdy chodzi o rodzinę, jedną z najbardziej podstawowych rzeczywistości życia.

Powiedzmy na początku: często dokumenty Kościoła nie należą do najbardziej przystępnych gatunków literackich. To dzieło Papieża jest czytelne. A ten, kogo nie odstraszy długość, z radością przyjmie konkretność i realizm tego tekstu. Papież Franciszek mówi o rodzinach z jasnością, którą trudno znaleźć w dokumentach Magisterium Kościoła.

Zanim omówię tekst, chciałbym powiedzieć, dlaczego ja sam czytałem go z radością, wdzięcznością i zawsze z wielkim wzruszeniem. W wypowiedziach kościelnych na temat małżeństwa i rodziny istnieje często tendencja — być może nieświadoma — do prowadzenia rozmowy o tych dwóch rzeczywistościach życia dwutorowo. Z jednej strony są małżeństwa i rodziny, które są w «porządku», które odpowiadają normie, gdzie wszystko «dobrze idzie», jest «w porządku», a poza tym istnieją sytuacje «nieregularne», które stanowią problem. Już samo wyrażenie «nieregularny» sugeruje, że można dokonać takiego rozróżnienia z wielką precyzją.

Zatem ten, komu zdarzy się znaleźć po stronie «nieregularnych», musi pogodzić się z faktem, że «regularni» znajdują się po drugiej stronie. Jak jest to trudne dla tych, którzy sami pochodzą z rodzin «patchworkowych», wiem z osobistego doświadczenia, z powodu sytuacji mojej rodziny. Mowa Kościoła może tutaj ranić, może powodować poczucie wykluczenia.

Papież Franciszek oparł swoją adhortację na zdaniu przewodnim: «Chodzi o włączenie wszystkich» (AL, 297), ponieważ chodzi o podstawowe rozumienie Ewangelii: wszyscy potrzebujemy miłosierdzia! «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci (...) kamieniem» (J 8, 7). My wszyscy, niezależnie od małżeństwa i sytuacji rodzinnej, w jakiej się znajdujemy, jesteśmy w drodze. Także małżeństwo, w którym wszystko «byłoby dobre», jest w drodze. Musi wzrastać, uczyć się, pokonywać nowe etapy. Doświadcza grzechu i upadku, potrzebuje pojednania i nowego początku, i to nawet w podeszłym wieku (por. AL, 297).

Papież Franciszek umiał omówić wszystkie sytuacje, nie katalogując ich, nie klasyfikując, patrząc na nie życzliwym spojrzeniem, które ma coś wspólnego z sercem Boga, ze spojrzeniem Jezusa, które nikogo nie wyklucza (por. AL, 297), które wszystkich przyjmuje i wszystkich obdarza «radością Ewangelii». Dlatego lektura Amoris laetitia jest tak pokrzepiająca. Nikt nie musi czuć się potępiony, nikt — pogardzany. W tej atmosferze przyjęcia mówienie o chrześcijańskiej wizji małżeństwa i rodziny staje się zaproszeniem, zachętą, radością miłości, w którą możemy wierzyć i która nikogo nie wyklucza, prawdziwie i szczerze nikogo. Toteż dla mnie Amoris laetitia jest przede wszystkim i w pierwszym rzędzie «wydarzeniem językowym», podobnie jak była nim Evangelii gaudium. Coś się zmieniło w wypowiedziach kościelnych. Ta zmiana języka była już zauważalna w czasie obrad synodalnych. Można wyraźnie dostrzec, że między dwoma posiedzeniami synodalnymi, tym w październiku 2014 r. i w październiku 2015 r., ton wypowiedzi nabrał większego szacunku, że z prostotą podchodzono do różnych sytuacji życiowych, bez natychmiastowego ich osądzania i potępiania. W Amoris laetitia jest to już stałą tonacją języka. Za tym nie stoi oczywiście jedynie opcja lingwistyczna, ale głęboki szacunek dla każdego człowieka, który nie jest nigdy po pierwsze «przypadkiem problematycznym» w jakimś «rodzaju», ale osobą niepowtarzalną, ze swoją historią i drogą z Bogiem i ku Niemu. W Evangelii gaudium Papież Franciszek mówił, że «powinniśmy zdjąć buty, wchodząc na ziemię świętą drugiego» (por. n. 169).

Ta fundamentalna postawa przenika całą adhortację. I jest ona także najgłębszym motywem dla dwóch innych kluczowych słów: rozeznanie i towarzyszenie. Te słowa odnoszą się nie tylko do «tak zwanych sytuacji nieregularnych» (Papież Franciszek kładzie nacisk na «tak zwanych»!, ale odnoszą się do wszystkich ludzi, do każdego małżeństwa, do każdej rodziny. Wszyscy są bowiem w drodze i wszyscy potrzebują «rozeznawania» i «towarzyszenia».

Cieszy mnie ogromnie ten dokument, ponieważ przekracza on konsekwentnie sztuczny, zewnętrzny, wyraźny podział na «regularne» i «nieregularne» i wszystkich stawia wobec wspólnych wymogów Ewangelii, zgodnie ze słowami św. Pawła: «Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie» (Rz 11, 32).

Oczywiście niektórych ta trwała zasada «włączania» niepokoi. Czy nie jest to opowiadanie się za relatywizmem? Czy tak częste przywoływanie miłosierdzia nie staje się permisywizmem? Czy nie istnieją już jasne nieprzekraczalne granice, sytuacje, które obiektywnie należy określić jako nieregularne, grzeszne?

Czy adhortacja ta nie faworyzuje jakiegoś laksyzmu, everything goes? Czy miłosierdzie właściwe Jezusowi nie jest raczej, często, miłosierdziem surowym, wymagającym? Powiedzmy to jasno — Papież Franciszek nie zostawia żadnych wątpliwości co do swoich intencji i naszego zadania:

«Jako chrześcijanie nie możemy zrezygnować z proponowania małżeństwa, tylko dlatego, by nie przeciwstawiać się aktualnej wrażliwości, by nadążać za modą lub z powodu poczucia niższości wobec upadku moralnego i ludzkiego. Pozbawialibyśmy świat wartości, które możemy i musimy wnosić. To prawda, że nie ma sensu, aby zatrzymywać się na retorycznym oskarżaniu aktualnego zła, jakby to mogło coś zmienić. Niczemu nie służy także próba narzucania norm siłą władzy. Oczekuje się od nas wysiłku bardziej odpowiedzialnego i hojnego, polegającego na przedstawieniu przyczyn i motywacji, aby nasze opowiedzenie się za małżeństwem i rodziną było takie, by ludzie byli bardziej gotowi do odpowiedzi na łaskę, jaką daje im Bóg» (AL, 35).

Papież Franciszek jest przekonany że, chrześcijańska wizja małżeństwa i rodziny także dzisiaj zachowuje niezmienioną moc przyciągania. Ale wymaga on «zdrowej samokrytyki»: «Trzeba pokornie i realistycznie uznać, że czasami nasz sposób prezentacji przekonań chrześcijańskich i sposób traktowania ludzi przyczyniły się do spowodowania tego, co obecnie jest powodem narzekania» (...) «Przedstawialiśmy ideał teologiczny małżeństwa zbyt abstrakcyjny, skonstruowany niemal sztucznie, daleki od konkretnej sytuacji i rzeczywistych możliwości rodzin takimi, jakimi są. Ta nadmierna idealizacja, zwłaszcza gdy nie obudziliśmy ufności w działanie łaski, nie pozwoliła na to, aby małżeństwo było bardziej pożądane i atrakcyjne, ale wręcz przeciwnie» (AL, 36).

Pozwolę sobie opowiedzieć teraz pewne doświadczenie z obrad Synodu w październiku ub. roku: z tego, co wiem, dwa z trzynastu circuli minores rozpoczęły swe prace od tego, że każdy z uczestników miał opowiedzieć o swojej sytuacji rodzinnej. Szybko się okazało, że prawie wszyscy biskupi lub inni uczestnicy circulus minor mieli do czynienia w swoich rodzinach z kwestiami, zmartwieniami, z «nieprawidłowościami», o których my podczas Synodu mówiliśmy w sposób zbyt abstrakcyjny. Papież Franciszek zachęca nas, abyśmy mówili o naszych rodzinach «takich, jakie są». I teraz wspaniała rzecz cechująca drogę synodalną i jej przebieg z Papieżem Franciszkiem: ten trzeźwy realizm w patrzeniu na rodziny «takie, jakie są» wcale nie oddala nas od ideału! Przeciwnie, Papież Franciszek potrafi, dzięki pracom obu Synodów, popatrzeć na rodziny spojrzeniem pozytywnym, bardzo bogatym w nadzieję. Ale to dodające otuchy patrzenie na rodziny wymaga «duszpasterskiego nawrócenia», o którym Evangelii gaudium mówi w sposób entuzjastyczny. Kolejny tekst — Amoris laetitia. podejmuje główne kierunki tego «duszpasterskiego nawrócenia»:

«Przez długi czas byliśmy przekonani, że jedynie kładąc nacisk na kwestie doktrynalne, bioetyczne i moralne, nie pobudzając do otwartości na łaskę, dostatecznie wsparliśmy rodziny, umacniając więź małżonków i wypełniliśmy sensem ich wspólne życie. Trudno nam zaprezentować małżeństwo bardziej jako dynamiczny proces rozwoju i realizacji, niż jako ciężar, który trzeba znosić przez całe życie. Z trudem dajemy też miejsce dla sumienia wiernych, którzy pośród swoich ograniczeń często odpowiadają najlepiej jak potrafią na Ewangelię i mogą rozwijać swoje własne rozeznanie w sytuacji, gdy wszystkie systemy upadają. Jesteśmy powołani do kształtowania sumień, nie zaś domagania się, by je zastępować» (AL, 37).

Papież Franciszek mówi o głębokiej ufności w serca i tęsknotę ludzi. Bardzo dobrze wyrażają to jego słowa dotyczące wychowania. Widać w tym wielką tradycję jezuicką wychowania do osobistej odpowiedzialności. Mówi on o dwóch przeciwstawnych niebezpieczeństwach: laisser-faire i obsesyjnej tendencji do kontrolowania i panowania nad wszystkim. Z jednej strony to prawda, że «rodzina nie może zrezygnować z bycia miejscem wsparcia, towarzyszenia, prowadzenia (...) Czuwanie jest zawsze konieczne. Pozostawienie (...) samym sobie nigdy nie prowadzi do niczego dobrego» (AL, 260).

Jednak czuwanie może stać się także przesadne: «Obsesja nie wychowuje i nie można mieć kontroli nad wszystkimi sytuacjami, które mogą zdarzyć się dziecku (...). Jeśli rodzic ma obsesję, by wiedzieć, gdzie jest dziecko, i chce kontrolować każdy jego ruch, to będzie się starał jedynie zapanować nad jego przestrzenią. W ten sposób nie wychowa go, ani nie umocni, nie przygotuje go do stawienia czoła wyzwaniom. Liczy się przede wszystkim to, aby zrodzić w dziecku z wielką miłością procesy dojrzewania w jego wolności, uczeniu się, kompleksowym rozwoju, pielęgnowaniu prawdziwej autonomii» (AL, 261). Uważam, że jest bardzo pouczające łączenie tej wizji wychowania z uwagami odnoszącymi się do praktyki duszpasterskiej Kościoła. Bowiem właśnie w tym sensie Papież Franciszek mówi często o zaufaniu do sumienia wiernych: «Jesteśmy powołani do kształtowania sumień, nie zaś domagania się, by je zastępować» (AL, 37). Wielkim pytaniem jest oczywiście to: jak formuje się sumienie? Jak dojść do tego, co jest kluczową myślą całego tego ważnego dokumentu, kluczem do poprawnego zrozumienia intencji Papieża Franciszka: «rozeznawania osobistego», przede wszystkim w sytuacjach trudnych, złożonych? «Rozeznanie» jest główną koncepcją ćwiczeń ignacjańskich. Mają one bowiem za cel pomagać w rozeznawaniu woli Bożej w konkretnych sytuacjach życia. To «rozeznawanie» sprawia, że osoba osiąga dojrzałą osobowość, a droga chrześcijańska ma być pomocą w osiąganiu tej osobistej dojrzałości: nie ma to być formowanie automatów uwarunkowanych z zewnątrz, zdalnie kierowanych, lecz osób, które dojrzewały w przyjaźni z Chrystusem. Tylko tam, gdzie rozwinęło się «rozeznawanie» osobiste, jest możliwe także osiągnięcie umiejętności «rozeznawania duszpasterskiego», które jest ważne przede wszystkim w odniesieniu do «sytuacji, które nie odpowiadają w pełni temu, co Pan nam proponuje» (AL, 6). O tym «rozeznawaniu duszpasterskim» mówi ósmy rozdział — rozdział, który prawdopodobnie jest bardzo interesujący dla kościelnej opinii publicznej, ale także dla środków przekazu.

Muszę jednak przypomnieć, że Papież Franciszek określił jako centralne rozdziały 4. i 5. («dwa rozdziały środkowe»), nie tylko w sensie geograficznym, ale ze względu na ich treść: «Nie możemy bowiem zachęcać do drogi wierności i wzajemnego daru z siebie, jeśli nie pobudzimy rozwoju, umocnienia i pogłębienia miłości małżeńskiej i rodzinnej» (AL, 89). Wielu prawdopodobnie pominie te dwa centralne rozdziały Amoris laetitia, żeby przejść natychmiast do tak zwanych «gorących tematów», do punktów kontrowersyjnych. Jako doświadczony pedagog Papież Franciszek dobrze wie, że nic tak mocno nie przyciąga i nie motywuje, jak pozytywne doświadczenie miłości. «Mówienie o miłości» (AL, 89) — sprawia to oczywiście Papieżowi Franciszkowi wielką radość, i mówi on o miłości z wielkim zapałem, zrozumieniem, empatią. Czwarty rozdział jest obszernym komentarzem do «Hymnu o miłości» z 13. rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian. Polecam wszystkim rozważenie tych stron. Zachęcają one do uwierzenia w miłość (por. 1 J 4, 16) i do pokładania ufności w jej moc. To tutaj wzrastanie, inne kluczowe słowo Amoris laetitia, ma swoją «główną siedzibę»: w żadnej innej dziedzinie nie przejawia się tak jasno, jak w miłości, że chodzi o proces dynamiczny, w którym miłość może wzrastać, ale może także oziębnąć. Mogę jedynie zachęcić do lektury i do smakowania tego zachwycającego rozdziału. Zależy mi na zwróceniu uwagi na jeden aspekt: Papież Franciszek mówi tutaj z jasnością, która jest rzadka, o znaczeniu, jakie mają w życiu małżeńskim i rodzinnym także passiones, namiętności, emocje, eros, seksualność. To nie przypadek, że Papież Franciszek nawiązuje tutaj w sposób szczególny do św. Tomasza z Akwinu, który przypisuje namiętnościom rolę bardzo ważną, podczas gdy współczesna moralność, często purytańska, zdyskredytowała je i zaniedbała.

Właśnie tutaj tytuł adhortacji znajduje swój pełny wyraz: Amoris laetitia! Tu staje się zrozumiałe, że jest możliwe «odkrycie wartości i bogactwa małżeństwa» (por. AL, 205). Ale tu boleśnie ukazuje się również, jak wiele zła wyrządzają zranienia w miłości, jaką wielką udręką są doświadczenia porażki w relacjach. Dlatego nie dziwi, że przede wszystkim ósmy rozdział przyciąga uwagę i budzi zainteresowanie. W istocie kwestia, jak Kościół traktuje te zranienia, jak traktuje porażki w miłości, dla wielu stała się testem, pozwalającym zobaczyć, czy Kościół jest naprawdę miejscem, w którym można doświadczać miłosierdzia Boga.

Ten rozdział wiele zawdzięcza intensywnym pracom dwóch Synodów, szerokim debatom w opinii publicznej i eklezjalnej. Tu widoczna jest owocność sposobu postępowania Papieża Franciszka. On wyraźnie domagał się otwartej dyskusji na temat towarzyszenia duszpasterskiego w sytuacjach złożonych i mógł oprzeć się w dużej mierze na tekstach, które obydwa Synody mu przedstawiły, by pokazać, jak można «towarzyszyć, rozpoznać i włączyć to, co kruche» (AL, 291).

Papież Franciszek wyraźnie utożsamia się z oświadczeniami, które przedstawiły mu obydwa Synody: «Ojcowie synodalni osiągnęli ogólny konsensus, który popieram» (AL, 297). Jeśli chodzi o rozwiedzionych, którzy powtórnie zawarli małżeństwo cywilne, stwierdza: «Przyjmuję rozważania wielu Ojców synodalnych, którzy zechcieli stwierdzić, że (...) kluczem duszpasterskiego towarzyszenia im jest logika integracji (...). Oni nie tylko nie muszą czuć się ekskomunikowani, ale mogą żyć i rozwijać się jako żywe członki Kościoła, odczuwając, że jest on matką, która ich zawsze przyjmuje...» (AL, 299).

Co to oznacza konkretnie? Wielu słusznie stawia sobie to pytanie. Odpowiedzi decydujące znajdują się w n. 300 Amoris laetitia. Z pewnością dostarczają one materiał do dalszych dyskusji. Ale są także ważnym wyjaśnieniem i wskazaniem drogi, którą należy iść: «Biorąc pod uwagę niezliczoną różnorodność poszczególnych sytuacji, (...) można zrozumieć, że nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków». Wielu spodziewało się takiej normy. Będą rozczarowani. Co jest możliwe? Papież mówi o tym bardzo jasno: «Możliwa jest tylko nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych przypadków».

Kwestia, jakie może i jakie powinno być to rozeznanie osobiste i duszpasterskie, jest treścią całej części Amoris laetitia — nn. 300--312. Już podczas Synodu w 2015 r. w dodatku do głosów Circulus germanicus zostało zaproponowane Itinerarium rozeznania, rachunku sumienia, które zaaprobował Papież Franciszek.

«Chodzi o proces towarzyszenia i rozeznania, który ‘kieruje tych wiernych do uświadomienia sobie swojej sytuacji przed Bogiem'. Ale Papież Franciszek przypomina także, że «to rozeznanie nigdy nie może nie brać pod uwagę wymagań ewangelicznej prawdy i miłości proponowanej przez Kościół» (AL, 300).

Papież Franciszek nadmienia o dwóch błędnych postawach. Jedna to rygoryzm: «Duszpasterz nie może czuć się zadowolony, stosując jedynie prawa moralne wobec osób żyjących w sytuacjach 'nieregularnych', jakby były kamieniami, które rzuca się w życie osób. Tak jest w przypadku zamkniętych serc, które często chowają się nawet za nauczaniem Kościoła» (AL, 305). Z drugiej strony, Kościół absolutnie nie może «wyrzec się proponowania pełnego ideału małżeństwa, planu Bożego w całej swej okazałości» (AL, 307).

Rodzi się oczywiście pytanie: co Papież mówi na temat dostępu do sakramentów osób, które żyją w sytuacjach «nieregularnych»? Już Papież Benedykt powiedział, że nie istnieją «proste recepty» (AL, 298, przypis 333). Papież Franciszek przypomina o konieczności dobrego rozeznania sytuacji, zgodnie z linią Familiaris consortio (1984 r.) Jana Pawła II (AL, 298). «Rozeznanie musi pomóc w znalezieniu możliwych dróg odpowiedzenia Bogu i rozwoju pośród ograniczeń. Wierząc, że wszystko jest białe lub czarne, czasami zamykamy drogę łaski i wzrostu oraz zniechęcamy do wysiłków na rzecz świętości, które oddają chwałę Bogu» (AL, 305). Papież Franciszek przypomina nam ważne zdanie z Evangelii gaudium, 44: «Mały krok, pośród wielkich ludzkich ograniczeń, może bardziej podobać się Bogu niż poprawne na zewnątrz życie człowieka spędzającego dni bez stawiania czoła poważnym trudnościom» (AL, 305). W duchu tej via caritatis (AL, 306) Papież stwierdza w sposób pokorny i prosty, w jednym przypisie (351), że «w pewnych przypadkach» można także dać pomoc sakramentalną. Ale w tej sprawie nie przedstawia kazuistyki, nie daje recept, ale po prostu przypomina swoje dwa słynne zdania: «Kapłanom przypominam, że konfesjonał nie powinien być salą tortur, ale miejscem miłosierdzia Pana» (EG, 44), a Eucharystia «nie jest nagrodą dla doskonałych, lecz szlachetnym lekarstwem i pokarmem dla słabych» (EG, 47).

Czy nie jest zbyt wielkim wyzwaniem dla pasterzy, dla kierowników duchowych, dla wspólnot, jeśli «rozeznanie sytuacji» nie jest uporządkowane w sposób bardziej precyzyjny? Papież Franciszek rozumie ten niepokój: «Rozumiem tych, którzy wolą duszpasterstwo bardziej rygorystyczne, nie pozostawiające miejsca na żadne zamieszanie» (AL, 308). Wysuwa jednak zastrzeżenie: «Stawiamy tak wiele warunków miłosierdziu, że ogołacamy je z konkretnego sensu i realnego znaczenia, a to jest najgorszy sposób rozwodnienia Ewangelii» (AL, 311).

Papież Franciszek ufa «radości miłości». Miłość potrafi znajdować drogę. Jest kompasem, który wskazuje nam drogę. Ona jest celem i samą drogą, ponieważ Bóg jest miłością i ponieważ miłość pochodzi od Boga. Nie ma nic tak wymagającego jak miłość. Nie można jej zyskać tanio. Dlatego nikt nie powinien się obawiać, że Papież Franciszek zachęca nas przez Amoris laetitia do drogi zbyt łatwej. Droga nie jest łatwa, ale jest pełna radości!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama