Ministerstwo Finansów nareszcie przygotowało projekt ustawy mającej przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy. Może ona jednak stać się kolejnym narzędziem do kontrolowania przedsiębiorców.
Potężny antypraczMinisterstwo Finansów nareszcie przygotowało projekt ustawy mającej przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy. Może ona jednak stać się kolejnym narzędziem do kontrolowania przedsiębiorców. Rafał PiseraPolski system bankowy jest coraz bardziej zintegrowany z zagranicznymi i ponadnarodowymi instytucjami finansowymi. Oznacza to, że znakomicie nadaje się nie tylko do prowadzenia uczciwych interesów, ale i do ukrywania i legalizowania pieniędzy pochodzących z działalności przestępczej. - Właściwie nie da się ocenić skali tego procederu, tak jak trudno oszacować głębokość całej szarej strefy gospodarczej w Polsce - mówi Andrzej Parafianowicz z działającego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. - Skalę zjawiska można sobie jednak uzmysłowić, gdy przyjrzy się innym danym obrazującym rozmiary przestępczości w naszym kraju. W Polsce ginie co roku ok. 50 tys. samochodów, wartych z grubsza 300-350 mln zł. Te pieniądze trafiają przecież potem do legalnego obrotu, a to tylko wierzchołek góry lodowej. - Szacuje się, że są to kwoty sięgające kilku miliardów dolarów - dodaje Jerzy Gutkowski z Banku Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Gutkowski jest zorien-towany w sprawie, gdyż opiniował dla Związku Banków Polskich projekt ustawy "o przeciwdziałaniu wprowadzaniu do systemu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych lub nieujawnionych źródeł". Projekt ten pomyślnie przebrnął przez fazę uzgodnień międzyresortowych i latem czekał na rekomendację Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Pomysł jest następujący: banki i inne instytucje finansowe zostaną zobowiązane do przekazywania informacji o większych transakcjach Generalnemu Inspektorowi Informacji Finansowej. Dane te mają przede wszystkim służyć sądom i prokuraturze w prowadzonych przez nie postępowaniach. Trafią także do policji i Urzędu Ochrony Państwa. Niepokojąco długa jest jednak lista innych instytucji, które będą miały dostęp do tych informacji. Inspektor w poszczególnych przypadkach może je udostępniać: Komisji Nadzoru Bankowego, urzędom celnym, Generalnemu Inspektorowi Celnemu, Państwowemu Urzędowi Nadzoru Ubezpieczeń, Urzędowi Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, Wojskowym Służbom Informacyjnym i Najwyższej Izbie Kontroli. Choć nie ma o tym słowa w przepisach, wiceminister finansów Jan Wojcieszczuk nie ma wątpliwości: - Urzędy Skarbowe i Urzędy Kontroli Skarbowej także będą miały dostęp do danych gromadzonych przez Inspektora. Nikt nie chce na razie powiedzieć, jakie to miałoby podstawy prawne. Poznaj swojego klienta Proces, który potocznie nazywamy praniem brudnych pieniędzy, fachowcy dzielą na trzy etapy: lokatę - czyli wprowadzenie środków pochodzących z przestępstwa do systemu finansowego, maskowanie - po-legające na dokonywaniu wielokrotnych transferów pomiędzy różnymi instytucjami (najczęściej bankami), i integrację - próbę uzyskania świadectwa legalności dla lewych pieniędzy. - Wykrycie procederu jest możliwe praktycznie tylko na pierwszym etapie - mówi Andrzej Parafianowicz. - Później jest to niemal nie do zrobienia ze względu na liczbę dokonywanych transakcji bankowych. Wystarczy sobie wyobrazić, że w systemie elektronicznego przekazywania danych pomiędzy bankami w ciągu godziny dokonuje się ponad 40 tys. operacji. Doświadczenia światowe pokazują, że cztery piąte wszystkich prób legalizacji brudnych dochodów ujawniono w chwili, gdy przestępca próbował wpłacić pieniądze. O podejrzanych transakcjach najczęściej zawiadamiają osoby obsługujące klientów w bankach. Mają one obowiązek przekazywania takich informacji jednostkom wyspecjalizowanym w ujawnianiu przestępstw. Organy ścigania muszą współpracować z instytucjami finansowymi, bo tylko one są w stanie wytropić dziwne zjawiska, za którymi może się kryć próba legalizacji pieniędzy. - Jeśli ktoś prowadzi sklep, restaurację lub sieć kantorów, to z grubsza wiadomo, jakim kapitałem obraca - wyjaśnia Parafianowicz. - Znaczny wzrost kwot odprowadzanych do banku jest podejrzany. Podobnie jak przelewy dużych sum, niezwiązane z rzeczywistymi transakcjami. Dlatego najważniejszym zadaniem jest uświadomienie bankowcom z "pierwszej linii" ich roli w zwalczaniu tego rodzaju przestępczości. Prawie dziesięć lat temu wpadli na to Anglicy i nie musieli długo czekać na efekty. W 1991 r. brytyjska policja wydała broszurę zatytułowaną "Poznaj swojego klienta" dla pracowników instytucji finansowych. W ślad za tą publikacją Bank Anglii wyprodukował 15-minutowy film, pokazujący, na co zwracać uwagę. Wdrożono program cyklicznych szkoleń. Po tej akcji liczba zawiadomień o podejrzanych operacjach wzrosła z ok. 4 tys. do ponad 12 tys. rocznie. Polacy robią, co mogą Pierwsze polskie przepisy zapobiegające praniu pieniędzy pojawiły się w 1992 r. Wtedy to prezes NBP wydał zarządzenie, które wprowadzało obowiązek identyfikacji i rejestracji klientów wpłacających jednorazowo kwotę powyżej 200 mln st. zł. Od tamtego momentu banki zaczęły odnotowywać dane osoby wpłacającej pieniądze, beneficjenta transakcji, a także jej rodzaj, kwotę i datę przeprowadzenia. Dwa lata później Sejm uchwalił ustawę o ochronie obrotu gospodarczego. Stanowiła ona znaczący postęp w stosunku do obowiązującego wówczas kodeksu karnego, który powstał w czasach centralnie sterowanej gospodarki państwowej. Ustawa zawierała jednak zamknięty katalog przestępstw, uznanych za źródło nielegalnych dochodów: handel narkotykami, fałszowanie pieniędzy i papierów wartościowych, wymuszanie okupu i handel bronią. Szybko okazało się, że pomysłowość przestępców sięga znacznie dalej. W dodatku ustawa praktycznie związała ręce przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości. Stawiała bowiem przed nimi obowiązek udowodnienia, że ktoś, kto wpłacił do banku pieniądze pochodzące z niepewnych źródeł, chciał wprowadzić je do legalnego obrotu. Trudno się dziwić, że w ciągu czterech lat obowiązywania ustawy prokuraturze udało się sporządzić zaledwie dwa akty oskarżenia w sprawach o pranie brudnych pieniędzy. Obie do tej pory nie znalazły finału w sądzie. W 1998 r. wszedł w życie nowy kodeks karny, który pozwala na karanie tych, którzy trudnią się praniem pieniędzy. Wciąż jednak brakuje narzędzia pozwalającego na kontrolę przepływów finansowych jeszcze przed formalnym wszczęciem śledztwa. Ma je dopiero przynieść nowa ustawa. Uszczelnienie systemu uzależnione jest od zobowiązania innych instytucji finansowych do rejestrowania dużych transakcji. Dotychczasowe przepisy mówiły bowiem wyłącznie o bankach. To jedna z najbardziej dotkliwych luk w naszym prawie. Na kłopoty inspektor Polskie sposoby walki z praniem brudnych pieniędzy odstawały dotąd od uregulowań Unii Europejskiej. Nie spełniały nawet określonego w jednej z dyrektyw minimum: identyfikacji klientów wpłacających gotówką więcej niż 15 tys. euro, możliwości wstrzymania podejrzanej operacji oraz powołania centralnej instytucji je rejestrującej. Nowe rozwiązania dostosowują polskie przepisy do wymogów UE. Umożliwi nam to włączenie się do systemu międzynarodowej wymiany informacji o podejrzanych przepływach finansowych. W myśl projektu, premier powoła Generalnego Inspektora Informacji Finansowej w randze podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów. Zajmie się on pozyskiwaniem, gromadzeniem i analizowaniem informacji o operacjach finansowych. Resort nie chce ujawnić, ile będzie to wszystko kosztowało. Wiceminister finansów Jan Wojcieszczuk zapewnia jednak, że umieszczenie inspektora i jego ludzi w strukturach resortu będzie o wiele tańsze, niż powoływanie odrębnej agencji rządowej. Połowa potrzebnych na ten cel pieniędzy pochodzić będzie z budżetu, reszta z funduszy pomocowych. Inspektor zbada każdą podejrzaną transakcję, o jakiej zawiadamiać ma ponad dwadzieścia różnych instytucji.Są wśród nich banki, biura maklerskie, firmy ubezpieczeniowe i ich pośrednicy, fundusze inwestycyjne, powiernicze i emerytalne, kasyna, bukmacherzy, kantory, a także notariusze i Poczta Polska. Jeśli okaże się, że domysły ich pracowników są zasadne, inspektor wstrzyma operację, a jego urzędnicy zajmą się zbieraniem dowodów i poszlak przestępstwa. Trafią one później do prokuratury. Ważne zadanie inspektora to organizowanie szkoleń dla pracowników instytucji finansowych. Mają uświadamiać ich rolę w wykrywaniu prania pieniędzy, a także opisywać metody, jakimi najczęściej posługują się przestępcy. Udział w nich będzie odpłatny. Wielkie nabieranie podejrzeń Projekt ustawy nakłada obowiązek rejestrowania każdej transakcji gotówkowej, zamiany wierzytelności na akcje i przeniesienia własności, których wartość przekracza 10 tys. euro. Do rejestru może trafić także każda inna operacja (bez względu na kwotę), jeśli pracownik wykonujący zlecenie klienta nabierze jakichkolwiek podejrzeń. Musi on wtedy niezwłocznie zawiadomić inspektora, i to jeszcze przed wykonaniem zlecenia. Jeżeli ten podzieli obawy, ma prawo w ciągu 12 godzin zażądać wstrzymania transakcji na dwa dni. Następnie inspektor zawiadamia o sprawie prokuratora, ten zaś może podtrzymać wcześniejszą decyzję i odłożyć wykonanie operacji nawet o trzy miesiące. Gdy jednak ta zostanie wstrzymana niesłusznie, Skarb Państwa poniesie odpowiedzialność za szkody, które w związku z tym powstały. Jeśli nic nie wzbudzi podejrzeń urzędnika, do rejestru i tak trafi każda duża transakcja wraz z danymi o osobie lub firmie ją dokonującej. W przypadku osób fizycznych chodzi o imię, nazwisko, datę urodzenia, adres i numer PESEL. Gdy w grę wchodzą firmy, oprócz informacji o tym, kto przeprowadza operację, dodatkowo trzeba będzie przedstawić także aktualny wyciąg z rejestru handlowego. Informacje te mają być przechowywane przez pięć lat. Do Generalnego Inspektora przekazywane będą rejestry transakcji, zawierające, oprócz wymienionych danych, także daty i miejsca ich dokonania, rodzaje operacji, kwoty i waluty oraz informacje identyfikujące jej beneficjenta. Rejestracji nie będą podlegały jedynie transakcje dokonywane przez organy administracji państwowej i samorządowej. Bankowcy najbardziej buntują się nie przeciwko dodatkowym obowiązkom, ale nieprecyzyjnemu określeniu przepisów. - Nie wiadomo, co to jest nielegalne czy nieujawnione źródło, co znaczy uzasadnione podejrzenie przestępstwa - zżyma się Jerzy Gutkowski z BISE. - Przecież te przepisy nie będą stosowane przez prawników, tylko przez bankowców. Trudno im będzie ocenić wszystkie okoliczności. Ustawa ma być kompromisem pomiędzy wymogami tajemnicy handlowej i bankowej a koniecznością zwalczania przestępczości. Odnosi się jednak wrażenie, że jej projektodawcy przy okazji tworzą kolejne narzędzie, ułatwiające urzędnikom ingerowanie w działalność podmiotów gospodarczych. opr. MK/PO |