Wierzę w patriotyzm gospodarczy

Czy kapitał faktycznie nie ma narodowości? Czy istnieje patriotyzm gospodarczy? Rozmowa z Prezesem Orlenu, Danielem Obajtkiem

Polska była państwem czysto teoretycznym i tak samo teoretyczny był biznes państwowych spółek. Na szczęście to się radykalnie zmieniło, odkąd rządzi PiS — mówi Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen

— Bardzo często mówi Pan o patriotyzmie gospodarczym. Dlaczego to takie ważne?

Daniel Obajtek: — Często mówię o patriotyzmie gospodarczym, bo w niego głęboko wierzę. Mamy otwarte granice, nie możemy blokować napływu usług i towarów z innych państw. Warto jednak zachęcać do kupowania polskich produktów. Po pierwsze dlatego, że są dobrej jakości, po drugie — kupując je, przyczyniamy się do rozwoju polskich firm i naszej gospodarki. W tych produktach są nie tylko zysk i podatki odprowadzane do państwa, ale także nakłady na rozwój i innowacje.

— Czy dlatego na stacjach Orlenu już 85 proc. produktów ma polskie pochodzenie?

To system naczyń połączonych. Sprzedajemy produkty polskich firm, które płacą w kraju podatki, tu budują kapitał i kupują nasze paliwo. Oczywiście, współpracę z firmami, które swój biznes opierają na polskich produktach, poprzedziliśmy wnikliwą analizą rynku. Badania pokazały, że niemal 90 proc. osób chętniej kupuje dany produkt, wiedząc, że ma on krajowe pochodzenie. 80 proc. uważa, że polskie produkty są lepsze i bardziej ekologiczne, a niemal tyle samo osób twierdzi, że aktywną rolę we wsparciu drobnej przedsiębiorczości w Polsce powinny odgrywać duże, narodowe koncerny. Wobec takich wyników nie mogliśmy pozostać obojętni.

— Większość Polaków kojarzy PKN Orlen ze stacjami benzynowymi, a przecież Orlen to znacznie więcej...

Ze stacjami kojarzy nas 90 proc. społeczeństwa. Tymczasem Grupa Orlen to kilkadziesiąt spółek, które prowadzą różnorodną działalność. Zajmujemy się m.in. sprzedażą hurtową paliw, mamy kilka rafinerii, petrochemię, którą rozbudowujemy, produkujemy nawozy dla rolnictwa, energię elektryczną i prowadzimy wiele firm techniczno-usługowych.

— W przemyśle naftowym bardzo ważna jest rozwinięta technologia. Czy koncern inwestuje w rozwój także polskiej myśli technicznej?

Oczywiście, że tak. Budujemy w Płocku nowoczesną bazę badawczo-rozwojową — za 1,5 roku powinniśmy ją otworzyć. Gdyby takie inwestycje były przeprowadzone 20 lat temu, dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Mielibyśmy projekty, licencje, technologie i swoje własne patenty. Jak dotąd tego nie mamy i nie możemy kupić. Takich nowoczesnych technologii nie sprzedaje się w Europie, ponieważ ktoś, kto je posiada, ma zdecydowaną przewagę na konkurencyjnym rynku. Nowoczesna gospodarka i biznes opierają się na nauce i wiedzy.

— PKN Orlen nabrał siły dzięki „dobrej zmianie”. Czy prawdą jest, że gdy rząd wypowiedział wojnę mafiom paliwowym, Orlen nie nadążał z produkcją paliwa?

Mieliśmy spory problem zarówno z produkcją, jak i z całą logistyką, bo Platforma Obywatelska sprzedała także kilka spółek zależnych od Orlenu. Ale udało się dzięki usprawnieniu pewnych procesów. Dostarczyliśmy paliwo na polski rynek m.in. z naszych rafinerii na Litwie i w Czechach.

— Czy sukces firmy wiąże się tylko ze ściganiem mafii?

Szacujemy, że 30 proc. to efekt pozbycia się mafii paliwowych, co jest ogromną zasługą premiera Mateusza Morawieckiego, 8 proc. to wzrost gospodarczy, natomiast pozostała część przypada na działania operacyjne Orlenu, czyli m.in. renegocjacje umów czy wprowadzanie nowych kierunków dostaw ropy, a także uszczelnienie „wycieku” paliwa w samym Orlenie.

— Czyli mafie paliwowe były nie tylko na zewnątrz, ale funkcjonowały także w spółce?

Bardzo dużo paliwa ginęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Mieliśmy straty z powodu nawiercania rurociągów i spuszczania z nich paliwa. Kradzieże zdarzały się też na cysternach. Dlatego bardzo rozbudowaliśmy Orlen Ochronę, która dba o bezpieczeństwo naszej infrastruktury.

— Poprzednie rządy i przyzwalanie na kradzież to...

Zastanawiam się, jak można było w ten sposób rządzić państwem i polskimi firmami. Cysterny z nielegalnym paliwem jeździły po całym kraju, nawet tam, gdzie nie było dróg. Paliwo migrowało, ale nikt z tym nic nie robił. Słynne słowa ministra Sienkiewicza o stanie naszego kraju były prawdziwe, bo tak to właśnie wyglądało. Polska była państwem czysto teoretycznym i tak samo teoretyczny był biznes państwowych spółek. Na szczęście to się radykalnie zmieniło, odkąd rządzi PiS. Widzę to doskonale jako prezes największej spółki Skarbu Państwa, którą jest Orlen.

— Najlepiej pokazują to oficjalne dane. Przez ostatnie 3,5 roku zysk PKN Orlen wyniósł ok. 21 mld zł, tymczasem w latach 2008-15 było to raptem 2,9 mld zł. Ostatnie wyniki trzeba więc chyba rozpatrywać w kategorii ekonomicznego i matematycznego cudu. Czy Prezes Orlenu jest cudotwórcą?

(Śmiech) Nie jestem cudotwórcą, tylko dbam o interes firmy, którą zarządzam. Wystarczy zoptymalizować koszty, zmienić niekorzystne umowy, usprawnić działania spółek. Ale nasi poprzednicy i tak twierdzą, że nie było żadnej mafii paliwowej. Przeczą temu jednak oficjalne wyniki Orlenu, które publikujemy co kwartał.

— Koncern w różnych podatkach odprowadza do budżetu ok. 36 mld zł. Można powiedzieć, że sponsoruje cały program „Rodzina 500+”.

Kilku miliardów brakuje, bo „500+” to koszt ok. 40 mld, czyli nasze podatki odprowadzane do budżetu to ok. 90 proc. tego sztandarowego dla Polaków programu.

— Szacuje się, że przez 8 lat rządów PO-PSL PKN Orlen stracił miliardy złotych. Co by Pan zrobił, gdyby spółka miała te pieniądze?

Bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Planujemy przecież inwestycję w morskie farmy wiatrowe na Bałtyku i wdrożyliśmy program rozwoju petrochemii. Spółka straciła nie tylko pieniądze, ale również czas, w którym mogłaby o wiele szybciej się rozwijać. Gdyby Orlen dysponował tymi środkami, Polska mogłaby mieć jeden z najnowocześniejszych przemysłów petrochemicznych w Europie. Wcześniej połączylibyśmy się kapitałowo z Grupą Lotos i bylibyśmy obecni na rynkach globalnych. Bez problemów przeprowadzilibyśmy modernizację w czeskim Litvínovie i w Orlen Lietuva. Na Litwie trzeba wykonać inwestycję związaną z pogłębionym przerobem ropy.

— Na czym to polega?

Ta inwestycja pozwoli wyprodukować o 8 proc. więcej paliwa. Gdy Orlen kupował Możejki, w planach była ich modernizacja. Dzięki niej litewska rafineria byłaby naprawdę konkurencyjna. Gdyby zainwestowano w Możejkach 9 lat temu, czyli za czasów rządu PO-PSL, Orlen Lietuva mogłaby teraz przynosić jeszcze większe zyski. Tymczasem nie zmodernizowano tej rafinerii, żeby przez te wszystkie lata udowadniać śp. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, że Możejki były złą inwestycją.

— Z tego wynika, że ówczesne kierownictwo spółki celowo działało na jej szkodę, by osiągnąć wątpliwy moralnie cel polityczny.

Po pierwsze, powinno zainwestować 1,5-2 mld zł w Możejki, a po drugie, uszczelnić system, z którego zyski czerpały mafie paliwowe. Gdyby to zrobiono, Orlen Lietuva mogłaby przynosić większe zyski. Co więcej, okazało się, że inwestycja na Litwie, o którą zabiegał śp. prof. Lech Kaczyński, jest bardziej potrzebna Polsce niż krajom nadbałtyckim. Po przejęciu władzy przez PiS i uszczelnieniu rynku u nas nastąpił wzrost sprzedaży legalnego paliwa o 43 proc. Gdybyśmy nie mieli Orlen Lietuva, w Polsce moglibyśmy mieć problemy z zaopatrzeniem w paliwa.

— Wspomniał Pan Prezes o przejęciu Lotosu. Czy kupno jednej polskiej firmy paliwowej przez drugą jest przejawem patriotyzmu gospodarczego?

Oczywiście, że tak. Każda opcja polityczna próbowała to zrobić, ale wycofywała się ze zwykłego politykierstwa. Przecież spółki PKN Orlen i Lotos należą do Skarbu Państwa. Mając tego samego właściciela, konkurują ze sobą zamiast z zagranicznymi koncernami. To połączenie powinno być przeprowadzone wiele lat temu. Tak się stało w innych krajach. Przykładem takiego działania jest choćby węgierski MOL, który powstał z połączenia kilku spółek. Nie mówiąc o takich koncernach, jak BP, Shell czy Total. W porównaniu z nimi jesteśmy małą firmą, natomiast po fuzji będziemy już koncernem średniej wielkości. Jeden silny, narodowy podmiot, ze zdywersyfikowanym portfelem dostaw, będzie mógł skuteczniej odpowiadać na jakiekolwiek zakłócenia na rynku — czy to makroekonomiczne, czy techniczne. Co oczywiste, wzmocnimy też naszą pozycję w negocjacjach cenowych z kontrahentami z USA, krajów Bliskiego Wschodu czy Rosji. Na tej transakcji bardzo dużo zyska też Grupa Lotos — przede wszystkim będzie miała dostęp do korzystniejszych kontraktów na surowce i wsady do produkcji paliw. Wspólny interes pozwoli obu spółkom na zacieśnienie współpracy z obecnymi partnerami i klientami oraz ułatwi pozyskiwanie nowych. Jeden duży podmiot wygospodaruje też więcej środków na inwestycje czy badania istotne dla rozwoju krajowej gospodarki. To powody, dla których jesteśmy zdeterminowani, by możliwie jak najszybciej przeprowadzić proces przejęcia kapitałowego Grupy Lotos.

— A szef PO Grzegorz Schetyna mówi, że nie dopuści do przejęcia Lotosu przez Orlen.

Przypomnę czasy, gdy Lotos był w złej kondycji finansowej, a w mediach pojawiały się opinie, że nic takiego by się nie stało, gdyby firmę sprywatyzowano, a nawet sprzedano Rosjanom. Gdy słyszę dziś sprzeciw Grzegorza Schetyny wobec połączenia Orlenu z Lotosem, to mam nieodparte wrażenie, że znów ktoś myśli o szkodliwej dla spółki działalności. Przecież on widzi, że na całym świecie firmy się łączą i stają się wielokrotnie większe od Orlenu. W czyim imieniu więc działa? Bo ja nie znam logicznego i ekonomicznego wytłumaczenia takiej postawy. Za nami stoją twarde argumenty. Jesteśmy po procesie badania kondycji finansowej Lotosu, przeanalizowaliśmy wszystkie korzyści i wyzwania związane z tą transakcją.

— A może jest jak z Możejkami? Pomysł musiał być zły, bo pochodził z innej opcji politycznej...

Mówiłem o tym na Forum Ekonomicznym w Krynicy-Zdroju. Wiem, że różnimy się politycznie, ale na działanie wbrew interesom Polski nie pozwolę. Przecież jesteśmy Polakami i musimy się zgodzić, że nasza gospodarka służy nam wszystkim. Wszyscy powinniśmy o nią dbać!

— Kiedy dojdzie do przejęcia Lotosu przez Orlen?

To złożony proces, w który zaangażowane jest kilka stron, w tym Komisja Europejska. Negocjacje trwają, liczymy, że decyzja zostanie podjęta na początku przyszłego roku. Walczymy o pozytywną decyzję, bo uważamy, że to połączenie jest korzystne dla obu firm, dla bezpieczeństwa paliwowego Polski i całego regionu, dla polskiej gospodarki i Polaków.

— Na ile decyzja Komisji Europejskiej może być warunkowana politycznie?

Odpowiem dyplomatycznie: bardzo mocno wierzę w logikę naszych argumentów, które przedstawiliśmy w Brukseli i merytoryczne podejście osób, które się tym procesem zajmują.

— Gdzie Orlen prowadzi teraz największą ekspansję?

Posiadamy aktywa w 5 krajach Europy i Ameryki Północnej. Swoje produkty oferujemy już w ponad 100 państwach na całym świecie, prawie 60 proc. obrotów generowanych jest na rynkach zagranicznych. Mamy stabilną pozycję na rynku detalicznym w Czechach, Niemczech i na Litwie. Chcemy się tam dalej rozwijać. Planujemy też dalszą ekspansję na rynku słowackim, gdzie w detalu pojawiliśmy się w kwietniu br., a zakładamy, że jeszcze w tym roku będzie tam funkcjonowało 10 stacji paliw pod naszą marką.

— Był Pan prezesem Energi więc zna się Pan także na energetyce. Orlen planuje budowę morskiej farmy wiatrowej na Bałtyku. Czy to kolejny front ekspansji koncernu?

Już teraz Grupa Orlen jest czwartym producentem energii elektrycznej w Polsce i ciągle budujemy nowe kompetencje w tym obszarze. Możliwe jest rozpoczęcie budowy farmy wiatrowej na Bałtyku w 2024 r., gdy zakończymy inwestycje petrochemiczne. Na razie jesteśmy na etapie prowadzenia intensywnych analiz, które obejmują badania środowiskowe i pomiary wietrzności. Sądzimy, że inwestycję udałoby się zrealizować w ciągu 2 lat, więc farma mogłaby rozpocząć działanie już w 2026 r. Szacowany koszt takiej inwestycji to kilkanaście miliardów złotych.

— Często się słyszy, że petrochemia to przyszłość. Czy może Pan przybliżyć naszym Czytelnikom, jakie produkty ten przemysł wytwarza?

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak petrochemia otacza nas w codziennym życiu. Ona jest we wszystkim: w budownictwie, bo niemal wszystkie okna są z PCV, w plastikach, foliach, opakowaniach w branży spożywczej i w meblach. Obicie foteli, na których siedzimy, wykładzina, po której chodzimy — to też produkty przemysłu petrochemicznego. Przerób ropy na paliwa stopniowo będzie malał, dlatego trzeba iść właśnie w kierunku petrochemii. W każdej rozwiniętej gospodarce pierwszym filarem jest budownictwo, a drugim — przemysł petrochemiczny. Dlatego zamiast importować produkty petrochemiczne z zagranicy musimy produkować je w kraju, by dalej rozwijać nasz kapitał i napędzać gospodarkę.

— Orlen w ostatnim czasie inwestuje nie tylko w przemysł — prowadzi także inne przedsięwzięcia, np. tworzy kompetencje agencji mediowej. Skąd taki pomysł?

Agencję mediową tworzymy wspólnie z PZU. Jesteśmy dużymi firmami i wraz z rozwojem działalności więcej środków przeznaczamy na komunikację, promocję oraz marketing. Nadal chcemy to robić, zwiększając jednak efektywność naszych działań, tak by pieniądze nie trafiały do pośredników. W ten sposób działają duże firmy na całym świecie.

— Kupno Ruchu przez Orlen też jest częścią tej układanki. Czy jest Pan Prezes zadowolony, że udało się uratować polską firmę z wielkimi tradycjami?

To dla nas bardzo ważny proces, przede wszystkim ze względu na potencjał biznesowy. Zrobiliśmy badania i analizy, których efektem było złożenie oferty kupna Ruchu. Gdy otrzymamy wszystkie zgody, będziemy mogli sfinalizować transakcję. Ona doskonale wpisuje się w nasze założenia rozwoju segmentu detalicznego.

— Na koniec wywiadu chciałbym zmienić temat.

Proszę.

— Pańska kariera to istny „american dream”. Zaczynał Pan od biznesu w niewielkich przedsiębiorstwach, a później został wójtem, który uzyskał rekordowe — ponad 90-procentowe poparcie społeczne. Jest jakaś recepta na to, jak trafić z niewielkiej gminy Pcim do największej strategicznej polskiej firmy?

Zanim zostałem samorządowcem, pracowałem w prywatnym biznesie. Zarządzałem procesami, budowałem firmy. Jedna z nich dobrze prosperuje i jest teraz przedsiębiorstwem średniej wielkości. Z biznesu przeszedłem do samorządu, ponieważ chciałem zrobić coś dobrego dla społeczeństwa. Samorząd z ponad 10 tys. mieszkańców działa podobnie jak firma i cieszę się, że gmina Pcim się rozwija. Jestem dumny, że nią kierowałem. Następnie byłem prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Energi, a teraz PKN Orlen. Nie wiem, czy jest to zawrotna kariera. Wiem natomiast, że jestem pracoholikiem, ale ja po prostu lubię pracować.

— Czy w biznesie jest miejsce na wiarę?

Oczywiście, że tak. Przecież wartości, które wnosi kultura chrześcijańska, są pożądane w biznesie. Zasady 10 przykazań Bożych sprawdzają się wszędzie, także w biznesie.

— Jako prezes jest Pan odpowiedzialny za firmę i za wielu ludzi. To duże wyzwanie.

Wiele w życiu przeszedłem. Byłem oskarżany o rzeczy, których nigdy nie zrobiłem. To mnie zahartowało i wzmocniło. Pewnie dlatego do wielu spraw podchodzę z pokorą, ale i odpowiedzialnością. Tak samo rzetelnie jak teraz starałem się pracować, gdy miałem powierzone inne zadania.

— Co Pana motywuje?

Wychowałem się na wsi, w rodzinie wielopokoleniowej, miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Przede wszystkim była wśród nas solidarność. Od dziecka uczyliśmy się odpowiedzialności za innych. Gdy chodziliśmy do lasu, nad rzekę, na sanki, to jeden wiedział, że ma pilnować drugiego. Takie dzieciństwo było kreatywną nauką radzenia sobie w życiu.

— W swoich działaniach nie skupia się Pan Prezes jednak na przeszłości, tylko planuje, co można jeszcze zrobić...

Nie można żyć tylko teraźniejszością, bo ona szybko przemija. Należy patrzeć w przyszłość i wyciągać wnioski z przeszłości. W PKN Orlen diagnozujemy przyszłość i próbujemy się z nią zmierzyć. Wiem, że efekty mojej pracy nie zawsze są widoczne od razu, przychodzą później. Jednak największą szkodą dla tak dużej firmy, jak nasza, byłoby myślenie w perspektywie kilku miesięcy czy roku. Trzeba patrzeć dalej, niż sięga kadencja prezesa — w perspektywie co najmniej 10-20 lat.

— A jest coś, za co Pan szczególnie dziękuje Panu Bogu?

Wiara daje człowiekowi ogromną siłę i za to dziękuję Panu Bogu. Oczywiście, dziękuję za rodzinę, za dzieci. Natomiast zawodowo jestem wdzięczny za to, że mogę mieć swój wkład w rozwój polskiej gospodarki poprzez zarządzanie największą polską firmą. To ogromna odpowiedzialność. Każda decyzja biznesowa musi się przekładać na wzrost wartości koncernu. PKN Orlen ma znaczący wpływ na polską gospodarkę, a jak wiadomo, silna gospodarka to wyższy standard życia Polaków.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama