Czy rozszerzenie stworzy kolejne podziały w Unii Europejskiej?

Fragmenty publikacji "Polska w nowej Europie. 10 pytań o przyszłość".


Czy rozszerzenie stworzy kolejne podziały w Unii Europejskiej?

Piotr Nowina-Konopka

Czy rozszerzenie stworzy kolejne podziały w Unii Europejskiej?

Ujmując rzecz najkrócej, cała logika rozwoju integracji europejskiej opierała się od dziesięcioleci na postulacie, by państw członkowskich — a także poszczególnych regionów tych państw — nie charakteryzował jaskrawy rozziew pomiędzy uzyskanym poziomem rozwoju cywilizacyjnego i gospodarczego i aby możliwie prędko uzyskiwać efekt wyrównywania tego poziomu w skali całej wspólnoty. Za taką logiką przemawiają oczywiste względy gospodarcze, ale także polityczne. Jak wiadomo, waga głosu poszczególnych państw członkowskich jest określana wedle dwóch kryteriów. W niektórych sytuacjach (tam, gdzie obowiązuje nadal zasada konsensusu) każde państwo ma jeden głos, czyli każde państwo jest w sferze decyzyjnej równe każdemu innemu państwu członkowskiemu. W innych sytuacjach decyduje kryterium demograficzne, a więc wynikające z ilości obywateli, którą dany kraj się legitymuje. W wyniku zastosowania takiego rozwiązania w pierwszym przypadku głos malutkiego Luksemburga waży tyle samo co ludnych Niemiec, w innym biedna Grecja (10 mln mieszkańców) ma taki sam głos stanowiący jak znacznie przecież bogatsza Belgia (też około 10 mln).

Negocjacje między pełnoprawnymi członkami Unii Europejskiej podlegają wszakże jednemu ważnemu ograniczeniu. Polega ono na konieczności wychodzenia poza ramy partykularnych interesów narodowych i ocenie możliwych rozwiązań także przez pryzmat interesu ogólnoeuropejskiego. Rzecz ma się tak samo jak w mniejszych społecznościach, kiedy niezależnie od opcji i preferencji na poziomie jednostek lub grup społecznych baczyć należy na interes całej wspólnoty: rodzinnej, sąsiedzkiej, gminnej czy powiatowej. W gruncie rzeczy tocząca się od lat debata nad stopniem pożądanej integracji — a więc nad kierunkiem, jaki należy nadać owej finalité politique — jest właśnie debatą nad sposobem i stopniem uwzględniania w rozstrzygnięciach interesu ogólnoeuropejskiego.

Pomimo opisanych powyżej „warunków brzegowych” pozostaje bezdyskusyjne, że tak jak dotąd nie udało się uzyskać naprawdę jednolitego poziomu rozwoju wśród obecnych państw członkowskich — tak i po rozszerzeniu UE nadal będziemy mieli do czynienia z różnicami nie tylko w skali poszczególnych regionów, ale także w skali 25 państw członkowskich. Na te różnice składać się będzie dziedzictwo historii, różne uwarunkowania gospodarcze, geograficzne, społeczne, kulturowe czy polityczne — a nawet klimatyczne. Do dziś nie brakuje w Europie takich, którzy twierdzą, że Wspólnoty Europejskie rozszerzyły się w pewnym momencie o Grecję z powodu zrozumiałej skądinąd predylekcji euro- zmarzluchów do spędzania wakacji na słonecznych plażach Itaki.

Zacząć wypada od katalogu podziałów zastanych, a więc istniejących już obecnie w gronie 15 państw członkowskich. Wśród tych podziałów warto wymienić następujące:

ź kraje małe, średnie i duże;

ź krąg śródziemnomorski z elementami pozostałości po dawnych związkach kolonialnych, a zatem także Afryka Północna/Magreb — versus Morze Północne, stopniowo pojawia się wymiar bałtycki z odrębnie definiowanymi interesami;

ź Galia i Germania jako główne składniki historyczno-cywilizacyjno-kulturowe;

ź członkowie „eurozony” (12) i pozostała trójka;

ź płatnicy „netto” — biorcy „netto”;

ź bogaci — biedni: ta ostatnia kategoria jest bardziej zróżnicowana, skoro niektóre regiony Francji lub Niemiec także korzystają z pewnych funduszy wsparcia regionalnego, stworzonych głównie z myślą o biedniejszych państwach członkowskich;

ź kraje o tradycji liberalnej i protekcjonistycznej;

ź poczucie zagrożenia zewnętrznego — jedynym krajem deklarującym od czasu do czasu takie obawy jest obecnie Grecja, ze względu na zadawnione konflikty z Turcją, głównie w odniesieniu do Cypru; warto zwrócić uwagę na ewolucję Irlandii, która pomimo trwającego konfliktu w Irlandii Północnej bardzo szybko wyzbyła się historycznego kompleksu wobec Wielkiej Brytanii;

ź kraje o długiej tradycji demokracji — kraje „po przejściach”;

ź kraje o silniejszych tendencjach „federalistycznych” i kraje bardziej zorientowane na ograniczenie zakresu integracji;

ź „zmienna geometria” różnorodnych koalicji i frontów, w zależności od szczegółowych uwarunkowań gospodarczych — np. kraje bardziej i mniej uprzemysłowione, bardziej lub mniej korzystające z funduszy regionalnych, bliższe idei transatlantyckiej lub „wybijające się” na większą niezależność handlową, polityczną lub militarną od USA.

Powyższa lista nie jest kompletna, ale daje pojęcie o nakładaniu się podziałów i równocześnie o skutecznym ich przezwyciężaniu w drodze negocjacji, kompromisów itd.

Rozszerzenie dotychczasowej Unii o 10 krajów przyniesie niewątpliwie nowe podziały, spowoduje także wzmocnienie (zintensyfikowanie) niektórych starych lub też — odwrotnie — uczyni je drugorzędnymi. Zmienią się proporcje nie tylko między poszczególnymi państwami, ale też zmienią się proporcje wagi spraw, które UE-25 przyjdzie rozstrzygać:

ź starzy i nowi członkowie — 15 versus 10;

ź krąg śródziemnomorski stoi przed rosnącym wyzwaniem w związku z rozpadem bałkańskim i problemami migracyjnymi, zaostrza się także dylemat turecko-muzułmański, z drugiej strony dopełnia się krąg bałtycki, a Bałtyk staje się niejako drugim mare nostrum, dla którego najważniejszym wyzwaniem jest współistnienie z Rosją (w tym z Kaliningradem) oraz ochrona środowiska;

ź do Galii i Germanii dochodzi Sclavonia, reprezentowana przez nieobecne dotąd w Unii narody słowiańskie;

ź członkowie „eurozony” na pewien czas znajdą się w mniejszości, póki nowi członkowie nie nadrobią dystansu;

ź płatnicy „netto” i biorcy — nieomal wszystkie 10 nowych krajów (poza Maltą i Cyprem) poszerzy listę biorców kosztem dotychczasowych płatników, bo dotychczasowi biorcy nie zamierzają zrezygnować ze swej uprzywilejowanej pozycji;

ź bogaci pozostają bogatymi, dotychczasowi „biedni” wchodzą w cudzysłów w obliczu dużo poważniejszej biedy i zacofania gospodarczego, reprezentowanych przez 8 nowych członków: ci ostatni są naprawdę biedni w stosunku do całej obecnej piętnastki;

ź poczucie zagrożenia zewnętrznego — niezależnie od wzmożonego zagrożenia terroryzmem międzynarodowym pojawia się nowy front obaw i niepewności na wschodzie i południowym wschodzie;

ź kraje „ugruntowanej” demokracji i tradycji wolnorynkowej (dziś można już tak powiedzieć o całej Piętnastce) versus kraje po przejściach totalitarnych w zakresie demokracji oraz obciążone bagażem kontr-modelu gospodarczego, obecnie „łapiące oddech” po przymusowej sanacji gospodarki;

ź „stare” kraje członkowskie podzielone w sprawie stopnia federalizmu, ale doświadczone funkcjonowaniem w ramach obecnej UE versus nowe kraje oczekujące głębszej integracji, ale zarazem jeszcze „nienacieszone” świeżo odzyskaną suwerennością — równocześnie niektóre mechanizmy świeższej daty, wprowadzane ostatnio w UE (np. mechanizm wzmocnionej współpracy) uczynią paletę podziałów jeszcze bogatszą;

ź zmienna geometria interesów i koalicji — jak poprzednio, ale ze znacznie szerszym wachlarzem kombinacji.

Każdy z elementów tego katalogu per se wymagałby osobnej analizy. Każdy wymagałby dodatkowej analizy z uwagi na zmieniające się otoczenie światowe. Czy oznacza to, że wchodzimy do Unii jeszcze bardziej podzielonej niż obecnie? Z pewnością tak, pozostaje jednak konieczność udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy uzyskalibyśmy cokolwiek, czy ominęlibyśmy mielizny tych podziałów pozostając na zewnątrz UE? Sądzę, że nie — doszedłby jeszcze jeden, i to zupełnie fundamentalny podział na członków klubu i tych, którzy sądzą, że siła w osamotnieniu. Trzeba by także odpowiedzieć sobie, czy skala nowych podziałów nie okaże się czynnikiem przyspieszającym proces ich instytucjonalnego i strukturalnego przezwyciężania? W tym zakresie jestem optymistą i sądzę, że właśnie tak się stanie. Dlaczego? Dlatego, że tak musi się stać, że alternatywą byłby rozpad UE, osłabienie zarówno Europy jako całości, jak i jako poszczególnych jej składników, że przegralibyśmy wszyscy rosnącą konkurencję ze światem zewnętrznym i zamiast biblijnego „czynienia sobie ziemi poddaną” stalibyśmy się pasywnymi ofiarami przekształceń, które odbędą się zarówno bez naszego udziału, jak i z nami w roli biernych obserwatorów.

Należy dziś liczyć się z faktem, że już obecnie przynajmniej kilka aktualnych państw członkowskich rozpoczyna swoistą „ucieczkę do przodu”. Czynione to będzie za pomocą dopuszczonej traktatowo „wzmocnionej współpracy”, a w przypadkach bardziej radykalnych objawiać się będzie tworzeniem tzw. awangardy.

Z tego powodu Polsce opłaca się trzymać możliwie blisko europejskiego peletonu. W gruncie rzeczy bowiem, na dłuższą metę, najistotniejsza linia podziału po obecnym rozszerzeniu będzie przebiegała pomiędzy peletonem i maruderami. Jeśli Polska chce zrealizować swe aspiracje narodowe, nie może uważać, że zawody europejskie jej nie interesują i że rola zewnętrznego obserwatora, kibicującego czynnym zawodnikom, pozwoli jej te aspiracje „po cichutku” zrealizować.

Warto też, uwzględniając tenor toczącej się w ostatnich latach w Polsce debaty, zauważyć, że ani litera czy duch unijnego prawodawstwa, ani też praktyka polityczna ubiegłych dziesięcioleci nie dostarczają żadnego potwierdzenia, jakoby jedną z linii podziału w UE miała być tradycja ideowa poszczególnych państw członkowskich. Już teraz bogactwo tych tradycji dałoby dostateczny asumpt do „preferencji” lub „szykanowania” według przesłanek ideowych. Ekstremalnie niekiedy pojmowana postoświeceniowa tradycja świeckości państwa we Francji współżyje z państwem symbolizującym symbiozę „tronu” i „ołtarza”, jakim bez wątpienia jest Wielka Brytania. Poczynając od sporów związanych z różnym pojmowaniem wartości życia ludzkiego, a kończąc na obyczaju narodowym — ta sfera różnic między państwami członkowskimi jest wyjęta spod kompetencji wspólnotowych i pozostaje rozstrzygana na poziomie prawodawstwa i praktyki narodowej. Rozszerzenie Unii nie przyczyni się do zmiany tego status quo, raczej przeciwnie, wolno sądzić, że nowy i wpływowy kraj członkowski podtrzyma ten stan rzeczy, co wcale nie stoi na przeszkodzie w realizacji wcześniej opisanego zadania znalezienia się w peletonie.

Na koniec warto wspomnieć o jednym podziale, który wraz z rozszerzeniem zaniknie. Myślę o podziale na dwie Europy, przedzielone żelazną kurtyną. Choć formalnie mur berliński upadł już 14 lat temu — to przecież tamten, powojenny i pojałtański podział wciąż jeszcze straszy. I oby — pozostając przestrogą, którą historia zostawia potomnym — oby straszył nie dłużej, niż do 1 maja 2004 r.

Piotr Nowina-Konopka — wicerektor Kolegium Europejskiego w Brugii, zarządzający Kampusem w Natolinie

Fragmenty publikacji "Polska w nowej Europie. 10 pytań o przyszłość".


opr. JU/PO

˙
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama