Biuro zamiast katedry

Czy Europa będzie wspólnotą ducha, czy biurokratycznym superpaństwem?

Ksiądz Janusz Pasierb napisał kiedyś esej „Katedra Europa”. Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej zarzucił Europie, że nie jest katedrą, lecz fabryką. Tymczasem Europa staje się biurem.

W dyskusjach o Unii Europejskiej poruszamy się stale na dwóch niespójnych płaszczyznach. Istnieją bowiem dwie Europy, obie w jakiś sposób realne: wspólnota ducha i wartości oraz zbiurokratyzowana organizacja. Która zwycięży? Dlatego spory o przynależność do UE i o jej kształt są istotne — począwszy od kwestii preambuły do konstytucji europejskiej.

Europa ducha

Kultura europejska jest zjawiskiem wielowątkowym: składają się na nią cztery główne czynniki: religia i moralność w formie zapoczątkowanej w judaizmie i upowszechnionej przez chrześcijaństwo; intelektualny i artystyczny dorobek starożytnej Grecji; rzymski ład prawny i ekspansywność; więzi narodowe i społeczne zbudowane na osnowie tradycji ludów niegdyś barbarzyńskich. Żadnego z tych elementów nie da się wykreślić dekretem.

Ta bogata kultura staje się dziś światową, zapewne dlatego, że jako jedyna jest tak złożona i odznacza się zdolnością do asymilacji nowych wątków z innych kultur (na przykład w dwudziestym wieku wchłonęła sztukę i muzykę Czarnej Afryki oraz elementy duchowości hinduskiej, jakkolwiek by to oceniać). Wysoko ceniąc wolność, z założenia pozwala na wewnętrzne zróżnicowanie. Przewaga materialna jest raczej skutkiem niż przyczyną europejskiego bogactwa kulturowego.

O takiej właśnie elitarnej Europie myślą intelektualiści (nawet jeśli „polityczna poprawność” powstrzymuje ich od powiedzenia tego wprost). Na więzi religijnej, moralnej i kulturalnej bazowali też politycy, którzy w latach powojennych w jednoczeniu się Europy dostrzegli lekarstwo na straszliwe wstrząsy wynikłe z zalewu ideologii komunistycznej i hitlerowskiej, wrogich istocie tradycji europejskiej. Jedność była bowiem dla nich czymś słusznym w sferze wartości, a nie tylko praktycznym. Natomiast w sferze skutków praktycznych zapobieżenie wojnom stanowiło zadanie naczelne; niewątpliwa była też korzyść z powstania dużego wolnego rynku.

O takiej też Europie ducha i kultury mówi rzecz jasna Kościół katolicki, pomny na jej chrześcijański fundament i wspólny — choć zaniedbany — system wartości; dla chrześcijan jednoczenie Europy jest powiązane z dążeniem do pokoju i bliskości między chrześcijanami, tak w Europie, jak na świecie. To właśnie Kościół jako pierwszy i zresztą jedyny stworzył na pewnej płaszczyźnie trwałą wspólnotę ponadnarodową i dawno już postulował zbliżenie polityczne krajów chrześcijańskich w Europie. W średniowieczu chwilami wydawało się ono bliskie.

W okowach biurokracji

Formą organizacyjną jednoczenia się Europy jest jednak Unia Europejska. Ma ona swój aparat władzy, swoje urzędy i pieniądze. Sama tylko Komisja Europejska liczy dwadzieścia tysięcy pracowników i dysponuje budżetem ponad stu miliardów euro (łącznie z wydatkami na rolnictwo). Do tego dochodzą inne instancje i pilnie realizujące unijne dyrektywy władze krajowe. Ważniejszy jest jednak zasięg władzy prawodawczej Unii. W pewnych dziedzinach ma ona wyłączność, w innych prawa unijne górują nad krajowymi. O stopniu unifikacji świadczy na przykład decyzja, że nakaz aresztowania przy wszystkich istotniejszych zarzutach musi być wykonany w każdym kraju członkowskim.

Oficjalnie Unia Europejska jest oczywiście związkiem państw i nie zamierza tego zmieniać. Jak jednak będzie w przyszłości? Jak dalece państwo poddane prawodawstwu, o którym samo nie decyduje, jest faktycznie państwem? Sieć władz i urzędów unijnych niewątpliwie przejęła część kompetencji państw. W połączeniu z projektami zniesienia prawa weta państw członkowskich oraz pozbawienia części z nich głosu w Komisji Europejskiej rodzą się uzasadnione obawy co do suwerenności i samostanowienia krajów Europy, a więc i wolności ich obywateli. Mogą być poddani prawu, którego nie chcą, oraz dominacji silniejszych sąsiadów, czy to politycznej, czy gospodarczej, czy ideologicznej. Projekt konstytucji europejskiej znacznie redukuje prawa państw członkowskich, a jednocześnie pozbawia je prawa opuszczenia UE na mocy własnej decyzji.

Dalsze zastrzeżenia są natury bardziej praktycznej. Czy rozbudowana administracja przyszłej Europy będzie wydolna? I czy umożliwi rozwój gospodarczy? Gospodarka jest w ponad trzech czwartych regulowana prawem unijnym. O ile w pewnych dziedzinach zastąpiło ono uciążliwe przepisy lokalne, o tyle w wielu innych od lat osiemdziesiątych powoduje stałe zwiększanie kosztów obrotu gospodarczego. W swoich początkach jednoczące się kraje Europy otworzyły wielki ponadnarodowy rynek — dziś tłumi go przeregulowanie przez wagony przepisów.

Obecny system oprócz kosztów bezpośrednich w postaci utrzymywania biurokracji dużo kosztuje pośrednio, gdyż rozbudowany system ograniczeń prawnych oraz wysokie podatki nie pozwalają na wzrost gospodarczy, w krajach Unii niewielki, sporo niższy niż w USA i na Dalekim Wschodzie. Naprawianie tych szkód przez dopłaty i ulgi niewiele daje. Zauważmy, że rządy biurokracji wyzyskującej przedsiębiorców i pracowników przypomina to, co zwiemy socjalizmem realnym i ma takie same skutki: ograniczenie wolności i opóźnienie gospodarki. Towarzyszą temu obietnice socjalne, pomagające w walce wyborczej. Unia ulega zatem ideologii lewicowej.

Taki ustrój Europy jest oczywiście konsekwencją ustroju biurokratycznego państw składowych, tu i tam rządzi faktycznie klasa urzędniczo-polityczna. Nie jest to już kapitalizm, ponieważ przedsiębiorcy są petentami w sprawach koncesji, podatków i zezwoleń na budowę. Nie jest to demokracja, gdyż „lud” może jedynie raz na cztery lata wybrać część funkcjonariuszy państwa spośród osób zaproponowanych przez szefostwo dużych partii politycznych. Tylko częściowo jest to państwo prawne, gdyż prawo wciąż się zmienia, jest zawiłe, zbyt rozrośnięte i nieraz z konieczności obchodzone.

O duchu biurokratycznym świadczy też bieżące funkcjonowanie organów unijnych i treści przepisów. Widzą to na co dzień mieszkańcy Zachodu, ale my także, przez pryzmat procesu przyjmowania do Unii czy daremnych starań o unijne fundusze, w teorii przyznawane, w praktyce blokowane przez wymogi co do wniosków, rozliczeń etc. Bardzo zawiłe są drogi dostępu do funduszy naukowych, kulturalnych, ekologicznych i tylko naiwni intelektualiści mogą myśleć, że działania Unii w tych dziedzinach przyniosą jakieś większe korzyści.

Przypomnę drobiazg: okazało się, że w myśl przepisów europejskich góralom nie będzie wolno robić oscypków — ale mało kto zauważył, iż ponadnarodowa organizacja nie powinna regulować pod przymusem sposobów produkcji serka. Sukces w pertraktacjach na ten temat jest niepoważny. A w rolnictwie mamy w ogóle ścisłą kontrolę, choćby przez wygórowane normy, „paszporty” dla zwierząt i kwoty mleczne, a nawet instrukcję na temat jaj kaczych.

Przykładami tego rodzaju można wypełnić wiele stron. Prasa donosiła, że z powodu nie włączenia do umów czy ustaw polskich artykułów medycznych (innych niż leki) oraz lekarstw dla zwierząt, po wejściu do Unii nie będą one mogły być produkowane. To znaczy, że pomyłka bądź sabotaż przy negocjacjach ma uderzyć w dziesiątki tysięcy ludzi wprost, a w miliony pośrednio (wzrost cen). I w tej sprawie wolno nam było pertraktować, co ilustruje znaną zasadę, że socjalizm bohatersko rozwiązuje problemy, w innych ustrojach nieznane.

Biurokratyczny charakter miały same negocjacje. Warunkiem decyzji było załatwienie tysięcy drobnych spraw, czego skutkiem jest podleganie prawom unijnym bez wpływu na ich kształtowanie. Normalna kolejność powinna być odwrotna: podejmuje się decyzję polityczną, a następnie dopracowuje szczegóły. W przeszłości tylko tak tworzyły się większe organizmy polityczne, nawet Unia w swej początkowej postaci. Tymczasem unijna choroba biurokratyczna spowodowała, że traktat akcesyjny liczy kilka tysięcy stron druku!

Niektórzy powiadają, że mamy do wyboru biurokrację unijną i rodzimą, która jest gorsza, bardziej skorumpowana, mniej kompetentna, szkodliwsza dla gospodarki. Może się jednak zdarzyć, że w życie będą skuteczniej wprowadzane warunki przynależności korzystne dla UE i dla biurokratów, a mniej gorliwie te, które przynoszą ulgę obywatelom Polski.

Jakie korzenie

Część wypowiedzi przychylnych Unii polityków oraz oczywiście ludzi Kościoła z papieżem na czele oświetla jednoczenie się Europy od strony zasad. Podkreśla się cywilizacyjne racje jedności Europy. Niesposób jednak twierdzić, jak niektórzy proeuropejscy kaznodzieje, że świat jest takim, jakim być powinien: że skoro Europa ma wspólne podstawy duchowe i powinna jednoczyć się na ich podstawie, to tym samym tak będzie.

Praktyka temu przeczy, gdyż oficjalne działania unijne nie mają takiego charakteru. Władze UE nie dążą do wydobycia chrześcijańskiego i moralnego fundamentu Europy — raczej przeciwnie. Widać tendencję do nadania Unii charakteru laickiego, co wyraża się także we wrogich chrześcijańskim zasadom ustaleniach prawnych w dziedzinach takich jak aborcja czy etyka płciowa, w limitowaniu dostępu chrześcijaństwa do mediów publicznych i szkoły.

Zamiar pominięcia wzmianki o Bogu i chrześcijaństwie w konstytucji europejskiej wskazuje, że nurt laicki chciałby uczynić z UE swoje narzędzie. Ma nadzieję uczynić zasadą apostazję Europy, o której mówił Jana Paweł II. Jego adhortacja Ecclesia in Europa i późniejsze wezwania, by nie zaprzepaścić chrześcijańskiego dziedzictwa Europy i umieścić w jej traktacie konstytucyjnym odniesienie do chrześcijaństwa, dowodzą, że popiera on jednoczenie się Europy, ale zarazem ostrzega przed niebezpieczeństwami. Można tu śmiało powtórzyć za encykliką Jana XXIII Mater et magistra, że chęć zbudowania trwałego ładu społecznego bez oparcia go na Bogu jest znamiennym dla obecnej epoki głupstwem (IV.1, łac. stultitia).

Odwoływanie się do samych korzeni grecko-rzymskich z wyjściowego projektu konstytucji było za ubogie i dowodziło historycznej ignorancji. Primo, cywilizacja antyczna była wysoce religijna i się dobrowolnie schrystianizowała! — na usta cisną się też słowa Plutarcha, że łatwiej zbudować miasto w powietrzu niż państwo bez religii. Secundo, nasza percepcja antyku jest przefiltrowana przez etykę chrześcijańską: starożytność to także podboje, niewolnictwo, wyrzucanie na śmietnik noworodków. Dodanie ogólnikowej wzmianki o dziedzictwie religijnym też nie zadowala, gdyż dziedzictwo Europy jest konkretnie chrześcijańskie. Czemu słowa Bóg i Chrystus nie mogą przejść przez usta jej obecnych władz?

Gdyby ustrój Europy był wolnościowy i sprawiedliwy, za jaki chce uchodzić, chrześcijanie nie mieliby się czego obawiać. W ustroju biurokratycznym, przy niesłychanie rozbudowanym aparacie państwowym, zabezpieczenie praw wierzących i przypomnienie o wyższym niż zachcianki parlamentarzystów źródle zasad jest jednak konieczne. Znamy szereg przykładów prześladowań religijnych ze strony państw laickich i rzekomo neutralnych.

Odwołanie się do cywilizacji starożytnej też jest oczywiście uzasadnione, ale póki co pozostaje pustym słowem. W szkołach Europy coraz mniej mamy tradycji greckich i łacińskich. W Polsce szczególnie mało (tymczasem w liceum humanistycznym w Niemczech uczeń może mieć na maturze „Obronę Sokratesa” po grecku). Nawet na studiach teologicznych jest z tym marnie!

Jeśli chodzi o dalsze korzenie Europy, to barwna tożsamość rozmaitych jej narodów przedstawiana bywa jako utrudnienie dla jedności, a patrioci jako groźni nacjonaliści. Dalej: na miejsce krótkiego i jasnego prawa rzymskiego weszły w Europie sterty przepisów. Nieustannie, i to nieraz ze szkodą, adaptujemy się właśnie do unijnych wymogów biurokratycznych. Oficjalnie idziemy zatem do katedry, a faktycznie jak petenci do biura. I to wybiórczo, gdyż pod hasłem marszu do Unii wprowadza się restrykcje — natomiast nie zawsze korzysta się z wzorów godnych naśladowania.

Zauważmy też, że zaniedbano wiele konkretnych spraw, które sprzyjałyby zbliżeniu między krajami niezależnie od przepisów. Przykładem może być wysoka z powodu podatków cena paliw i tolerowanie zmowy linii lotniczych zawyżających ceny biletów. W Polsce także powolność działań, takich jak budowa autostrad czy demonopolizacja drogich telefonów, poczty i kolei.

Wbrew entuzjastom i przeciwnikom Unii Europejskiej okazuje się więc, że jej ocena nie jest prosta. Z poważnym zagrożeniem ze strony ustroju biurokratycznego, laicyzacji i ograniczenia suwerenności sąsiaduje szansa na trwałą, pokojową więź z Europą ducha i ojczyzn oraz jej budowanie w sojuszu z podobnie myślącymi Europejczykami, których jest niemało.

 

Źródło: „Rzeczypospolita” z 25-26 X 2003. Wykorzystano w Opoce za zgodą Autora.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama