Refleksje po wizycie delegacji Konferencji Episkopatów w Brukseli - rozmowa z bpem Wiktorem Skworcem
— W jakim celu delegacje Konferencji Episkopatów z krajów kandydujących pojechały do Brukseli?
Zostaliśmy zaproszeni nie przez struktury unijne, ale przez COMECE. Program wizyty został przygotowany dla tych biskupów, którzy swoją troską pasterską obejmują rolników. Byliśmy więc w Brukseli jako pasterze, którym bliskie są problemy rolniczych rodzin, a przez to i rolnictwa. W ramach naszego pobytu zapoznaliśmy się z pracami COMECE oraz uczestniczyliśmy w spotkaniach z wysokimi urzędnikami UE i ekspertami, odpowiadającymi za rozszerzenie i politykę rolną.
— Polska delegacja była najliczniejsza. Czy tylko dlatego, że jesteśmy dużym krajem rolniczym?
Owszem, z racji potencjału i nabrzmiałych problemów naszego rolnictwa, które, jak wiadomo, jest bardzo zróżnicowane. Ale również dlatego, że zapraszający mieli świadomość znaczenia Kościoła w życiu społecznym Polski. Podkreślam, że byliśmy w Brukseli jako duszpasterze. Dlatego towarzyszyli nam świeccy eksperci.
— Czy biskupi z pozostałych krajów kandydujących borykają się z, podobnymi do naszych, problemami społecznymi i z podobnymi obawami w kontekście procesów integracyjnych?
Zaletą inicjatywy COMECE była możliwość wymiany doświadczeń między biskupami z różnych krajów tej części Europy. Okazało się, że wszystkie Episkopaty zmagają się z podobnymi problemami, wynikającymi z przeszłości. Mamy do czynienia z tymi samymi obawami. Społeczeństwa naszej części Europy i Bałkanów niejako nauczyły się nieufności, wszak tyle razy doznawały rozczarowań. Wiele razy ogłaszano zielone światło dla rolnictwa i nic z tego nie wynikało.
— Wizyta biskupów w COMECE zbiegła się z opublikowaniem stanowiska Komisji Europejskiej w sprawie włączenia nowych członków do UE. Czy biskupi zgadzają się z ostrymi reakcjami w krajach kandydujących?
Najbardziej rozemocjonowały ludzi, wyrażone w procentach, informacje o kwotach dopłat bezpośrednich, które będą otrzymywać polscy i inni rolnicy z Europy Środkowowschodniej. Sądzę, że najpierw trzeba ostudzić nastroje i zabrać się za rzeczowy rachunek zysków oraz kosztów takiej formy uczestnictwa we Wspólnej Polityce Rolnej, jaką proponuje KE. Trzeba też zastanowić się, czy i jaka istnieje alternatywa. Konieczna jest także integralna informacja o propozycjach unijnych, które dotyczą też m.in. rozwoju infrastruktury regionów rolniczych, co oznacza nowe miejsca pracy na terenach rolniczych, ale poza rolnictwem. Na przykład Małopolska bardzo ich dziś potrzebuje. Ważna jest rola mediów, one bowiem w dużym stopniu kształtują i odpowiadają za nastroje społeczne, gdy przedstawiają wyciągnięte z kontekstu liczby, a nie rozpoczynają dyskusji na temat całości propozycji. Krótko mówiąc, mniej emocji a więcej rzetelności.
— Nasz rynek rolno-spożywczy po wstąpieniu do UE zostanie całkowicie otwarty na produkty z Zachodu. Można powiedzieć — „bezbronny” wobec siły gospodarczej tamtego rolnictwa. Tymczasem nie otrzymamy tego, czego polscy rolnicy dotąd spodziewali się. Czy nie dziwią propozycje nierównego traktowania „starych” i „nowych” członków po roku 2006, gdy będzie już nowy budżet rolny, „skrojony” dla poszerzonej UE?
Na Brukselę nie można patrzeć jak na centrum typowego organizmu państwowego. Struktury UE tworzą reprezentanci 15 państw, których społeczeństwa wybrały drogę współdziałania dla dobra wspólnego. To są reprezentanci wybrani demokratycznie. Reprezentują różne opcje polityczne. Odpowiadają przed własnymi wyborcami. Działają w imieniu podatnika niemieckiego, brytyjskiego, szwedzkiego itd., wszak Unia nie posiada innych funduszy jak tylko własnych obywateli. Dlatego musimy spojrzeć na propozycje dotyczące rolnictwa i wszystkie inne jako na praktyczne zastosowanie zasady solidarności. To fundament katolickiej nauki społecznej. Do zasady solidarności odwoływali się twórcy Unii Europejskiej, czyli „ojcowie Europy”. Oczywiście, muszą być negocjacje i wspólne dochodzenie do porozumienia, i kompromis. Niestety, my, Polacy, uważamy kompromis zwykle za porażkę. Jeszcze chyba nie nauczyliśmy się kompromisu nazywać szansą. Tylko szansa wykorzystana zamienia się w sukces. Tego nas uczą społeczeństwa 15, zapraszające nas do wspólnotowego budowania przyszłości Europy.
— Na tę samą zasadę solidarności powołują się krytycy unijnych propozycji.
Być może. Trzeba się spierać. Niech jednak nie zwycięża demagogia i emocje. Trzeba podejmować rzetelną refleksję nad Europą, nad Unią Europejską, i nad tym, czym ona ma być w niedalekiej już przyszłości. Dyskusji o rozszerzeniu, a w tym kontekście o polityce rolnej, nie możemy „rozmienić na drobne”, na pyskówkę o pieniądze. Dlatego ogromnie ważny jest szeroki horyzont, który nazwałbym etyką jedności, wola podjęcia współpracy, a nie konfrontacja. Niestety, do jej podjęcia ciągle jeszcze dorastają administracje różnych szczebli w krajach kandydackich. Nasz kraj z tych właśnie względów nie skorzystał z wielu programów pomocy. Oprócz zasady solidarności, życiem społecznym i relacjami między państwami powinna też kierować zasada prawdy. Kiedy w prawdzie spojrzymy na siebie, na nasze społeczeństwo, na struktury państwa, na rolnictwo, to zobaczymy, że propozycje płynące z Brukseli są szansą. Kiedyś wykorzystały ją społeczeństwa — w tym rolnicy — krajów tworzących już Unię Europejską. Zamieńmy szansę na sukces.
— Dziękuję za rozmowę.
Bp WIKTOR SKWORC jest ordynariuszem diecezji tarnowskiej. Wraz z innymi polskimi biskupami z diecezji rolniczych przebywał w Brukseli na zaproszenie Przewodniczącego Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) bp. Josefa Homeyera — biskupa diecezji Hildesheim. W wizycie, której program obejmował spotkania duszpasterskie oraz rozmowy z przedstawicielami Komisji Europejskiej (KE), wzięli udział także biskupi z Węgier, Bułgarii i Rumunii oraz reprezentanci Episkopatu Czech.
opr. mg/mg