Między Turcją a Ukrainą

Jak daleko mogą sięgać granice poszerzonej Unii Europejskiej?

Jeśli Europa uzna, iż jej granice wyznaczają kościoły, a nie rzymskie ruiny, to będzie musiała otworzyć się na przyjęcie Ukrainy.

Wybory prezydenckie w Polsce przebiegły bez niespodzianek. Wygrali faworyci i przed drugą turą wyborczą zapowiada się ostra kampania - starcie Tuska i Kaczyńskiego. Niespodzianką stał się bardzo dobry wynik Andrzeja Leppera i marny Marka Borowskiego, którego kampanię wspierał Aleksander Kwa-śniewski. Wszystkie prognozy specjalistów od badania opinii publicznej jednak się potwierdziły. Mamy Polskę podzieloną na trzy części: pięć milionów obywateli zadowolonych, odnajdujących się w Polsce wolnego rynku i ostrej konkurencji - to wyborcy Tuska; kolejne pięć milionów to ludzie zadowoleni z wolności, ale nieakceptujący wolnego rynku w takiej formie, jaką przyjął on w Polsce - to elektorat Kaczyńskiego. Ponad cztery miliony ludzi nie chce zgodzić się z tym, żeby było inaczej niż w PRL -ci głosowali na Leppera i Borowskiego. Taki jest podział w grupie aktywnych wyborców, obejmującej obywateli (około połowy), którzy biorą udział w wyborach. Można się obawiać, że spora część wyborców absentujących mieści się w drugiej i trzeciej grupie. Gdyby frekwencja wyniosła 100 procent, mielibyśmy zapewne w drugiej turze pojedynek Kaczyński - Lepper. Teraz o tym, kto będzie prezydentem zdecydują ludzie, którzy będą musieli dokonać wyboru, czy bardziej nie lubią wolności, czy wolnego rynku.

Dwa Rzymy

W obliczu naszych wyborów w cień usunęły się wydarzenia międzynarodowe. I zapewne przez najbliższe dwa tygodnie tak będzie. Tymczasem w Europie dzieją się rzeczy być może ważniejsze dla nas od rezultatu walki o prezydenturę. W ubiegłym tygodniu Unia Europejska zdecydowała bowiem o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych z Turcją. Decyzja ta ma wymiar historyczny. Po raz pierwszy Unia zamierza wyjść poza obszar cywilizacyjnej wspólnoty Zachodu wyznaczonej przez zasięg oddziaływania chrześcijaństwa.

Polacy dość masowo, w każdym razie dużo częściej niż reszta Europy, popierają akcesję Turków. Dobrze to o nas świadczy, gdyż oznacza, że nie jesteśmy nastawieni na pilnowanie własnej kieszeni, tylko na budowanie europejskiej solidarności. Obawiam się jednak, że ani obywatele, ani politycy nie podjęli rzeczywistej refleksji nad skutkami tureckiej akcesji. Te zaś powinny nas skłonić do bardzo aktywnej polityki w Brukseli. Aktywnej na tyle, by ochronić polskie interesy. Nie mam tu na myśli funduszy strukturalnych czy rolnych, ale cywilizacyjny wymiar przyszłej Europy. Polska powinna skupić się na zabiegach, by zrównać jak najszybciej status Turcji z Ukrainą i zaproponować, aby UE przygotowywała się do rozszerzenia, które oficjalnie będzie ostatnim. Proces negocjacji z samą Turcją może bowiem skierować Europę na tory budowania Europy rzymskiej. Nie w sensie rzymskiego prawa i chrześcijaństwa, lecz kopiowania obszaru oddziaływania starożytnego Imperium Romanum. Za chwilę usłyszymy przecież, że skoro przyjmujemy Turcję do Unii, to nie ma żadnych powodów, aby nie przyjąć Izraela, który spełnia wszystkie kryteria członkowskie i ma ochotę stać się członkiem Unii. Jeśli Izrael, to Europejczycy musieliby wypełnić swoją starą obietnicę i przyjąć Autonomię Palestyńską. W kolejce stoi też stowarzyszone z Brukselą Maroko. Strzelaniny wybuchające na granicy hiszpańskich enklaw w Afryce - Ceuty i Melilli, które stały się strażnicami broniącymi Europę przed tysiącami nielegalnych imigrantów z Maroka, dowodzą, iż Unia nie jest tylko marzeniem młodego króla Mohammada, ale i milionów Marokańczyków. A jeżeli Maroko, to nie ma powodów, by odmówić praw członkowskich Algierii, Egiptowi, Tunezji, a przyszłości i Libii ucywilizowanego Muammara Kadafiego. Biorąc pod uwagę fakt, iż w razie - bardzo prawdopodobnego - rozpadu państwa irackiego granice Turcji sięgną przedmieść Bagdadu, rozszerzona Europa byłaby po prostu poszerzonym Imperium Rzymskim. A w imperium prowincje północne były odległym marginesem. Sama geografia zresztą wymuszałaby uczynienie z Morza Śródziemnego centrum polityki europejskiej.

Drugi scenariusz, zdecydowanie korzystniejszy dla Polski, wymaga od Europejczyków podjęcia bardzo nielubianej i uznawanej za niepoprawną politycznie debaty o granicach cywilizacyjnych Europy. Ta dyskusja jest odkładana, bo granice zależą przecież od zgody co do źródeł i podstawowych wartości konstytuujących Europę. Pomysłodawcy eurokonstytucji mówili w preambule o tradycji grecko-rzymskiej, czyli wpisywali się w scenariusz „śródziemnomorski". Między innymi dlatego, że nie chcieli uznać oczywistości, iż współczesna Europa zbudowana jest przede wszystkim na fundamentach chrześcijaństwa. Powinniśmy o tym przypominać we własnym, dobrze pojętym politycznym interesie. Jeśli Europa uzna, iż jej granice wyznaczają kościoły, a nie rzymskie ruiny, to będzie musiała otworzyć się na przyjęcie Ukrainy oraz stworzyć perspektywy europejskie dla Białorusi, Mołdawii i - rzecz jasna (co nie budzi sporów) - dla Bałkanów. Turcja jako członek NATO oraz jedyne państwo muzułmańskie, które potrafi godzić islam z modelem demokratycznym mniej więcej zgodnym ze standardami zachodnimi, z trudem, jako członek o specjalnym statusie, mogłaby się w takiej Unii pomieścić. Podobnie jak Grecja, która jako jedyne państwo z kręgu chrześcijaństwa wschodniego była szczególnie traktowanym członkiem starej UE, tak Turcja w poszerzonej o Ukrainę i Białoruś chrześcijańskiej Europie byłaby członkiem o specjalnym statusie. Politycznie można by to uzasadnić choćby faktem, że większa część tego kraju leży poza geograficznym terytorium Europy. A Polska poprzez rozszerzenie na wschód zmieniłaby status kraju granicznego Europy na państwo znajdujące się w środku Unii.

Korzenie a nie sakiewka

Naturalnie stopień przygotowania Ukrainy, że o Białorusi nie wspomnę, uniemożliwia szybkie rozszerzenie. Ale nikt nie mówi, iż kolejne poszerzenie UE ma odbyć się szybko. Ważne jest natomiast stworzenie perspektywy członkostwa. Gdyby Bruksela jasno powiedziała, że czeka na Białoruś, zupełnie inaczej czułaby się białoruska opozycja demokratyczna. Wyłoniony w ubiegłym tygodniu kandydat na prezydenta Aleksander Milinkiewicz miałby dużo większe szansę niż obecnie, gdy jedynym punktem odniesienia dla Białorusinów jest Moskwa.

No dobrze - co jednak zrobić w tak poszerzonej Europie z Rosją. Moskwa powołując się na korzenie chrześcijańskie, może przecież powiedzieć, iż również chciałaby znaleźć się w Europie politycznej. A wtedy pojawiłoby się pytanie, czy Rosja wchodzi do Europy, czy Europa do Rosji? Niewątpliwie nie można powiedzieć Moskwie, iż jej nie lubimy i dlatego nie będziemy rozmawiać. Wydaje się jednak, że właściwą odpowiedzią byłoby stwierdzenie, iż Unia Europejska widzi swoje ostateczne granice na wschodniej rubieży Ukrainy i Białorusi, a z Moskwą chętnie usiądzie do rozmowy o czteroelementowym porozumieniu państw Północy - razem z USA i Japonią.

Ze sporem północ-południe będziemy musieli się zmierzyć w XXI wieku. Dostrzegał to Jan Paweł II, ogromnie dużo energii poświęcając na pielgrzymki i współpracę z państwami „biednego południa". Ale będzie nam o wiele łatwiej, jeśli do tego sporu przystąpimy jako Europa zintegrowana wokół prawdziwych wartości wyrastających z naszej tożsamości religijnej i tradycji personalistycznej niż wówczas, gdy będziemy amorficzną wspólnotą obrony pełnej sakiewki.

A skoro o sakiewce mowa, to warto zauważyć, że trwający od trzech tygodni kryzys polityczny w Niemczech skłania do patrzenia na Europę bardziej przez pryzmat wartości niż pieniędzy. Nie mając szans na szybką reformę gospodarki niemieckiej, która była głównym płatnikiem do unijnej kasy, możemy zapomnieć o wzroście budżetu Unii w skali dającej nam możliwość znacznego wzrostu wypłat z brukselskiej kasy. Trzeba więc korzystać z dobrodziejstw otwartego rynku, a nie liczyć na prezent „ciotki Unii". I myśleć o tym, jaka Europa będzie Europą prawdziwą.

Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 podsekretarz stanu i główny doradca premiera ds. zagranicznych, obecnie komentator międzynarodowy tygodnika „Wprost"

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama